Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2007

Już jestem i się poprawiam

Najpierw komentarz do komentarzy z notki o wizycie u Kryni. Bo muszę wam się przyznać, że opisywane przeze mnie historyjki są prawdziwe. Oczywiście – czasem odrobinę koloryzuję. Ale wierzcie mi – życie samo w sobie bywa tak zaskakujące, że zwykle koloryzować nie trzeba. Naprawdę pies mnie podeptał malinową stopą, naprawdę prałam kieckę, naprawdę Krysia zmusiła mnie do przebrania, bo jest dobrym człowiekiem i nie chciała, żebym zmarzła. Naprawdę kwiczała radośnie na mój widok w jej sukience. I o majtkach też było naprawdę. Ot i wszystko o tym wydarzeniu. Inna rzecz, jak sądzę, że macie wyrobione już lekko zdanie i na mój temat, i na Kryni. Mnie zapewne uważacie za solidnie stukniętą, co wcale daleko na półce od prawdy nie leży. Natomiast powiadam wam, że mylicie się co do Kryni. Nie jest ona bowiem, jak zapewne sądzicie, taką poważną i wyważoną panią. W Kryni kryją się pokłady niezbadane poczucia humoru, użytkowego w dodatku i odnoszę wrażenie, że liczne pomysły siedzą dosłownie na końc

Przepraszam

Sądny dzień dziś mam. Nie wiem, czy mi się uda cokolwiek jeszcze napisać. Wybaczcie.

Firanki szydełkowe

Jak widzicie, jestem konformistką i za radą paciary dokonuję niniejszym zwabienia czytelników domowym sposobem. Pacia naturalnie sama nie jest bez winy i kamieniem nie rzuci, bowiem posunęła się już tak daleko, że zakupiła na targu szydełkowe cudeńka, obfotografowała i napisała notkę na trzy strony, w której opowiadała oczko po oczku, jak to udziergała. Potem snuła historie, że robi nalewki i co tam jeszcze, a czy ktoś próbował tych jej wyrobów, a? Więc ja już przestałam wierzyć, bo zwykły człowiek nie może być taki wszechstronnie uzdolniony. To wszystko tylko na podpuchę biednego, głupiutkiego czytelnika, który lata do tej paćki z wywieszonym ozorem i ciągle ogląda tę samą notkę*. Ale ja jak zwykle nie o tym. Niemmniej czuję się wytłumaczona. Ja to na przykład mogę dziś napisać historię o tym, jak świat okrutnie karze miłych i sympatycznych ludzi, którzy chcą się zaprzyjaźnić. O drugiej będzie i o kryni02. Wyobraźcie sobie, że bezlitosne te istoty nabyły obrzydliwego nawyku obrabiania

Komunikat

Redakcja uprzejmie informuje, że w związku z chwilowym zapomnieniem, po co tu jest i wynikłymi z tego szaleństwami graficznymi, statystyki umarły. Redakcja poczuła się jak ta sirota bez ojca i matki, biedny miś. Redakcja myślała, że wszyscy ją opuścili (poza pacią ;o)). Na szczęście uporczywe grzebanie i wrodzone kombinatorstwo doprowadziło do powrotu statystyk z krótkiego urlopu i redakcja zobaczyła dziś rano, że wpadł ktoś z Radomia. NIEH RZYJE RADOM! I to by było na tyle. Tymczasem.

O bibliotece

Winna wam jestem wyjaśnienie, a poza tym nie mogę się oprzeć, żeby sobie nie podywagować. Oczywiście sprawdziłam te „Zapiski…” i wyszło, że na szczęście Eco posługuje się tekstem własnym. Nie wiem co prawda, który jest pierwotny, bo oba datowane są tak samo, z tym, że jeden jest felietonem, a drugi wykładem, ale przecież nie o to chodzi. Eco jest nieprawdopodobnie erudycyjnym pisarzem, a przy tym jest lekki, dowcipny jak mało kto, daje się czytać bez trudu. Oczywiście proszę sobie nie myśleć, że to jest pisarz stricte rozrywkowy. Ale można i tak, po powierzchni. Niemniej polecam się zagłębić, on zawsze chce coś mądrego powiedzieć i to na wielu poziomach. Tuż pod powierzchnią rozrywki tkwią odwołania do socjologicznej, anropologicznej, psychologicznej rzeczywistości. Tym, którym się chce, Eco oferuje tę przepastną głębinę przemyśleń, charakterystyczną dla ludzi o wyjątkowo szerokich horyzontach. Od razu uprzedzam, że daleko mi do hurraoptymizmu albowiem jest to pisarz, który często napa

W jaki sposób uniknąć kary, gdy coś spsocisz

Obraz
Sposoby są różne, ale te dwa wydają się absolutnie bezkonkurencyjne. Sposób pierwszy: Sposób drugi: Proszę bardzo, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem! Aha… sposób pierwszy znam z autopsji. W dodatku razy 3.

Opowieść o misiach-przytulisiach

Każdy wieczór w naszym domostwie przebiega według ściśle opracowanego scenariusza, którego elementem jest dostarczanie do naszego łóżka misiów-przytulisiów. Pewnie chodzi o to, żeby się nam dobrze spało. W roli dostaczyciela (donosiciela?) występuje Zocha wieczorna. W roli nas występujemy my. W roli miejsca dostarczenia występuje sypialnia z wariacjami (podłoga, łóżko itp). W roli misiów przytulisiów… no właśnie. Z pełnym zaangażowaniem oddajemy się oboje uczestnictwu w sztuce rozgrywanej przez Zochę wieczorną każdego wieczora. Schemat działań jest zawsze ten sam. Kiedy już leżymy w łóżku i na głowie Szefa leży Karol, a pod moją kołdrą szamoce się Tuśka, Zocha wieczorna daje sygnał dźwiękowy do rozpoczęcia działań. Sygnał dobiega z dołu, najczęściej z tak zwanego salonu i zmienia miejsce dobiegania zgodnie z przebywaną trasą. Naszym świętym obowiązkiem jest na ów sygnał odpowiedzieć, co zachęci Zochę do realizacji z góry przyjętego planu. - Miauuuuuuuuuuu!!! - No chodź, Zosieńko, chodź

Do soleil

No i skoro już weszłam do tej księgi gości (rzadko tam wchodzę, bo jak sama nazwa wskazuje to jest księga gości, a nie gospodyni), to teraz mam niezłą zagwozdkę. I czego to miałam cię nauczyć, psiekrwie???

Wczoraj mnie nosiło

Remont w łazience moich rodziców dokonał się ostatecznie. Okropnie mi się nie chciało, jak to przy wykończeniówce. Najgorsze to klękanie i wstawanie, bo kolano mi się zepsuło. Już z tydzień temu mi się zepsuło, ale jak się naklękałam i nawstawałam w tej łazience, to wreszcie nieśmiało zapytałam, czy nie ma aby jakiejś maści albo cuś. Mieli. Zaopatrzyli mnie czule i jest jakby ciut lepiej. Z tym, że jeszcze nie dobrze. W dzieciństwie zrobiłam sobie w to kolanko kuku na zjeżdżalni na basenie. Wina była w 100% mojego kuzyna, więc zaproponowałam, że pociągnę go do odpowiedzialności, bo na starość mi to kolano całkiem szlag trafi. Renta się przyda, jak znalazł. - Roszczenie się przedawniło – poinformował radca prawny z drugiego pokoju. No i masz, w tej rodzinie nikt nie jest po właściwej stronie… A kolanko psuje mi się okresowo, ale tak mnie jeszcze nie bolało. Nie wiem czy to nie symptom upływu czasu? Ukryjmy tę myśl pod znaczącym kaszelkiem. A potem to nam się jeszcze zachciało (dla odre

A cud techniki wygląda TAK!

Obraz
Z przodu wygląda ci on I z tyłu tyż wygląda A poruszam się nim JA!

Służbowa sobota

Obraz
Najbardziej chyba męczącym, z mojego punktu widzenia, obowiązkiem służbowym jest konieczność obecności na tzw. imprezach. Jak mam przyjechać do firmy, zrobić coś konkretnego, wymienić uwagi i jechać do domu, to OK. Ale imprezy są męczące. Raz – bo zabierają człowiekowi mnóstwo czasu (nie da się wpaść na godzinę, musisz siedzieć przynajmniej cztery), choć ja się zawsze jakoś wykręcam i urywam. Dwa – bo to wyłącznie politykierka. Suszysz człowieku zęby, rozmawiasz o niczym albo robisz interesy. Jak masz jakieś do zrobienia. Szczęśliwie się złożyło, że wczoraj miałam, przynajmniej było jakieś zajęcie. Zabawa była przednia, bo wiadomo, że jeśli nawet nie masz interesów, to warto zadzieżgnąć kontakty. Zgadnijcie, kto jest zawsze najbardziej oblegany? No wiadomo – najważniejszy. A mnie się tym razem zdarzyło mieć interes do najważniejszego. Szczęśliwie przebywał w towarzystwie wyłącznie męskim, więc uznałam, że najrozsądniej będzie schować w kieszeń przemyślenia o seksizmie i wyhaczyć gościa

Porozmawiajmy jak Anglicy

O pogodzie. Bo wyobraźcie sobie, że nasza sprzątaczka jest na urlopie. A ona ma taki miły zwyczaj, że po przyjściu otwiera drzwi mojego pokoju na oścież, okno na oścież i włącza wentylator. Ja przychodzę ok. 1,5 h po niej i w pokoju w miarę można egzystować. Kiedy jej nie ma, zastępcy tego nie robią. Otwarłam dziś drzwi od gabinetu tortur i zaduch z żarem, które były tam już od jakiegoś czasu, rzuciły się na mnie w progu, przewróciły mnie, przebiegły po mnie podskakując i kopnęły mnie w twarz na powitanie. Doczołgałam się do krzesła, wstałam wsparłszy się na nim i zerknęłam. Na termometrze nabiurkowym stało: 31,5 stopnia C. Pamiętam, jak mi Ojciec mówili, że taka temperatura w pomieszczeniu nijak się ma do przepisów BHP i powinniśmy iść do domu. HA! Wyobraźcie sobie siebie oświadczających własnej dyrekcji: - W pokoju mam za ciepło, więc wracam do domu. A dyrekcja na to: - To super, mamy przerost zatrudnienia. No to otwarłam drzwi i okno, włączyłam wentylator, który nie chłodzi, tylko m

Wkurw

I przepraszam bardzo. Bo miało być o srebrnej strzale, którą przyjechałam dziś do pracy po raz pierwszy. A będzie o czymś zupełnie innym. Będzie o spotkaniu klasowym. Ni z gruchy, ni z pietruchy zadzwoniła do mnie koleżanka z maturalnej klasy. Piszę „z maturalnej”, bo ja nie jestem łatwą pacjentką i oprócz znanego fiku-miku, że studia zrobiłam na innym kierunku, a pracę magisterską napisałam na innym, mam w swoim życiorysie mnóstwo jeszcze dowodów na to, że nie jest ze mną łatwo współpracować, gdyż wena mnie męczy. Dośc dotkliwe objawienia miałam już w liceum. Bo było tak, że dość wcześnie zdecydowałam się na rodzaj studiów, humanistycznych jak wiadomo, a byłam w biol-chemie. W tych czasach matura dla profilowanych klas była możliwa do zdawania tylko z wybranych przedmiotów. Na egzaminie wstępnym miałam historię, więc uznałam (słusznie zresztą), że zdawanie matury z biologii i potem rycie historii na wstępny w krótkim czasie to pomyłka. Udałam się wobec powyższego do dyrekcji i zażądał

Prawdziwa miłość

Obraz
Warto jest znaleźć w życiu prawdziwą miłość. Oparcie i wsparcie. Ciepło i wyrozumiałość. - I co, będziesz sobie dzisiaj oglądał Bareję? - Co? - Bareję, taki reżyser. - Aha. No chyba nie. - Ale czemu? Sadzisz się na to od tygodnia. - No tak, ale ja chciałem tak razem z tobą. Popatrzeć, pobyć. A co to za przyjemność, jak ja po pięciu minutach filmu patrzę, a tobie głowa się kiwa, usta otwarte, ślina ci ścieka po brodzie. To nie są warunki do oglądania! Uprzejmie informuję, że jest duszno. O awanturę łatwo. Nalepki z rejestracją zapomniał przykleić w samochodzie. I schodki nam się zawaliły. Ale teraz to już go zdzielę mieczem! Dopisek z 23.08.2007 r. godz. 10.30 Ponieważ zaistniały podejrzenia, że śpimy na terenie klatki schodowej, załączam zdjęcia potwierdzające, że, kurza melodia, mamy w domu schodki. Choć, jak widzicie, jest to nazwa nieco na wyrost. Ale chadzamy po nich wielokrotnie, a nawet biegamy (ale nie rozpowszechniajcie tej informacji) a wczoraj sąsian nam zarwał dwa stopnie, z

Jazda z biurem turystycznym zaczyna się na nowo

Jestem bowiem świeżo po wizycie w kancelarii prawnej. Naturalnie nie wspominam, że prawnik, który mnie reprezentuje jest wychowankiem Taty ;o)Nie ma co błądzić po omacku, moi państwo. Wysłuchał mnie cierpliwie, za głowę się złapał i powiedział, że to wszystko podpada pod UOKiK. A że ma doświadczenie i w tym miejscu, być może porwiemy się na takie ekscesy. Nie dokońca wiemy jeszcze o co walczymy i z kim*, ale machnęłam ręką na takie szczegóły. Podpisałam pełnomocnictwo i mam to z głowy. Rozsiądźmy się, zróbmy sobie herbatkę i poczekajmy cierpliwie na rozwój wypadków. Fajny taki pełnomocnik. W razie jakby doszło do sprawy sądowej, to (przy założeniu, że się wygra) w ogóle człowieka nic nie kosztuje. Więc co mi tam. Hulaj dusza, piekła nie ma. W bój! Ciekawe, swoja drogą, ile z tych kolonii powróci do mojej spragnionej kieszeni. Pozostaje bowiem kwestią otwartą dofinansowanie z socjalu. Na szybko napisałam maila do kancelarii, czy aby na 100% potrzebują oryginalnej faktury, bo mi wszystko

Ecie pecie

- Nie mam o czym pisać – pomyślałam rano – Moje życie jest nudne, monotonne i zwyczajne. Ten nastrój ciągnął się do 11.00, więc uznałam, że w ramach rozrywki pójdę do apteki, to może mnie natchnie. I co? Wy też może tak macie, że idziecie sobie ulicą i was natycha? Bo mnie na ulicy natycha 20 razy na minutę. Mam też drugi taki zestaw – w klozecie. Ale nie we własnym, tylko w gościach. Idę sobie w gościach siku (nie u wszystkich, bo się brzydzę), siadam i brzdęk! Normalnie zacznę chodzić z kartką i długopisem, bo mam takich brzdęków z pięć na jedno sikanie i mi sie wątki plączą. Najzabawniejsze jest to, że ja muszę te natchnienia z kibla przekazać słuchaczom natychmiast po opuszczeniu lokalu, a wtedy się dyskusja wywiązuje na temat numer 1 i wszystkie pozostałe odkrycia geniusza klozetowego szlag trafia. Dodatkowo ma skłonność do dywagacji i to jest już tutaj widoczne, bo miało być o olśnieniach z ulicy. Ale jeszcze tylko powiem, że u nas w rodzinie to na takich, jak ja się wrzeszczy: p

Tak mnie zebrało na podsumowania

Sama nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że to nie jest delikatna sugestia Najwyższego, że zmieniam lokal. Co prawda boli mnie od dwóch dni głowa i kolano, ale to chyba nie ma związku, nie? W końcu bez kolana można żyć. Gorzej bez głowy. Choć muszę przyznać, że znam kilku takich. Całe życie bez głowy i mają się dobrze. Pozostaje odrębną kwestią, czy inni mają się dobrze z nimi. Ale ja nie o tym chciałam. Moi Goście! Otóż sprawdziłam sobie w statystykach, że od połowy marca mój blog został odwiedzony ponad 17 000 razy. Oczywiście z czystym sumieniem możemy założyć, że 16 500 razy odwiedziłam go sama. Pozostałe 250 razy – moje wytrwałe przyjaciółki: Krynia i druga-mama. Niemniej zostaje jeszcze jakieś 250 razy ! Z kawałkiem, ale nie bądźmy drobiazgowi. Mogę sobie podejrzeć z jakich miejsc na świecie jesteście. To podglądam. I wam też pokażę. Piszę „na świecie”, bo wyobraźcie sobie: bywała jestem. Z Hameryki mam gości. I z Australii – którą nota bene statystyki na jednej podstronie wykazują,

Podejrzewam, że Krynia nie ma dostepu do komputera

Więc zaraz wam wszystko opiszę. Nie mogłam tego zrobić w weekend, bo mi internetu nie dowieźli i doniosą w wiadrze, ale dopiero we wtorek. Tymczasem muszę powitać mojego kierownika – pierwszy dzień po urlopie – i przekazać mu wszystkie badziewne sprawy. Z dziką radością. A zaraz potem tu wrócę i sprawozdam. 09:52 „To było tak, to było tak, jej mężem został pan z wąsikiem…” Nie myślcie sobie, że obyło się bez atrakcji. W piątek Marcinowi zrobiło się źle. Jak mu było dłużej źle (bo kto by się przejmował byle czym), zapadła szybka decyzja i udano się do szpitala. Jakby było mało ostatnich przygód (rozbicie głowy, krew na ścianach, zapalenie płuc), okazało się, że cewnik zatkał się na amen. Na szczęście lekarz wyraził wolę pomocy (nie zawsze chcą to robić, niestety) i cewnik wymienił. W euforii zapewne, że tak dobrze poszło, służba zdrowia rzuciła się na Marcina i… rozwaliła mu rękę. Kolejne szwy. Zgodnie z relacją panny młodej, wieczorem odbyła się wymiana informacji: - Wiesz, jeśli nie c

Niepokój

Krysia pojechała do szpitala. Bardzo się martwię, czekam na informacje: jakie zrobili jej badania, jakie są wyniki, czy zostaje w szpitalu, czy wraca do domu. Myślę, że kwestia ślubu z matką pana młodego w roli głównej – zielonej upadła. Oby tylko udało się opanować chorobę w jak najkrótszym czasie. Krysia czuje się źle, bardzo ją boli, okropnie kaszle. Jest przemęczona i zestresowana, a to w chorobie nikomu nie pomaga. Teraz opiekuje się nią przyszła synowa, moja imienniczka – bardzo fajna i ciepła dziewczyna. Wiem, że Krysia jest w dobrych rękach, a ja dzięki temu – w kontakcie. Będę was informowała na bieżąco. Tak, oczywiście, jeśli będzie jakaś potrzeba pomocy, to naturalnie dam znać. Mogę sobie pozwolić, bo będę prosiła w nie swojej sprawie, no nie? Luz. A w cichości ducha powiem wam, że byłabym spokojniejsza, gdyby zatrzymali Krysię w klinice. Wiem, nikt nie lubi być w szpitalu, ale to jest bardzo poważna sprawa, naprawdę. Ćwiczcie pozytywne myślenie. 13:30 Krysia wróciła do domu

Wielki comeback

Dyrekcja naczelna wróciła z urlopu i nie wiem, jak dziś będzie z moją sprawozdawczością. Już tam byłam cztery razy, a czekam na kolejne posłuchanie, doprawdy… Postanowiłam tylko, że tymczasem wrzucę ogłoszenie. No bo wiecie, że Bóg nas na chwilę opuścił, rozum nam odebrał i kupiliśmy nowe auto. Oczywiście zakup ten nie ma żadnego realnego uzasadnienia. Jednak dwóch samochodów utrzymywać nie będziemy. Więc fiestka jest do sprzedania. Już pisałam, że rozstanie napełnia mnie żalem, ale opamiętanie po szaleństwie przyszło. Informuję, że najchętniej oddałabym ją w dobre ręce, bo aż szkoda, żeby się mój cud motoryzacji dostał komuś obcemu. Jeśli ktoś potrzebuje samochodu taniego, ekonomicznego w utrzymaniu, sprawnego i niepsujnego, to proszę dać znać. Ford fiesta, rocznik 1996, 1,8 diesel classic, ok. 200.000 przebiegu (na pamięć nie znam, mogę sprawdzić dokładnie), wspomaganie kierownicy, poduszka powietrzna dla kierowcy, radio + głośniki, odcinanie zasilania, komplet opon zimowych (renówka

Renault is coming

- Ekhm, ekhm! – wykaszlałam pół płuca nad otwartymi drzwiami nowego samochodu, słusznie wnioskując, że gdzieś w czeluściach znajdował się będzie sprzedający i nie omyliłam się. - Zamontowałem radio – oświadczył mało dziarskim głosem. - Bardzo się cieszę. - Zaraz potem okazało się, że nie ma głośników… - Hmmm… A teraz już są? - No są – jęknął zrezygnowany. - Czyli wszystko na swoim miejscu! – skwitowałam radośnie. - Chcesz śrubki? - Jakie śrubki? - Oryginalne śrubki z głośników. - A co, trzymają się siłą woli? - Dałem inne. - To na co mi te śrubki??? - Przez grzeczność pytam! – wrzasnął. - Aha. To nie chcę. … - Wymieniłam ci tyle i tyle kasy za to radio, bo nie wiem, jaki mamy obecnie kurs euro. Starczy, czy coś więcej? - Rozumiem, że głośniki dałem ci w promocji? - Na to wychodzi. - I montaż? - No chyba nie sądzisz, że umiem sobie zamontować głośniki. - Aha. - No. A to dopiero początek promocji. - Już się boję! … - Słuchaj, mogę ci trzymać samochód w garażu do środy. - A potem? - No ni

Już poniedziałek, więc nowy rozdziałek

Jestem chorsza. Znaczy w zeszłym tygodniu byłam chora, a teraz mi się pogorszyło, zamiast odwrotnie. To trochę uciążliwe. Katar występuje rzutami, ale jak już wystapi to zalewa nam mieszkanie i jeszcze sąsiadów. A jak kaszlnę, to szyby wprawiam w drżenie. Postanowiłam przeczekać, ale wczoraj to już nie wytrzymałam, przyfasoliłam końską dawkę aspiryny C, spociłam się w nocy jak norka i wstałam w takim stanie, jakby mnie ktoś przeganiał kopniakami po stodole przez całą noc. W ogóle to protestuję przeciwko chorowaniu w lecie, mimo że lato jakie jest, każdy widzi. Protestuję, zwłaszcza, że: a. nie mam klimatyzacji w domu, b. nie mam klimatyzacji w pracy, c. nie mam klimatyzacji w samochodzie, d. nie pijam zimnego, e. rzadko jadam lody. Znaczy jakaś świnia na mnie nakichała albo nakaszlała. I to też ciekawe, bo mało chadzam po sklepach, gdzie tłum dziki, nie pracuję z klientem i nie poruszam się Środkami Masowej Zagłady czyli komunikacją miejską. Ale piąta kolumna widzę i tak znalazła dojśc

Dobrnęlim do piątku

Ufff… Kolejny tydzień wytężonej pracy mamy prawie za sobą. Nie da się ukryć, że na weekend też niestety mam bardzo pracowite plany, ale przynajmniej nie w Archiwum X. Postanowiłam jednak skupić uwagę wyłącznie na przyjemnościach albowiem jutro przypada nam z Szefem rocznica, którą skromnie i we dwoje świętować będziemy obiadem w restauracji, do której udajemy się niezwykle rzadko (dość drogo), choć lubimy (smacznie), bo jest naszą pierwszą wspólną restauracją, a więc zwrotnym punktem w związku. Zwykle tak się składa, że 11 sierpnia Potomstwo bawi w domu, więc chadza z nami, co w niczym nie przeszkadza, bo przecież jesteśmy rodziną, a nie wyłącznie parą. W tym roku Potomstwo nieobecne i z pewnością będzie miało żal, więc może zrobimy sobie z tego naszą małą tajemnicę. Nie wysypcie się, a ona może przeoczy. Stolik został przez Szefa zarezerwowany i nie zamierzam się przejmować, że będziemy tam lecieli pomiędzy jedną a drugą pracą. Zaklepaliśmy sobie na wyłączność dla siebie nawzajem trzy

Historyjka dwuczęściowa z gratisem

Pierwsza część historyjki przybliży Szacownym Czytelnikom problematykę zapadalności na zdrowiu Naszego Drogiego Karolka i stanie się punktem wyjścia dla części drugiej oraz dodawanego w promocji gratisu instruktażowego. Część pierwsza. Otóż u Karolka jakiś tydzień temu wystąpił tajemniczy i wstydliwy poniekąd problem. Objawiał się nieustannym i nerwowym strzepywaniem ogona – imponującej części Karolka. Problem ten został przez rodzinę dostrzeżony i zdiagnozowany jako przyklejona kupa (stąd: wstydliwy). Karolek, wbrew swojej woli, został poddany szczegółowym oględzinom części zadniej Karolka połączonej z molestowaniem (obmacywanie). Kupy nie stwierdzono. Postawiono wobec tego zawrotną diagnozę, że Karolek: a. ma zaparcie i boli go tyłek; b. ma zadrapanie i boli go tyłek; c. siedzi na kaflach i się podziębił, więc boli go tyłek. Postanowiliśmy wziąć Karolka na przeczekanie. Niemniej, kiedy wróciliśmy do domu we wtorek, nerwowe podrzucanie ogona się nasiliło, a do tego dołączyły objawy go

Atrakcji ciag dalszy

Niebiosa dbają o nasz komfort psychiczny poprzez zsyłanie coraz to nowych rozrywek, o których już wiedzą ci, którzy zaglądali TU . Oświadczamy, że się nie nudzimy nic a nic. Jutro będę się widziała z Marcinem, to wam powiem, czy (na oko niematki) do twarzy mu z blizną. W związku z poznanymi przeze mnie okolicznościami wywrotki, zaproponowałam Kryni, że możemy Marcinka zlać malowniczo wężem do podlewania ogródka, który stał się bezpośrednim sprawcą wypadku. Zapamietają sobie obaj, co nie? ;o) Krynia, biedaczka, w kompletnym szoku. Do tego stopnia, że język jej się plącze i bredzi. Rano np. powiedziała, że nie mogę przyjechać i pomóc w pewnej sprawie związanej z Marcinem, bo mam strasznie dużo swoich spraw i kłopotów. Na takie bredzenie zalecam kataplazmy oraz wyciąg z pająka. Dzisiejszy telefon do Teściowej podniósł mnie na duchu, bo głos zdecydowanie żwawszy i samopoczucie lepsze. Nadal naturalnie jak nakręcona powtarza, żebyśmy sobie kłopotu nie robili i mam wpłynąć na Szefa, żeby jej

Do biegu gotowi… START!

Wpadam tu na chwilę, wyłącznie z przyzwoitości, żeby wam powiedzieć, że rozmawiałam dziś z Teściową. Głosik ma jak pięć groszy, słabiutka, ledwie mówi. Oczywiście nic jej nie jest, świetnie się czuje i mam sobie nie robić kłopotu. A co, jak ja chcę? Wszyscy przecież wiedzą, że ja uwielbiam mieć kłopoty, nieprawdaż? Żyć bez tego nie mogę i koniec. Obmyślamy z Szefem politykę codziennego nękania pacjentki, która to terapia doprowadzić ma do założonych przez nas skutków, czyli mania Mamy pod ręką przez czas jakiś. Działamy sprawnie i w sposób zorganizowany, co – mam nadzieję – rokuje dobrze naszym niecnym planom. Jesteśmy jak ten holder, który ma założony – nie sposób się od nas uwolnić. Krążymy jak sępy nad zwierzyną i cierpliwie czekamy na ten moment, kiedy zrozumie, że już nie ma ucieczki. A wtedy nie będzie trzeba nawet stosować rozwiązań siłowych. Taka mam przynajmniej nadzieję. W pracy ostra polka i meksyk. Z dyrekcją rozmawiałm dziś już 78236517860156 razy, a i tak czuł potrzebę za

Wstydliwe wyznanie: lubię moją Teściową

Jestem zarobiona po brzegi – wydaje mi się, że jeszcze jedna kropla i to wszystko się przeleje. Dodatkowo, jak wiadomo, przeżywam ten rok wyjątkowo intensywnie i – chociaż staram się tak nie myśleć, bo z urodzenia jestem optymistką – zwyczajnie zaczynam przebąkiwać o pechu i mieć dosyć, dosyć, dosyć! Kto się jeszcze nie zorientował, że to wstęp do kolejnej atrakcji, ręka w górę! Miotam się pomiędzy uczuciami przerażenia i wściekłości. Moja Teściowa jest w szpitalu. Jestem przerażona, bo zabrało ją pogotowie, miała zapaść. W jej przypadku to wyjątkowo poważna sprawa, ponieważ nie ma jednej nerki i jej organizm pozbawiony jest już jednego ważnego filtra. Rozmawiali już przez telefon – mama z synem – ale nie wytrzymałam, żeby nie posłać jej esemesa, że ją ściskamy z całej siły, że z nią jesteśmy – gotowi do pomocy. I że rozsadza mnie ze złości, że dowiedziałam się dopiero po trzech dniach. No i mamy wątek drugi: jestem wściekła do granic wytrzymałości, bo nikt do nas nie zadzwonił. Trudno

Sobotnie odprężenie

Wczorajsze popołudnie i wieczór spędziłam z Krysią i ono było okropne, jak zawsze. Z tą kobietą po prostu nie można się nagadać. Zawsze żegnam się z niesamowitym niedosytem i niepokojem, kiedy znów będzie czas na jej apetyczne historyjki i czy w ogóle ta studnia może się wyczerpać. Muszę wyznać, że sporo tracą ci, którzy nie mogą wirtualnie jej przycisnąć, żeby wydobyć tysiące powalających opowiadań o jej życiu i przemyśleniach. Zrobiłyśmy sobie również mały pokaz mody, bo przegoniłam ją bez litości na okoliczność prezentacji możliwych układów kolorystycznych i kompozycyjnych wyglądu matki pana młodego. Mój głęboko przemyślany wybór padł na uroczy kostiumik w ulubionym kolorze Krysi – dopasowany tam i owam i zalotnie falujący w innych miejscach. Dodatkowym atutem tego stroju jest nieprawdopodobny zbieg okoliczności dopasowania go do sukni panny młodej. HA! Bo mało, że poszalałam sobie emocjonalnie, spotykając matkę pana młodego! Miałam jeszcze okazję sznurować gorsecik panny młodej! Oo

Przeżywam chwile zwątpienia

No bo jak człowiek natrafi na coś TAKIEGO , musi się zastanowić GDZIE MY, DO CHOLERY, ŻYJEMY??? Świat dokądś pędzi, coraz częściej mam wrażenie, że w czarną dziurę. Najbardziej przerażają mnie te tłumy. Dzieci przyprowadzają. Robią zdjęcia! Wyborcza oferuje opcję pt. „więcej zdjęć”, ale się nie skusiłam. Quo vadis, domine? Quo vadis?

Passa trwa – olaboGA

Nie do wiary, nie do wiary, czepia się mnie każde g… leżące na ulicy. Wydarzenia dzisiejszego poranka przyćmiły nawet sprzedaż samochodu. Ale… od poczatku. W czerwcu wykupiłam Potomstwu kolonie w Jastrzębiej Górze. W biurze podróży nieopatrznie wykupiłam. Na początku wyglądało wszystko cacy. Ośrodek 50 m od plaży, można dopłacić do pokoju z łazienką (dopłaciłam), można wykupić warsztaty taneczne (wykupiłam) i przewożą dziecka na miejsce autokarem – za dopłatą (100 zł) również z Katowic (dopłaciłam). W poniedziałek 30 lipca (wyjazd w czwartek 2 sierpnia o 5.00 rano!) biuro, po dwóch interwencjach w sprawie miejsca i godziny zbiórki, przysłało mi informację, że sorry – resorry, ale dziecko nie pojedzie autokarem, bo za mało się młodzieży nazbierało z Katowic, pojedzie pociągiem. Z dwiema przesiadkami. Super. Szlag mnie trafił minimalnie i rozpoczęłam obfitą korespondencję e-mailową oraz rozmównictwo telefoniczne z biurem podróży. Niestety biuro niczego innego mi nie mogło zaproponować, a