Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2008

Czy ktoś może mnie uświadomić…

Dlaczego znowu nie mogę sobie palcem do d… trafić???

Dlaczego?

Oto pytanie, które nigdy nie daje mi spokoju. Nie wiem czy ja – jako osoba szczególnie uwrażliwiona na absurdy, częściej ich doświadczam, czy też właśnie one mnie jakoś szczególnie lubią, a co za tym idzie – doświadczają. Zorganizowani w kwestii „kto z kim i o której”, wyruszyliśmy z domu o 10.00. Bez większych przeszkód dotarliśmy do kościoła w Bielsku na 11.30. I wtedy się zaczęło. Bo rozumiecie, nie może być tak, żeby moja rodzina mogła w sposób tradycyjny przeżywać jakąś żałobę. Np. moja matka musi… zatrzasnąć kluczyki w samochodzie pod kościołem. W Bielsku. Wieniec w bagażniku. Trzy osoby do upchnięcia w innych przewozach. Po mszy rzuciłam się na telefon w celu zlokalizowania jakiejś miejscowej firmy awaryjnie otwierającej samochody. Ponieważ cały czas: to odbierałam telefon, to rozmawiałam, to nawiązywałam połączenia, zgubiłam szwagra, który jechał przed nami i prowadził na cmentarz. W pewnym momencie zauważyłam, że jestem w pacie negocjacyjnym z firmą oraz w bliżej nieznanym pun

Ubóstwiam drrrrakę!

Wczoraj rano, niespodziewanie, dopadła mnie wiadomość o nagłej śmierci młodszego brata mojej mamy. Niewiele myśląc zebrałam swoje rzeczy i pognałam na miejsce zbiórki – w trudnych sytuacjach zawsze staramy się być razem, całą rodziną. Rzecz jest oczywiście koszmarna i nie o tym chciałam, tylko o moim ulubieniu sytuacji absurdalnych. Siedzimy wszyscy razem przy stole, ktoś pije kawę, ktoś mineralną. Smutni, rozprawiamy na temat odchodzenia. Robi się coraz „duszniej”, jakieś zbiorowe pociaganie nosem wisi w powietrzu. Wtem, zupełnie niespodziewanie, spod stołu dobiega nas dobitne pytanie sześcioletniego wnuka zmarłego: - Ej! A wy to w ogóle wiecie, jak jest po angielsku samochód policyjny??? Grupowo ryknęliśmy śmiechem, następnie uprzejmie zaprzeczyliśmy, jakoby kiedykolwiek dotarła do nas taka wiedza, z zainteresowaniem wysłuchaliśmy odpowiedzi młodzieńca, który dumnie był wychynął spod stołu i wyraziliśmy podziw dla jego ugruntowanych umiejętności. Kiedy emocje ucichły, dla odmiany ode

Dialogi późnołazienkowe

Tło , czyli tytułem wstępu: Ponieważ w dni powszednie jestem osobą dopiętą, w dni wolne – bynajmniej. Niedzielny poranek zastał mnie w: - bamboszkach – kolor granatowy, - spodniach z dresu z ponaciąganymi kolanami – kolor pomarańczowy, tkanina: misio, - bluzce – kolor biały, silnie owłosionej kotem, - czapce mikołajkowej z pomponem – bo sobie zrobiłam kurację witaminizującą na włosy i skórę głowy, co wymagało trzymania w cieple. Pod czapką miałam łeb obwiązany folią spożywczą samolepiącą. Pod folią – odżywka. Czapka mi nachodziła na uszy, co mi przeszkadzało, więc sobie je wyjęłam. Efekt – Gapcio z Królewny Śnieżki. Sam smak i powab. Występują : Prezes prezesowa Czas akcji : 22.00 Miejsce akcji : łazienka prezesowa : Rozmawiałam dziś z J. i ustaliłyśmy, że ty mnie jednak kochasz całym sercem. Prezes : Po czym wnosisz? prezesowa : Po moim dzisiejszym wyglądzie. Prezes : A tak. W istocie. W całej rozciągłości.

A może kawkę?

Obraz

Napięcie coraz bardziej wyczuwalne

Mamy już wyniki półfinałów i wiemy kto jest finalistą. Co ciekawe, nie są zaskakujące w żadnym stopniu. Przeszły dokładnie te trzy osoby, które były o to podejrzewane od samego początku, mimo że w międzyczasie nastąpiły tzw. okoliczności. Interesujące są inne sprawy. Doszły mię dziś plotki, że jedna z tych osób już się ułożyła z drugą i rezygnuje na jej korzyść. Znaczy nie rezygnuje w sensie, że mówi „pas”, tylko ustępuje, robi przejście, a w zamian otrzyma stołek drugiego po bogu. Tyż racja, myślę sobie. Lepsze układy i bycie drugim niż figa z makiem, z pasternakiem. Sama tę rozsądną i złotą zasadę wyznaję, wobec czego też mam plan bycia drugą (czyli w tle i to w dodatku od razu i bez walki), tylko po mniejszym bogu. Jeśli się uda. W związku z tymi okolicznościami, czyli zagraniem va banque, od dłuższego czasu żołądek mam zawiązany na supeł. Rano, wieczór, we dnie, w nocy. Jak Bóg da i partia pozwoli, to mi się rozwiąże (ten żołądek) w poniedziałek wieczorem lub we wtorek srana. A pot

Atmosfera oczekiwania

W zakładzie dla obłąkanych jest takie napięcie, że można by bez problemu w powietrzu zawiesić słonia. Trwa tzw. matura, czyli konkurs na nową derekcję zakładu dla obłąkanych po liftingu. Lifting polega na połączeniu dwóch odłamów zakładu w jeden PRZEDUPNY dom wariatów. Oczywiście w tej sytuacji całkowicie jasne jest, że wyrwanie stołka Boga Z Najważniejszych Najważniejszego I Łomatkobosko Klękajcie Narody jest zadaniem obarczonym niezwykłymi emocjami. W końcu można z tego żyć. I to lepiej niż nieźle. A poza tym – jaki wtedy człowiek ważny. Zakończyliśmy właśnie dogrywkę etapu drugiego. Etap pierwszy – pisemny. Etap drugi – pisemny. Etap drugi d (dogrywka) ustny. Dogrywka była konieczna albowiem wyszło boleśnie na jaw, że w naszej części Ojczyzny są sami gieniusie i najlepsiejszych było stanowczo za dużo. Do etapu drugiego d weszło 6 osób. Do etapu trzeciego, ostatniego i wyłaniającego zwycięzcę (tydzień w nietrzeźwości) przechodzą osoby 3 (słownie: trzy). Nominacja na trzech największy

Na szlaku

Nie do wiary! Okazało się, że mieszkam na szlaku. Prawie w centrum miasta, a na szlaku. Szlakiem tym podąża grupa młodych mężczyzn i włamuje się do piwnic. „- Matkaaaaa! Znowu nam wlazł alygator!  - Mówisz, synuś? Daj łopatę! I w łeb!” No nie do wiary, drugi raz w ciągu 8 dni. Tym razem włamali się do piwnicy naprzeciwko, czyli nie do wymiennikowni ciepła, tylko do tzw. graciarni. I tym razem skutecznie. Ukradli narzędzia mojemu sąsiadowi – stolarzowi. Ciekawe, że nie ukradli rowerów, ale dam sobie rękę uciąć, że jeszcze po nie wrócą. Przybył dzielnicowy z panem śledczym. Przybyli wszyscy sąsiedzi. Bardzo nam było ciasno w piwnicy. Ustaliliśmy na szybko i jednogłośnie, że drzwi wejściowe zamykamy na noc na zamek. I że to nie jest obowiązek jednej, konkretnej osoby, tylko każdego, kto wraca ok. 22.00. Oprócz tego zamontujemy w piwnicy kratę, bo graty gratami, ale wymiennikownia to naprawde drogie urządzenie i nie stać nas na jej naprawy w aspekcie globalnym. Bo zaznaczyć należy, że złod

Świńskie myśli

Mam w życiu dwa marzenia. Od lat. Niezmiennie. Pierwsze to dom. Poranna kawa na tarasie. Najbliższy sąsiad za płotem. Własna trawa i czereśnia w ogrodzie. W wersji idealnej – kawałeczek własnego lasu. Cisza, spokój, ciepłe, letnie noce pod własnymi gwiazdami. Oraz oczywiście – wszystkie problemy z tym związane. Drugie moje marzenie jest TU. I mogą sobie wszyscy uważać, że jestem wariatką. To marzenie miałoby szansę spełnić się nawet teraz. Z tym, że nie miałoby obecnie komfortowego życia. Wobec powyższego oba marzenia są ze sobą silnie sprzężone. I spełnią się. Jestem pewna. Kiedy tylko będę miała dom, zanim kupię komodę i garnek, w domu pojawi się marzenie numer dwa. O czym będę wtedy marzyć? Nie wiem. Myślę, że to samo przychodzi, kiedy życie się zmienia. Może wtedy bedę chciała jechać na Seszele? A może uprawiać sporty ekstremalne? Albo zostać ogrodniczką roku? Pojęcia nie mam. Póki co, mam dwa marzenia, a z resztą jakoś sobie radzę. I raczej dziękuję niż proszę. A o czym wy marzyci

Weekendowe sukcesy

Zamknęłam bilans we wspólnocie. Napisałam sprawozdanie finansowe. Machnęłam tzw. opisówkę, z której bezpośrednio wynika, że jesteśmy bogami gospodarowania groszem. Ugotowałam 4 obiady. Zrobiłam porządki i zakupy. Spotkałam się z Rodzicami. Poplotkowałam sobie z Krynią i drugą-mamą. Koszmarnie pokłóciłam się z rodziną. Na szczęscie u nas takie sytuacje nie są produkcją długometrażową. Troszkę poczytałam i jeszcze zamierzam (mam wreszcie tę wymarzoną książkę Dziewońskiego o Kabarecie Starszych Panów – pochłaniam), a teraz idę oglądać „Dzięcioła” z Wiesławem Gołasem. Zauważam u siebie coraz intensywniejszy odwrót od produkcji bieżących na rzecz czegoś, co już minęło, skończyło się, ale ma w sobie tyle ciepła, że nie chce się do tego nie powracać. Wiecie, że prawie zupełnie nie oglądam telewizji? Czasem się zastanawiam, po co ten abonamet płacę (bo płacę! i satelitarną też). Przede mną naprawdę ciężki tydzień. A tak naprawdę, to ciężko będzie do 6 marca. Wtedy rozstrzygnie się plan, dotycz

Obiecałam oglądanie

I jest szansa na obejrzenie torebeczki. O tu. Niestety bucików nie oglądamy, bo są z poprzedniej kolekcji i  nie ma ich na stronie Ryłki. Ale mam nadzieję, że wierzycie mi na słowo, że są ładne. Poza tym nie piszę dziś nic, bo mam koszmarną zniżkę nastroju. Więc lepiej pójdę do łazienki i utopię się w umywalce.

Uwaga – horror!

Pewnego dnia prezesowa wstała jak zwykle przed szóstą. Grubo niestety. Koty wykonywały swój odwieczny taniec. Prezesowa pełzła po ciemku (a może nie po ciemku, ale nie wie, bo nie otwarła oczu) w kierunku schodów, a rozwścieczony tłum krwiożerczych ssaków wyprzedzał ją po drodze, kompletnie bez szacunku potrącając, depcząc i popedzając okrzykami. Prezesowa spełzła na dół i udała się do kuchni, celem przygotowania śniadanka dla ociekających śliną potworów. Ustawiła miseczki (ssaki ustawicznie tańczą, potrącają i pohukują) i wyciagnęła rękę do góry po puszkę z karmą. Dygresja. Karma dla ssaków jest w siedzibie Stadła przechowywana w pusze metalowej z kotkiem, w pozycji leżącej, na maleńkiej półce umieszczonej na wysokości 1,80 m. Zawędrowała tam po wyczynach Zofii, która znalazła znakomity sposób na dopominanie się o posiłek. Otóż Zofia siadała na blacie przy puszeczce i spokojnym, powolnym, wyważonym ruchem jechała pazurami po puszce. Nie znalazł się nikt, kto byłby uodporniony na ten d

Wysoki Sądzie, to się stało zupełnie przypadkiem

Wysoki Sądzie! Już dwa tygodnie usiłuję dojść do banku. Niby jest niedaleko, ale pogoda nie sprzyja, nie chce mi się wyjść, nawet jeśli mogę. Pewnie bym to już załatwiła, ale przy okazji fuzji kawałka mojego banku z innym bankiem, część placówek sobie poszła i mam teraz nie po drodze. Trudno więc mi się dziwić, Wysoki Sądzie. Dziś się wreszcie zdecydowałam i wyruszyłam. Już w trzeciej sekundzie wyruszenia uznałam, że pomysł był ZŁY, bo padze. I to w dodatku coś bliżej nieokreślonego. Jednak głupio się było wycofać. Jak się już zwolniłam u dyrekcji, to nie ma to, tamto.  Więc brnę. Zabrnęłam. Kolejki nawet nie było, bo pora chyba niechodliwa. Załatwiłam, co było do załatwienia i postanowiłam wrócić inną drogą niż zabrnęłam. Inna droga wiedzie przez główną ulicę handlową, na prawo od rynku. I chyba nie można mieć do mnie pretensji, Wysoki Sądzie, że sobie kupiłam te buciki, tak? W końcu ja korzystam z doświadczeń. A doświadczenia są takie, że nie ma co zbyt długo się namyślać. Poza tym k

Mężczyźni to ZŁO

Dwa tygodnie temu prezesowa z Prezesem i Potomstwem weszli niechcący do Baty, bo wciąż jeszcze trwają wyprzedaże i o tej porze można nabyć but zimowy za bezcen. Obuwie prezesowej nie zainteresowało, ale kątem oka dostrzegła niezwykle pociagającą torebeczkę. Posuwiście i pod ścianą, dla niepoznaki przeglądając kozaki młodzieżowe, zbliżyła się do niej i łapczywie zajrzała do środka. Prezesowa lubi torebeczki z przedziałkami i kieszonkami, a nie znosi worów, w których długopis gryzie w tyłek kartę kredytową, pchającą się na szminkę. Torebeczka pod tym względem była wprost zachwycająca. Z drżeniem ręk prezesowa odwróciła metkę i z zadowoleniem spostrzegła, że torebeczka jak najbardziej pozostaje w jej możliwościach finansowych. Radośnie zapięła zamek, rączym kłusem ruszyła w stronę Prezesa i ustawiła się przed nim w pozie kuszacej, niewykluczającej rzęs firanek. - Niepokoisz mnie – czujnie zareagował wprawiony w bojach Prezes – Jest coś na rzeczy? - Torebeczkępięknąznalazłamijestminiezbędz

Porozmawiajmy o czymś zabawnym

Wczoraj pracowałam w domu do 23.30. Nie skończyłam i część spraw zabrałam ze sobą rano do biura. Już pracuję. Po południu pracuję w spółdzielni. Wieczoram orka we wspólnocie. Obym w ogóle wybrnęła z impasu. Czas na pytania. Nie uważacie, że powinnam być potentatką finansową? Dlaczego nie jestem? Myśl na dziś: Istotne problemy, z którymi się zmagamy, nie mogą być rozwiązane na tym samym poziomie myślenia, na którym je stworzyliśmy. Albert Einstein

Wypadki chodzą po ludziach

Obraz
Ale nie tylko. Po świętych też. Ten wypadek nawet odrobinę przerażający, nie sądzicie? I nie chodzi mi bynajmniej o ubytek na kiecce. Choć nie święci garnki lepią, to nie mam pewności, czy anioł to przeżył. Myśl na dziś: Największą satysfakcję intelektualną sprawia mi przedstawienie spraw trudnych w sposób możliwie jasny i przystępny. Jeśli bowiem ktoś tego nie potrafi, to znaczy, że sam danej kwestii nie rozumie. prof. Władysław Tatarkiewicz PS W zalewie kretynizmu oraz nabzdyczenia, trudno mi się dziwić, że po takim stwierdzeniu zajmuję w stosunku do Profesora pozycję naklęczną.

Umiejętnie rozdzielam zadania

Na przykład Potomstwu każę leżeć w łóżku. Słucha mnie zaledwie połowicznie i część dzisiejszego dnia tam właśnie spędziła. Obecnie przebywa przed komputerem, powrzaskując sobie na temat pracy redaktora bezczelnego gazetki szkolnej. Ponieważ jestem osobą rozsądną i zdaję sobie doskonale sprawę, że nic nie wskóram, dbam jedynie o skarpety na nogach i bluzę na garbie. Niech będzie, że można ze mną negocjować. Prezes na szczęście lepiej przeszkolony. Kazałam mu zrobić obiad i on robi. Powrzaskując od czasu do czasu na okoliczność dziur w edukacji kulinarnej. Ale zapachy są przyjemne. Sobie kazałam pracować, ale strasznie się od tego migam. Znaczy jeszcze się nie wzięłam i udaję, że zdążę. Jaki będzie efekt, pojęcia mnie mam. Oprócz tego kazałam Kryni i drugiej-mamie ze mną rozmawiać. To, jak one mnie traktują, to jest po prostu skandal. Jedna wisi na telefonie i uniemożliwia mi dodzwonienie się, a druga w ogóle doprowadziła do kompletnego rozładowania aparatu i ni hu hu. Przynajmniej jedną

Jestem przeokropnie niegrzeczna

A to wszystko dlatego, że jak tylko wydarzy się w moim życiu coś: - zabawnego, - budującego, - ciekawego, - zastanawiającego - i inne, zaraz lecę, żeby was o tym powiadamić. Z tego powodu zostałm ochrzaniona przez własne dziecko, ale oj tam. Do rzeczy. W nocy jakaś świnia włamała nam się do piwnicy. Właściwie to o mało co, a by się włamała, ale zniszczyła nam drzwi wejściowe oraz piwniczne, prowadzące do wymiennikowni ciepła. Na szczęście, mimo przynajmniej jednej pary drzwi do wymiany (koszty!), tuman do środka się nie dostał. Na szczęście, bo – choć nie przechowujemy w tym pomieszczeniu jako wspólnota żadnych przedmiotów, to aparatura tam się znajdująca jest droga jak cholera. Nie mówiąc już na przykład o dokonaniu przez złodzieja przy okazji ewentualnej awarii ciepła w całym budynku. Przed południem udaliśmy się z Prezesem, jako ciało, do komisariatu policji, celem złożenia stosownego doniesienia o popełnieniu czynu karalnego, gdyż mniemamy, że to do nas należy. Odbyliśmy krótką i n

Powiedzonka roku z zakładu dla obłąkanych

Na przyjaciół, pojawiających się w chwilach sukcesu: „Świat się ze mną dzisiaj buja i znajomych mam od ch..a” Z tego samego powodu: „Cieszę się, gdyż mam nową przyjaciółkę. Od wczoraj. Konkretnie to od 19.00″ Na długofalowe plany firmy: „Doszłam do wniosku, że naszej firmie trzeba zapewnić drogę prawidłowego rozwoju. W tym celu od dziś będziemy spotykać się wieczorami i stawiać tarota” Na sposób odnoszenia się do siebie w pracy: „- Jaka pani dziś dla mnie miła…  - Tak, mam korzystny biorytm” Naturalnie żadne z powiedzonek nie jest mojego autorstwa. Ale serce rośnie, jacy my teraz europejscy. Myśl na dziś: Człowiek, który nie czyta zupełnie niczego, jest lepiej wyedukowany niż ten, kto czyta tylko gazety. Thomas Jefferson

Jak utrudnić sobie życie – odsłona pierwsza

Właściwie nic oryginalnego. Wystarczy pojechać do sklepu. Prezesowa skończyła pracę i w drodze do domu postanowiła (słusznie skądinąd) uzupełnić zapasy żywności. Ostatnimi czasy prezesowa nieco niedomagała, a co za tym idzie – jakość wykonywanych zakupów stała pod znakiem zapytania albowiem, jak wiadomo, Prezesi stworzeni są do innych celów. Już pod sklepem prezesowa odrobinę się skonfundowała odkrywając, że nie ma w ogóle drobnych, więc o wózku nie ma co marzyć, bo to nie Tesco (dla niezorientowanych: w Tesku wózki są bezmonetkowe) i trzeba będzie wlec koszyk. Pilnie dokonała korekty planu zakupów, bo nie jest wielbłądem, a ma jeszcze przecież torebkę tyciusią (jak listonosz). Nastrojona pozytywnie wkroczyła i uczyniła, co należało. Wlokąc za sobą kosz wypełniony do granic skonstatowała, że dziecko dzwoniło o picie. Chwyciła w zęby dużą butlę i nie ocierając potu z czoła (zima jest, nie? prezesowa nosi płaszcz, a w sklepie jest ciepło), bo nie miała wolnej kończyny, rączym czołganiem

Dzień deszczowy i ponury

Siedzę sobie w pracy i myślę, że właściwie to chciałabym siedzieć zupełnie gdzieś indziej. Na przykład na wyspach Bahama. Zresztą nie jestem wybredna, mogę i na Seszelach, co mi tam. Przeżywam permanentny brak nasłonecznienia, co mnie demotywuje zdecydowanie. Nie wiem, jak wy, ale ja zdecydowanie urodziłam się w niewłaściwej szerokości geograficznej. A może i nawet w długości. W każdym razie w całej rozciągłości. Naturę mam południową (wrzaski), a urodę niepołudniową, ale mogę się podciągnąć. Jestem gotowa na ustępstwa, co mi tam. Się blond ściągnie, się opali, się zwolni i wykorzysta sjestę. Nie jestem znowu taka uparta, żeby nie ustąpić w żadnej dziedzinie.   W pracy zabawnie – dwie kierowniczki w dziale, a jak ja poszłam na zwolnienie, to ściągnęli kierownika z urlopu. No cóż – bez wyrobnika nie razbieriosz. Czekam na zmiany, które zostaną potwierdzone w przyszłym tygodniu, a nastąpią od 1 kwietnia. Tymczasem nawet w przyszłym tygodniu, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to i ta

Kobieta domowa prowadzi obserwacje

Obraz
Rano przyjechali panowie i rżną. Bez skojarzeń, proszę. Gałęzie rżną. Najpierw urżnęli trochę zaraz niedaleko moich okien. O: A potem się, cholera, rozkręcili. Przerzucili się na drzewa rosnące kawałek dalej i rżną je tak po kawałeczku od jakichś 5 godzin. Melduję posłusznie, że drzew jest coraz mniej i zaczyna wyglądać, że znikną w całości. Panowie mają jakby werwę. O: I normalnie mnie to martwi, bo nie jestem fanką wycinania drzew w mieście. Tak, wiem: trzeba podcinać gałęzie. Tak, wiem: Śląsk jest bardzo zielonym miejscem. Ale, do diaska – bez przesady!!! Ja okropnie lubię to, że mam drzewa ze wszystkich stron, że patrzę na laseczek, że zielono i intymnie. Tymczasem od frontu stan zadrzewienia uległ całkowitej anihilacji, bo okazało się, że teren był prywatny i firma wytła. Potem się dowiedziałam, że mój laseczek nie jest mój, tylko miasta i miasto go wytnie, bo sprzeda teren pod zabudowę. Przepraszam bardzo… Czy ja sobie kupiłam mieszkanie pod laskiem, czy pod blokiem? AAA??? Jak s

Mój pobyt w domu jest atrakcyjny

I to nie tylko dla mnie. Bo, że dla mnie, to chyba jasne. Nikt mi nie rzęzi do ucha. Nikt mi poleceń nie wydaje. Głupich przeważnie. Nikt mnie nie posyła niewiadomo dokąd. To plusy. Aha: telefony wyłącznie oczekiwane. To mnie trochę dziwi, ale ok. Mój pobyt w domu atrakcyjny jest zwłaszcza dla kotów, które uwielbiają, jak ktoś je niańczy całymi dniami. Ostatnio mają dobrą passę. Najpierw Potomstwo chorowało tydzień przed feriami. Potem były dwa tygodnie ferii, z czego jeden spędziliśmy w komplecie. Następnie przez pół chwilki były same nim zaraza ścięła mnie jak młodą brzózkę i znów ktoś siedzi z nimi w domu, niańczy, wysłuchuje przemówień (w nieprzyzwoitej ilości), podkarmia i ogólnie dba. Nie ma jak być kotem. Trauma pojawi się w najbliższym czasie, kiedy wszyscy wybędą koło siódmej. Póki co, Karol zmontował do mnie mowę erudycyjną, a następnie, dla podkreślenia jej wagi, wlazł na biurko, siadł przede mną i miział mnie wąsami po twarzy. A potem ziewnął mi prosto w nos. Koszmar. Co on

Zaprzeczanie schematom

Obraz
Wbrew temu, co Szanowni Czytelnicy sobie tam myślą, w naszym domu nie tylko Karollo zdobywa wszelkie chwilowo zwolnione przez nas miejsca. Naturalnie, wpycha się na fotele. W dodatku z prędkością światła. Ot, kaszlnął sobie człowiek solidnie, aż go podniosło, a po kaszlnięciu siada na kocie. To fakt. Było do okazania. Nie możemy jednakże obciążać tą upierdliwą cechą wyłącznie Karolla. Albowiem w sukurs przychodzą mu inni. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy stracili żałosne resztki rozsądku i ściągnęli do domu więcej zwierząt. A muszę wyznać, że królik miniaturowy przewija się ostatnio przez rozmowy dość istotnie. NIE!!! Natychmiast porzucam tę myśl. Nie możemy wszakże zapominać o mojej maleńkiej słabości w postaci świnki, prawda? Zaledwie jakiejś trzydziestopięciokilowej słabości. No. Ale do rzeczy. Więc: podsiadają, zajmują przedziwne miejsca, wpychają się i korzystają z wszystkich udogodnień, z których my korzystamy i w dodatku starają się nas z nich wypchnąć. I mam na to dowod

Daję głos

Wpadam tu właściwie tylko dlatego, żeby wam powiedzieć, że nadal żyję. Wyobrażam sobie bowiem, jak niepowetowaną stratą byłoby dla was moje przeniesienie się do lepszej rzeczywistości. Właściwie to tak się pocieszam, bo nie ma, jak pomyśleć sobie w chorobie, że komuś na człowieku zależy, ktoś czeka i tęskni. Zwłaszcza, że obecnie jestem na etapie: „nikt mnie nie kocha”, „świat się na mnie mści”. Tak pewnie będzie do momentu, aż przestanę gorączkować. Naprawdę to myślę sobie, że mnie nawet samo chorowanie tak nie męczy, tylko świadomość, że nie jestem panią samej siebie. Słaba jak staruszka, trzy kroki zrobię i siadam, bo się męczę. Co za gówno, moiściewy! Nie znoszę takiej niemożności panowania nad swoim ciałem. Najwyższy w swojej dobroci, najwyraźniej znając moje nastawienie, oszczędza mi zwykle tego typu atrakcji. Wobec tego jeśli już się pojawią, to ja je przyjmuję z pokorą, choć naturalnie jestem nieszczęśliwa, jak porzucony szczeniak. No inie bezrefleksyjnie. Poza tym przyjdzie mi

Leżę

Najbardziej męczące są: brak snu spowodowany gorączką i bóle nóg. Z tego samego powodu. Poza tym wszystko gra, bo od kataru jeszcze nikt nie umarł ani od kaszlu czy od innych tam pierdół. Dziś obudziłam się o 2.40 i nie spałam aż do 7.00. Przysmyczyłam sobie laptopa do łóżka i przeczytałam wszystkie zaległe notki na moich ulubionych blogach. Ostatnio nie miałam czasu nawet na drugą-mamę, a to już jakaś pomyłka. Chciałam nawet napisać notke, ale jak pomyślałam o waszych minach, kiedy zobaczycie godzinę wpisu (np. 4.20), to zrezygnowałam. Obecnie przewietrzyłam sobie pokój, zaścieliłam łóżko, zrobiłam pranie, zjadłam sniadanie, wypiłam kawę i chyba wrócę na górę z książką. Oto plus tej sytuacji – mogę sobie gnić, ile chcę i czytać do upadłego. Akurat mam do przeczytania kilka pozycji, więc zamierzam nurzać się w tej przyjemności, ile wzlezie. Zaraz jeszcze zrobię listę zakupów, wyślę Prezesowi mailem i tyle wysiłku na dziś. Albo wrzucę jeszcze jedno pranie. O!