Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

1879

Obraz
Nie, skąd. Tak zupełnie na darmo to do tego outletu nie pojechałam. Buty już miałam! Dlatego uważam, że to była OKAZJA i Prezes powinien być mi wdzięczny! Niech ktoś tylko słowo powie - ta na dole kosztowała 48 zł. Chyba nie będziemy się kłócić o 48 złotych? Wiecie, ile kosztuje marynarka?! No. Czułam wyraźne zapotrzebowanie na nową torebkę i teraz mam trzy. Nie mam gdzie tego trzymać. Ponawiam apel o dom. Chociaż martuuha protestuje, w spiżarni urządzę pokój dla butów i torebek. No, kto mi zabroni?! (Nie, nie wróciliśmy jeszcze do tej sprawy - tak sobie tylko gadam.

1878

Wciąż nie mamy ciepłej wody, więc postanowiliśmy wczoraj skoczyć na kawę do taty i podstępnie się tam wykąpać. Mama udała się właśnie na ucieczkę do Hiszpanii ze swoimi psiapsiółkami, więc tacie się nudzi. Możemy uznać, że to był dobry uczynek. Płatny w ciepłej wodzie. Zużyliśmy jej troszeczkę, dokładając kawę (ciasteczka przywiozłam), poplotkowaliśmy o świecie, po czym zaczęliśmy się zbierać i wtedy Prezesowi przypomniało się, że dostałam bon na sto złotych do zrealizowania w jednym ze sklepów Fashion House, a stan jego portfela pozostawia wiele do życzenia. Nie będę mu portfela żałować. Na parkingu palca nie wciśniesz, nie mówiąc o samochodzie. Bida w narodzie aż piszczy. Udało nam się stanąć gdzieś na szarym końcu, ale wtedy szczęśliwie odkryto, że z drugiej strony też jest wejście. I to akurat tuż przy wybranym sklepie. - Wpadamy, wybieramy portfel, wypadamy - powiedziałam, z niesmakiem lustrując tłumy, wśród których nie znoszę się znajdować. Przedmiot pożądania udało nam się

1877

Niosą mnie emocje i dlatego powiem to, co mam do powiedzenia, czy się to komuś podoba, czy nie. To mój kawałek Internetu. Dano mi prawo do wypowiadania się autorytarnie, emocjonalnie i inne -nie, ile tylko chcę. Jak się komu nie podoba, to wynocha. Publikując informacje o moim życiu, nie zarabiam ani grosza. I nie zamierzam. Dzięki temu jestem wolna i mogę sobie mówić, co chcę. W czym wydajnie pomaga mi różowe, wytrawne, hiszpańskie. Opowiem Wam historię mojej znajomości z Chudą . Nigdy nie poruszałam tego tematu, ale teraz uważam rzecz za istotną, więc poruszę. Przy tym ostrzegam na wstępie, że jestem stronnicza, uporczywie zafiksowana i mam na ten temat swoje zdanie, którego nic nie zmieni. Tym samym ostrzegam, że może się nie podobać. I w dupie to mam. Owszem - fajnie się obserwuje, jak to przestałam prowadzić (zgodnie z definicją martuuhy ) blog niszowy. Ale w końcu nie dla taniej popularności się tu produkuję. Czemu się produkuję? Z przyzwyczajenia. Dlaczego zaczęłam? Nie mam po

1876

Godzina zero zbliża się nieuchronnie. Prezes jest kłębkiem nerwów. Nie zdawałam sobie sprawy, że ta zmiana pracy, mimo że z wyboru i chciana, aż tak go zestresuje. Od dłuższego czasu nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chwytał się różnych czynności i porzucał je. Krążył po domu niczym zwierzę w klatce. Zrzędził, marudził i czepiał się. Opowiadał mi nieustannie o swojej pasji modelarskiej, którą, jak zapewne wszyscy podejrzewają, dzielę z nim ściśle teoretycznie. Im mniej teorii, tym lepiej, prawda? Znajdowałam mu różne zajęcia, włączając sprzątanie, gdyż wyznaję zasadę, że na zmartwienie nie ma jak czegoś pożytecznego zrobienie. A i dom odarty z kurzu zaraz lepiej wygląda (Zuziu... tęsknimy za Tobą!). Wypchnęłam go na imprezę integracyjną, o której dowiedział się przypadkiem, żeby poznał ludzi, bo wtedy pierwszy dzień w pracy nie polega wyłącznie na odbieraniu milionów bodźców. Miło jest zawiesić wzrok na nieobcej całkowicie twarzy. Na nic. Dziś zadzwonił mu telefon. Prezes pol

1875

Obraz
Wbrew pozorom to jest notka o Irenie Kwiatkowskiej. Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza tych, co eksplodowali tylko dla mnie. Oczywiście, żeby była jasność, to wszystko moja wina. Gadaliśmy sobie za stodołą na tematy różne, m.in. o internetach, o tym, że jak ja tak w życiu pieprzę, to w internetach też mi się zdarza i Kolega powiedział: - Blog sobie załóż. - Mam od ośmiu lat - odpowiedziałam odruchowo. I w tym momencie zorientowałam się, że szpara między zębami. Znów mi coś przez nią wyleciało. A słowa mają to do siebie, że wepchnąć z powrotem do gęby się nie da. Na szczęście trafiło na właściwego człowieka (mam nadzieję). On mnie znajdzie, przecież to proste jak drut. W internetach nie ma żadnej prywatności, a kto tak myśli, ten po prostu ma mniej narzędzi. Wiecie, jak to jest - aby uzyskać oczekiwane wyniki, trzeba po prostu do wyszukiwarki wrzucić właściwą frazę. Jedni mają więcej wprawy, inni mniej i nic w tym dziwnego. Taka Zmorka na przykład to łazi sobie popodglądać Pre

1874

Obraz
No i się porobiło. Państwo głosujo, czy blog zamykać, czy poszatkować. Wyszło bowiem na jaw w fabryce, że się człowiek po internetach włóczy, a co wie Jaś i Grześ, to wie cała wieś. Aż smuteczek, że o pracy już nie pogadamy. Państwo pomacha Szefowi oraz koleżeństwu. Papa. Pozostaje Wam jedynie nudzić się z moim życiem prywatnym lub też i przemyśleniami oraz działalnością wywrotową. Może z tej rozpaczy założyć jakieś stałe rubryki? Co za pech - Idiomka podebrała mi tematykę feministyczną, więc będę musiała zająć się czymś mniej nośnym. A wolę się upić. Dla odmiany, skoro ogłosiłam na fejsie jesień, pogoda natychmiast wypiękniała. Słońce świeci, temperatura zadowalająca i nawet w pokoiczku na stryszku cieplej się jakoś zrobiło. Bo się okazało, imaginujcie sobie, że nie ocieplam wystarczająco atmosfery. A gdyby tak kocyk z domu przynieść i wejść w posiadanie kanapki... Fabryka mogłaby się stać moim topowym pracodawcą. Koszmarnie wprost tęsknię za wyjazdem nad morze. Do tego stopnia,

1873

Obraz
Kupiłam sobie książkę. Znowu. To nie jest w Waszym interesie, bo może mnie wessać. A przecież mam jeszcze ledwo co zaczętego nowego Pratchetta i trylogię Ziemiańskiego "Pomnik cesarzowej Achai". Tak, miałam przeczytać wcześniej, zabrałam się, odświeżyłam sobie trylogię "Achaja", a potem odciągnęło mnie do innych czynności. W każdym razie sytuacja jest zadowalająca, bo przy łóżku leży już 5 książek i to wcale nienajcieńszych. Przystojna sytuacja. Warunki do czytania są wielce sprzyjające, gdyż niespodziewanie zrobił się cholerny listopad. Przy tym obie dyrekcje ciągały mnie dziś po budynku na wyprzódki, za pomocą sekretarek popiskując: szybko, szybko, chodź tu!!! I raz, że od mojego latania zrobił się przeciąg, a w przeciągu to wiadomo, a dwa, że na z nagła zaimprowizowanej naradzie u naczelnego zmarzłam jak cholera. Przy tym ubawiłam się setnie, wpadłszy w trwający już od jakiegoś czasu kocioł. - O, jesteś! Zamów sobie kawę, czy co tam chcesz - przywitał mn

1872

Obraz
Samotność nie istnieje. Nie będzie się nikt alienował. Strażnik Teksasu czuwa. Dzień dobry. Miłego dnia Wam życzę. Uratujcie jakiegoś kotka od bezdomności.

1871

Pod zajawką poprzedniej notki na fejsie Idiomka napisała: Przypomniał mi się tekst, jaki kilka tygodni temu opublikowały Wysokie Obcasy Extra (co zakończyło się tym, że przestałam kupować ów miesięcznik) w którym jakiś terapeuta tłumaczył, że podział obowiązków domowych musi skończyć się spadkiem temperatury w związku. Podobno kuchnia faceta odjajcza nieodwołalnie w oczach kobiet.... W związku z powyższym postanowiłam opowiedzieć Wam historię o Prawdziwym Mężczyźnie. Będzie to bezczelnie uprawiana reklama, upraszam więc całym sercem Żonę Prawdziwego Mężczyzny o nieganienie, nieżądanie ściągnięcia tego tekstu i ogólne, całkowite, wszechobecne "nie-". Natomiast wszystkie obecne tu niewiasty zaklinam, żeby się nie pakowały i nie ruszały na południe Polski, gdyż Prawdziwy Mężczyzna jest szczęśliwie zajęty od wielu, wielu lat i nie ma w planie zmieniać tego stanu. Dawno, dawno temu, tak gdzieś w zeszłym roku (mam nadzieję, że to nie dwa lata, bo byłby wstyd) pojechałam sobie

1870

Obraz
Dzwoni Prezes, który przeżywa właśnie Dni Ostatnie u starego pracodawcy (czyli przymusowy urlop). - Jeśli chodzi o wyżywienie, to chciałem zaproponować: zupę ze świeżych pomidorów z kawałkami kurczaka w bazyliowej marynacie, gulasz z serc drobiowych z kaszą gryczaną i ogórkiem kiszonym, pałki z kurczaka w sosie musztardowo-miodowym z pieczonymi, ziołowymi ziemniaczkami. A na deser murzynek oblewany czekoladą, z prażonymi orzechami. - Ale tak wszystko naraz?! - Wybierz sobie. A ja zrobię pranie. Nie mogę nic wybrać, bo mi słabo. To zbyt wiele bodźców, jak na mnie jedną. Swoją drogą - co on z tym mięsem? Będę teraz musiała przez miesiąć jeść liście, żeby odreagować. Aha! Ponieważ Prezes od 1 września będzie świadczył pracę stacjonarnie, następuje przełom w obowiązkach domowych. Gotujemy tydzień na tydzień. Jadłospis na kolejny okres wywieszany będzie w kuchni, do wglądu pozostałych domowników. Czy muszę mówić, że kto gotuje, ten kupuje? To się urządziłam. Omnomnomnom...

1869

Obraz
Mój Szef jest mistrzem. Niekwestionowana pozycja na podium. Medal i oblewanie szampanem. Powiadam Wam, jak on potrafi zgnoić 20 osób w jednej chwili - no, nie ma sobie równych. Po prostu spędza nas do kupy i łoi. Wszystkich, dopóki jakiś pacan się nie wychyli. Zawsze się znajdzie taki. ZAWSZE. Zamiast milczeć, pragnie udowodnić, że to nie on, że w terminie, że oddałem, że się rozliczyłem. To nie ja. I wtedy łubudubu, dostajemy po kolei. Absolutne mistrzostwo świata w płynnym przechodzeniu z kierownika na kierownika. Najgorzej ma oczywiście ten, któremu trafi się ostatnia runda. Dziś Kolegę Zasłużonego pozostawiliśmy zmiętego w rogu sali jak szmata. Nie miał do kogo odbić piłeczki i dupa. I po co się odzywać? Muszą mieć rację! Mnie to osłabia. Po co im racja, jak słowo daję? Czy tym się najeść można alboco? Czy to na konto wpływa wraz z wypłatą? Taka wewnętrzna potrzeba, żeby nie było na mnie, dajcie spokój. - A ty co zrobiłaś? - pytały koleżanki, co to miały farta i były nieobecne

1868

Obraz
Jak wynika z komentarzy w notce poprzedniej, jest nas więcej - takich, co to zdecydowanie wolą seks od onanizmu . Myślę, że takie oświadczenie jest wielce pocieszające dla części panów, którzy uważają, że nie mogą schudnąć, bo im jeleń wklęśnie. Chudnijcie na zdrowie. Okazuje się, że cenimy Wasze doświadczenia z picia w Spale bardziej niż ten zalotny lok nad czołem. Z wiekiem nam to przychodzi, bo pewnie w młodości chmurnej i durnej nie miałyśmy jeszcze wyrobionej opinii. Poza tym - bądźmy szczerzy - też się rozwijamy, c'nie? I może Wy jednak nas - bynajmniej nie nieskazitelnej urody i ze zmarszczką tu i ówdzie - również. Gdy się tak Andrusowi przyglądam (nie wiem, ile ma wzrostu), to dochodzę do wniosku, że on idealnie pasuje do nakreślonego przeze mnie wzorca. Przystojny chłopak nie jest - co tu kryć. Taka, powiedzmy, podtatusiała uroda i jeśli jakiemuś agresorowi w mordę, to se sama możesz dać. Ewentualnie. Natomiast w długie zimowe wieczory... Nie będę się rozczulać, a

1867

Obraz
Chciałam spytać, czy Was też tak rozczula ta piosenka. A teledysk jest perfekcyjny. Uwielbiam. (Glanki i pacyfki też, pewnie).

1866

- To co dziś robimy? - padło pytanie o poranku. Możliwości było kilka. ZOO upadło z uwagi na deszcze niespokojne. - Skoczmy do IKEI - zaproponowałam. - Od dawna noszę się z zamiarem zakupu kilku rzeczy. - Super - skwitował Prezes, który uwielbia snuć się po IKEI oraz nabywać tam różne drobiazgi. - I zjemy sobie klopsiki. Co mu będę żałować. Aczkolwiek nie przewidziałam, że 3/4 aglomeracji wpadło na ten sam pomysł. Banda wierzgających i wyjących jak dusze potępione bachorów. Banda popychających mnie wózkami facetów. Banda depczących mnie szpilkami lal, zafascynowanych kolorem frontów i ćwierkających do swoich silnie znudzonych Misiów: - Zobacz, Misiu, ten będzie pasował do zasłon. Oszfak. Prezes wziął mój telefon i portfel do swojej torby, a potem zgubił mnie w tym tłumie ze trzy razy. Aczkolwiek trzeba mu oddać, że odnajdywał z pełnym poświęceniem. Kupiliśmy poduszki [1], poszewki na poduszki [2], kółka pod piec od gitary [3], szklaneczki [4], taboret [5], krzesło na Dzień G

1865

Zdjęcia z małpą nie będzie. Najpierw zadzwonił do Prezesa jeden kolega i namawiał go na siłownię. Do siłowni nie doszło, bo Prezes odpowiedział, że ja (!) się upieram, żeby iść do ZOO. Potem zadzwonił drugi kolega, który kiedyś był pracownikiem Prezesa, a teraz dłubie w firmie, do której Prezes przechodzi od 1 września. Poinformował, że trwa impreza pracowników i może by wpadł. Pogoniłam go w celach integracyjnych. Pójście do nowej roboty jest stresujące, wiem na pewno, bo sama zaczęłam w lutym. Bardzo mi wtedy pomogło, że znałam tam kilka osób i miałam do kogo gębę otworzyć, zapytać którędy na Rzeszów, poradzić się w sprawach zawodowych i choć na chwilę zrezygnować ze small talk. Którego - na marginesie - nienawidzę. Gdy nie ma o czym gadać, po co otwierać gębę? Zostałam więc w domu sama i mogę ewentualnie integrować się z kotami. Karol wykorzystuje tego typu sytuacje niezwykle skrzętnie. Przylazł, obsiadł mnie i włączył motorek. On jest ciężki, lubi układać się tak, żeby człowiek

1864

Prezes mówi, że był bardzo grzeczny i chce, żeby go zabrać do ZOO. Nie wiem, skąd ta mania. Ja sama nie znoszę ogrodów zoologicznych, chyba że są stworzone po to, by chronić jakiś gatunek, dążą do wypuszczenia zwierząt na wolność, a pozostawiają na stałe jedynie te osobniki, które na swobodzie żyć po prostu nie mogą. Nie sprawia mi przyjemności patrzenie na udręczone zwierzęta, których naturalnym środowiskiem są wielkie, otwarte przestrzenie lub góry i gęste lasy. Nie cieszę się z widoku stworzenia, krążącego po małej klatce od brzegu do brzegu. Smuci mnie dziki kot, którego naturalną potrzebą jest szalony bieg, a nigdy go nie zazna. I nie ma tu żadnego znaczenia, że dziś zwierzęta więzione w ZOO, tam właśnie się urodziły. Przystosowanie gatunku do nowego środowiska ze zmienionymi skrajnie warunkami trwa setki, tysiące lat. Tak, ten konkretny egzemplarz nie zaznał realizacji podstawowej dla swojej rasy potrzeby, ale geny wiedzą. Gdyby dało się go przystosować na powrót do natury, z

1863

Obraz
- Zrobiłbyś Asieńce ogóreczków - powiedziała Asieńka do Mężczyzny Wielu Talentów tuż przed wyjściem do pracy. Z fabryki urwała się troszkę wcześniej, poleciała do fryzjera, a potem do sklepików, gdzie kupiła sobie kompletnie odjechaną kieckę* za 29,99 zł. Skoro kiecka się udała, to szybko dołożyła sweterek i torebkę. W sumie wyszło ciut ponad 130. Nie ma o co kruszyć kopii. A kiedy wróciła do domu, spostrzegła, że było posprzątane. I jeszcze to... I widziała Asieńka, że było dobre. (Lubi mnie chyba trochę, c'nie?) * Na widok kiecki Prezes powiedział: - Yyyyy... Hm.

1862

Obraz
Dawno, dawno temu (tak gdzieś 16 czerwca 2011 roku), za górami, za lasami (w szpitalu na Goduli) urodził się Dzik. Wiem, bo przy tym byłam. Dużo emocji. Wyobraźcie sobie, że nadal pozostaje moim chrześniakiem! To co się nie pytacie?! Dzik mianowicie rośnie, dziczeje i w rzucie pyskiem zaczyna doganiać Zuzannę z tego okresu. Aczkolwiek Zuzanna mówiła wyraźniej, gdyż: a. miała zęby, b. kiedy mówiła niewyraźnie, to jej matka z nieznanych przyczyn głuchła. Okazało się, że ze wszystkich przydomków, nadanych Dzikowi, ten mojej produkcji najlepiej odzwierciedla jego słodki, dziecięcy charakter. Ot, zwykłe, najzwyklejsze dziecko szatana. Możecie zupełnie oficjalnie tytułować mnie wiedźmą. Wychodzi na to, że jednak wiem. I to z wyprzedzeniem. Aby uzmysłowić wszystkim Wielką Prawdę tych słów, przygotowałam materiał zdjęciowy. Na planie pierwszym: Dzik. Na planie drugim... mistrzostwo drugiego planu. Uważam, że to zdjęcie powinno zostać nominowane do jakiejś nagrody. Szanowne Państwo,

1861

Postanowiłam sprzedać mieszkanie. Kiedyś trzeba zacząć czynności, dążące do wejścia w posiadanie domu. Do tego potrzebujemy gotówki na start. Gotówkę mogłabym zdobyć poprzez napaść lub sprzedaż nieruchomości. Jestem konformistką - wybrałam to drugie. Niby nic prostszego, lecz rzeczona nieruchomość ma status spółdzielczy własnościowy. Aby umożliwić kupującemu wzięcie kredytu - muszę założyć księgę wieczystą. Sprawa na pierwszy rzut oka jest prosta. Bierze się zaświadczenie ze spółdzielni (poprosiłam mailem, dwa dni później otrzymałam tą samą droga odpowiedź, że mogę odebrać), wypełnia w sądzie wniosek, dołącza dowód, że twoje, uiszcza i za dwa tygodnie jest po sprawie. Nie w Chorzowie. W Chorzowie potrzebuje się jeszcze wypis z rejestru gruntów oraz wyrys z mapy. Założenie księgi wieczystej kosztuje 260,00 zł. To jest przeszkoda pierwsza, ale cóż... jakieś koszty trzeba ponieść. Przeszkoda druga jest taka, że urząd miasta pracuje do 17:00 tylko raz w tygodniu. Najwyraźniej statys

1860

Badanie terenowe rozpoczęte [1]. (Notkę tę dedykuję towarzyszce Odwodnik , którą kocham - NAPRAWDĘ). XXX [2]: Hej Łoterloo: Oryginalne [3]. XXX: Czesc Marcin [4] milo mi pogadamy [5] Łoterloo: A będziesz używał znaków przestankowych? XXX: co Łoterloo: Pytasz, co to są znaki przestankowe? XXX: Wolna [6] [7] [8] Łoterloo: Niestety - inteligentna. Koniec rozmowy. Obiecuję regularne relacje. [1] Pisownia tekstów zachowana, bo bez tego byłoby mniej śmiesznie. [2] Płeć męska, lat 27. [3] Naprawdę. Napisałam orYginalne. I czekam. [4] Mój były mąż ma na imię Marcin. Na tę okoliczność zawsze odczuwam minimalne mrowienie w kontaktach. [5] Jakiś niepokój się pojawił c'nie? [6] Nie, kurwa. Miałam taka ambicję, żeby być lumpenproletariatem, ale ni chuja wyżyć się z tego nie da. Poszłam do bauera. Na etat. [7] On się pyta czy co? [8] Amerykanka - to jedyne, co mi się nasuwa.

1859

Nadszedł mail. Służbowy. Wczoraj nadszedł i nie chciało mi się go czytać, więc to wyparłam i poszłam do domu. Dziś doznałam małego ataku kaca moralnego. Bo może tam piszo, że coś powinnam zrobić, a ja tak leję grubym siurem. Trochę nie teges. Otwarłam. Pińcet załączników. Zaczęłam je czytać od początku. Nuda. Bla, bla, bla. Przeczytałam sobie wszystkie w wordzie, ziewając ogniście, i przeszłam do excelowych. Patrzę, patrzę, a tam wynagrodzenia dla uczestników. Przejrzałam bez emocji, aż tu nagle... Chco mi zapłacić! Bardzo uczciwie w dodatku!!! Zalała mnie fala wzruszenia oraz kilka innych uczuć, gdyż albowiem forsa zdecydowanie znajduje się w obrębie mych sfer erogennych. Szczególnie godziwa. Niesamowite, jak można człowieka zmobilizować, mówiąc, że się zapłaci za trud. A dając mu to na piśmie, osiąga się efekty wręcz nieprawdopodobne. Powiadam Wam, odechciało mi się nawet przerw na kawę. Poczułam się rześka i kreatywna oraz gotowa na wszelkie wyzwania. Pracować za pieniądze

1858

Obraz
My tu sobie pitu-pitu, a Królowa czyta!!! I co teraz powiecie? HĘ?! To proszę się nie garbić i nie przeklinać. Uwaga, będzie odchamianie. Ekhm, ekhm. Have a nice day, Your Majesty! Czego i Państwu życzę.

1857

No, dobra. Nie mogę pozwolić, żebyście zadeptali resztki honoru i tak się płaszczyli. (Popłaszczcie się trochę, za 10 lat nikt nie zwróci uwagi, że to było po następnej notce). Nie chciało mi się rano wstać, a musiałam i to mnie zirytowało. Natychmiast okazało się, że jestem gruba. Wsiadłam do samochodu, a tam rezerwa się świeci, co za wieś. Znowu. Ile bym nie mówiła, żeby zakończyć ten proceder... Poza tym wyszło na jaw, że jestem gruba. Podjeżdżam pod fabrykę, a na parkingu przed drzwiami jakiś młot mi miejsce zajął. Obcy młot w dodatku, bo własnego bym zrypała. I przy tym ledwo się za kierownicą mieściłam. No, nic. Zaparkowałam obok. To on wylazł z samochodu i na mnie naryczał, że źle stoję. Obcy młot. Pod moją fabryką. Wysiadam, patrzę, a tu jestem gruba! Normalnie przesada. W fabryce jakby się sprzysięgli. Nie dość, że byłam gruba, to jeszcze ciągali mnie po spotkaniach, które zaczynały się od mojego: "po ki grzyb śmy tu przyleźli?", a kończyły moim: "p

1856

Ponieważ jestem zła, rozżalona, sfrustrowana i nie w sosie, postanowiłam się dziś nie odzywać. Dziękuję za uwagę.

1855

Obraz
Podnieciłam się. No co? No co się cieszą? Ja się głównie yntelektualnie podniecam, niestety. Ale, prawda, lepszy rydz niż nic. I teraz ja napiszę, dlaczego się podnieciłam. Napiszę, czy tego chcecie, czy nie! Taki mam imperatyw. Kategoryczny. Uwaga. Otóż mówię dziś Prezesu: - Gadu gadu sobie zainstaluję, gdyż albowiem nie korzystam i korzystać nie zamierzam, lecz numer posiadam archiwalny, z początków istnienia gospodarki kapitalistycznej i żal, by tak odebrali bez pardonu. Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Istotną kwestią jest tu fakt, iż gdy dorosłam, dojrzałam i się urwałam, to konta personalizuję, imię, nazwisko podaję (nawet w mailach), ba - mało tego - zdjęcie nawet zamieszczam. Lekko rozmazane i na tle liścia, żeby powiało nadzieją i odwróciło uwagę od zmarch. Więc wzięłam, zainstalowałam, a potem nawet odpaliłam i mówię: - To ja sobie widoczność ustawię, nie byłam tu widoczna z dziesięć lat. Tak jakoś od czasu, gdy odciąłeś mnie od Internetu i w piwnicy trzymasz. Bo

1854

Porozmawiajmy jeszcze o bruździe. To jest bardzo fajny temat. Zwykle jestem obśmiewana, ponieważ fascynują mnie ludzkie postawy i przemyślenia. Prawdopodobnie dlatego że są skrajnnie różne od moich. Na przykład bruzda jest chorobliwie uczciwa. Przestałam z tym walczyć. To jest informacja dla PT Czytelników - te wszystkie bzdury, które ja tu opisuję, miały miejsce naprawdę, bo nie umiem kłamać. Jeśli zdarza mi się czasem trochę Was podpuszczać, to raczej w tematach społecznych, jak słynna debata o flirtowaniu w pracy. Natomiast rzeczywistość skrzeczy, jak na blogu*. Opowieści o bruździe będą dziś dwie. Jedna całkiem świeża, tegoroczna, a druga wręcz przeciwie, czyli zamierzchła. Jak się Państwo zorientuje, rzecz wydarzyła się w epoce kamienia łupanego, czyli - gdy byłam nastolatką. Tak, byłam nastolatką, naprawdę. PRZYSIĘGAM! Nie, takie duże dzieci się  nie rodzą. Tak, moja matka ma się znakomicie, jak tylko można się mieć po siedemdziesiątce. Choć, jak wiadomo, nie wygląda. N

1853

Obraz
Na specjalne życzenie Zmorki - pokaz. Wyciągnęłam tylko kilku żołnierzy, żeby się nie wydało. I tak się wyda, bo przypuszczalnie zajmują powierzchnię ściśle wymierzoną. W milimetrach. Bardzo precyzyjna robota. (Zwróćcie uwagę na piasek i kępy trawy pod stopami). Przy okazji wyszło na jaw, jak to możliwe, że Prezes ze mną wytrzymuje. Anielska cierpliwość po prostu ;o)

1852

Obraz
O hobby. Możecie się np. czasem zastanawiać, co Prezes mówi, opcjonalnie: myśli, gdy kupuję kolejne buty. Czy on to jakoś przeżywa? Czy w jego wnętrzu czają się emocje, które kiedyś eksplodują, dzięki czemu butozbiór będzie można kupić na Allegro za złotówkę? A może nieopatrznie, przypadkiem zupełnie, utnie mi jedną nogę, pozbawiając ulubionego hobby? Otóż nie. Albowiem kto nie jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Prezes bowiem cichaczem uprawia własnego konika i nie należy dać się omamić cichością ani spokojem tego zajęcia. Przy tym uporczywie mydli mi oczy. A ja udaję skrzętnie, że daję sobie wmówić. Dziś - jeszcze przed umyciem zębów - skorzystałam z okazji i zdobyłam Dowód. Dlaczego ja się tym ekscytuję? Bo hasło wywoławcze brzmi: - Kupuję tylko kolory podstawowe i mieszam. Może ja, Drodzy Czytelnicy, nie jestem przesadnie lotna. Może maturę zdałam przeszło 20 lat temu, więc większość wiedzy, wpajanej mi w trudzie i znoju przez zmęczonych życiem nauczycieli

1851

Obraz
Jako ta tam... eeee... cęlębrytka, mam wszędzie chody. Znaczy to, że ludzkość chodzi i wygląda. Dobrze wygląda lub mię. I czasem znajduje. O: Znaleziono w Warszawie na Chmielnej. Gdyby ktoś umiał to dla mnie ukraść, to proszę o kontakt. Franczesko! Jestem wdzięczna :o)

1850

Obraz
Zaplanowaliśmy kolejne spotkanie rodzinne - wszystko w ramach zadzieżgnięć, których jestem inicjatorką. Dobrze nam idzie, więc trzeba kuć żelazo, póki gorące. Wczoraj o pranku pogoda mnie zachwyciła. Nie za ciepło, nie za zimno, słonecznie, lekki wiaterek. Idealne warunki do ploteczek w ogrodzie. Pochłonęłam moje dietetyczne (eliminacja: pieczywa, makaronów, ryżu, słodyczy) śniadanko... ... i w drogę. Rodzice czekali przed domem. Tato oczywiście naburczany. W związku z powyższym nie siliłam się na lekką i niezobowiązującą konwersację, gdyż zrozumiałam jakiś czas temu, że podtrzymywanie rozmowy nie jest moim obowiązkiem (nie było łatwo, ale dałam radę). Pogoda zepsuła się w 10 minut po naszym przybyciu. A tu altanka, zastawiony stół, porcelana po dziadkach na pomocniku. Deszcz postanowił tego nie uszanować. Więc ja postanowiłam się przeciwstawić. W środku dysputy na temat zwijania maneli do domu zarządziłam tonem nieznoszącym sprzeciwu: - Ścieśnić się, żeby na nikogo nie kapał

1849

Obraz
Jak nakarmić trzy koty - najnowsza gra komputerowa dla wytrwałych. 1. Bierzesz trzy koty. Jeden ma sraczkę, drugi śmierdzące stolce, trzeci latające rzepki kolanowe. a. Kotu ze sraczką należy dwa razy dziennie podać 1 1/2 tabletki antybiotyku oraz probiotyk w zawiesinie. Musi być odstęp pomiędzy podaniami. Kot nie chce, ale wcześniej wyrwało mu się zęby żujne, więc jest przewaga. b. Kotu, produkującemu bomby biologiczne, należy podać probiotyk. Ale w kapsułkach. Kot nie chce. c. Kotu z latającymi rzepkami należy ograniczać racje, gdyż powinien zrzucić trochę kota z pożytkiem doczesnym w postaci odbarczenia rzepek. Kot nie chce. Utrudnienie nr 1: koty jedzą razem. Utrudnienie nr 2: kot ze sraczką żywi się suszem, akceptuje mokre, ale tylko wybrane; robi łaskę i trzeba go specjalnie zapraszać, ale gdy ktoś zostawi susz, to wciąga po nim, a jest za gruby. Utrudnienie nr 3: kot biologiczny zabójca wciąga wszystko, co za szybko nie ucieka - uwaga na mrożonki w folii i palce, prz

1848

Obraz
Skierka delikatnie i z wdziękiem przypomniała mi na fejsie, że nasza zagadka, dotycząca kwadratu, nie została rozwiązana. No, faktycznie. Ale (i tu zaczynam mówić z lekkim zadęciem oraz nosowo - czyli foch) nikt się przesadnie nie dopominał! To jak mam być cęlębrytką, jeśli mnie nie bombardujecie, nie czyhacie przed moim domem w ramach papajaców i nie piszecie listów miłosnych!!! Wiecie, ile to się trzeba w takiej sytuacji nawysilać?! Dokąd to człowiek poleźć nie musi, żeby go przypadkiem zdjęło?! Ilu osobom nogę trzeba podłożyć, by się dorwać do mikrofonu?! Hieny! Sama se dla siebie mam być cęlębrytką? To jest trudne! Nawet gdy w lustro patrzę, to widzę jedynie, że znów mi pryszcz wyskoczył na środku dekoltu! A właśnie że Wam powiem. A potem będę udawać, że już byłam zmęczona Waszą namolnością. I żeby mi to było przedostatni raz. Uwaga. Będą obrazki. Faza pierwsza - trzy patyki: Faza druga - kwadrat: A teraz wytłumaczenie (się). Podejrzewam, że u mnie może to tak

1847

Obraz
Zrobiłam dla Państwa zdjęcie, gdyż nie mam nawyku zostawiać radości tylko dla siebie. Oto bar kanapkowy w stołecznym mieście Chorzowie. Państwo powiększy i przeczyta kartkę. Takie cuda to tylko u nas, hehe.

1846

Mój mózg z bruzdą lubi badania terenowe. Bywa - daje to dość ciekawe wyniki. A czasem przygody. Na przykład od lat pasjonuje mnie pytanie: co to jest rura - wyjaśnij bez gestykulacji. Tutaj istotna jest nie tyle sama treść odpowiedzi (znam idealną, składającą się z czterech słów), co zachowanie odpowiadającego. Jeśli nie wierzycie, przyjmijcie ode mnie ten skromny dar i ruszajcie w teren. Pamiętać jedynie należy, by odpytywać zawsze jedną osobę, bo inaczej nie ma zabawy - ludzie się nakręcają nawzajem i zgapiają od siebie. Wynika to z faktu, że mało kto potrafi kreatywnie podchodzić do zadań, większość osób ulega sugestii i nie umie już opuścić wyślizganych torów. Pamiętam sprzed lat warsztaty z psychologiem, w czasie których pokazywano nam, kursantom, mechanizmy rządzące "chadzaniem utartymi ścieżkami". Jednym z zadań, które otrzymaliśmy na samym początku były trzy ołówki (zapałki, patyczki, obojętnie) i polecenie: ułóż kwadrat. O ile sobie przypominam, byłam jedyną w gr

1845

Sama sobie wróciłam do tych wspomnień sprzed Wielkanocy 2007 i powzruszałam się na nowo. Byłam wtedy w oku cyklonu - dla kogoś z zewnątrz może to tak nie wyglądać, ale emocje sięgały zdecydowanie górnego pułapu. Chyba powinnam do tego kiedyś wrócić i opisać szczegóły. Tymczasem mam następującą refleksję: za cholerę nie można powiedzieć o tym blogu niczego konkretnego. O poglądach politycznych jest. O społecznych - jest. O gospodarce - jest. O życiu codziennym - jest. O filozofii - jest. Nawet szafiarką zostałam, bo w końcu te buty z szafy wyciągam. No to lecimy w żarcie. Zrobiłam nową zupę. Dla mnie to jest nowość, bo nie krążę po internetach w poszukiwaniu natchnienia. W związku z powyższym podzielę się z Wami, gdyż nie jestem skąpą. Krem z buraków z prażonymi migdałami. (Zawsze mam problem z ilościami produktów). Bierze się wywar (ja robię z rosołku w kostce) i wrzuca do niego 3 obrane i pokrojone w kawałki buraki oraz jeden takiż ziemniak. Się gotuje. Gdy się ugotuje, to

1844

Obraz
W komentarzu do notki 1840 Oisaj napisał: Ale jak się ma tak ładną żonę jak moja, to już można mieć odrobinę nadziei że jednak zostanie jeszcze ze swoim brzydalem ;) I to mnie natchnęło do formy notki, która i tak musiała dziś powstać. Oisaj jest twórcą licznych zdań, które pobudzają mnie do przemyśleń. Kiedyś np. powiedział mi, że jego zdaniem kobiecie milej jest usłyszeć komplement od wysokiego bruneta niż od niskiego grubaska (Jaśku, wybacz, że tak zdradzam nasze tajemnice, ale to mi idealnie konweniuje). W związku z czym czułam się w obowiązku, by zwerbalizować swoje przekonania, gdyż wyraźnie sterują życiem mym. Uwaga! Będzie historyczne wyznanie! Niebywale pociągają mnie mężczyźni uważani za brzydali, obdarzeni przy tym dużą dozą inteligencji oraz poczuciem humoru. Koniec wyznania, teraz argumentacja. (Można wypuścić powietrze - tak, lepiej TĄ stroną). Otóż doświadczenie życiowe podpowiada mi, że brzydale (nie dyskutujemy o gustach, przyjmijmy taką nomenklaturę dla ł

1843

Zupełnie nie wiem, kiedy to się stało. Wydaje mi się, że zawsze byłam taka. Trochę ześwirowana, lekko stuknięta, chętna do psikusów, ale tak naprawdę to zwykła, najzwyklejsza. Nie widzę w sobie niczego szczególnego. Przeglądam się w lustrze: głowa - jest, dwie nogi, dwie ręce, ot, taki sobie człowiek. W lekko ponadnormatywnym, miękkim rozmiarze. Tylko gdzieś tam w środku tej pani w średnim wieku, ale nie wiem, czy inni to widzą, ciągle siedzi młoda dziewczyna, która nie zdążyła się wyhasać, bo musiała prędko dorosnąć, żeby zająć się malutką jak okruszek córeczką. Nigdy nie żałowałam. Nigdy do końca nie spoważniałam. A tu nagle wokół tylu ludzi, którzy chcieliby powiedzieć mi dobre słowo. Większość z nich nawet mnie nie zna. Nie wie, jakie robię miny, kiedy z całej siły powstrzymuję chichot, żeby się nie wydostał i nie zamienił poważnej sytuacji w groteskę. Nie widzieli, jak za plecami oficjeli strzelam jaskółkę, bo potwornie nie znoszę nadętych sytuacji. Muszę wtedy wyglądać komicz

1842

Obożebożenko, znowu kot się zepsuł. W dodatku Ten! Mam dziwne przeczucie, że Zuzia niebawem się odezwie. Odkąd wyjechała, kot był już zepsuty trzykrotnie. Obecnie jelito. Nie, nie wypadło. Sra, że tak to ujmę kolokwialnie. I w dodatku broczy. Pani doktor, ujrzawszy mnie w drzwiach, podniosła brwi i spytała: - Kto tym razem? - Zośka. - Zosieńka? A co jej się stało? - Sra. Wspólnie przeanalizowałyśmy chyba wszystkie możliwości i doszłyśmy do wniosku, że to prawdopodobnie przez antybiotyk na okoliczność zębów. To był paskudny antybiotyk, bardzo wiele skutków ubocznych, w tym zrypanie układu pokarmowego. Ale nie było wyjścia - Zochna zepsuła sobie zęby po prostu koncertowo. Kiedy po badaniu rozważałyśmy różne możliwości, Zosia usiadła na stole tyłem do lekarki (jej nie trzeba trzymać u weterynarza, ona jest damą). Całą swoją postawą wyrażała stanowczy sprzeciw. Siedziała twardo tyłem i gapiła się w ścianę. Nawet wąs jej nie drgnął. Obraza majestatu w każdym calu. Gdy w ruch pos

1841

Obraz
Wstałam dziś o piątej. Ufam, że to ostatni raz. Odwiozłam Prezesa na pociąg do stolnicy, gdyż albowiem jego dyrektor uznał, że Prezes jest absolutnie niezbędny na posiedzeniu zarządu. Przez całą drogę do Katowic Prezes rozważał, czy wybrać opcję "jeszcze mnie to obchodzi", czy rżnąć ordynarnie głupa. Doradzałam wersję nr 2. - Napisałam wczoraj notkę o naszej rocznicy - wyznałam w ramach przerywnika. - Człowiek nie ma za grosz prywatności - mruknął. - Nie chcesz wiedzieć, co napisałam? - Nie. - Nie? - Nie. Ja mam dolby surround i full kolor na okrągło. Wolę nie wiedzieć, co ty myślisz. To mnie utrzymuje w pionie. Łyżka dziegciu w beczce miodu. Z drugiej jednak strony... Znam kilka osób, które zwariowały, bo dowiedziały się, co ja myślę. A przecież to był tylko fragment. Dłuższy pobyt w moje głowie mógłby doprowadzić do kryzysu światowego oraz masowych samobójstw. I dlatego należy Prezesa pochwalić za zdrowy rozsądek. Oraz odwagę. On ze mną mieszka! *** Tymczase