Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

2053

Długo czekać nie było mi trzeba. Już o poranku Szef poinformował cały świat, iż pragnie się ze mną spotkać. Przyjęłam to chłodno i nadal stosowałam uporczywe unikanie. Zechce to wezwie, a dopóki nie wezwie, to się nie pcham. Niestety - zechciał. Wkroczyłam do jego gabinetu z otwartym mentalnym zamrażalnikiem. Powiało Arktyką, ą, ę, kultura, żadnych zbędnych ruchów, się nie rozsiadam. W ułamku sekundy wypruł zza biurka, żebym nie fatygowała się dotykaniem klamki, a także celem uściskiwania prawicy. Niespecjalnie się do tego przyłożyłam, przechodząc natychmiast do rzeczy - żadnych pogaduszek i spychania w niepamięć, merytoryka, panie, merytoryka, ą, ę, kultura jak na brytyjskim dworze. Rozpoczęliśmy uzgadnianie spraw służbowych, ale nie wytrzymał. Zerwał się od biurka i… - Mam taką prośbę. Może zechciałabyś mówić mi po imieniu? W środku eksplodowała mi supernowa dzikiego chichotu, ale ą, ę, kultura, żadnego zbędnego wydatkowania energii. Wizyta u angielskiej królowej. Uśmiechnęłam s

2052

A wiąc było tak. Najpierw Szef uwziął się, żeby mnie zdenerwować. Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, że on posiada potencjał. Muszę przyznać, że się opierałam, gdyż na większość spraw mam, jak wiadomo,  wyjebane, ale uporczywość działań i mnie w końcu zmogła. W czwartek szlag mnie trafił, w piątek wstałam z postrzałem życia. Ludzie, co to był za postrzał! Normalnie odstrzelił mi głowę. Płakałam, gdy wstawałam. Płakałam, gdy sikałam. Płakałam, gdy jechałam. Płakałam w pracy, nawet na korytarzach, czego nie mam w zwyczaju, gdyż nieszczególnie się obnoszę. Tak mnie bolało. I nic nie chciało pomóc. Przyznaję - zrobiłam głupio. Bo należało zadzwonić z łóżka, wziąć urlop na żądanie i zgnić. Ale nie. Poczucie obowiązku zwyciężyło. Szef przez cały tydzień "nie miał czasu", żeby odebrać ode mnie pracę, więc wiedziałam, że trzeba. Jakże niemądrze! Ale nie ma co narzekać - wyciągnęłam wnioski i zastosuję je w przyszłości. To powlokłam się do fabryki, a ten, zamiast odnieść się z s

2051

Sama już  nie wiem, o czym najpierw opowiadać. Bo miało być o Mamie (i to w poprzedniej notce), ale przyjechał nowy maczek. Miało być o koncercie, ale nie sił mi brakło. Miało być w końcu o maczku. I chciałabym jeszcze dodać, że pragnę nowego telefonu, a tu ni huhu. Może więc połączę jakoś przyjemne z pożytecznym, a mama zostanie na deser. O niej można w nieskończoność. No więc przybył nowy maczek i to dzień przed terminem. Nie ukrywam, że dokonaliśmy pewnej malwersacji, gdyż poniekąd kupiła go Matka Dzika, która jest nauczycielem akademickim, na okoliczność czego posiada w Cortlandzie 10% zniżki. Zniżkę tę oddała mi ochoczo, gdyż sama nigdy w tym sklepie niczego nie kupi. Zaoszczędzona w ten sposób kwota weszła w dodatkową kartę pamięci. Czyli się nie zmarnowało. Nowy maczek wygląda prawie identycznie jak stary. Co jest źle? Ano grafika, w którą Apple tnie, jak opętany. Zamiast pięknych, trójwymiarowych ikon, dopracowanych do ostatniego szczegółu, poszli w 2D i to jest kupa

2050

Obraz
Przebiegając. CZYNNIKI donoszą uprzejmie. Nowy (w sumie) kot, nowy komputer. Kolorystycznie do siebie pasują, prawda?  

2049

Obraz
No więc kupiłam mu ten makowiec, co to miał na niego ochotę. Wiadomo, że jak się zapcha czymś słodkim, to bodźce mają dalej od mózgu do ust. Zresztą wszystko i tak przez Matkę Dzika, po co ma te urodziny w Walentynki, ja muszę przez nią ciągle prezenty kupować, a po prezenty trzeba jeździć do centrum handlowego, gdzie na człowieka czyha wiele pokus. Normalnie nie używam, żeby tego nie widzieć. Wszystko przez nią. On mówi, że pendrive kosztuje 30 zł, to odpowiadam: - I pacz, jak tanio, no za darmo po prostu, trudno było nie wziąć. A że był osłabiony przez cukier, to nie miał siły odpowiedzieć niczego z sensem. I tak się sprawy załatwia. Poza tym wiadomo, że raz w roku trzeba adoptować misia, to po co czekać do grudnia. Takiemu misiu na pewno smutno, gdy nikt go nie kocha, jest niczyj, nie ma imienia ani do kogo się przytulić. Dokonałam więc korekty zamierzeń oraz planów. Poza tym mam okres, brzuch mnie boli i ktoś powinien mi to zrekompensować. To sobie zrekompensowałam. ***

2048

Obraz
Po moim rozdzierającym wezwaniu, na fejsbuniu sypią się lajkerzy. Dziękuję uprzejmie, robicie mi dzień. Tydzień. Miesiąc, rok, całe życie. Z serca zachęcam. Aby Was uczcić, Moi Ulubieni Fani, zarówno ci, co od zarania dziejów, jak i ci dopiero co ujawnieni... IDZIEMY TU! Państwo zrobi ze trzy nawroty i wyobrazi sobie, że to ja jestem wszystkimi tymi człowiekami naraz. Dla Was. Od nas. Jupi! Jak będę duża i dojrzała, to sfotomontażuję cały film, w którym role główne (oraz wszystkie inne) zagram ja. I nie będziecie musieli wyobrażać już sobie niczego, a może nawet niezbędne okażą się leki. Nie lękajcie się leków. Podobno po Prozaku życie jest bardzo kolorowe. *** Zuzanna ukończyła kolejną sesję z wynikiem pozytywnym i gramy dalej. Na normalnych studiach osiągnęłaby niniejszym półmetek, ale u niej dołożono jeden semestr, żeby było łatwiej. I taniej, ma się rozumieć. I żeby nie było debilnej półrocznej przerwy między licencjackimi a magisterskimi. Uczelnia po prostu dba. Liga rząd

2047

Obraz
Normalnie... możecie się śmiać, ale odkryłam Vafini . Nie wiem, od jak dawna są dostępne, ale ja poznałam je dzisiaj. Istnieją dwie wersje: - jajeczka - i yin - yang Odkryłam i przepadłam. Wpycham do nich różne rzeczy i obżeramy się bez przyzwoitości. Jejku, jakie to fajne. Tych drugich mi nie starczyło, a chciałam zostawić nafaszerowane w lodówce i zobaczyć, jak długo wytrzymają przed rozmięknięciem. Na opakowaniu stoi, że godzinę. Zakładam margines bezpieczeństwa, który dał sobie producent, żeby mu ktoś potem oczu nie wykłuwać na okoliczność rozciapciania. Więc pewnie ze dwie godziny. To badanie jest mi niezbędne z powodu dzikiej chęci podania rożków waflowych przy okazji najbliższej imprezy. Bo w domu, to wiadomo. Zuzia przyjęła bez większych wzruszeń, pochłonęła i udzieliła cennych uwag, związanych z jakością farszu. Prezes pochłonął z niebywałym entuzjazmem, on uwielbia takie rzeczy (i, oczywiście, w niczym nie pomógł - w sensie wybierania fajnych kompozycji), pewnie

2046

Obraz
Zamiast notki - kopia wpisu na fanpejczyku. Gdyż nie mogę niczego pisać, bo leżę w kącie. W milczeniu. Osobo, która odlubiłaś mój blog! Nie, żebym coś do Ciebie miała. Ja to oczywiście szanuję. Akceptuję. (Zachłystuje się). Ale chcę, żebyś wiedziała, osobo, że ten nóż, co mi go wbiłaś w samo serce i przekręciłaś osiemnaście razy, był zardzewiały. I rana mi się jątrzy. Być może stanę się przez to bardzo zgryźliwa. Albo zacznę pisać pamflety. A przecież nikt normalny nie wie, co to jest pamflet. Kiedyś napisałam rapsod. Serio. Ojciec powiesił go na ścianie w ramach wyrzutu sumienia. Idę skonać z żalu koło tego kurzu, co go właśnie zauważyłam w kącie. I jeszcze okno otworzę, żeby mnie zawiało. Zapadnę na płuca, wdadzą się suchoty i, być może, umrę. Ale nie, nie czyń sobie wyrzutów. Przecież można się nudzić na moim blogu. Można. ‪#‎ łkarozpaczliwie‬ ‪#‎ konwulsje‬ PS A koty wtedy skisną z zaniedbania. Albo położą się obok i będziemy mieć suchoty grupowe. I jeszcze wyłysiej

2045

Obraz
Zrobiłam mu wczoraj zdjęcie, bidusiowi. O, proszę, jaki pokrzywdzony. Biedny, malutki kotecek, którego nikt nie kocha, z domu wywożą, oddają w ręce oprawców i ogólnie się znęcają. Nieomal zemdlał z przepracowania. Takie są realia, Proszę Szanownego Państwa. Weźnie się rozwali, ale najpierw napcha kałduna i ma wysokie poczucie własnej wartości. Edka wygryzł z jego półeczki na drapaku, Zośkę wygryzł z jej pudełka na mikrofalówce, Karola wygryzł z koszyczka. Wszystko to z uśmiechem na twarzy oraz "paczy państwo jaki jestem cudowny". Fakt, że inteligentna bestia, jak mało kto. Łapie wszystko w lot, znakomicie rozumie, co się do niego mówi, a gdy coś spsoci, to pada na plecy u stóp i całym swym jestestwem daje do zrozumienia, że nie będziemy się przecież denerwować na kotecka, to wszystko przypadkiem, samo się stłukło, urwało, zarwało, spadło i wyszło z koszyczka. Karol w ogóle tam nie leżał, a Edek ugryzł się w brodę, bo ma długie zęby. Natomiast Zośka... ona się denerwu

2044

Biedny, biedny Czesław, jajka mu odpadły. (Jeszcze nie wie). Rano był niepocieszony. - Dlaczegóż, ach, dlaczegóż zamykasz mię w samotni, mateczko, gdy inni ją śniadanie?! - dochodziło zza drzwi łazienki. Wypuszczony, pogalopował do misek i z rozczarowaniem stwierdził, że są nieobecne. Ot i zagwozdka. Nie ma śniadania. A przecież wykupił opcję bed & breakfast. Oraz pierdylion milion innych posiłków i co tam uda się ukraść. Tym razem przemyślałam dogłębnie rzecz całą i postanowiłam nie być winna kataklizmowi. Wiadomo nie od dziś, że komplet kotów jest głęboko przekonany, kto odpowiada za wszelkie niepowodzenia. Wywozi do tej okropnej lecznicy. Zmusza do różnych nieprzyjemnych zabiegów (top: lewatywa). Wciska prochy. Obcina pazury. Nie pozwala łazić po stole. ONA! No to się wychytrzyłam i kazałam jechać Prezesowi, porzucić kota Prezesowi, pozostawić na pastwę losu Prezesowi. Sama natomiast wystąpiłam w roli oswobodzicielki, co to odbija syneczka z rąk oprawców. Zanim to jedna

2043

#zadługienieczytam Robię to naprawdę ostatni raz, bo mi się really nie chce. Proszę ten tekst traktować jako flagowy. Postaram się używać jak najmniej trudnych słów (ale wykluczyć się nie da), żeby nikt nie musiał się kopać ze słownikiem. Odpowiem na każde pytanie i na życzenie przypnę rzecz na górze strony. Ten jeden raz. Całymi dniami tkwię w publikacjach naukowych, obrabiając temat na wszystkie strony. Czytam, piszę, redaguję, kręcę filmy (wyobraża Państwo sobie?!), odmawiam wciągnięcia mnie w proces montażu, czyham na przełomowe możliwości zdobywania powyższych dóbr, użeram się z różnymi tam i, kiedy wrócę do domu, lubię sobie napisać coś o kocie, cyckach, relacjach damsko-męskich oraz co Prezes ugotował dziś na obiad (makaron z brokułami i serem gorgonzola pod beszamelem). Nie chce mi się ponad poziomy wylatać, bo w robocie wylatam bez przerwy. Darujcie więc, że nie będę tykać pewnych spraw, które wydają mi się oczywiste bądź też wylatają w moim czasie prywatnym. Mam prawo do

2042

Obraz
Weszłam ostatnio w spór z Pewną Osobą . Dotyczył on, nie uwierzycie, podstawowych pojęć matematycznych. Otóż odważyłam się twierdzić, że pomiędzy narastającą robotą a lenistwem istnieje związek wprost proporcjonalny, a Osoba Ta uważała, że odwrotnie proporcjonalny. Otóż ja się nadal upieram, że miałam rację. Im więcej mam bowiem roboty, tym bardziej mi się nie chce. I to są idealnie współgrające ze sobą sprawy. Jak się jednak okazuje, nie upadłam jeszcze na samo dno, gdyż perspektywa dorobienia paru groszy okazała się silniejsza niż leniuch, na okoliczność czego narodziłam w boleściach cztery teksty. Czekają mnie jeszcze dwa. Wierzę, że odnotowanie wpływu na konto wynagrodzi mi obrzydzenie, związane z szukaniem materiałów i stukaniem w klawiaturę. Myślę nawet, że pisanie za uczciwe pieniądze mogłoby mi się spodobać. W przeciwieństwie do pisania za nieuczciwe pieniądze lub za darmo. Za darmo tylko w sytuacjach, gdy się czymś podjaram albo z przyzwyczajenia*. To ma się również do kore

2041

Czy nie uważacie - i tu zwracam się do Pań - że mężczyźni mają jakiś gen, którego my nie posiadamy, a w dodatku muszą go bezustannie trenować, żeby im nie zanikł? Taka sytuacja. Z wrodzonego, niczym nieuzasadnionego lenistwa, wsiadam do windy na pierwszym, żeby pojechać na drugie. Drzwi się zamykają i czuję, że (psia kostka) ktoś mnie ściąga. Jak się okazuje - do piwnicy. Dojeżdżam, dosiada się chłopiec w wieku mojej córki. Nie powiem, jest na czym oko zawiesić, a fabryka nieprzesadnie przepełniona tym dobrem. - No, a chciałam na drugie - informuję, wzdychając. Drzwi się zamykają, on błyska do mnie hollywoodzkim garniturem bieli. - Na które? - pytam, bo stoję koło guziczków, a on nie wykonuje żadnych ruchów. - Na parter - odpowiada odruchowo, wciąż się szczerząc. Swój człowiek, też leniwy. Pstrykam w zero, nim zdąży przebrzmieć jego głos. Podnoszę głowę, a on patrzy jak spaniel. - Dlaczego?! - pyta dramatycznie. - Co, dlaczego? - Dlaczego to pani zrobiła?! Ja chciałem chocia