Zaczątki geniuszu

Wiedziona nieodparta potrzebą uczynienia porządku w niektórych partiach mieszkania, przetrzebiłam wczoraj szafę z ciuchów, których nie założyłam ze dwa lata/w które mi się tyłek nie mieści.
W związku z powyższym wokół moich poprzednich zakupów utworzył się dodatkowy nimb: nic nowego na widoku nie zalega, rzucają się natomiast w oczy trzy reklamówki szmat, których pozbywam się z domu. A gdyby jednak jakiś smród się rozszedł, to zawsze mogę powiedzieć, że przecież wydaliłam trzy reklamówki, to w co się mam ubrać? Czyż nie jestem genialna?

W czasie wolnych przebiegów w pracy szkolę. Się.
Zakupiłam „Gazetę Prawną” z płytą „szkolenie na CD” i trawię. Sporo tego jest i nie da się tak naraz. Szkolenie nosi dumne miano: „Komunikacja i perswazja, czyli jak skutecznie porozumiewać się z innymi”.
Za 20 minut mam spotkanie z wydawcą, to zaraz na nim wypróbuję. W tym wypadku opór, bo to on chce sprzedać mnie, a nie odwrotnie. No co? Trzeba nad sobą pracować. Jeszcze przyjdzie czas na osiadanie na laurach.
Na emeryturze.

Potomstwo natomiast zdobywa kolejne szlify we współpracy z bankiem. Poszło sobie wpłacić pieniądze na własne konto. Mam nadzieję, że owocnie.

Prezes wraca dziś z delegacji i kompulsywne zakupy trzeba nieco przyciszyć.

Komentarze