Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2015

2040

Obraz
Przypomniało mi się jeszcze, że kiedyś oglądałam film. Dokumentalny i trudny do zniesienia dla osób empatycznych. Oglądałam go na raty, bo tak beczałam, że co rusz musiałam robić przerwy: a to na wyjście po nowe chusteczki, a to na spacer po mieszkaniu. Film ten zapadł mi w pamięć i polecam go każdemu. Powinien być jazdą obowiązkową. Występują w nim potomkowie największych hitlerowskich zbrodniarzy. Opowiadają o swoim życiu, o zderzeniu z przeszłością przodków, z pietnem i jak to na nich wpłynęło. Bezmiar poczucia winy za cudze postępki jest przytłaczający. Serce pęka. W kluczowej (dla mnie) scenie wnuk Hoessego, kata Auschwitz, staje twarzą w twarz z dziećmi Izraela. Dzieje się to na terenie obozu. Jedna z dziewczynek łamiącym się głosem, targana emocjami, rzuca mu w twarz pytanie, jak może żyć ze świadomością, że jego dziadek zamordował całą jej rodzinę. Hoesse, z pozornym spokojem (wiemy, że jest pozorny, bo już widzieliśmy, jak boryka się z przeszłością) odpowiada, że jest mu ba

2039

Oczywiście mnóstwo mam pomysłów na notki, ale sęk w tym, że żaden się nie nadaje. Kolejny raz buja się temat, że nie jestem anonimowym pikselem. Wszyscy wiedzą, jak się nazywam, każdy mnie znajdzie, jeśli tylko zechce. Chyba sobie założę jakiś blog alternatywny i tam sobie będę pisała. Po jakimś czasie wyraźnie ciąży się ku publicystyce, niestety. Zdychaj, plotko! *** A tu znowu piąteczek. Czesiek (ale nie mam dowodów) ugryzł Edka w brodę, za co spotka go kara w postaci rozstania z jądrami. Wszystkich panów uprzedzam, że, wnerwiona, od strzału załatwiam kastrację. Bójcie się. Eduś, mamusi laluniek, przyszedł się poskarżyć. On się nie skarży wprost, trzeba mieć wiele empatii, żeby na to wpaść. Jednakże od czego jest się mamusią laluńka! Matki wią. Patrzę, mianowicie, a tu broczy mi w dłoń. Najpierw myślałam, że z łapy, więc obmacałam wszystkie - figę. Uderzyłam w czułe tony, złapałam Edka pod bródkę i mówię: - Co się stało, syneczku? A syneczek na to zaczął syczeć jak opę

2038

Dziś będzie na poważnie. Naprawdę. Bo dziś przypada 70. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu śmierci Auschwitz - Birkenau. Więc przyzwoitość wymaga, by zatrzymać się na chwilę w codziennym biegu, a potem dać sobie szansę na refleksję na temat tego, jak łatwo stać się drugiemu człowiekowi wilkiem. Łatwiej niż można by się spodziewać. Kiedy byłam młodą dziewczyną, strasznie buntowałam się przeciwko wszechobecnej martyrologii. My, Polacy, jesteśmy we własnym postrzeganiu narodem pokrzywdzonym. Potrafimy podać dziesiątki przykładów, jak to mieliśmy przez stulecia pod górkę. Tak to widzimy. Na dodatek wychowałam się w domu pełnym wojskowej tradycji. Obaj moi dziadkowie byli żołnierzami i słowo ojczyzna zawsze wymawiało się z szacunkiem. Mam zdjęcie jednego z dziadków w mundurze przy samolocie Żwirki i Wigury. Mam zdjęcie drugiego dziadka - ułana. Miałam stryjecznych dziadków, którzy w Brygadzie. Ciotkę w Powstaniu Warszawskim. Wujecznego dziadka w Armii Krajowej. Pełne szafy stawania n

2037

Odkryłam dietę idealną. Bierzesz jednego Szefa i jednego Pracownika. Spuszczasz ich na chwilę z oka. Kiedy wracasz z kibla, awantura trwa w najlepsze. Obie strony mają ci za złe, a ty akurat masz roboty po czubki kucyków. Popychasz robotę, żeby zdążyć, wyciszasz jednego, usadzasz drugiego, potem usiłujesz to wszystko uspokoić, żeby łódka mogła płynąć dalej. Oczywiście, by nie było zbyt łatwo, obaj mają charaktery trudne jak cholera. Wynik? Oni są w domach, a ty nie możesz nic przełknąć. Ot i sprawa cała. Dziękuję ci, fabryko. Gdyby nie ty, ważyłabym już 100 kg i do kogo te żale. *** Na Sarenzie przecenili mi torebkę z Irregulara. Taniej już nie będzie, a ja mogę tylko patrzeć, gdyż albowiem nie wiem, jak dotrwać do pierwszego. A wogle to boli mnie brzuch. I Czesiek odgryzł mi palec, którym to palcem dotykałam kabanosa marki Krakus. Krew jest wszędzie. A palec jest wskazujący. I teraz do kogo pretensje, że nie ma czym pogrozić?

2036

Prezes pokazał mi dziś skecz, który ma się znakomicie do postu o komunikacji. Nazwijmy go "Szumy w zarysie" . Przed Państwem kabaret Paranienormalni. Enjoy.

2035

Wpadłam do Protoplastów po jajka, gdyż Matka znosi. Znaczy - z targu znosi. Podobno wiejskie. Mnie tam wszystko jedno, byle nie klatkowe, gdyż ja z kolei nie znoszę. Mianowicie zwierzęcego upodlenia. A z Matką się nie kłócę, tylko biorę, jak leci. Wpadłam, to mnie Matka napadła. Kawą, podstępna taka. Wódki i pacierza nigdy nie odmawiam i popijam to kawą. Kawusią. Kawulką. Nie miałam siły na sprzeciw. Ojciec dobił w ciągu kwadransa i plany na przyzwoity powrót do domu diabli wzięli. Muszę przyznać, że ja to nawet lubię tych moich rodziców. Mają bogate życie wewnętrzne i prawie 150 lat. Razem je mają - gdyby osobno, to wizytowałabym pewnie mauzoleum. A nie mam pewności czy tam nie trzeba czasem takich muzealnych kapciów. Chociaż... gdyby mauzoleum miało gabaryt, mogłabym się w takim kapciochu trochę poślizgać po posadzkach. Albowiem z niektórych spraw się nie wyrasta. (Och, stateczna pani w średnim wieku, sukience biznesowej oraz szpilce - popierdalająca ślizgiem w kapciochu oraz okrzy

2034

Obraz
Odkryłam dziś na fejsbuniu kolejną cudowną grafikę Marty Frej , mojej rówieśnicy i siostry w myśli. Darzę ją uczuciem szczerym i trwałym, a tym obrazkiem zaskarbiła sobie mą miłość na wieki! Kiedyś o takich przejawach myśli artystycznej mówiło się "bardzo trafne", a dziś aż palce świerzbią, by napisać "w punkt". Mam 41 lat i nigdy nie czułam się lepiej. To jest mój czas - świadomej, dojrzałej, mądrej kobiety, która wiele w życiu przeszła, wiele zrozumiała, zapamiętała, wyciągnęła wnioski i odkryła, że najlepsze, co może zrobić, to kochać siebie i o siebie dbać. Potrafię już powiedzieć głośno: "Czym ja się właściwie denerwuję? Czy to mi służy? Czy jest mi z tym lepiej? Czy na pewno warto?", a potem odpuścić, machnąć ręką, świadomie mieć lub nie mieć, i czerpać z życia garściami, bo jest jedno, jedyne, moje, najmojsze i zamierzam je przeżyć najlepiej, jak tylko potrafię. Zrobiłam się wyrozumiała. Znalazłam w sobie ciszę i chętnie po nią sięgam. Dużo

2033

Sytuacja, gdy trolle płci męskiej przychodzą na fanpejcze, prowadzone przez kobiety, o kobietach i właściwie dla kobiet, by powiedzieć, że wszystkie te kobiety nie wiedzą, co gadają, przypomina mi wypowiedź Matki. - Wyobraź sobie, że oglądam serial (tu macha ręką, żebym się zamknęła, gdyż standardowo jestem gotowa na mój ulubiony wtręt o ślepocie), a tu nagle ojciec wchodzi, bierze pilota, zmienia mi kanał i wychodzi. CENZURA, normalnie!!! Otóż, moi drodzy panowie - kieruję tę wypowiedź do panów, co to se lubio przypierdolić, aby wskazać nam autostradę ku światłości, gdyż uważają, że błądzimy po omacku. Piszę to, żeby taki Jasiek, dajmy na to, nie smarkał mi tu, że istnieją mężczyźni prawi. Ja wiem, że istnieją, Jaśku. Dotkłam Cię (żona wie?). Dotkłam swojego prywatnego chłopa, nawet wielokrotnie oraz znacznie bardziej dwuznacznie niż Ciebie. Właściwie to jednoznacznie - tak jednoznacznie, jak można dotknąć kogoś, wleczonego za wszarz do sypialni. (Obecnie ścina włosy bardzo krótko

2032

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o głupotach, które opowiadacie, ale baliście się zapytać* Nie od dziś wiadomo, że komunikacja jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Myślimy jedno, mówimy drugie, na to nakłada się nastawienie słuchacza i problem gotowy. Najogólniej rzecz biorąc, teorię komunikacji (w dużym spłyceniu, oczywiście) można przedstawić tak: - jest nadawca, - jest odbiorca, - jest komunikat - i są szumy. Nadawca wyrzuca wiadomość, na niego nakładają się szumy komunikacyjne i całość dociera do odbiorcy. Dochodzi do porozumienia albo, w skrajnej sytuacji, II wojny światowej. Lub też nie gadacie z tą wredną sąsiadką już od osiemnastu lat. Co to są szumy komunikacyjne? Ano różne rzeczy. Mogą być nimi np. nastawienie nadawcy i odbiorcy. Zwróćcie uwagę, że gdy kogoś lubicie, a zdarzy mu się palnąć coś bez sensu, to jest Wam łatwiej mu wybaczyć, zwalają owo potknięcie na zły dzień, kłopoty osobiste, niewyspanie lub kaca. Inaczej rzecz ma się, gdy to samo wypad

2031

Obraz
Notka ratunkowa dla Po Prostu Magdy Zofia nie jest fanką Czesława, a Czesław jest fanem wszystkich i wszystkiego. Ona, przyznać trzeba, zachowuje się z godnością i nie zabija gałgana, ale omija szerokim łukiem i wypiera samo jego istnienie. Oczywiście Czesław usiłuje wykorzystać każdą okazję, żeby strzelić przytulaka, czym doprowadza ją do histerii. Na przykład leży sobie Zośka spokojnie, odprężona, nie wadząc nikomu oraz na dywanie w sypialni. Wchodzi Czesiek, paczy, paczy... i dalejże się skradać w obranym kierunku. Ostatnie centymetry pokonuje ślizgiem, przypada do niej, przytula się całym Cześkiem, zamyka oczy, zaczyna mruczeć i udaje, że tak już było. Konam, obserwując zośczyną reakcję. Kota najpierw popada w stupor i zastyga niczym żona Lota, starając się nawet nie wciągać nosem jego zapachu. To się nie udaje. Wtedy na twarz wypełza jej wyraz skrajnego obrzydzenia i absolutnej urazy. Trwa w wyrazie z nadzieją, że paskudny czar pryśnie. Czar ma to w poważaniu. W zaistniałej

2030

Kto mi zazdrościł koleżanki - psychologa klinicznego, ten teraz padnie i nie będzie mógł się podnieść. MamaPiotra przestała zazdrościć, bo się z nią podzieliłam i je zakoleżankowałam. Pracują jak szalone, obie bardzo zadowolone z relacji oraz efektów. Ale chodzi o to, że rzeczona koleżanka jest osobą wyjątkowo otwartą oraz głodną wiedzy, więc tyka różnych rzeczy, większość ją wciąga, więc się specjalizuje. I ja jestem na takim etapie, że jak mnie boli pod łopatką, to jej to wyjęczę, ona mówi, żebym wpadła i mi odblokowuje. A przy okazji sobie pogadamy. Gdy Zuzia ma atak alergii, to ja jej to wyjęczę, a ona wyciąga ze swoich zasobów jakiegoś specjalistę od medycyny chińskiej. A przy okazji co? Pogadamy sobie, a jakże. Kiedy marudzę, że muszę schudnąć, to oczywiście sobie pogadamy i dostaję dietę wegetariańską, której chodzącym dowodem skuteczności jest sama koleżanka. Gdy nie mam co czytać - wydłubuje ze swojej biblioteczki książkę, która wciąga mnie bez reszty. Oraz sobie... wiadomo.

2029

Nurzam się po czubek czubka w cudownie odzyskanym braterstwie. Nie mogę im cały czas mówić, ile sprawiają mi radości będąc obok, jak cieszy każdy SMS, ich zainteresowanie, troska, telefony, rozmowy o głupotach, ale naprawdę mam ochotę. Obaj są tacy fajni, szczególnie w duecie. A ja jestem impulsywna, więc mogłabym to robić bardzo często. Dla porządku zadowalam się umiarkowaniem w emocjach. Ale co se myślę, to moje. W sobotę ruszyliśmy w gości, w czym wydajnie pomogło moje dziecko jednorodne, fundując nam podwózkę do i odwózkę z. Biedne dziecko, trzeba mu będzie wynagrodzić straty moralne, a nie tylko zwrócić za paliwo. Albowiem jest niezbitym faktem, że wszyscy troje uwaliliśmy się absolutnie nieprzyzwoicie. Szczegóły drogi powrotnej poznaję po trochu, bo przespałam. Wujki, jak się okazuje, nie przespały i co rusz zapewniały siostrzenicę, żeby się nie martwiła, gdyż rozumieją powagę sytuacji i będą zadośćuczyniać. Jeden podobno od czasu do czasu wspominał również, że będzie rzygał. A

2028

Obraz
No to gramy! A gdy już sobie zagramy, to jeszcze czytamy .

2027

Walnęłam na fejsbuniu status: #3dobrerzeczy 1. Piątek. 2. Faszerowane bakłażany. 3. Musujące Prosecco. Po prostu piękny, idealny wieczór. Mam też odmóżdżający serial ( Lost girl ) oraz domóżdżającą lekturę (Skynner R., Cleese J. [tak, TEN], Żyć w rodzinie i przetrwać ) i mogę wybrać, dostosowując ten wybór do chwilowych preferencji. Świat jest piękny i w dodatku wszędzie koty. W związku z powyższym postanowiłam powrócić do tematu kuchennego i zaproponować Wam post pt. Jem, a nikt nie umarł . Oczywiście rozumiem, że nie oczekujecie proporcji. Po raz kolejny powtarzam: dajcie szansę swoim kubkom smakowym, wyobraźni i wiatrowi we włosach. Gotowanie to sztuka - a sztuki nie tworzy się wg przepisu. Bierze Państwo bakłażany w ilości, którą rodzina zamierza zeżreć. Myje, odcina czapeczki, zamachiwuje się i rąbie na połowę wzdłuż. (No, dobra, nie musi być połowa, może być coś mniej więcej). Jak ktoś ma ułańską fantazję, to może też w poprzek, w ćwiartki oraz inne kształty. Ja tnę w

2026

Obraz
Jestem z siebie dumna. Weszłam do sali, usiadłam, strzeliłam focie, podłączyłam się do WiFi i wrzuciłam na fejsa. Dojrzewam! *** - Strasznie mi żal altówki. - Dlaczego? - Pięknie grała i w dodatku śliczna dziewczyna. - O której my rozmawiamy? - O altówce. - A która to była? - Jak to "która"? Druga grała na skrzypcach! Ta starsza, w okularach. - To była altówka. - Oczadziałeś? Skończyłeś szkołę muzyczną, bo się ciebie pozbyli, żebyś nie kaził powietrza?! Mówiłeś mi tylko, że wywalili cię z chóru!!! - No, dobra, masz rację. Ale fakt, że pięknie grała i jest ładna to powód do żałowania? - Zauważyłeś, że nazywa się Sandra Kałuża? - Widać rodzice chcieli uczynić jej życie atrakcyjnym. Żeby nie miała kompleksów z powodu nazwiska. *** - Poza tym altówka sypia z pierwszymi skrzypcami. - Słuchaj... My byliśmy na tym samym koncercie?! - Mężczyźni są ślepi. - Być może. W sumie to w takiej orkiestrze trudno zrobić karierę. - Ona z nim sypia z miłości. - Przer

2025

Absolutnie nieprawdopodobna historia, ale piszę, żebyście mogli sprawdzić u siebie. Bo, jak wiadomo, człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Od razu wytrącam z rąk oręż legendy miejskiej - jej podstawą jest brak możliwości ustalenia, komu się coś wydarzyło. Tutaj wiemy komu i mamy relację z pierwszej ręki. Zdarza się Wam zrobić coś zupełnie od czapy? Na przykład sprawdzić rzecz, która wydaje się całkowicie oczywista? I potem zrozumieć, że Wasze pojęcie oczywistości to ewentualnie psu na budę? Mnie się zdarza: czasem się ważę. I potem nic już nie jest takie samo. Więc owa znajoma, o której mowa, ni z gruchy, ni z pietruchy weszła na elektroniczne księgi wieczyste i wpisała w nie numery posiadanych działek. Wartych - bagatela - kilka milionów. Nie wiadomo czemu to zrobiła, ale jakież było zaskoczenie, gdy okazało się, że wcale właścicielką nie jest. Z ksiąg wynikało, że kilka tygodni wcześniej sprzedała te działki jakiejś firmie. Czego - jako żywo - nie uczyniła. Ale jak?! Przecież to a

2024

Obraz
Czesław okazuje się chytrzejszy niż się spodziewaliśmy. A nawet chytrszy. Pomijam łaskawie fakt, że jest kotem-pająkiem i napinkala wzwyż w pionie (w przeciwieństwie do normalnych kotów, które przeskakują z czegoś na coś). To ma się także do śmigania po drabinie bez śladu lęku i to praktycznie od drugiego, trzeciego dnia pobytu. Ze schodów się co prawda spierdolił, ale tylko raz - i wyciągnął wnioski. A poza tym urósł przeszło dwukrotnie, co Państwo samo widzi na zdjęciach, więc żadne tam schody już mu niestraszne. Wczoraj w godzinach pracy otrzymałam mail o wiele mówiącym tytule: "Znajdź ukryty szczegół". Fajny burdel wyprodukował, nieprawdaż? Kochany kotek. Tak, owszem, to co Państwo widzi, znajduje się tuż pod sufitem. I jak tam wlazło - nie mamy pojęcia. Żaden kot wcześniej nie miał takich osiągów. Ale ja nie o tym. Otóż najistotniejszą umiejętnością, którą posiadł Czesław w tempie błyskawicznym, jest wywabianie Prezesa z łóżka o 6:00 w dni wolne. Wyczuł bez pu

2023

Obraz
Nowy rok uczciwie rozpoczęty. Cały dzień w piżamie. Żołnierze radzieccy (spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością) też się nie przemęczali.