Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2014

1571

I co też ja bym chciała Wam powiedzieć, podsumowując ten miesiąc oraz liczne, przezabawne sytuacje, które mi się przytrafiają? Otóż, że się cieszę. Same wszakże zyski. Wyobraźmy sobie na ten przykład, że PANI nie zadzwoniłaby do mnie, tylko rzuciła taki gryps prosto w twarz. No przecież nie mogę zaręczyć, że zniosłabym to z godnością. A na godności mi dość zależy. Tymczasem miałam niepowtarzalną szansę, żeby się wyśmiać w ukryciu. W dodatku, jakby na zawołanie, zabrałam dziś ze sobą tusz. Bez tuszu ani rusz. Ciuteczkę mi spłynął po takim dictum. I nikt nie widział, jak sobie poprawiam urodę, pokwikując przy tym radośnie. Kolejny aspekt: Państwo wie doskonale, że ja mam niewyparzoną gębę. I przecież mogłam niechcący odpowiedzieć coś w deseń: - Gratuluję. Wiele osób w fabryce o tym marzy, tylko wszystkie mają penisy. Lecz ponieważ ze wszystkich sił starałam się zapanować nad rechotem oraz niespodziewanie odkrytą dusznością - milczałam. Milczenie jest złotem. Przyznam - tak do koń

1570

Obraz
Ważność. Oto jest temat - rzeka, zapewne godzien, by poświęcić mu choćby jedną notkę. Gdyż im dłużej żyję, tym bardziej osłabia mnie ludzka potrzeba zaznaczenia swojej obecności (obsikajmy kąty). Stoję, rozumicie, koło słupa i jestem od niego ważniejsza. Ba, mało tego! Słup jest nieważny, nawet jeśli akuracik podtrzymuje trakcję elektryczną dla Pendolino. Ja jestem kierownikiem tego słupa, patrzcie ludziska, kłaniajcie się i tytułujcie. Po latach zarządzania mniejszymi i większymi zespołami ludzi, mam do tego podejście matematyczne. Mianowicie im jestem starsza, tym parcie na szkło mi maleje, czyli staje się wartością odwrotnie proporcjonalną. Z doświadczenia wiem, że kierownik to najbardziej fujska fucha, bo on tak naprawdę o niewielu rzeczach decyduje, za to za wszystko odpowiada, czyli laury go omijają - zbiera je dyrektor, natomiast kopy obrywa i z góry, i z dołu, czyli od zawiedzionego szefostwa i zniesmaczonego zespołu ludzkiego*. Tedy poszukując ostatnim razem zajęcia, cel

1569

Poniedziałek, dzień pierwszy. Samochód nam się zepsuł. Prezio pożycza kółka od Zuzanny. Zuzanna nie ma od kogo pożyczyć. Ciekawe, ile to nas będzie kosztowało. W aspekcie remontu oraz mojego ekwiwalentu w miejsce wypłaty. W niedziele Karol wypiera nieco mniej. Nadal gardzi pięterkiem, ale przynajmniej nie tkwi w kącie. W piątek Edward wymknął się drzwiami na górce i zakotwiczył na klatce schodowej, co na pierwszy rzut oka wydawało mu się atrakcyjne, ale szybko przestało. Wobec powyższego usiadł smętnie na schodku koło drzwi głównych, zadumał się i dostał z tego wszystkich gorączki. Znaleziony przypadkiem, oszalał ze szczęścia, trząsł się jeszcze przez moment, by po chwili fiknąć, bryknąć i oszaleć, jak to ma w zwyczaju. Poza tym wszystko w normie. Więc znikam. Miłego dnia.

1568

Ponieważ remont się nie zakończył, weekend upłynął mi pod znakiem zużycia większej ilości wina. Albowiem nie mogę na to patrzeć. Syf wszędzie. Warstwa syfu na wszystkim. Na podłogach, meblach, składziku w sypialni, pościeli i kotach. Suszarka pełna prania w salonie. Deska do prasowania w przejściu. Karol to wypiera. Ja też to wypieram. Mamy więc związek anonimowych wypieraczy. Karol ma gorzej, bo nie może się wesprzeć winem. Ja mogę i się wsparłam. Los był dla mnie łaskawy, ponieważ przetrwałam bez bólu głowy. Kac objawił się jedynie zwiększonym zapotrzebowaniem na płyny, więc wprowadzam do organizmu. Płyny jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Nawet pomarańcze kupiłam i Prezes zrobił mi soczek. Full wypas. W ramach zadośćuczynienia, ja z kolei zrobiłam mu pulpeciki z indyka w sosie śmietanowo - koperkowym. Na kacu gotuję lepiej niż zwykle. Należy wyciągnąć z tego wnioski. Gdybym była Prezesem, tobym mnie woziła, żebym mogła być na kacu, ile tam sobie chcę. Bo jak jeżdżę, to nie mogę.

1567

Obraz
SKOŃCZYŁAM!!! Blisko pięć dni pracy, ale jest. Jest! Będzie trzeba znaleźć jakiś nowy powód do zwolnienia mnie, co - skądinąd - szefowi trudności nie czyni. Wierzę, że da radę. Ponieważ się wydalił, wysłałam mu sms z tą cudowną wiadomością oraz życzyłam miłego weekendu. Ma dwa dni na przemyślenia, za co by mnie tu teraz. Stuknąć, że się tak wyrażę. Ale z drugiej strony - czy jakikolwiek powód naprawdę jest potrzebny? Z tytułu napięcia (tak sądzę) o poranku wysiadł mi bark prawy. I teraz mam wysiadły. W dodatku po tak spektakularnym sukcesie nie zamierzam dziś już kiwnąć palcem. - Idę do siebie i się położę - oznajmiłam po popołudniowym mózgotrzepie. - I tak będę leżeć do piętnastej. A potem pójdę do domu. Zgłosiło się kilku ochotników do pomocy. Ciekawe, że jakoś żaden nie chciał pomóc przy robocie. Znaczy chcieli, ale tylko pomóc. Temat roboty był nieoczekiwanie pomijany. Należy mi się to Prosecco, które kupiłam i nie wypiłam. Czasem warto nie wypić, żeby móc wypić pod okazję

1566

Obraz
Karolek jest zmęczony remontem. Ja też. Potrzebuję więcej wina. I jakiegoś specjalisty. Ponieważ zaobserwowałam u siebie niepokojący objaw. Otóż wczoraj i przedwczoraj mogłam się napić, miałam wino i... nie chciało mi się. Są na to jakieś środki? Mam nową sukienkę. W kwiatki. Od lat nie miałam sukienek w kwiatki. Czuję się... hmmm... w kwiatki. Dziś dokonam komuś dysonansu poznawczego. Że ja taka w kwiatki, ojej, ojej, a wiedźma, że dajcie spokój. Będzie się działo. Dzię dobry się z Państwem. Miłego dnia.

1565

Powiem nieskromnie, że ja mam rękę do ludzi. Znów znalazłam kogoś fajnego. Mało tego! Pogrzebałam człowieku w sercu i wątrobie, prowokując do założenia blogu. To nie będzie łatwa lektura, nie, nie. Ale nie o taką nam przecież chodzi, prawda? Czuję przez skórę, że może być dramatycznie. Jazda gołą dupą po żyletce. Krew, pot i łzy. Ale uważam, że warto. Będzie prawdziwie do bólu. Bo oto przed nami człowiek, który przeszedł najtrudniejszą chyba na świecie rzecz. I potrzebuje o tym opowiadać. Wierzę, że my chcemy posłuchać. Poznajcie Anię - autorkę blogu NIEWYCZUWALNOŚĆ . Ania będzie opowiadała o macierzyństwie w dwóch odsłonach: aktualnym - bez lukru i tamtym, które się skończyło. Klapnęła przyłbicę, podniosła tarczę, stuknęła ostrogami i poooszła w cwał. Opowie nam, jak to jest, gdy odchodzi dziecko. Jesteśmy jej potrzebni i nie uchylajmy się od tego. Ludziom potrzebne jest podejmowanie każdego tematu - nawet jeśli to boli tak bardzo, że chciałby się odciąć sobie głowę, żeby się w

1564

Popisówkę dziś odstawiłam. W dodatku z rana. Mama mnie poprosiła, żeby pojechała z nią i jej przyjaciółkami na obiadek do restauracyi. Nie, no skąd, jaka tam bezinteresowna życzliwość! Ktoś musi emerytki odebrać, zawieźć, odstawić. Ponieważ suma emerytek wynosi cztery, zaistniała konieczność posiadania samochodu z kompletem pasów bezpieczeństwa. Smoczyca ma wybrak w postaci środkowego tylnego i nie mogę dokupić. A w firmie - matce nie chcę, gdyż mnie chwilowo dwa lub trzy tysiące nie swędzą. Używane natomiast są niezwykle chodliwe i zawsze dowiaduję się, że - owszem - przed chwilą przechodziły. Na tę okoliczność zagadałam do Prezia, żeby się zamienił samochodami. On ma wszystko skompletowane. Jeden guzik od zamykania drzwi nie działa, ale jest. Wyciągnęlim dokumenty, z rączki do rączki. I pojechałam Krową. Wszystko cacy. Weszłam do biura, zdjęłam płaszczyk, odwiesiłam do szafy i rozpoczęłam poszukiwania służbowego pendrive'a. Nie znalazłam go, niestety, co mnie lekko zasmuciło.

1563

Obraz
Okropnie długo się gramoliłam, ale w końcu sukces uwieńczył dzieło. Dziś do kawy Edward i Karol. Przepraszam za jakość filmów - dostawałam je przed adopcją i nie są mojego autorstwa, ale stanowią miłe wspomnienie początków. Zanim Edzio do nas trafił, był bardzo, bardzo maleńkim koteckiem. Potem ciutkę urósł. I rozpoczął uprawianie głupawki, co mu pozostało do dziś. Karol już tu był. Leżał... Albo oglądał seriale, co jednak ciut go męczyło. Więc musiał się położyć i odpocząć. Trochę poleżeć. Żeby potem móc poleżeć. Czasami dla odmiany leżał. Albo też ukrywał tę skłonność. I na to wszystko przybył Edward. Wprowadzając nierówność w rozkładzie sił. I zupełnie niespodziewanie zmienił proporcje. Karol tak się zestresował, że wstał i postanowił sprawdzić, czy wciąż jest od czegoś większy. Na przykład od ekspresu*. "Kamień z serca" - westchnął. I tak sie zmęczył, że się położył. Obok Edwarda. Jak zawsze. Mi

1562

Tak myślę, czyby nie poodkurzać. W sensie metaforycznym. I teraz mam pytanie. Co powiecie na nowy szablon? Przyzwyczajacie się czy tolerujecie zmiany? Bo mnie się chyba znudziło patrzenie na ten niebieski. Niepokoję się jedynie, czy wszystkie ustawienia przejdą, bo jakbym miała mieszkanie na nowo urządzać, znaczy od zera, to czniam na to. Za dużo roboty kosztowało mnie na przykład tworzenie blogrolla. Z palca, że tak powiem. Poza tym - nie obraźcie się, ale założę na chwilę weryfikację komentarzy hasłem, bo koszmarnie się spam rozplenił. Wciąż jeszcze zatrzymuje go filtr - czyli Wy nie widzicie, ale ja widzę. Na kilogramy leci. Dam tę najmniej skomplikowaną weryfikację, bo sama tego nie cierpię i za - powiedzmy - dwa tygodnie zdejmę i sprawdzę, czy sobie poszło. Może się ktoś wypowie na ten temat? Jaśku? Pójdzie sobie? Okropnie mnie te automaty spamujące denerwują. Da się temu jakoś zapobiec? Poza tym dziś dialog z Prezesem, który przyłapał mnie, gdy mierzyłam przed lustrem now

1561

Ufff... To był dzień pełen wrażeń, naprawdę. Cieszę się, że epicetrum nas ominęło - zaledwie kilka trzęsień w pobliżu. Nikt z pracy nie wyleciał, to plus. Mój niezdyscyplinowany pracownik nie uniknął jednak konsekwencji, choć - szczęśliwie - były tylko słowne. Nie ma opcji, żeby ktokolwiek docenił, że ocalał dzięki mnie. Wręcz przeciwnie. Jestem głęboko przekonana, iż wieść gminna niesie, jakobym była powodem całej tej przykrej sytuacji. Nie będę niczego tłumaczyła, to i tak nie ma sensu. Niech tak zostanie. Zastanawiam się jedynie, czy jutro nie pojawi się kolejne L4. Wtedy być może strzelę sobie w stopę i będziemy mieli komplet. Zmęczona jestem. Wbrew pozorom sytuacja z tego tygodnia jednak mnie dotknęła. Ból za mostkiem o poranku - typowy objaw nerwicowy. Trzeba sobie kupić Persen, nie ma to tamto. Okazuje się, że Niemiłość 2 jednak nie wystarcza. A teraz do Castoramy - trzeba kupić lampy. Po remoncie źródeł światła zrobi się znacznie więcej i siędą w innych miejscach. Stan

1560

Obraz
Proponuję zacząć ten dzień od właściwej czynności. Jedynej, że tak powiem, słusznej. W obecnych warunkach. Ktoś się pytał onegdaj, jakie to Prosecco. I wyobrażą sobie, że jeszcze jedno było. O, takie: Z łóżka bym nie wyrzuciła, bo i po co. Tak, ryby i krewetki są na zesłaniu. W słoju. W którym miała być nalewka. Wychodzi na to, że dobrze zrobiłam nie robiąc. Nawet na szczęście. Gdzie zamieszkałyby ryby, gdyby? Idę. Dam Wam znać, jaki jest skład osobowy. Bo może, na ten przykład, będzie odmienny. Aczkolwiek nie powiem - dopięłam. Jakkolwiek wiele by mnie to nie kosztowało. Do boju!

1559

Mały Piotr ma taki zwyczaj, że im większą głupotę opowiada, tym jest poważniejszy. W szczycie absurdu prostuje się, słowa gładzi z namaszczeniem i poważnie, niczym wiekowy profesor, kiwa głową. Wszystko to dodaje tylko pieprzu sytuacji. Naturalnie rzecz się nie sprawdza w chwilach, gdy dostajemy masowej głupawki, bo wtedy nikt nie wytrzymuje. Nawet on. Koniec zabawy następuje zwykle, gdy Piotruś parska śmiechem. Oczywiście nie chciałabym, abyście myśleli, że ma niepoukładane pod kopułą. Wręcz przeciwnie. Jest bowiem szalenie inteligentnym panem w słusznym wieku, o skroniach dyskretnie przyprószonych siwizną, zadbanym, wyprasowanym i klasycznie eleganckim oraz profesjonalistą - znakomitym fachowcem, którego chciałoby się spotkać na swojej drodze, kiedy czlowiek popadnie w tarapaty. Gdybym miała rozwiązywać jakiś swój problem na niwie fabrycznej i mogła do tego kogoś wybrać - prawdopodobnie byłby to właśnie Mały Piotr. Nie odbierając oczywiście niczego pozostałym kolegom. Liczne dial

1558

Hupszsz!!! Spotkałam szefa z rana przy windzie. Uśmiechnięty, odprężony.  - Cześć - mruknął i podał mi rękę. Niechcący się rozluźniłam. - Znalazło się?! Ożesz!!! - Szefie, nie psujmy sobie z rana nastroju, może nas wszak spotkać dziś tyle miłych rzeczy. Wszystko będzie zrobione, proszę się nie martwić. - Aha. W windzie opowiedział dwa żarciki, zaproponował, żebyśmy kiedyś przyjechali do pracy każdy ze swoim kotem, ja odmówiłam, zasłaniając się liczbą kotów (rzeczywiście - zapomniałem, że ty masz całą gromadkę), na co zostałam odpytana jakiej są rasy (rosyjski niebieski - musi być ładny). Potem weszliśmy do konferencyjnej. - Chciałem wam zakomunikować, że nic się nie znalazło. W związku z powyższym macie przerypane. Jutro rano cały dział Aśki do mnie. I kadrowa. - Dział jest w okrojonym składzie - odparłam. - Bo L4. - Przynajmniej ja nie muszę - walnął debilnie kolega Mariusz. - I Mariusz. Ty też jesteś za to odpowiedzialny - zareagował natychmiast szef. - Masz za karę -

1557

Obraz
Dzię dobry się z Państwem. Postanowiłam wszystkich zmotywować, gdyż dzię deszczowy i ponury. Haha.

1556

Obraz
Wróciłam do domu, a tu... Rozpierducha na maksa. Nie będę gołosłowna. Proszę uprzejmie, specjalnie dla Państwa ruszyłam wielkie me dupsko i wlazłam na pięterko. Kot marki Ędward, jak Państwo widzi, jest zachwycony. Szczególnie jara go folia, zawieszona w przejściu do sypialni. Nie dość, że buszuje w graciarni jak opętany, to jeszcze może pojawiać się i znikać. Gdy wylazłam na górę, aż się trząsł i siedemnaście razy mi pokazał ten numer z "jest kotek, nie ma kotka". Standardowo podaje akcesoria malarsko - zdzierarskie, a nie wie przecież, że do zdjęcia przewidziano również podłogę. To się chłopina ucieszy. Natomiast Karol się obraził i zniknął. Chodzą plotki, że Prezio przez dziesięć minut musiał go prosić, żeby wyszedł spod łóżka. Przeniósł się wtedy do Zuzi i wypiera. Mistrz Remontowy po spożyciu obiadku oświadczył łaskawie, że w czwartek przyjadą płyty i w piątek skończy się rozpierducha. Tym samym z miłego kolegi awansował na najlepsze

1555

Obraz
Och! Co poniedziałek, to lepszy. Dziś szef mnie zwalniał z art. 52 jeszcze przed kawą. Cóż za oszczędnościowa wersja, zakrawająca na całkowite zaprzestanie upłynniania prawych środków płatniczych na podniesienie ciśnienia przy opadających wskazówkach barometrów! Jestem wzruszona troską. Mało mi płaci, ale za to dba o racjonalne wydatkowanie. - Do środy! - grzmiał. - Do środy! Jak to się nie znajdzie do środy, to was wszystkich zwolnię! Cały dział. Dyscyplinarnie. Przyjęłam to ze stoickim spokojem, bo po pierwsze nie mam zamiaru czuć się odpowiedzialna za rzeczy, które działy się w fabryce przed moim przybyciem, a po drugie - nie takie my już rzeczy słyszeli ze szwagrem po pijoku. Wobec mojego braku zaangażowania emocjonalnego, przewidywanego dla takich sytuacji, szef ciuteńkę się zacukał, a potem zmienił opcję. - Dyscyplinarnie zwolnię cały dział! Oprócz ciebie. Niegłupio - pomyślałam sobie. Ze mną zaczeka do zakończenia okresu próbnego. Nie będzie mnie musiał zwalniać, sprawa s

1554

Obraz
Ponieważ ciagle jestem upominana, nawet przez Oisaja, który twierdzi, że mu poranna kawa nie wchodzi pod brak notki na moim blogu, spieszę z uczciwym postanowieniem poprawy. Dziś, Państwo Drogie, Zofia rozmemłana. Gdyż Zofia lubi być zaopiekowaną. Oraz zainteresowaną. I żeby, w miarę możliwości, świat kręcił się dookoła niej. W dodatku potrafi to na służbie wymóc. Proszę bardzo: Owszem - Zofia jest spora. Jeśli kto miał wątpliwości. A Prezio lata po domu w gatkach bahama. Co mu będę żałować. Miłego dnia.

1553

I zakończyła, i usiadła. Spojrzała z zadowoleniem, albowiem to, co stało się udziałem jej rąk, było piękne. Nie wiem, czy też tak macie, ale odczuwam głęboką satysfakcję po wyprodukowaniu większej ilości żarcia. Szczególnie gdy sobie potem siądę, a kuchnia jest wypucowana na błysk. Co do jakości pożywienia nie mam żadnych wątpliwości, bo jeśli o czymś mogę powiedzieć "naprawdę umiem", jest to z pewnością przyrządzanie posiłków. Taki dar - jak prowadzenie samochodu. Za to nie umiem tańczyć. Muszą być jakieś koszty. Im jestem starsza, z tym większą uwagą skupiam się na doskoleniu nabytych umiejętności, olewając uzyskanie ocen dostatecznych z przedmiotów, które nie konweniują. Mi. Nie próbuję zrozumieć, o co chodzi w rachunku prawdopodobieństwa, nie mnożę w myślach do pierdyliona, nie naprawiam samochodu i nie tańczę. Co się będę ośmieszać. Wolę w to miejsce błyskotliwie zagadać (czasem się udaje, gdy interlokutor wyrozumiały) i na to przyłożyć eskalopkiem cielęcym w białym

1552

Hurtownia gastronomiczna. Jutro poniedziałek, czas na gotowanie w odwrocie. Montuję obiady w ilości hurtowej. Pierogi z soczewicą, ruskie, krokiety z kapustą i grzybami, naleśniki z serem i rodzynkami, a nawet zupę kalafiorową. Zastanawiam się, czy machnąć też krem z cukinii, ale dochodzę do wniosku, że większość zup jest nieskomplikowana w przygotowaniu, więc zostawiam to sobie na później. MamoPiotra, czy spakował w tej chwili kapcioszki? Ostrzeżona przez przyjaciółkę, na koniec tygodnia planuję ociekającą tłuszczem golonkę, która skutecznie wypłoszy jej partnera, z zamiłowania bezmięsnego. Albowiem dobra ta kobieta ostrzegła mnie, że przekarmienie Mistrza Remontu może doprowadzić do jego zagnieżdżenia się. Jakkolwiek bardzo nie lubiłabym człowieka, to wizja kolejnej osoby, snującej się po domu i nastawionej roszczeniowo, ciut mnie jednak przerasta. Pięć zameldowanych, w tym trzy czworonożne, to i tak wiele, jak na moją - nieco krecią - wytrzymałość. Zaraz zasiadam do lepienia

1551

Obraz
Wczoraj po południu, w pobliskim Lidlu - za niedawną radą Magdy Masny, która rzuciła mi w twarz wyzwanie, że zawsze jest czas na Prosecco - nabyłam rzeczone i rozpoczęłam zastanawianie się, co zrobić z tak mile rozpoczętym wieczorem. Zasadniczo mogłam wypić to Prosecco pod rozmowę z martuuhą, ale pomyślałam sobie, że może byłoby jej przykro, gdyż nie posiadła. Na szczęście, jak się niebawem okazało, chętni na Prosecco zawsze się znajdą, czyli Magda miała rację. Zauważayłam, że często ma rację, zwłaszcza gdy wspomina o alkoholu. Muszę jej to koniecznie powiedzieć (i tu na chwilę przerzuciła się na fejsa). Tymczasem w domu istne pandemonium. Staram się nie angażować tak dalece, na ile tylko pozwala moje zaburzenie (polegające na wywoływaniu izolacji od świata). Przechodząc (jak najrzadziej) przez opustoszały gabinet, myślę uporczywie o czymś innym. Dość trudno jednak wypierać, że sypialnia wygląda odrobinę nietypowo. A to jeszcze nie koniec, bo na środku staną przecież regały na książk

1550

Naprawdę chciałam napisać notkę. Naprawdę. Ale zadzwoniła martuuha. I zaczęła od: komu trzeba wpierdolić? . To wiedziałam, że przynajmniej dwie godziny mam z głowy. A chciałam nadmienić, że w czasie tych rozmów to ja głównie milczę. Długo milczę i namiętnie, a moje milczenie nabrzmiałe jest treścią. Za każdym razem zamierzam wytrwać w tym milczeniu, ale nie. Musi mnie sprowokować. Ja się oczywiście sprowokować daję, bo martuuha jest straszliwym lizusem i się śmieje z moich żartów. A przecież nikt lepiej ode mnie nie wie, że to są kiepskie żarty. Ile można się śmiać z bruzdy?! W każdym razie, gdy ona zaczyna śmiać się z moich żartów, to czuję się jakoś tak zobowiązana i eskaluję. Żartuję coraz bardziej i bardziej, ocieramy się o granice absurdu... Nie, wróć. Nie możemy ocierać się o granice absurdu, chyba że z drugiej strony. Na przykład dzisiaj dostałyśmy kompletnej głupawki przy omawianiu drażniącej kwestii pobierania narządów ze zwłok, a konkretnie to oka. Normalnie nie zdajec

1549

Obraz
Oto, co myślę o dzisiejszym dniu. Aczkolwiek nadal jeszcze nie złożyłam wypowiedzenia. Choć jestem blisko.

1548

Słońce wprawiło mnie w dobry humor, mimo że ból głowy odezwał się ponownie. Dodatkowo Oisaj , posługując się nosem starego wygi, wsparł mnie zdalnie, znajdując serwis, który wymienił ajfonu panel przedni w pół godziny, a więc na poczekaniu. Drobny ścisk zwieracza odbytu odczułam przy płaceniu, ale na oryginalnych częściach nigdzie taniej by nie było. Może ze 20 zł. Przez te pół godziny coś musiałam ze sobą zrobić, w związku z czym mam kilka zabawnych obserwacji. Po pierwsze: żadna potrzeba do zrealizowania w centrum Katowic do głowy mi nie przyszła, więc kompletnie nie miałam pomysłu na spędzanie czasu. Po drugie: kawa to napój, który jestem w stanie pochłaniać wiadrami, więc zawsze jest rozwiązaniem. Patrzę - antyki, czekolateria. W bramie. Wlazłam. Strzał w dziesiątkę. Trafiłam do niezwykle interesującego miejsca, przepełnionego sztuką oraz uroczą starszą panią. Zrobiła mi kawę i ucięłyśmy sobie półgodzinną pogawędkę o wszystkim. Pani okazała się szalenie kompatybilną rozmówczyni

1547

Obraz
Dziś jest dzień na nie. Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie mam czasu. Nie zawracaj mi głowy. Oraz mistrzostwo: NIE! - na sam mój widok. Nie to nie. Co mi zależy. Przecież się nie zawali, nikt nie umrze, za oknem wiosna. Gdy nie chcą ze mną gadać, to nie dokładają mi roboty, więc nawet wolę. Tak, naturalnie, zdaję sobie sprawę, że później będzie: czemu wcześniej nie przyszłaś? . I właściwie nie da się tego wytłumaczyć. Ale to będzie później, więc teraz nie zaprzątam tym sobie mojej ślicznej główki. Gdyż mnie boli fatalnie od rana. Oczywiście wymiękają bardzo szybko. Ledwo dojdę do swojego pokoju, już dzwoni sekretarka naczelnego ( NIE! ). Namyślił się. No dobra. Z powrotem tę samą trasę. W końcu kultywujemy dbałość o szczupłą (haha) sylwetkę. Idę. Całkowita zmiana nastroju - andropauza zaczyna być wyzwaniem ponad moje siły. W drodze powrotnej spotykam szefa, nie zważając na okoliczności uśmiecham się do niego prmiennie. On się nie uśmiecha, naburmuszony od poranka, ale sprawozdaj

1546

Obraz
Dziś pierwszy dzień wiosny (nareszcie!) i, przy okazji, urodziny Edka. Który ma naprawdę szczęście, bo wczoraj zrobił mi to: I mogłabym w tym miejscu nadmienić, że telefon był droższy niż kot. Ale postanowiłam wyjątkowo darować tej wyliniałej szczotce do obuwia. PRZEDOSTATNI RAZ! Wykazałam ogromną łaskę, gdyż nie urwałam mu głowy, a nawet pozwoliłam wylizać maselnicę. I ćwiczyłam rano rzut w dal klipsem od chleba. A on ćwiczył sprint, podskok i aport. Miłość do zwierząt nie zna granic. Miłej wiosny Wam życzę. Całej.

1545

Dwudziesta minęła, a ja skończyłam część pierwszą prac pozafabrycznych. Ktoś mi powinien dać jakiś medal, tak uważam. Dzień upłynął na najwyższych obrotach. W pracy owszem, siadałam, ale to nie był wypoczynek, bo gdy siedzę, to cały czas ruszam palcami. Poza tym ludzie nie noszą przy sobie telefonów*, więc straciłam w piguły czasu na bieganie po fabryce celem lokalizacji. Pociechą niech będzie fakt, że w końcu udało mi się zgromadzić w jednym miejscy PRAWIE CAŁY zespół pieśni i tańca. Na tyle prawie, że można było odbyć nasiadówę. Nawet owocną. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się spotykać już więcej niż trzy razy. Od dziś. W drodze powrotnej zrobiłam zakupy i wpadłam do mechanika, żeby zapłacić za Zuziną wymianę oleju w samochodzie. Potem dom - mistrzostwo organizacji. Jedną ręką pranie do pralki, drugą - naczynia ze zmywarki, co ją puściłam rano. Trzecią nogą marcheweczkę rach-ciach-ciach, obiadek na dziś i jutro (wczoraj nie ugotowałam, bo koszmarnie bolała mnie głowa). Czw

1544

Państwo wybaczy - nie mam nawet kiedy tu zajrzeć, a co dopiero pisać. Czytam Wasze komcie, bo przychodzą mailami. Każdy cieszy. Wracam do domu, zrobię po drodze zakupy, potem obiad, mam kupę roboty pozafabrycznej, może znajdę chwilę na sprawozdawczość. Tak, też tęsknię. A od poniedziałku remont. Chcę umrzeć. Już. Żeby zdążyć przed.

1543

Muszę, inaczej się uduszę. Bo wydarzenie jest sensacyjne. Zadzwonił do mnie eksmałżonek. Czy, mianowicie, będę jutro na pogrzebie. Będę. Więc, mianowicie, żebym nie wracała do siebie prosto z cmentarza. Przynajmniej na kawę. I, mianowicie, gdybym przyjechała wcześniej, to on prosi, żebym nigdzie nie chodziła ani nie stała, tylko przyjechała do domu. Słabo mi się zrobiło, więc zadzwoniłam do dziecka. I mu sprawozdałam. - Ojciec? Do CIEBIE? ZADZWONIŁ?! - Tak. - I prosił, żebyś przyjechała do niego do domu?! - Tak. - Jezu. Nie mogę się otrząsnąć. Nie mogę sobie przypomnieć, ile lat go nie widziałam. Czy jest na sali kardiolog? Albo i psychiatra?

1542

Biegnę sobie, biegnę. Mentalnie i dosłownie. Przemierzam kilometry korytarzy, wielokrotnie w dodatku. Myślę o pozytywnych stronach tej sytuacji: kto biegnie - nie żre; kto nie żre - temu dupa nie rośnie. Martuuha mi się, jak wiadomo, rzeczoną dupą odgrażała, więc postanowiłam przeciwdziałać. Dołączył do tego mój szef, on jest bardzo pomocny, czysta razy mnie przegoni albo i czterysta, a potem powie, że on nie uważa, jakobym była gruba. No, pewnie że nie, jak cały czas biegnę. Przy okazji szef przyszedł dziś do roboty z nawisem weekendowym, wtentegowany, że ja cię przepraszam. Wklepał o poranku sinym jakimś pięciu osobom, a potem miał spotkanie ze mną. Więc mnie też wklepał. Moje ulubione hasło: - Daj mi spokój, nie będę rozwiązywał twoich problemów. Zapomniał dodać, że sam te problemy wygenerował. Ale ojtam. Się z nim nie kłócę, bo nie potrzebuję mieć racji. Przy tym za osobisty sukces uważam fakt, że gdy do niego wchodzę, jest wściekły, a gdy wychodzę, to nie jest. A że sobie w mi

1541

Dziś pod górkę. Nie wiem, czy uda mi się coś napisać. Choć będę próbować. W związku z powyższym spieszę życzyć Wam miłego dnia. Oraz prosić, byście ciepło pomyśleli o mojej Mamie, która kończy niniejszym 73 lata. A trzyma się znakomicie. Wierzcie mi na słowo - marzycie o tym, by 10 lat wcześniej wyglądać tak, jak ona 10 lat później. Ja - póki co - przywabiam geny. Cip, cip, cip. Bo to są bardzo dobre geny. Jest się trochę upierdliwym, ale za to profesjonalnie zakonserwowanym. Wszystkiego najlepszego, Mamusiu. Dużo, dużo zdrowia. I dużo, dużo czasu. Ze mną.

1540

Obejrzałam sobie właśnie, z opóźnieniem - czyli standard, kolejny kawałek serialu Lekarze i załapałam wkurwa, jak rzadko. Nagromadzenie stereotypów na odcinek jest porażające. Ze sceny na scenę czułam coraz większą irytację, by w finałowej przemyśleć dalsze losy naszego związku. Uwaga, omawiam. 1. Głównej bohaterce w spadku po tragicznie zmarłym mężu pozostaje dziecko, które zrobił innej kobiecie w trakcie trwania związku. Ona to dziecko adoptuje i kocha, jak własne. Do tego stopnia, że.. o czym w kolejnym stereotypie. Tak, tak, zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje się zdarzają. Rzadko, ale się zdarzają. Chcę w to wierzyć. Kobieta kocha mężczyznę, on ją niby też, ale śpi z kimś innym, czego owocem jest potomstwo, które ta kobieta przygarnia z miłością o wadze "ponad wszystko na świecie". Zamykam oczy, zatykam uszy i chcę w to wierzyć. Na świecie dzieją się rzeczy, o których nie śnili filozofowie. Miłość, Drogie Państwo, miłość uber alles. Z miłości to się nawet byk ociel

1539

Drink Monte pija się teraz w "sferach". Znaczy młodzież pija, a my powinniśmy nadążać. Drink Monte polega na zmieszaniu Soplicy orzechowej z mlekiem w proporcjach 1:4. Piję. Szukam wina. Na pewno gdzieś je tu miałam. Może jestem stara, ale za to z przekonaniem. Piję wino, ładnie się wysławiam, do teatru odziewam elegancko i nie pyskuję starszym. Cosik mi się zdaje, że to mi zostanie do śmierci. In vino veritas. Update Martuuha przysłała mi zdjęcie, na którym siedzi na tarasie i pije coś z kubka. Silnie okutana. W akcie zemsty wysłałam jej zdjęcie klusków wraz z informacją, że pójdzie do piekła. A ona mi na to, że mnie pójdzie w biodra. JESZCZE SIĘ BĘDZIESZ PODLIZYWAĆ NA OKOLICZNOŚC MOICH KLUSKÓW! HA!!!

1538

Już o szóstej z minutami udało nam się włączyć ogrzewanie. Uznaliśmy to za zwycięstwo. Nadal nie było ciepłej wody, a w piwnicy dodatkowo prądu (popieścić?), ale była zimna. I każdy miał prawo przytulić się do kaloryfera. Godzinę temu opuścił nas miły pan, który wypompował wodę z piwnic oraz wykonał tzw. obejście. Mianowicie rurką obszedł zbiornik z ciepłą wodą, pominąwszy go ze wzgardą. Ludzkość może umyć nogi. Radość. Oczywiście nie jest to rozwiązanie docelowe, bo ciepła woda z sieci nie działa na skórę tak dobrze, jak ze zbiornika. Np. lubi się ni stąd, ni zowąd zamienić w zimną. Zbiornik trzeba wymienić. Lub też i naprawić za pomoca spawania spawarką. Ja tam się nie znam. Od rana wydzwaniam do majstra od zbiornika, ponieważ uznaję, że to jest sprzęt, który z natury ma wytrwać dłużej niż trzy czy cztery lata. Więc będę dochodzić swych racji. Majster nie odbiera. Może się zwiedział. W poniedziałek planuję rzucić się na dyrekcję PWiKu oraz dopaść w końcu pana zbiornikowego.

1537

Obraz
Ach! I jeszcze mamy awarię! A tak chciałam się położyć spać... Zawsze Tak Jest Poszedł nam zbiornik na ciepłą wodę w piwnicy. Wody do pół łydki. Zawór się zaciął. Prawo Murphy'ego działa. Póki co - cały budynek odcięty od wody. Od ciepła też. Dobrze że Prezes wpadł na pomysł, żeby wyłączyć w piwnicy prąd. Chciałam jednak podkreślić, że nie za pierwszym pobytem. Cud, że żyje. I radość. Pogotowia wod-kan nie istnieją. Nie wierzcie w to. Na pewno nie w piątek o 23.00. Najgrzeczniejsze "zbycie"? Mamy dziś dużo awarii. Nalepszy jest PWiK. Jak, proszę bardzo, zrozumielibyście takie ogłoszenie: Dla mnie rzecz jest jasna. Tylko dla mnie. Pan aż sobie zajrzał na stronę i przeczytał nam na głos zawartą w niej treść. - No właśnie - odparliśmy. - Ale na zewnatrz - odpowiedział pan, głosem niezmąconym niepokojem. A w poniedziałek zapytam, co o tym myśli pan dyrektor PWiK. Może kończyliśmy inne szkoły podstawowe i uczono nas innych literek. Sprawdzę. Dawno się nie krz

1536

Umarła nam ostatnia prababcia. Starowinka z niej była. Nawet ja pamiętam ją wyłącznie malusieńką i przygarbioną. Bieluteńką i jakby nieco zadumaną. Zawsze uśmiechała się na mój widok, nawet kiedy rozwiodłam się z jej wnukiem. Witała mnie serdecznie i nieodmiennie była zainteresowana tym, co się u nas dzieje. Siadywała na ławeczce przed domem, grzała się w słońcu i niezobowiązująco pogadywała o tym i owym. Kiedyś. Bo od dawna praktycznie nie opuszczała łóżka. Lubiłam ją. Podarowała mi przed laty apaszkę. Wiele rzeczy przeszło przez moje ręce od tego czasu, ale ona została. Myślę, że zabiorę ją ze sobą, żeby pożegnać prababcię.

1535

Zapomniałam zupełnie, że dziś Dzień Gracza. W związku z powyższym zespół graczy przyłapał mnie gadającą przez telefon i opróżniającą kuwety z produkcji kotecków, wykonanej pod naszą nieobecność. Nie myślcie sobie, że kotecki są leniwe i, gdy nikogo nie ma w domu, śpią. Otóż nie! One wspierają wzrost PKB w dziedzinie produkcji. Na ten przykład - nawozu. Na szczęście w domu było coś do żarcia, więc chłopcy dostali obiad, pośmiali się z "Opowieści z fabryki", po czym poinformowali mnie, że koniec uspołeczniania i udali się w miejsce odosobnienia, by zgładzić, dajmy na to, hitlerowskich niedobitków. Albo coś. Bo ja ich nie śledzę. Tymczasem mój ulubiony szef utknął w korku, więc miał czas, by przemyśleć sobie różne sprawy. Owocem tych przemyśleń były trzy telefony. Chyba zacznę do niego dzwonić w godzinach pracy, bo jakoś więcej udaje się nam ustalić telefonicznie. - To zrób to w poniedziałek przed spotkaniem. Będziesz miała czas - podsumował. - Jasne - odpowiedziałam, zast

1534

Ktoś mi chce popsuć piątek. Nie do wiary - przebiegłam już maraton i to wszystko w obrębie fabryki. Niektórych ludzi minęłam jakieś siedemnaście razy, a oni stali wciąż w tym samym miejscu! Przypominają mi się sceny z filmów fantasy, gdzie ktoś zatrzymuje czas: - wszyscy zastygają, bohater się przemieszcza, - wszyscy się normalnie przemieszczają, bohater napierdala tak, że widać jedynie smugę koloru. Za chwilę popołudniowy mózgotrzep. Szef przyspieszył z uwagi na piątek. Zwykle odbywa się o czternastej, bo potem następuje rozprężenie. Przy piątku pozwala się niektórym odprężyć po trzynastej. Mnie to nie dotyczy, bo ja mam robotę. Chwała Panu! Z przeklejeń wyszło mi 14 stron tekstu, a dopiero zaczęłam. Muszę uzyskać minimum 25, ale pocieszam się, że: a. w końcu trzeba tam wcisnąć coś twórczego, b. niektóre punkty planu mam nieruszone i - wreszcie - c. od czego są zdjęcia i wykresy! Obym się tylko zatrzymała na 30. Bo potem muszę napisać kolejne 25. Albo i 30. Już starożytn

1533

Nie wiem, co na siebie jutro włożyć. A na obiad będzie koperkowa.

1532

Very good day. Lubię dni, gdy świeci słońce, a człowiek nie musi biec. Pośpiech pozbawia godności. Za stodołą kolega opowiedział nam, dwóm kobietom - dość nieopatrznie zresztą - jakiś szowinistyczny dowcip i potem mu było przykro. Nagle zaczął się spieszyć do pracy, z czego wnioskuję, że mogłybyśmy przysłużyć się fabryce na stanowiskach ekonomów. Żeby nie nadużywać określeń bezpośrednich, mogę przejść na angielski i nazwać to coachingiem. Wszakże w wyniku naszej niedługiej rozmowy kolega nie poczuł się zmuszany do pracy - wręcz sam jej zapragnął. Z punktu widzenia zarządu fabryki jest to sytuacja idealna. Być może ma to niejaki związek z faktem, że powrócił do stricte samczego środowiska. A my z koleżanką nie. To znaczy połowicznie nie, bo u niej w dziale same dziewczyny, a u mnie same chłopaki. Wydaje mi się, że z kimś już ustalałam, że jestem mężczyzną, choć wygląd na to nie wskazuje. Wygląd natomiast wskazuje na wiosnę, co było obiektem komentarzy od poranka. Prywatnie uważa

1531

Pogoda taka piękna, że nie chce mi się wierzyć w zapowiedzi o śniegu. Codziennie, jadąc do pracy, myślę o myciu samochodu. I to takim porządnym, czyli również od środka. Słońce prawdziwie wiosenne - daje czadu, nic nie widzę, za wyjątkiem tego, że mam od środka brudne szyby. Nowa droga coraz bardziej mi się podoba. Wczoraj również nią wracałam i okazało się, że popołudniami ruch jest tak umiarkowany. Drzeć z nie wiadomo jaką prędkością nie można, ale - jeśli tylko nie trafi się zawalidroga - praktycznie nie redukuję i jadę sobie spokojnie jednostajną prędkością. Poza tym przejeżdżam koło hurtowni kosmetycznej, w której zwykle kupuję np. lakier do włosów w objętości dla mamuta (słoń ma szczątkowe owłosienie), co pozwala mi nie latać po sklepach co chwilę. A to wszystko za jedyne 17 zł. Allegro po prostu wysiada. I byłoby cudownie, gdyby nie dziury. Oczywiście doceniam, że buduje się autostrady i drogi szybkiego ruchu. Większość ludności w tym kraju porusza się jednak mniejszymi szos

1530

Temat domu się rozwija. Oznacza to niechybnie, że rzeczywiście nadszedł właściwy moment. Nikt nikogo nie zbywa, rozmawiamy o potrzebach i wizjach, planach finansowania. Przyjaciele pomagają. Dobrze mieć przyjaciół. Mój dom gdzieś tam na mnie czeka. I chyba zaczyna przywoływać. Tak, pokój gościnny przewidziano, więc bedzie można przyjeżdżać (martuuho, doczekam się?). Rozmawiamy o tym również z kotami. - Zofio - przemawiam czule do domowego Hitlera - obiecaj, że nie będziesz się włóczyć po całej wsi. - Akurat - mruczy Prezes. - Co do Edka, jestem spokojna. Opanuje ogród. A Karol taras. Jak dobrze pójdzie. Po jakichś dwóch latach od przeprowadzki. - Taaa... - Prezes ma własną wizję. - Będzie stał na tarasie, jedną łapą trzymał się futryny i wołał: "patrzcie, jestem na zewnątrz!". - Trzeba Zośce zrobić obrożę z imieniem, adresem i adnotacją: "nie karm mnie, jak to kobieta - całe życie na diecie". - Wiesz, że to nic nie daje - podsumowuje Prezes, przywołując Bard

1529

Od rana mam dobry humor... Zapomniałam worka z paputkami na zmianę i pendrive'a. Na pendrivie miałam przygotowane pół protokołu na dzisiejsze spotkanie, ale ojtam, rano napisałam raz jeszcze. Niemniej znalazłam nową drogę do pracy, która nie jest krótsza, lecz szybsza, więc przybyłam wcześniej bez straty na spaniu. Ergo - mam miejsce do parkowania pod samymi drzwiami. Albowiem wolna amerykanka. Przed windą spotykam kolegę, nazwijmy go na zawsze Małym Piotrem (w opozycji do Dużego Piotra). Uwielbiam poczucie humoru Małego Piotra, jest zawsze przygotowany i rozbawia mnie do łez. Podchodzę, on już czeka. - Dobrze że jesteś. Odjazd windy nastąpi (patrzy na zegarek) punkt 8.14. Pochylam się do pozycji startowej. - Czekam w blokach. - To ja też. Czekamy w blokach. Myślę, co będzie, gdy nas ktoś zobaczy. Winda zbliża się do poziomu 0, mija go i jedzie do lochów. Patrzymy na siebie, wstajemy. Na twarzy Małego Piotra maluje się skupienie. - Ta jedzie z Mysłowic. Jesteśmy przystan

1528

Obraz
A wczora z wieczora... - Zuzanno... - Tak? - Ile osób myje tym zęby? - Buuuuu!!! Kup mi natychmiast nową szczoteczkę!!! - O 22.45? Konkurs pt.: Kto jest winny?!

1527

Osoby: Babcia Dziadek Łoterloo Zuzanna Czas akcji: godziny popołudniowe Miejsce akcji: mieszkanie dziadków Zuzanna : Jadłam śledzie w śmietanie. Łoterloo (twórca śledzi): I jak? Zuzanna (tryumfalnie): Kto daje jabłko do śledzi w śmietanie?! Łoterloo : Właśnie że się daje. Zuzanna : Chyba w snach. Łoterloo (tonem oskarżycielskim): Maaaamoooo...!!! Babcia (do piekarnika): Coooooo? Łoterloo : A ona mówi, że się nie daje jabłka do śledzi w śmietanie! Babcia (nie przerywając grzebania w piekarniku): Zawsze się daje. Łoterloo (pokazując Zuzannie język): Nenenenenene! Dziadek (do Zuzanny - od czapy, jak zwykle): A jak wy tu w ogóle przybyłyście? Bo widziałem tylko twój samochód. A matka*? Zuzanna (tryumfalnie): Pewnie z buta przycięła. I w dodatku na sępa! Zaraz będzie chciała, żeby ją zawieźć do domu!!! Łoterloo (tonem oskarżycielskim): Maaaamoooo...!!! Babcia (do gara): Coooooo? Łoterloo : A ona mi dokuczaaaaaa!!! Babcia (nie przerywając mieszania w gar

1526

Wczorajszy dzień potraktował mnie okrutnie od samego rana. Już droga do fabryki była wykańczająca, gdyż ludzkość posuwała się jak niemowlęta - z obawą, że się jej uleje. Potem miałam problem z porzuceniem samochodu, bo jakiś mędrzec zaparkował w przejeździe. Następnie udałam się na poranne pranie mózgów, z którego zostałam wyłuskana przez dyrekcję - a ta dowaliła mi roboty na cito w takiej ilości, że głowę podniosłam znad klawiatury w okolicach 12.30. Sikania nie przewidziano. Następnie było tylko gorzej. A wieczorem jakaś podła pani zapowiedziała publicznie powrót zimy. Jestem obrażona na śmierć. I idę sobie, bo mi zajmną wszystkie miejsca siedzące. Albowiem ludzkość jest podła i podstępna. Ot, co! Państwo się nie przepracowywuje. Do miłego.

1525

Oto nadejszła wieść radosna, serce me roście i świat wydaje się jakiś lepszy. To ja może od początku. Prawie. Otóż otrzymałam kiedyś w spadku po Prezesie, który nad urok osobisty i czar sprzętu przedłożył tempo pracy, przecudnej urody Jabłuszko w wersji AirBook. Nad wyższością świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy nie będę się rozwodzić, bo już to robiłam. (Se Państwo same szuka, bo mnie się nie chce). Trochę czasu zajęło mi przestawienie się na klawiaturkę jabłeczną, która posiada klawisz CMD w miejscu pecetowskiego ALTA, a ja piszę bezwzrokowo, więc nieustanne otwieranie się różnych okienek zamiast ęąów z początku doprowadzało mnie do minimalnej irytacji. Jednak gdy człek dużo pisze, to dość szybko może skorygować pamięć mięśniową. Potem zabrałam się za pracę nad sobą w zakresie jabłkowskiego pakietu Office i dało radę. Opanowawszy komplet czynności rozsiadłam się dumnie, wielce z siebie zadowolona. I wtedy... się spierdzieliło. Znaczy czasło, prasło i zawisło. Do wid

1524

Od rzeźbienia w bakłażanie odrywa mnie sceniczny szept Prezesa: - Patrz, patrz! Odwracam się - stoi zastygły z moją świeżo zaparzoną kawą w dłoni i gapi się w okno. Podążam za jego wzrokiem. Na środku uliczki z boku domu wielkie kocisko. Z wyglądu - Zośka. Byk jak się patrzy, aż miło pomyśleć, co jada. Z grupy takich, co to zawstydzą kubaturą nawet Karola. Wyraz twarzy wielce zniesmaczony. Ogon lekko napuszony. Postawa: "no... podejdź, podejdź". Interlokutora nie widać. Śmiem przypuszczać, że kocur, choć nie trzymałabym się tej myśli uporczywie, bo Zośka też zwykle jest brana za mężczyznę z uwagi na wzrost. Nabrzmiała znaczeniem chwila wyraźnie się przeciąga. Wyraz niesmaku eskaluje. Cisza, jak makiem zasiał. W tym momencie z osiedla powyżej wyjeżdża samochód osobowy. Toczy się w dół uliczką. Kot nawet nie drgnie. Mało tego! Ani się ucho obróci w kierunku pojazdu! Istny Król Julian. Omiatam wzrokiem pobliskie krzaki w poszukiwaniu Morta. Samochód zatrzymuje się grzeczni

1523

Obraz
Temat na notkę, jak widać poniżej, winien być skrupulatnie dobierany. Jeśli się to uczyni z namysłem, palce komentatorek rwą się do działania. Komentatorów niekoniecznie, bo Jasiek (jedyny Igrek, który ośmiela się tu dodać coś od siebie, co oczywiście cenię i podziwiam) przemilczał to wszystko z godnością. Ja wiem dlaczego - on ma brodę! Ergo: poczuł się urażony. A wiem, że czyta, bo z rozmów wynika, że jest na bieżąco, hehe. Gdy piszę o facetach, każda ma coś do dodania, nawet martuuha , chociaż się kreuje na taką, co jest ponad to. Oficjalnie wszystkie jesteśmy potwornie przemądrzałe, nie? W praktyce to się jakoś nie sprawdza. Znaczy znam jedną, co się jej sprawdza, ale ona jest, że tak powiem, chlubnym wyjątkiem. Chociaż... Prezes dziś wstał po siódmej (niedziela!) i pociekł po świeże bułeczki. W dodatku na piechotę, a blisko nie jest. Nawet już się zastanawiałam, czy nie słać kogoś na pomoc, bo tak długo go nie było. Obecnie, jak donoszą dźwięki z gabinetu, poszukuje domu. Słus