Posty

Wyświetlanie postów z 2020

2498

Obraz
 #KącikKulinarnyCiociŁoterloo Czyli mówię: SPRAWDZAM. Bardzo często w przepisać dotyczących dań wegetariańskich i wegańskich pojawia się informacja, żeby dodać bulionu warzywnego. Różne strony, zajmujące się kuchnią na poważnie, podają znakomite przepisy na taki bulion i oczywiście warto z nich skorzystać, ugotować sobie na zapas, trzymać w słoiku w lodówce lub nawet w zamrażalniku i wyciągać wedle potrzeb. Ale wszyscy wiemy, że Wasza ciocia Łoterloo jest leniwą bułą, a jej pierwsze kuchenne przykazanie brzmi "Byle się nie spocić". Jeśli więc jesteś osobą fit, bardzo dbałą o jakość pożywienia i prozdrowotną, natychmiast przewiń dalej bez czytania. Natomiast podobne mnie leniwe buły zapraszam serdecznie do testowania bulionów warzywnych, dostępnych na rynku. Na pierwszy ogień idzie firma Winiary z jej bulionem warzywnym oznaczonym jako odpowiedni dla wegetarian. Tak na marginesie - zachęcam do czytania etykiet. Może się okazać, że bulion warzywny, który kupicie, opiera swój do

2497

Piszę tę notkę w głowie od kilku lat. Spodziewam się, że może podziałać na mnie terapeutycznie, jednak opisanie wszystkiego jest dla mnie jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Istnieje już bowiem przyzwolenie społeczne na to, by matka powiedziała, że jest zmęczona swoim dzieckiem, ale nikt nie zamierza zaakceptować, że dziecko może być zmęczone rodzicami. W końcu dali nam życie, opiekowali się, łożyli, uczyli, więc narzekanie to czysta niewdzięczność. Jestem niewdzięczna i do granic wytrzymałości zmęczona moimi rodzicami. Nie znaczy to, że ich nie kocham czy nie szanuję. Chciałabym dla nich jak najlepiej i podkreślam, że ich najlepiej nie musi wcale oznaczać tego samego dla mnie. Nauczyłam się milczeć, patrzeć w ścianę, robić to, czego oczekują, choćby było bezsensowne. Sprawdzam jedynie, czy nie zaszkodzą sobie własnymi wynalazkami i jeśli otrzymam potwierdzenie, że są bezpieczni, w nic się nie wtrącam. Nie wyrażam swoich opinii, bo doszłam do wniosku, że to nie ma znaczenia. Są ba

2496

Obraz
 To był dobry tekst i doczekał się 70 udostępnień, co na moim niszowym blogu jest ewenementem. Temat zawsze aktualny, więc odgrzewam tego kotleta. Właściwie zmieniła się jedna rzecz: z poziomu fanpage'a można zainicjować konwersację. Tzn. można było w starej wersji, w nowej to nie wiem, bo ciagle jeszcze mam możliwość przełączenia, z czego skwapliwie korzystam. Chętnie przezwyciężę wrodzoną skromność i zaproponuję Wam pobicie rekordu udostępnień sprzed dwóch lat. Enjoy! -- 7 października 2018 Czytam bardzo wiele ogłoszeń o zwierzętach do adopcji, a często również komentarze pod nimi. Im więcej czytam, tym częściej opadają mi ręce. Zamieszczam więc poradnik dla każdego, w czyjej głowie powstała myśl o adopcji. 1. Po pierwsze i najważniejsze: zastanów się, DLACZEGO chcesz adoptować psa (kota, królika, kurę, gołębia, whatever). Podpowiedź: „bo kocham zwierzęta i chcę mieć jedno w domu“ jest niewłaściwa. Zwierzęta w schronisku nie znalazły się bez powodu. Największa ich część, poza tym

2495

Obraz
Parę dni temu widziałam taki filmik edukacyjny z któregoś z krajów Dalekiego Wschodu (nie pamiętam którego). Była to rejestracja zajęć przedszkolnych dla najmniejszych maluszków. Dzieci bawiły się w środek lokomocji, powiedzmy autobus. Jeden maluch był kierowcą, reszta pasażerami. Autobus jechał, pasażerowie grzecznie siedzieli na swoich krzesełkach. Przystanek. Do autobusu wsiadła pani z białą laską (niewidoma). Co zrobił jeden z pasażerów? Ustąpił pani miejsca, a sam stanął obok i złapał za wymyślony uchwyt, zwisający z sufitu. Następny przystanek. Wsiadł pan z dzieckiem na rękach (a właściwie w chuście). Co zrobił jeden z pasażerów? Ustąpił panu miejsca, a sam stanął obok i złapał za wymyślony uchwyt, zwisający z sufitu. Następny przystanek. Wsiadł pan w ciąży (miejcie trochę wyobraźni, dobra?). Co zrobił jeden z pasażerów? Ustąpił panu miejsca, a sam stanął obok i złapał za wymyślony uchwyt, zwisający z sufitu. EDUKACJA-OD-NAJMŁODSZYCH-LAT. Taka jest najskuteczniejsza, bo wpojone w

2494

 Dziś #KącikKulinarnyCiociŁoterloo, czyli podziękowania dla Matki Ziemi. Witam serdecznie wszystkich radiosłuchaczy, szczególnie liczną grupę nowych, którzy za kilka tygodni będą zachodzić w głowę, po co to wogle polubili. Mam na imię Asia, bloguję od niepamiętnych czasów (ostatnio częściej na Fejsie niż w porcie macierzystym), jestem stara, gruba i mam na wszystko wyrąbane. Mieszkam z mężem mym małżąkiem, zwanym słusznie Prezesem oraz nadmiarem zwierzyny dwojga gatunków (plus dochodzące niezliczonych gatunków) w zielonym domku na krańcu świata, a konkretnie zbiegu województw śląskiego i małopolskiego. Dziecko odchowane, wykształciło się na nasz koszt, po czym wyemigrowało na antypody i uporczywie nie chce przysyłać pieniędzy. Mieszka tam sobie z drugim dzieckiem, przysposobionym i podobno cała mamona jest im do czegoś potrzebna. No, ja nie wiem. Wymądrzam się na każdy temat, gdyż myślą przewodnią tego narodu jest "nie znam się, to się wypowiem". Ja tam się na niczym nie znam

2493

Obraz
 Jeśli chodzi o odzież, to wolę monochromatycznie i w kolorach nieprzesadnie rzucających się w oczy. Jestem typową zimą (oprócz oczu - te mi ktoś umieścił w twarzy przypadkiem), więc cudownie czuje się w chłodnych odcieniach szarości, niebieskiego czy bieli. Choć nie powiem - po raz pierwszy w życiu odważyłam się założyć kwieciste sukienki i (o dziwo) czuję się w nich znakomicie. Niemniej najczęściej jestem chłodną, szarą plamą, od stóp do głów, lubię to i tak jest mi dobrze. Nie przepadam natomiast za czernią. Natomiast bielizna i buty... No, więc zwykle jestem tą szarąnagąjamą, w obuwiu, mimo którego nikt nie przejdzie obojętnie. Nie trawię czarnego, skórzanego buta (skaza z dzieciństwa i młodości w kryzysie), wzuję najbardziej odpalone pantofle, ostatnio najchętniej na płaskim i wygodne. Nie stronię od trampek (byle nie czarne), jeśli u góry szaleje kwiecista kiecka. Ręce lubię mieć wolne, więc ostatnio kicam wyłącznie z listonoszkami, zwłaszcza że uznałam wreszcie brak konieczności

2492

Pół roku już prawie minęło od czasu, gdy zamieściłam ostatnią notkę na blogu. Nie znaczy to, że nie piszę - po prostu świat się zmienia, a co za tym idzie - kanały komunikacyjne. Nie chcę, żeby osoby, które wpadają tylko tutaj, myślały, że skończyłam swoją działalność. Po prostu Facebook jest łatwiejszy. Przyjdźcie. Wiele wydarzyło się przez ten czas i ja również się zmieniłam. Oczywiście wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi z dużym bagażem zwierzęcym, jednak parę spraw uległo przewartościowaniu. Niemniej, umierając wczoraj z Prezesem w altanie z powodu remontu w upale, ustaliliśmy, że tak naprawdę jesteśmy tym, kim w danym momencie swojego życia (czyli wypadkową zbioru doświadczeń i wniosków). Oczywiście mamy świadomość, że tamci ludzie sprzed dwudziestu lat to również my, ale pewnie dziś trudno by nam było pojąć niektóre decyzje, jakie wtedy wydawały się najlepsze. Nie zmieniają się jednak we mnie kwestie najważniejsze: szacunek, pokora i skłonność do myślenia. Hołubię więc siebie i