Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2009

Agent 007

Obraz
czyli Beethoven się ukrywa. Póki co, jest słaby w te klocki. Wszystkie kryjówki są lokalizowane w krótkim czasie. Ale kombinuje nadal.

Jasne, że powiem, co to jest ślojder,

natomiast nie powiem, co to jest gabla, bo nie wiem jak. Ślojder to proca. Weki od krauzuf to gumki od słoików typu wek, ale to łatwe. Natomiast gabla… nie ma na to słowa. To jest rozwidlony kijek, stanowiący podstawę budowy procy. Dygresja. To tak, jak z kotem. Kot składa się z futra, kota właściwego i aparatu mruczącego. Koniec dygresji. Ale ja dziś o pracy, bo dawno nie było. Otóż odbywam poranną pogawędkę z moimi pracownikami. Stoję na środku pokoju, jest początek dnia, ogólne jeszcze rozluźnienie, ktoś pije kawę, ktoś się krząta socjalnie. Przy jednym z biurek gabinet kosmetyczny – M. odkryła nowe powołanie i robi żele. Oczywiście nie w pracy, bo do tego potrzebuje czasu i lampy. W pracy świadczy usługi w zakresie frenczu. Więc stoję sobie i peroruję: prezesowa : No i nie zapominajcie, że M. się mnie kiedyś bała. M (znad lakieru): Ja się ciebie cały czas boję. R : Coś w tym jest, wszyscy się ciebie boimy. O (poddawana zabiegom kosmetycznym): Stale. prezesowa : Tak, to się rzuca w

Przypomniała mi się

jedna z moich ulubionych zagadek. Niezmiennie od lat rozbawia mnie do łez. Gratka dla osób spoza Śląska. „Co to je ślojder? Ślojder to je gabla i dwa weki od krauzuf.”

Aktualizacje

Obraz
„Tak sobie postanowiliśmy, że kot nie będzie spał z nami w łóżku”* Czy te oczy mogą kłamać? Navigare necesse est Moim celem jest zrobić sobie tyle krzywdy, ile się tylko da. W miarę możliwości dbam, by uczynili mi ją ci, u których mieszkam. Potem rozpocznę odcinanie kuponów. * Buchachachacha – wtrąciła moje-waterloo z francuska, albowiem i ten język nie był jej obcy.

Usiłuję obecnie zostać studentką,

ale normalnie ciężko jest. Tak w ogóle to się zastanawiam, czy w moim wieku to się nie powinno raczej stać po drugiej stronie katedry, co słusznie wykonuje J., uprzednio zapewniwszy sobie tytuł doktora nauk medycznych. Ja tam z medycyną mieć wspólnego nie zamierzam NIC, wypinam się na doktorat zadkiem w ogólności, lecz problem jakby pozostaje. Znalazłam czas jakiś temu informację o projekcie europejskim, który osobom zdeterminowanym dofinansowuje studia podyplomowe. Ze zwykłego ludzkiego wścibstwa podejrzałam uczelnie na Śląsku i jest. Nawet kierunek znalazłam całkiem zabawny: psychologia w zarządzaniu. Dygresja Pracownicy, wejdziąwszy/wejszłszy w posiadanie wiedzy o moich planach, natychmiast poczuli się królikami doświadczalnymi i rozpoczęli burzliwe dyskusje pod hasłem: Czy to się godzi? Koniec dygresji. Dziś zarejestrowałam się elektronicznie i wygenerowałam dokumenty. Za piątym chyba podejściem, niech piekło pochłonie komputery. Jutro sobie wydrukuję i zaniosę do kadr, celem potwi

Co za przeokropne babsko z tej Kryni,

Obraz
podebrała mi puentę do zdjęć. No to już wszystko wyjawiam, jak na świętej spowiedzi. Zwłaszcza, że pojawiły się pewniki. Kotek rzeczywiście nie jest mój – został nowym wnuczkiem Kryni i synkiem jej mało motorycznego (jak sama pisze) syna oraz niezwykłej synowej – mojej zresztą imienniczki i w dodatku rówieśnicy (dobrze się dogadujemy). W związku z powyższym jestem „na bieżąco” albowiem w sposób zaskakujący zostałam mianowana (no dobra, sama się mianowałam) matką chrzestną. Mam nadzieję, że w związku z tym będę miała wpływ na zmianę imienia, co i tak jest bez znaczenia, ale o tym za chwilę. Kotek jest reprezentantem rasy devon rex, ma cztery miesiące i imię nadane nie bez przyczyny. Jest głuchy. Oprócz tego w swoim króciutkim życiu miał już tyle pecha, że należy mu się naprawdę dobry, ciepły i kochający dom, więc taki właśnie otrzymał. Urodził sie jako największy w miocie i przez pierwsze dni wszystko wyglądało super. Po tygodniu, jako jedyny, zatruł się mlekiem własnej mamy (z zastoju)

Poznałam dziś przemiłego faceta,

Obraz
czyli notka dedykowana Kryni. Nic nie napiszę, bo – póki co – nie ma jeszcze pewników. Jak coś się zmieni, to pewnie, pewnie. Drodzy Zgromadzeni! Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić… BEETHOVEN No co? Każdy może sobie ziewnąć. Milusi, co? Z cyklu: zastanawiające pozycje. A to już prawdziwie dla Kryni. Plus informacja: w pięć minut po przyjściu. Zapytasz może o reakcję? - E tam, gąbkę można zawsze wymienić. ;o) Sam czar.

Potomstwo zadzieżgnęło

po raz wtóry. „Co to znaczy defetyzm?” Kwiknęłam radośnie, przewidując ciąg dalszy. „Siejesz defetyzm? Na zielonaj szkole???” „Tak” Przyznaję ze wstydem, że nie wytrzymałam i zadzwoniłam. - I kto ci to powiedział? - Pani. Wytłumaczyłam, walcząc z wybuchem radości. Nie, żebym nie miała pewności, że moja pierworodna nie może siać defetyzmu. Może. I to jeszcze jak. - I co? – dopytałam podefinicyjnie. - Sieję. :o) Donoszę uprzejmie, że Potomstwo powróciło na łono, w całości w dodatku i z górą brudnych szmat. Od razu zażądało, żebym opuściła lokal, bo się wytrzymać nie da. Witaj, Stabilizacjo!

Onegdaj wzburzony Prezes

zarzucił mi, że mam niewłaściwe podejście i wszystkich ludzi uważam za kretynów. Nieprawda, nie wszystkich. Zaledwie większość. I to wyłącznie dlatego, że mam dowody rzeczowe. Taki przykład na przykład: Od 1 maja przerzuciliśmy pewne czynności, które wykonywało do tej pory Archiwum X, do Archiwum Y. Czynności dotyczyły magazynowania, zaopatrzenia, a co za tym idzie – rozsyłania określonej grupy towarów po kanałach dystrybucji. W związku z powyższym, posiadając liczne dowody, świadczące o debilizmie większości pracowników, w połowie kwietnia sama – tymy ręcami – napisałam stosowne procedury (ja nikomu nie ufam, niestety), które podpisali najważniejsi szefowie Archiwum X i Archiwum Y. Naturalnie wszystko poddane było licznym konsultacjom, bo – jak mawia Potomstwo – głupia żem nie jest. Następnie materiał został przekazany do wykonania. I w tym momencie zaczęłam przewidywać trudności. Nie pomyliłam się. Od tej chwili każdego dnia, wchodząc do pracy, wystosowuję w przestrzeń następujący ap

Wymiana esemesalna

Potomstwo na zielonej szkole (tak, tak, w naszym gimnazjum organizują), nie odzywa się wcale. Na zainicjowany przeze mnie kontakt odpowiedziało: - Muszę z tobą rozmawiać? A skąd, nie musi. Ważne, że się dobrze bawi. Dziś nawiązało. Widząc na wyświetlaczu „Nać”*, uniosłam brwi. „Nie chciałabyś mi przelać kieszonkowego?” „Aż tak zabrakło ci kasy?” „AŻ TAK to nie, ale wolę mieć.” „Już masz stówę** na koncie. Znaj serce matki.” „Kocham” „Ja ciebie też, tylko bezinteresownie ;o)” Ech i ach… * Potomstwo zwane Nacią, bo „jaka matka, taka natka”. ** Kieszonkowe wynosi 50 zł miesięcznie. Ale oj tam.

Tęsknoty kocie za łażeniem po płocie

Obraz

Dziś wolne, więc…

Chwila rozrywki. I jeszcze jedna. Pasjami ubóstwiam.