Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2008

Odpowiedź na list otwarty

Pozwalam sobie skomentować list otwarty , który znalazłam na bliskim mi blogu przed chwilą (przepraszam, mało ostatnio czytam). Kryniu kochana, tuż przy moim sercu! Znam cię zaledwie półtora roku. Być może to mało, ale przecież połączyły nas wyjątkowo dramatyczne okoliczności. Od chwili, gdy cię poznałam, staram się jak mogę, by spędzić z tobą jak najwięcej czasu. Wiem, to wciąż za mało, ale życie jest, jakie jest. Ten czas wspólny jest dla mnie czymś niezwykłym i prawdziwie wartościowym. Czymś, co porusza różne delikatne struny w głębi mojej duszy. Nie, nie przesadzam ani trochę. Gdy tylko mogę, siadam naprzeciw ciebie, która bez problemu mogłabyś być moją matką i czuję się niezwykle komfortowo. Nie dlatego, że mi przytakujesz, tylko dlatego, że trzeźwo, mądrze i z dystansem potrafisz podchodzić do życia, które nie zawsze nas pieści (rzadko, co?). I dlatego, że z charakterystyczną dla ciebie subtelnością i nie mam tu mna myśli unikania grubych słów, potrafisz pokazywać mi rzeczy, któr

Jak w reklamie

Odchodząc z pracy na urlop usłyszeć od pracowników: - Szkoda. Smutno nam będzie bez ciebie. Bezcenne. Za resztę zapłacisz kartą Mastercard.

Powtórka z rozrywki

Znów wyjazd, znów impreza. Można by zacząć podejrzewać , że nic innego tu nie robimy, tylko pijamy wyskokowe. Otóż nic z tych rzeczy. O imprezie wiedziałam od dawna, nawet sporządzałam listę moich kontrahentów/klientów, których wypada zaprosić. Organizacją zajmował się ktoś inny. W piątek ten ktoś mi powiedział, że koniecznie muszę być obecna. Tu: irytacja. No i jadę. Przed chwilą udało mi się zrobić oko, więc nie jest tak źle. Ponoć ktoś poszedł wreszcie po rozum do głowy i zatrudnił jakiś kabaret, co daje szansę minimalnego odpoczynku psychicznego. Odebrałam auto z warsztatu. Bez kozery powiem: pińcet! Szlag by to… OGŁOSZENIE PARAFIALNE Od poniedziałku urlop. Jako matka dziecka w wieku szkolnym, zgodnie z zapisami kodeksu pracy, priorytetowo wybieram urlop w okresie wakacyjnym. Wakacje w tym roku przypadają w listopadzie. Jakby kto nie wiedział.

Hodowca żmij

Osoby: prezesowa Potomstwo Miejsce akcji: przemieszczający się samochód płci żeńskiej* Czas akcji: ok. 20.00 prezesowa: Czasami mnie drażni, że jesteś taka stara. To po prostu nie wypada, żeby… Potomstwo (przerywając bez namysłu): Stara? STARA??? Przypomnę ci o tym 2 kwietnia**! * Była już o tym kiedyś mowa. Prezesowa porusza się samochodami o dookreślonej płci, bo lubi kobiety. Bez podtekstów. ** Urodziny mam, nie?

Dialogi na 4 nogi

Osoby: Prezes prezesowa Miejsce akcji: sypialnia Czas akcji: ok. 22.00 prezesowa czyta sobie spokojnie* Prezes leży i się bezwstydnie gapi na prezesową prezesowa: (nie odrywając wzroku od tekstu): Nie gap się. To jest irytujące. Prezes: Tak, to może być irytujące, kiedy ktoś tak się gapi. Zwłaszcza, kiedy jest to ktoś z wyższym wykształceniem. Magisterskim w dodatku. Taki ktoś niespodziewanie może coś SKO-MEN-TO-WAĆ! * Grzeczne dzieci! Nie czytajcie nigdy w łóżku. To bardzo niezdrowe dla oczu. W dodatku wciąga i staje się nałogiem. PS A poza tym… nie będę oryginalna. Zapinkalam, jak wściekła. I to by było na tyle, jak mawiał klasyk.

Kłopoty z notką

Trudno mi napisać dziś coś naprawdę sensownego. Ostatnio znowu wiele się dzieje, a ja jestem już naprawdę zmęczona. Z utęsknieniem czekam na kodeksowe dwa tygodnie wolnego, które – jako matce dziecka w wieku szkolnym – przysługują mi obecnie w listopadzie. W ogóle mam na koncie prawie całe tegoroczne zasoby urlopu i nie wiem, co mój szef powie mi w grudniu, kiedy – zgodnie z przewidywaniami - cały czas będzie mi wisiało ok. 10 dni do przeniesienia. Może uda się coś jeszcze wyszarpać w okolicach świąt. Poza tym dziś rano odbyłam kolejną półtoragodzinną sesję, porównywalną do tej u alergologa. Tym razem byłam spowiednikiem mojej serdecznej koleżanki i pewnie dlatego nie potrafię podejść z humorem do tego, co usłyszałam. No dobra, przyznam się – po prostu się pobeczałam w trakcie opowiadania i kompletnie straciłam werwę. A pogoda, jak wiadomo, nie sprzyja optymizmowi. Wyraźnie muszę się pogodzić z tą rolą społeczną – wysłuchiwacza. Pewnie mam jakieś predyspozycje, z których nie zdaję sobi

Dialogi na cztery nogi

Osoby: Prezes Zocha Miejsce akcji: gabinet Czas akcji: teraz Zocha (usiłuje załadować się na Prezesa, który usiłuje odpisywać na maile) Prezes : Ale dlaczego mi naciskasz??? No nacisnęła mi F1 dziesięć razy!!!

Wizyta u lekarza

Seryjnie odbywamy z Potomstwem wizyty u alergologa. Ostatnio co tydzień. Wizyty te niestety kolidują młodej z angielskim, więc usiłujemy zrobić wszystko, aby wilk był syty i owca cała. Wczoraj byłyśmy w przychodni już 45 minut przed czasem, żeby nikt nam się nie wrył na pierwszego. Niestety pani doktor się spóźniła, co mnie trochę zirytowało. A potem było tylko śmieszniej. Przepraszam bardzo, czy ja wyglądam na kogoś, komu chcielibyście opowiedzieć całe swoje życie? W dodatku w gabinecie lekarskim. W WASZYM gabinecie lekarskim??? Jak ktoś nie widział, to ja wam powiadam, że nie wyglądam. Przyznać trzeba, że pani doktor przeprosiła mnie dwukrotnie za swoje spóźnienie, a były to pierwsze przeprosiny lekarskie, jakie usłyszałam w życiu. Lekarze się spóźniają i NIE przepraszają, ponieważ sądzą, że psim obowiązkiem pacjenta jest sterczeć na korytarzu pod gabinetem, nawet wtedy, gdy obsługiwany jest poza jurysdykcją NFZ i buli lekarzowi prosto w kieszeń kupę szmalu, na który ciężko pracuje.

Foch

Jestem obrażona. Pięknieśmy sobie ponarzekały na mężów, jak chyba nigdy jeszcze, w długiej i porywającej rozmowie telefonicznej. Miałam zamiar strzelić na ten temat nocisko, a tymczasem druga-mama kazała mi natychmiast iść spać, a sama ubiegła mnie w planach i zrealizowała zapis przede mną. No to co? Mam się powtarzać? Foch. Przyjaciółka niby.. Swoją drogą zastanawiające jest, jak bardzo mówimy jednym głosem i jak te wszystkie sytuacje – niczym przez kalkę malowane. Najwyraźniej rację miał John Gray – pochodzimy z zupełnie różnych planet. Po prostu faceci do myślenia używają zupełnie innych partii mózgu niż my. I pewnie też mogliby godzinami o tym, jak ich do szału doprowadzamy swoim podejściem do różnych spraw. Mimo wszystko sądzę, że priorytety mamy te same, tylko dochodzimy do ich realizacji kompletnie różnymi drogami. Nasza jednak wiedzie przez chaszcze. Moja mama zawsze mawia, że wózek powinny ciagnąć dwa koniki, tymczasem okazuje się, że wszędzie jest podobnie: my czujemy się wpr

Sprawozdanie z piątku

Na poczatek uroczyście oznajmiam, że zostałam panią magistrową, ku radości i wielkiej uldze całej rodziny. Teraz mogę powiedzieć oficjalnie, że naprawdę dość już miałam tego studiowania. Co za szczęście, że jest po wszystkim. Oczywiście jestem tak dumna, że mało nie pęknę. Ciągle mówimy do niego „panie magistrze”. Poza stresem związanym z obroną, przeżyłam wczoraj koszmary, dotyczące kolejnej, wizytowanej przeze mnie imprezy. Z jednej okazji na drugą coraz mocniej się upewniam, że pan bóg stworzył mnie do pracy, a nie do blichtru. Niestety większość osób, zasiadających u sterów w tym kraju jest pusta, jak beczka piwa po hulance. Ta pustota wywołuje u mnie zwyczajny gniew. Zawsze myślałam, że na durnotę ludzką jestem już dość mocno uodporniona, ale okazuje się, że są jednak przejawy życia społecznego, gdzie moja tolerancja lub obojętność nie sięga. Poszło o niepełnosprawnych. Szczegółów nie przytaczam, bo ciągle mnie trzepie. W drodze powrotnej szef usiłował wyciagnąć ze mnie, co jest p

Na drugie mam latawica

Przedwczoraj mój naczelny uznał, że za dużo pracuję, a za mało bywam. Wobec powyższego nakazał mi rozpocząć wyrabianie sobie odpowiedniej pozycji. Oczywiście, jak wiadomo, jestem fanką takich działań. Wczoraj pojechałam na wielka fetę do Zabrza. Dziś jadę do Bielska. A robota jakoś się sama nie chce robić, kiedy mnie nie ma. Szkoda. Na imprezach wielkofetowych, o czym już pisałam, zawsze wydarza się coś naprawdę interesującego. Siedzę więc wczoraj w pierwszym rzędzie, koło wojewody (nienawidzę takich sytuacji), a naprzeciwko mnie orkiestra dęta. Tak około dwa kroki naprzeciwko. Orkiestra daje koncert. Całkiem fajny, przyznać muszę bez bicia, postarali się, żadnego umpa, umpa, same standardy: Webber, Armstrong i nawet „My fair lady” czy Strauss. Koncert dobiega końca, sala mała, więc hałas był naprawdę spory, nagle wszystko cichnie i w tym momencie waltorniście z pierwszego rzędu zaczyna jak oszalała dzwonić komórka. Niezłą miał melodykę. Śmiechu było co niemiara. Impreza odbywała się w

Jeden dzień oddechu, choć pracowity

Jak juz onegdaj wspominałam, moja protoplastka przeżywa obecnie głęboką potrzebę wskazania wszystkim źródeł naszego istnienia. W związku z powyższym poleciła mi wziąć dzień wolnego, bym udała się wraz z nią do korzeni. To wzięłam. I się udałam. Konkretnie to do Żywca się udałam, bo oboje protoplaści protoplastki (moi dziadkowie) stamtąd właśnie pochodzili. Tak, to ci ze zdjęć. Odnosząc się do komentarza, który pod zdjęciami zamieściła wtedy chyba soleil – usłyszałam wczoraj od mamy i jej kuzynki wykład na temat odłamów rodziny M., dzięki której świat zobaczył w końcu moje urocze oblicze. Kuzynka powiedziała: - M. mieli różne odłamy: Bartosze, Głowacze, Kordziki. Wy z Kordzików. Kordziki były z miasta. To wszystko potwierdza moją teorię, że ja nie mogę lubić grzebania w ziemi, bo ja jestem w genach z obu stron paniusia miastowa. CBDO. Obejrzałam masę pięknych, sepiowych zdjęć. Odwiedziłam dwa żywieckie cmentarze i wreszcie trafiłam na grób słynnego wujka wąsiatego. Wujek był wujkiem moj

Poniedziałek, dzień pierwszy

Wyschła mi śluzówka. Od gadania. Naprawdę. Poniedziałki mam po prostu tragiczne. Nie wiem, czy to jest tak, że ktoś w weekendy obmyśla sposoby, żeby się na mnie zemścić, ale zauważyłam, że góra jest nie do przerobienia. Na szczęście mój zespół jest bardzo zgrany i wspiera się wzajemnie, bo gdyby tak nie było, szlag by nas wszystkich trafił na pierwszym zakręcie. Już trzynasta, a ja nadal mam niezrobione oko. Chyba dziś tym pogardzę. Tymczasem Potomstwu się wydaje, że wynalazło chwytliwy tekst. Otóż wiadomym jest, że objawy alergiczne u Potomstwa wzmagają się przy okazji stresu. Wobec tego, jeśli dochodzi pomiędzy nami do wymiany zdań spornych, Potomstwo mówi: - Denerwujesz mnie i teraz przez ciebie ja się drapię. Erystyka. To po mamusi. Podrzucę jej Schopenhauera, niech się szkoli dalej. PS Na marginesie. Ostatnio mówi też: - Ty to na wszystko masz odpowiedź. Ha! Podrzucę jej Schopenhauera, niech się szkoli dalej.

Świętowanie

Raz do roku Archiwum X hucznie obchodzi swoje święto. W tym roku obchody przypadły na 9 października, albowiem nie zawsze istnieje możliwość, by miały one miejsce idealnie w dniu święta. Gala jest poważna, zaproszeni goście niesłychanie znaczący, do dumnie wypiętych piersi co niektórych przypina się ordery. Po raz pierwszy od kilku lat, w tym roku byłam gościem (z tych mało znaczących), a nie organizatorem imprezy, co – nie ukrywam – przyjęłam z dużą ulgą. Mam bowiem w swoim repertuarze na kopy opowiadań o tym, co się zawaliło w poszczególnych latach. A zawalić się musi, bo impreza z wielką pompą, do załatwienia naprawdę wiele spraw i nie ma takiej fizycznej możliwości, żeby wszystko zagrało. Ponieważ nasze doświadczenie w aspekcie organizacji obchodów jest już dość solidne, z roku na rok udaje się nam eliminować coraz to nowe zagrożenia. Niestety w ich miejsce, z niesłabnącą weną pojawiają się następne, których po prostu przewidzieć się nie da. Pamiętam, jak w 2005 roku przebrnęliśmy

Opowiadania, które mnie jednak wzruszają

W pewnym bardzo znanym szpitalu na Śląsku, cichymi rezydentami są dwa urocze koty. Cichymi, bo wiadomo, że nie wolno, choć mam swoje zdanie na temat zwierzęcych zdolności terapeutycznych, a w tym ośrodku akurat leżą ludzie w naprawdę strasznym stanie. W związku z tym przebywają tam naprawdę długo i bardzo potrzebują wsparcia. Ale wiadomo, jakie są warunki, w związku z czym koty rezydują na zewnątrz. Uporczywie dokarmiane i dopieszczane przez personel szpitalny różnych szczebli, żyją sobie w miarę komfortowo. Pewnego dnia w umówionym pomiędzy kotami a personelem miejscu pojawił się trzeci kotek. W strasznym stanie. Słaby, ledwo podnoszący się do przynoszonego jedzenia, w poważnym stopniu opanowany przez świerzbowca, wyliniały i okryty paskudną skorupą. O miejscu umówionym prawdopodobnie nie wiedzą wszyscy pracownicy, a już na pewno nie wie dyrekcja szpitala. Wiedzą ci, którzy wiedzieć mają. Kotkowi z dnia na dzień pogarszał się stan zdrowia i zaczynało wyglądać, że to wszystko długo już

Najpiękniejsze są powroty

Otóż zdecydowanie, choć poniekąd czuję się kundlem*, moje miejsce na ziemi jest właśnie tu – ściśle związane z Potomstwem, Prezesem, kocią szajką, rodzicami, zacinającym się domofonem i lampką nad łóżkiem. Odczuwam to szczególnie mocno, kiedy zmęczona wspinam się po schodach na drugie piętro, wspinaczce towarzyszą dobrze znane zapachy i dźwięki, a u jej kresu oczekują otwarte ramiona, policzki nastawione do buziaczków i wirujące ogony. I nie ma wcale znaczenia, że nie było mnie w domu zaledwie jeden dzień. Jestem kretem. Lubię swoje wydeptane ścieżki, rzucone na podłogę rzeczy mojej córki**, artystyczny nieład w wykonaniu Prezesa i to ulotne coś, czym pachnie mój dom. Słaba ze mnie podróżniczka, słowo daję. Pamiętam jak kiedyś wracałam z pracy późnym wieczorem, autobusem. Wysiadłam na przystanku przed domem w ciemną noc i nagle poczułam, że muszę biec. Więc biegłam (na szpilkach!) do domu, a gdzieś w środku eksplodowała we mnie głęboka wdzięczność za tę potrzebę biegu, za cel, do które

To pa

Widzicie, jaka godzina? A ja już jestem gotowa do wyjścia… Zaraz wracam, jakby co.

Przeprowadzam małe zmiany

Jakby mi było mało nieustannych nieobecności w pracy w najbliższych dniach, to jeszcze kazałam sobie dzisiaj wymienić komputer. Masakra. Oczywiście wszystko przebiegło nad podziw sprawnie, ale mimo to byłam pewien czas wyłączona z obiegu, a w dodatku mam zupełnie inną klawiaturę i trochę mi czasu zajmie przyzwyczajenie się do niej, co wydatnie wpływa na szybkość pisania. No i muszę patrzeć, gdzie stukam, bo inaczej ciągle trafiam nie tam, gdzie trzeba. No jasne, wiem, że to się unormuje, ale jak po raz kolejny nie trafiam w Alta, to się stresuję. Jutro wyjeżdżam do Warszawy (aloha Cotku, Cocie i Córciu) i nieustannie odnoszę wrażenie marnowanego czasu. Zwłaszcza, że z siedem godzin spędzę w pociągu w te i wewte, bo magistrala w remoncie i są PLANOWE opóźnienia. Jak w najlepszym horrorze z lat osiemdziesiątych. Muszę wstać o 4.00, żeby zdążyć na pociąg o 6.00, narada trwa do 16.00, a pociąg powrotny mam o 17.31, bo go przesunęli. Planowo. A bezplanowo będę stała do 40. minut w szczerym

Relacje

Wprowadzenie: Karol kocha Prezesa. Większej miłości świat jeszcze nie oglądał. Osoby: Prezes prezesowa Czas akcji: 23.00 Miejsce akcji: sypialnia, a konkretnie: łóżko Prezes: Tołdi! prezesowa: Kogo ty wołasz? Prezes: Tołdiego. Ja jestem jego księciuniem, więc on jest moim Tołdim*. * Co, nie oglądaliście nigdy Gumisiów?