Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

1332

Wczorajsze popoludnie z martuuhą - cudowne, jak zawsze. Ciepłe, w zrozumieniu własnych i cudzych słabości, zabawne, odświeżające intelektualnie. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że - rechocząc jak wściekła nad posiłkiem - opluła mi salon, SALON!, nie żałując i nie pomijając ścian, a następnie twarz otarła rękawem, a rękaw w fotel, ale oj tam. Nie bądźmy drobiazgowi, wszakże nie wpada częściej niż raz na tydzień. Mitenki - pigwówka. By ukoić uporczywą myśl o malowaniu, przywiozła nalewkę oraz trzy słoiki malin. Naturalnie zakładam dobre intencje - nie musiała myśleć, że jestem na diecie, przecież to nie jej dieta, ona ma odchudzanie w gdziesiu, jest piękna i bez tego. Jak tylko drzwi trzasnęły, rzuciłam się na pierwszy z brzegu słoik (rodzinę wdeptując w kafle), że niby przypadkiem po blacie się potoczył, ratować musiałam, ojezusmaria, pyszne. Nie wiem, na ile herbat mi starczy, rodzina podłączyła się na krzywy ryj, nie ma z nich żadnego pożytku, tylko człowieko

1331

Obraz
Taki otóż mam nastrój obecnie. W najbardziej walecznych momentach. Proponuję zacząć gdzieś od 2:19. Możecie sobie mówić, co chcecie, ale Chopin zawsze mnie porywa. Jest w nim coś cholernie polskiego.

1330

Jak się w nocy z zimna zbudzisz - stypendium socjalne dla twojego dziecka nieosiągalne. Mówię Wam, droga przez mękę. Nikt mianowicie nie przewidział, że samotna matka może się miotać po pięciu źródłach zarobkowania, a i tak żyć w ubóstwie. Kwestionariusze na oko proste do wypełnienia. Haczyk - żądają kwot netto. Skopałam się z PITem, sklęłam, na czym świat stoi, zadzwoniłam do księgowej. To jest dobra kobieta, wszystko mi w tabelce wyliczyła. Dołożyła tzw. dochody utracone, wszystko netto, składki, sratki, kij ci w oko. Dokumenty w oryginale i kopie (jezusmarianiezgubtego!). Teczka wyszła. Pani w kwesturze nie ogarnęła. Za dużo na jej świat jednego etatu. Więc zażądała więcej. (Gdzie mój wyrok rozwodowy?!). Oświadczenie o alimentach - nie oświadczę, że są, jak nie ma. Wszystko w zgodzie z wszechwładnym PITem. Urząd skarbowy zaświadczenia wystawił, w miłej zresztą atmosferze, bo on jest wzorcowy, ten mój urząd, od czasu, jak się dyrekcja zmieniła. Frontem do klienta. Uczelni

1329

Obraz
- Wiesz, mamo, zawsze się zastanawiałam, skąd się biorą te zdjęcia na wiocha.pl. A tu przyjeżdżam wczoraj pod dom i patrz. Cóż za zmyślny sposób na przymocowanie rury wydechowej.

1328

Obraz
My tu sobie pierdu-pierdu, a po sąsiedzku na piwnicach stanął parter. Dość wysoki. Se Państwo teraz wyobrażą, gdzie się skończy trzecie piętro, a na nim poddasze. Teraz w budownictwie mieszkaniowym wszędzie takie tempo, czy tylko tu? Bo mię zaciekawiło.

1327

Ciemności kryją ziemię. Cierpię. Będę tak cierpiała gdzieś do kwietnia. Szlag mnie będzie trafiał. Kiedy przychodzi wiosna i na drzewach, krzewach pojawia się sugestia zieleni, jakby filtr, wstępuje we mnie nowy duch. Chce mi się żyć. Wszystko wydaje się takie proste. Niestety zauważam, że w miarę upływu czasu te wiosny są jakby krótsze. Zgodziłabym się, żeby wszystko było krótsze. W końcu to będzie czterdziesta pierwsza wiosna mojego życia, więc jest coś z odczuwaniem upływu czasu. Ale nie. Złośliwie nie. Jesienie i zimy wydłużają się w nieskończoność, a wiosny i lata przebiegają przez moje życie galopem. Nauczyłam sie cenić każdy ciepły, słoneczny, zielony dzień. Rano staję w oknie i myślę: jak pięknie, życie ma sens. Niestety od jakiegoś czasu drugą myślą jest: cholera, znowu się to szybko skończy. Zdecydowanie za szybko. Chciałabym być niedźwiedziem. Albo jakimś innym śpiochem zimowym. Nie patrzyłabym na to świństwo za oknem, a przez uchylone powieki wdzierałoby sie słońce.

1326

Jakiś czas temu pisałam notkę z myślą przewodnią " żyłka mi strzeliła ". Chodziło o więcej spraw, ale kluczową był fakt sprawowania zarządu przez moi we wspólnocie mieszkaniowej. Oraz tego, co się wokół owej wspólnoty dzieje. A szczególnie w środku. Po wymianie parunastu maili żyłka strzeliła też mojej koleżance z sąsiedniej klatki, która zawnioskowała o zwołanie zebrania na tę przykrą okoliczność. Podała nawet program. Od tej pory strawiłam mnóstwo czasu na myśleniu, co właściwie przygotować i w jakim kształcie. Pewne dane przeglądowe by się przydały, ale jak to zrobić? Jak? Pomysł dość krystaliczny zaczął mi kiełkować ze dwa dni temu. Dziś przebił się przez glebę, wystrzelił w górę i eksplodował kwiatkiem. Z osiem godzin siedziałam przy komputerze (obiadu nie było, ale nie narzekali). Wysiedziałam prezentację przeglądową przez lat sześć, w strukturalnym ujęciu przychodów i kosztów. Jestem zmęczona. I bardzo dumna. Właśnie to tam widać, co chciałam, by ujrzało światło dz

1325

Notka niesponsorowana, za to odważna i obrazoburcza. Niezwykle produktywnie spędziłam dzisiejsze przedpołudnie, choć nie mogę określić tego słowem "miło". Mianowicie zrobiłam sobie remont twarzy. Z dawna wyglądany. Na czterdziestkę obiecany. Wyegzekwowałam. I tu się od razu wyjaśnia, dlaczego notka obrazoburcza i odważna. Zauważyłam bowiem, że o wszystkim można powiedzieć światu, tylko nie o medycynie estetycznej albo chirurgii plastycznej (nie, to jeszcze nie mój etap, ale w przyszłości nie wykluczam). Z nieznanych mi powodów kobiety nie przyznają się do tego typu zabiegów. Opowieści na temat "dlaczego tak dobrze wyglądam" słyszałam już w życiu na pęczki. Wszystkie były głupie i z gruntu nieprawdziwe. Szczególnie bawią mnie te o dobrych genach. Nagle się jej te geny objawiły. Przez poprzednie pięćdziesiąt lat były akurat na wycieczce krajoznawczej. I się przedłużyła. Jakoś wstyd się przyznać. Dlaczego? Mogę tylko przypuszczać. Może chodzi o to, że kobiet

1324

Rozwijam się jak papier toaletowy. Byłam dziś na rozmowie rekrutacyjnej. Naprawdę! I w dodatku, wbrew memu czarnowidztwu, udało się wbić obłość wielorybią w jakąś kieckę biznesową, a już się obawiałam, że pójdę w namiocie. Na pocieszenie, ponieważ dress code mnie zasmuca, dołożyłam szpilki w kolorze fuksji. Bardzo profesjonalnie, bardzo. Ale myśl, że wzuję czarny trzewik i cała będę taka ę, ę, ę, jak na pogrzebie, napełniała mnie obrzydzeniem. Więc szarości i czernie, a potem dup! Fuksja. Mam też torebkę, a co! Szaleństwo to zawdzięczam jednak samozaparciu, albowiem 4,5 kg udało mi się zrzucić w tym miesiącu. A kiecka jest rozciągliwa. I nagle poczułam też potrzebę pozbawienia się tych retro loczków, co to mi na łbie się kłębią ostatnio, i powrotu do fryzury, którą znają Państwo Szanowne ze zdjęcia. Może i mniej jest ona kobieca, lecz jakże wygodna oraz praktyczna. Oj, obawiam się, że kariera loczków chyli się ku upadkowi, co (przewidywalnie) doprowadzi do histerii ukochaną fryzjerk

1323

W ramach działalności społecznej dokonuję korekty wypocin Susan's Teamu na temat organizacji pracy placówek zbiorowego żywienia. Niby rozrywka taka. Oczywiście dostarczyły mi ją dzisiaj i dzisiaj! muszę skończyć, bo rzecz musi być jutro oddana. Kocham. Najlepsze zdanie, jakie znalazłam, brzmi: "Pracownik przedszkola, który ma kontakt z żywnością, powinien posiadać książeczkę do spraw sanitarno-epidemiologicznych, wiedzę z zakresu przygotowywania posiłków, zatruć i zakażeń pokarmowych (...)". Słusznie. Jak truć bachory, to skutecznie. O, mam drugie! "Oświetlenie stanowisk pracy wyłącznie światłem sztucznym jest niegodne (...)". PS Śmiejcie się z błędu, nie z twórców. Albowiem powiadam Wam, nie wiadomo, kiedy traficie w me pazury. I będzie głupio! Hehe.

1322

Obraz
Owszem, słyszałam już o kolejkach, ustawiających sie przed Lidlem na dziesięć minut przed otwarciem. Ba! Mało tego! Widziałam na własne oczy. Wczoraj sprawdziłam, że tak jest też przed innymi sklepami. W tym przypadku E. Leclerc. Godz. 7.57. Godz. 7.58. Tłum gęstnieje. Godz. 7.59. Wszyscy w blokach startowych, pochyleni nad wózkami dla lepszego wyjścia z progu. O 8.00 otwarli sklep i... ruszyli! Przepraszam bardzo, ktory my mamy rok? Czy ci ludzie nie mają przypadkiem nierówno pod kopułą? Oczywiście można zastosować wycieczkę osobistą i powiedzieć, że ja też tam byłam. Nie przeczę. Ale wracałam tamtędy akurat z urzędu skarbowego i pomyślałam, że załatwię zakupy, żeby już potem nie lecieć. O co chodzi?! Powariowali ludziska?

1321

Zaczęło się od tego, że pojechałam dziś do Krakowa. Wszystkich, którzy chcieli: spotkać się ze mną, jechać ze mną, cokolwiek ze mną - bardzo przepraszam. Szczególnie Chudą. Bardzo. Termin ustaliłam praktycznie wczoraj, zabierałam tatę i wszystko było robione w biegu. Ale do rzeczy. Więc jedziemy sobie z tatusiem do Krakowa. Warto nadmienić, że mój tatuś - z zawodu i powołania prawnik - nie pracuje już dwa lata. Ergo - nudzi się okrutnie i wykorzystuje do ostatka każdego wolnego słuchacza. Zaczął od "dzień dobry, córeczko" i przymknął się na chwilę, gdy go powiadomiłam, że ma żwawo wysiadać, bo mnie policja zgarnie. To samo robił w drodze powrotnej. Muszę wstydliwie przyznać, że mimo wszystko lubię gadanie taty. Po pierwsze jestem zwolniona z jakiejkolwiek aktywności. Po drugie - w bardziej zamierzchłych czasach byłby z pewnością niezwykle cenionym bardem. Wiedzę ma przeogromną, a do tego tzw. nerw. No, umie po prostu. Czasami nie mogę uwierzyć, skąd się to wszystko bierze.

1320

Mam widać jakąś magiczna więź z martuuhą , bo też oglądam Czas honoru  (i też jestem w piątym sezonie). Co krok popadam w zadumę nad zachowaniami ludzkimi w czasach ekstremalnych, wolą przetrwania, relatywizmem postaw oraz samymi pojęciami dobra i zła. Nie oceniam. Nietrudno jest pójść na łatwiznę i odsądzić kogoś od czci i wiary. Ocenić bez poznawania szczegółów, wydać wyrok i go wykonać. Chciałoby się żyć w czarno-białym świecie, gdzie nie trzeba szamotać się w odcieniach szarości. To dobre - to złe. Szybko, higienicznie. A tu figa. Nie ma zdarzeń, postaw, wartości jednoznacznych. We wszystkim tkwi magiczne ale . Ile podłości można wyrządzić innym ludziom, nader szybko przechodząc do ocen, wie pewnie każdy. Wiele już słyszałam w życiu historii o niesprawiedliwych wyrokach (nie o sądowe mi chodzi), krzywdzie, ostracyzmie. Sama mogłabym niejedno na ten temat powiedzieć. Komunikacja jest najtrudniejszą sprawą na świecie. Gdyby była łatwiejsza, nikt nie prowadziłby wojen, nie dokonyw

1319

Obraz
Jak już jesteśmy przy zdjęciach... Otóż dużo ostatnio przeglądam i dużo o tym przeglądaniu myślę. Ponieważ mam średni dystans do sprawy z uwagi na wieloletnią znajomość tychże zdjęć, bardzo pomocna okazuje się córka, która z kolei nie ma znajomości, więc - co za tym idzie - dystans posiada. Dostrzega rzeczy, których ja nie widzę całkowicie. Zaśmiewamy się do łez z wygladu różnych osób (babcia) w dzieciństwie i odnajdujemy porażające podobieństwa między różnymi członkami rodziny. Potwierdzenie znalazł po raz kolejny fakt, że z dziada pradziada, ekhm! - z babci prababci jesteśmy klonami. Jakkolwiek ten pan, co ze mną mieszka nie podkreślałby, że jestem wypadkową wad obojga moich rodziców. W związku z tym wszystkim, o czym już napisałam, postanowiłam zaprezentować szerszej grupie społecznej pewne fakty w zderzeniu. Albowiem oglądanie zdjęć w określonym zestawie bywa szczególnie interesujące. Dziś, po wczorajszej dawce pierwiastka Y, kobiety. A konkretnie moja Mama i Jej Mama w analo

1318

Obraz
Bardzo bym chciała, aby moje poświęcenie zostało docenione. Skaner bowiem znajduje się w NORZE, gdzie - by postawić komputer i usiąść - trzeba posłużyć się saperką. Na szczęście przeszłość harcerską posiadam, to i saperka się znajdzie. A jutro rano w ruch pójdzie łopata mentalna. Przyłupie się nią wprost w czółko, może na chwilę część śmietnika zniknie. Powracam do notek wspomnieniowych. Na zdjęciu Dziadek - porucznik Wojska Polskiego. Ja się tam na szarżach nie znam, więc nie wiem, co on był w momencie robienia zdjęć. Ale przy okazji znalazlam wycinek z prasy o zawodach konnych, gdzie się go, z przeproszeniem, z nazwiska wymienia, gdyż stanął na podium. Jest z tym związana angdotka, ale tłucze mi się jedynie po puszce mózgowej. Postanowiłam, że wezmę część zdjęć do rodziców, żeby tata pomógł mi je opisać, to przy okazji odświeżę i dopiszę. Voila! Nie można powiedzieć, urodziwy był z niego młodzieniec. A te włoski to miał takie przylizane do końca życia. I na WSZYSTKICH zdj

1317

Przeglądam czasem archiwa dyskowe i znajduję wiele ciekawych rzeczy. Dziś na przyklad odkopałam folder, pochodzący z wielce zamierzchłych czasów, kiedy ci, co dziś są STUDENTKAMI (ekhm, ekhm), byli po prostu zwykłymi szczylami. Jak wiadomo, w stosunku do szczyla człowiek winien stosować jakiś system wychowawczy. W czasach zaplutego niemowlęctwa znęcałam się więc nad dzieckiem w jedyny dostępny sposób (żeby śladów na skórze nie było), czyli czytałam mu książki. Do dziś żywię wiele ciepłych uczuć do Marii Konopnickiej. Jakże cudownie usypia półroczniak, gdy mu niezbyt głośno, a za to rytmicznie, czytać wierszyk Na jagody ! Później ten sam efekt osiąga się Sierotką Marysią . Do Roty nie doszłyśmy. Z czasem dojrzewa nie tylko szczyl, ale też w technikach manipulacyjnych wyspecjalizowuje się rodzic. Osiągnęłam więc kolejny dan i zaczęłam... pisać. Żeby potem czytać, ma się rozumieć. I już nie o usypianie wyłącznie chodziło, tylko o ulubione narzędzie protoplasty, czyli smrodek dydaktyc

1316

Zmęczona coś jestem. Czyżby przesilenie jesienne? Kryzys miałam już przed 21.00. Zadziwiające. Pani dietetyczka in spe rzuciła się przeimprezować piątkową noc, w dodatku z alkoholem, bo kazała się podwieźć. Utrzymujemy, że wywieźliśmy ją do lasu. A jutro zaczyna się realne życie studenta, czyli zakuwanie neurona. No, cóż. Zanim się zacznie tresować ludzkość na okoliczność spożywki, trzeba przyswoić podstawy. Coś tak czuję, że niedlugo więcej będzie przyswajania niż imprezowania. Ale oczywiście nie zamierzam się kłócić. Po prostu za ewentualną poprawkę będzie sobie musiała zapłacić sama. Póki co - szuka roboty. Może się szykuje do płacenia.

1315

Nieopatrznie wpadam do Gniazda Nieogarnialnego Nieporządku i całuję moją małą studentkę w czółko. - Mówiłam ci, że jesteś bardzo udanym dzieckiem? - ZNOWU PIJESZ?! (Maaamoooo, już to opisujesz na blogu?!)

1314

Przepraszam się z Państwem, ale w tym tygodniu na mój blog trafił ktoś, kto wpisał w wyszukiwarkę frazę kot mi się popsuł . Muszę koniecznie sprawdzić, czy któryś z tych darmozjadów nie jest popsuty. Bo, że zepsuty, akurat wiem. Kompletnie nie posiadam żadnych przymiotów wychowawcy, rozpuszczam gawiedź jak dziadowski bicz i jeszcze się cieszę, że ma dobre samopoczucie. Ta gawiedź. Co za szczęście, że dziecko się jakoś wychowało, naprawdę. Dygresyjka Edward, jak wiadomo, jest całkowicie wyzuty z agresji. Jeszcze nie słyszałam, aby fuknął, syknął, nie widziałam, żeby drapnął. Nic z tych rzeczy. Tak do tego przywykłam, że ostatnio chciałam mu coś z ryja wyciągnąć. Coś spożywczego znaczy. Głowę miał spuszczoną i zajęty był wielce, więc nie zauważył, co się kroi. I wyciągam ci ja rękę, łapię za ten bezcenny towar, a tu: kchchchchchch! Normalnie mnie zatkało. A Edward? Podniósł głowę, zobaczył, że to ja, w oczach mu rozbłysł napis mamusia i... natychmiast włożył mi sporną spożywkę w dło

1313

Obraz
Budzi się człowiek rano, patrzy w lewo... patrzy w prawo... patrzy przed siebie... Obcy - decydujące starcie.

1312

Tymczasem w Państwie Duńskim nadal trwa festiwal absurdu, kołtunerii, polowań na czarownice i wymazywań gumką myszką nazwisk podejrzanych z akt stosownych służb . Wszystko to przypomina grę w głuchy telefon. Na początku łańcucha siedzi dziecko i mówi do ucha pierwszej osobie, że ksiądz je obmacuje. Wiadomość przechodzi przez kolejne osoby, wreszcie trafia na Michalika i ten triumfalnie wykrzykuje, że on wie, bo słuch ma doskonały! Oto rodzice, środowisko, pornografia, geje, lesbijki i ideologia gender! Winni, winni, winni! Rozpalajcie stosy! Tymczasem to już było. Kilka kart w historii kościół katolicki zapisał pieczołowicie drobnym maczkiem. Już palił, wyrzynał w pień i krzywdził. Bo mu argumentacja zawiodła. I teraz też zawodzi. Powiedzmy sobie wprost, głośno i wyraźnie: MOLESTOWANIOM DZIECI PRZEZ KSIĘŻA WINNI SĄ TYLKO I WYŁĄCZNIE KSIĘŻA, a cały kościół katolicki winien jest zmowie milczenia, ukrywaniu prawdy, tolerowaniu tego procederu i udawaniu, że nic się nie stało. I ni

1311

Nie jest wcale tajemnicą, że prosiłam już siedem razy, aby przykręcić kran w łazience. Efekt wiadomy. Dziś nadszedł czas zemsty. Nie łazienkowy co prawda, ale internetowo - komputerowy. Nie miałam świadomości, że gniazdko, na którym wisi cały sprzęt, właściwie nie jest gniazdkiem, a artystycznym splotem drucików, zachęcających do tańca świętego Wita każdego, kto tylko się zbliży. Szczęśliwie nikomu do głowy nie wpadło, by włazić za szafkę, a mam tu na myśli szczególnie licznie zamieszkałe koty. Fantazja ułańska ich nie poniosła. Przypadkowo. O poranku Ten Pan uprasował sobie koszulę, złożył deskę, wsadził ją za szafkę, rozerwał węzeł gordyjski i pozbawił świat dostępu do świata. Zorientowałam się nieco po jego wyjściu, gdyż telefon uległ bezprecedensowemu uzdrowieniu. A z internetem się nie łączył. Zdążając po nitce do kłębka odkryłam przyczynę i krew mnie nagła zalała. Internet włączyłam sobie innym sposobem, a następnie zapowiedziałam Temu Panu, żeby nie oczekiwał łaskawego przyję

1310

Właśnie zepsuł mi się telefon. Tak bez zapowiedzi. Po prostu umarł. ZARAZ SZLAG MNIE JASNY TRAFI! Dobrze, że przynajmniej kontakty i kalendarz mam w chmurze. Kolejna utrata tych dwóch rzeczy tym razem by mnie przerosła.

1309

O czym dziś nie będziemy. Otóż o tym nie będziemy, bo czasem brak mi już sił. A kultura osobista zaorana. Zresztą Naima już to zrobiła . Na pewno lepiej niż ja. Nie będziemy też o pogodzie, bo dobrze się nie zapowiada. Nie będziemy (chwilowo) o dziadku, bo dziś mi się nie chce. O moich upadkach życiowych też nie będziemy, bo to mnie przygnębia. I o Babci Sąsiadce. Bo nie chce ze mną rozmawiać ani się spotykać. Z nikim nie chce. Więc może? - Mamo! Ty się mną w ogóle nie interesujesz! - (Dwie sekundy zapowietrzenia). Przepraszam. Omówmy więc... - O, nie! Nie i nie! Nie wtrącaj się! Bez przerwy tylko we wszystko się wtrącasz! Kurtyna. Na marginesie. - Mamo, w tym domu to strach się odezwać. Wszystko potem czytam na tym cholernym blogu!

1308

Rozmawiałam ostatnio z mamą na temat tego, jak mało wiem o mojej babci ze strony taty (to ta od pogrzebu, jeśli ktoś pamięta). I że dostrzegam w tym swoją winę. A było tak. Kiedy na świat przyszedł syn pierworodny, mój tato, babcia miała lat 27. Jak na dwudziestolecie międzywojenne była więc panną zdecydowanie przejrzałą. Łączy się z tym pewna anegdota rodzinna, którą już pewnie opowiadałam, więc tym razem sobie daruję. Kiedy zaś urodziłam się ja, tato miał lat 37, a babcia, co wynika z nauk ścisłych, 64. Dla mnie to było zdecydowanie za późno. Babcia, jak donoszą najstarsi górale, miała w życiu pod górkę od samego początku, nie ma się więc co dziwić, że na starość była wredna. (Aczkolwiek umysł jak brzytwa). Jej pech zaczął się od tego, że powito ją w rodzinie żydowskiej, ale jak na złość - całkowicie zasymilowanej. Już sobie wyobrażam to zawieszenie między światami. To niebycie ani - ani. A wtedy, co warto podkreślić, granice przebiegały dość widocznie. Problem powstaje zaraz w

1307

Kolejny kwiatek pojawił się wczoraj. Wysłuchałam go w radiu RMF - niestety byłam w trasie, z sobą za kierownicą w dodatku. Zaprzątnięta myśleniem o czymś zupełnie innym oraz słuchaniem jednym uchem wynurzeń mamy na temat "pokażę ci szpital, w którym się urodziłaś", zdążyłam jedynie rzucić "czekaj" i podgłośnić radio. Niestety nie spojrzałam na zegarek. Wiem więc jaka stacja, ponieważ na RMF - dość uniwersalny, gdy się człowiek przemieszcza na większych odległościach - przerzuciłam, kiedy zacharczała mi stacja lokalna, której zwykle słucham. Podejrzewam, że mogły to być wiadomości o 15.00, z uwagi na czas, kiedy wróciłam do domu. Nie potrafię znaleźć tego nagrania, może ktoś jest bardziej wprawny i mi pomoże. Nie chcialabym być bowiem gołosłowna. Otóż stacja puścila wypowiedź Dziwisza na temat, który zajmuje ostatnio wszystkich. Wcale mnie to nie zdziwiło, że się wypowiada, wszyscy się wypowiadają, część nawet niemądrze (eufemizm). Są tacy, co bronią szańców do upa

1306

Obraz
Wracałam dziś sobie samochodem z dłuższej trasy, radio gadało i... znowu się zdenerwowałam. Na ten sam temat, co ostatnio. Więc żeby to przetrawić, proponuję w zamian jesden z moich najulubieńszych numerów kabaretowych. Szanowne Państwo! Przed Wami niekwestionowana Królowa Polskiej Estrady!

1305

Żyłka mi, niestety, strzeliła. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że zarządzanie wspólnotą mieszkaniową to jest fajne zajęcie i zamierza się tego podjąć, niech zdusi tę myśl w zarodku. Zaufajcie mi, mam wieloletnie doświadczenie i od dawna budzę się co dzień z myślą, żeby to rzucić. To samo tyczy się rady nadzorczej w spółdzielni mieszkaniowej. Też mam wieloletnie doświadczenie i już to rzuciłam. Co prawdopodobnie wydatnie wpłynęło na moją higienę psychiczną. Podobnie rzecz ma się do bycia przewodniczącą komisji rewizyjnej czegokolwieka bądzia. Zrezygnujcie zanim wejdziecie w bagno. To jest rada, płynąca z głębi mych trzewi. Nie ma to jak dostać kopa w twarz za wieloletnią, wierną służbę. Szczególnie, gdy robi się coś za darmo albo za grosze tak śmieszne, że niewarto o nich nawet wspominać. Ku chwale ojczyzny. Baczność, spocznij. Albo nie - lepiej nie spoczywaj, bo za łatwo się kopie leżącego. Muszę się nad sobą zastanowić. Rzecz nie przytrafia mi się po raz pierwszy, za to w różnych m

1304

LEDWO ŻYJĘ Doniosę jedynie uprzejmie, że u Babci Sąsiadki jakby coś szło w dobrą stroną. Wasze myśli najwyraźniej pomogły.

1303

- Masz rację, mamo. Ratunkuuuu! Nie jestem na to przygotowana!!!

1302

Postanowiłam solennie, że tym razem nie dam ponownie zakuć się w kajdany lapsusów, jedynie słusznych wykładni i interpretacji, wybaczeń i zatarć w pamięci. Do upadłego będę punktowała i upubliczniała wszystko, co tylko uda mi się znaleźć. Albowiem ostatnie (gumowe, jak pisze Naima) granice zostały dla mnie przekroczone. Nie zapomnę. Nie wybaczę. Przypominam i podkreślam - wypowiedź Michalika, upadlająca wszystkich przyzwoitych ludzi na świecie, nie jest ani odosobniona, ani przypadkowa. Nie jest lapsusem, pomyłką czy pomrocznością jasną. Nie wynika z wieku, przepracowania lub niewłaściwie dobranych leków. To jego głębokie przekonanie, bo jest - zwyczajnie i po prostu - ZŁYM, PODŁYM CZŁOWIEKIEM. Wszystkich, którym wśród szaleńczego pędu dzisiejszych czasów umykają różne sprawy, odsyłam do kolejnego artykułu . Jeśli ktoś nie chce opierać się na doniesieniach prasowych, zawsze może podążyć do źródeł, jakimi są strony katolickie z jednej, a informacje na temat wyroków sądowych z drugi

1301

Obraz
Znowu wpadł mi do głowy pomysł na poważna notkę i już zasiadłam przed klawiaturą... ale nie. Litości. Ostatnio jakby nieco drętwa się zrobiłam. Te filmy szwedzkie. Komentarze do wydarzeń ostatnich dni. Jakieś felietony o stosunku do religii. No ileż można. Co prawda ludzkość zdwoiła wysiłki w tabelce "chodzo se", z czego mogłabym wnioskować, że jednak poważne tematy Was jarają, ale na szczęście zgredek dostał głupawki (czyli taka norma w zachowaniu) i wszystko powróciło na właściwe tory. Następnie przyszedł mi do głowy temat mniej poważny i nawet uznałam, że to ma sens, ale opisanie go zajmie mi trochę czasu, więc również odpuściłam. No, może nie tyle odpuściłam, co troszkę przesunęłam na wektorze codzienności. Później przypomniało mi się, że tato opowiedział mi kilka historii z życia dziadka, które - przed opisaniem - chciałam z czymś porównać. I owszem, porównałam. A potem mi uciekło. Do tego też muszę wrócić i to KONIECZNIE. Jak nie opiszę, to zapomnę i cudeńka te znik

1300

UWAGA! #zadługienieczytam (10 października dokonuję minimalnej autokorekty, bo nasunęła mi się myśl o jakiejś regule). W magazynie świątecznym Gazety Wyborczej (nr 233. 7962, 5-6 października 2013, str. 16) opublikowany został felieton Jarosława Mikołajewskiego Żarty się skończyły . Motto brzmi następująco: Papież Franciszek to człowiek, który jest w stanie sprzedać bazylikę św. Piotra, żeby pomóc Afryce. Tego prowincjonalni polscy biskupi, zajęci walką z masonami, jogą i dziennikarzami, nie rozumieją. Cytat ten znakomicie odzwierciedla wymowę całości artykułu oraz sytuację kościoła katolickiego w Polsce. Pontyfikat Franciszka dokonał bowiem tak wyraźnego rozłamu w polskim klerze, jakiego chyba dotąd nie odnotowano. Po jednej stronie znaleźli się kapłani, zainteresowani głównie przekazem Ewangelii, stanowiącym wsparcie i dającym nadzieję. Po drugiej natomiast - zastygły beton typowo polskiego układu zwierzchnictwa. Franciszek nie bez powodu przyjął imię świętego z Asyżu i tego

1299

NIE BĘDĘ TEGO TOLEROWAŁA!!! Jeśli kościół katolicki w tym kraju akceptuje w swoich szeregach takiego skurwysyna jak Michalik, w dodatku wynosi go do godności arcybiskupa, to ja uważam się za zwolnioną z jakichkolwiek kulturalnych zachowań w stosunku do tego ugrupowania. Nie zapomnę im. Nigdy. Kim jesteś, pomiocie, żeby niewinne dzieci obarczać winą za molestowanie przez księży?! Ofiary i ich rodziny?! Mało, że kobiety obarczacie winą za gwałty?! Kim trzeba być, do kurwy nędzy?!

1298

Muszę przyznać, że posiadam pewne słabości*. Od paru miesięcy jedną z nich są filmy kryminalne produkcji szwedzkiej. Wcześniej, kiedy pracowałam, nie miałam nigdy czasu na oglądanie telewizji. Teraz mam i nie waham się go użyć (oczywiście w specyficznym zakresie). Prócz lekko mrocznego klimatu, filmy te są skrajnie różne od produkcji amerykańskiej. Akcja nie zapieprza jak szalona. Krew nie leje się po ścianach. Jeśli ktoś kogoś uderza, to zwykle raz, co wystarcza. Policjanci nie są mutantami - można ich zaskoczyć i nie zawsze wygrywają. Poza tym jest jeszcze jedna sprawa, która szalenie mnie ujmuje. Główne role często grają kobiety, będąc czołowymi postaciami produkcji. Np. Vera - mój ulubiony. Tytułową bohaterką jest szefowa lokalnej policji, pani dobrze po pięćdziesiątce, z nadwagą, nieładna, autorytarna i uszczypliwa, za to cholernie bystra i inteligentna. A przy tym dobry człowiek. Bardzo ją lubię. Albo Maria Wern . I wiele innych. Wymienione przeze mnie tytuły to seriale. Odc

1297

Przyszły wiadomości ze szpitala... Babcia Sąsiadka w pierwszą noc po przywiezieniu z oddziału chirurgicznego miała zawał. Po przewiezieniu karetką na obecny oddział - udar. I do tego dostała zapalenia płuc. Pomyślcie o niej ciepło przez chwilę...

1296

Obraz
Płaszcz przybył. Bluzki też. Jedna bluzka natychmiast została zarekwirowana przez progeniturę. Ach, życie, życie... że tak westchnę filozoficznie. Odzież wierzchnia zdecydowanie nie wygląda, jakby kosztowała 9,50 zł. No, 23,50 zł, bo 14,00 zł za wysyłkę. Ale na 23,50 zł też nie wygląda. Czyli na jakiś czas mam z głowy, a potem liczę na utratę gabarytu, to do starych się zmieszczę. Jakichś tam, co nie wyglądają jak krowie z gardła. Dobra, większość wygląda, jak krowie z gardła, ale spróbuję nieco zreanimować. Bluzki przybyły wcześniej, bo listem (a płaszcz paczką). Rozpakowałam, pokwiliłam z powodu rabunku, kopertę zutylizowałam. A teraz wchodzę do kuchni i... ... okruszki.

1295

Odwiedzam niedawno Dzika i jego uroczą matkę. Dzik, wymowny jak zawsze, już w drzwiach wita mnie gromkim okrzykiem: - Ciocia! Patrz! Szalejem, szalejem!!! I oczywiście szaleństwo to natychmiast wciela w życie, przy okazji popełniając jakieś przestępstwo. - Dziku - rozpoczynam pogadankę. - Tak nie wolno. Następnie przez czas jakiś wywodzę moralniaka z podaniem przykładów, dlaczego nie wolno i czym to może skutkować. Dzik, skupiwszy na mnie wzrok, niespodziewanie wytrzymuje całą tyradę, słucha uważnie i nawet nogami nie przebiera. Gdy kończę, wzdycha, wzrusza ramionami i podsumowuje: - Ja pierdolę! Nie ma łatwo... Po czym wydala się do swojego pokoju. Na szczęście. Przez kolejne pięć minut jestem niezdolną do niczego szmatą, zalegającą w łazience z ręcznikiem przy twarzy. I tylko wstrząsają mną drgawki. Dzięki Bogu nie dopytał później, dlaczego płakałam. Nie wiem, jakbym mu miała to wytłumaczyć.

1294

Ufff... Skończyłam pisać swój rozdział do MbLu. Owszem, gonienie ludzi do roboty, sprawdzanie tekstów, nawracanie, gdy zboczą z trasy - jest trudne. Ale napisać coś od siebie w tej kołomyi... daj pan spokój. Zastanawiam się, czy dać to do przeczytania Zu. Poprzednie czytała jako pierwsza, nie powiem. Ale ten jest chyba najbardziej osobisty ze wszystkich. Może dać po fakcie? Poczekam chwilę. I tak to przeczyta. Najwyżej sama się zgłosi.

1293

Babcię Sąsiadkę zabrało dziś pogotowie. Na bieżąco monitoruję sytuację telefonicznie (z synem). Na szczęście wykluczono trzeci udar, a było podejrzenie, bo i mówić znów zaczęła strasznie niewyraźnie, i z poruszaniem się były problemy. Cukier - ponad 300. EKG nieładne - podejrzewają zawał. Biedna ta kobieta. Jest dokuczliwa, złośliwa, niecierpliwa i uparta. Ale strasznie schorowana, jedno napędza drugie. Żal mi jej. Obawiam się, że to początek końca. No i jakoś wątpię, żeby mastektomia w ogóle doszła do skutku. Tymczasem ja przeżywam drugą młodość. Moja twarz wygląda, że pożal się Boże. Wyrzut syfa porażający. Do tego, wszystkie usadzone głęboko, bolesne, rozgrzewające skórę nieznośnie. Jak patrzę w lustro, to mi słabo. Na wysypisku odzieży wszystko wróciło do normy. A Zu pojechała umyć dziadkom okna. I ogarnąć chałupę. Nie mogą znaleźć nikogo do sprzątania, mama już sobie z tym nie radzi. Najzabawniejsze są firmy, które parają się zawodowo sprzątaczkostwem i mówią, że nie przyjdą,

1292

Jadę sobie samochodem, a w radiu rozmowa ojca i syna Hajzerów. O depresji jesiennej. - Przeczytałem poradniki - mówi syn. - We wszystkich piszą, żeby iść na spacer. A w niektórych, żeby się nażreć. I puścić trochę kasy w miasto. - Jak ktoś ma - podpowiada ojciec. Odbiłam w lewo. Na spacer nie pójdę, bo nie jestem emerytką i się brzydzę. Nie można puścić w miasto czegoś, czego się nie ma. Zaparkowałam pod cukiernią. Ostatnia wieczerza. Mam kawę, mam ciastko i nie zawaham się ich użyć. A od jutra dieta. W dupiu! Nie mogę już dłużej tolerować faktu, że szafa pełna, ale wszystko muszę zakładać parami. Jeden żakiet na lewą rękę, jeden na prawą. Guziki nie zawsze pasują do dziurek, a w plecy wieje. Koniec z tym. Howgh!!!

1291

Przypomnijcie mi, błagam, przypomnijcie mi, jak się cieszyłam, że wraca, że już jest tuż, tuż. Przypomnijcie mi, zanim zaplombuję ten przybytek razem z całym, zgromadzonym w nim burdelem. Albo też wyniosę ją do garażu i każę sobie płacić za najem. Ile? Ile okryć wierzchnich, w postaci bluz i swetrów, można zużyć dziennie, by następnie, zbulone, rzucić na komodę? Ile par spodni? Ile koszul, T-shirtów, bokserek? DZIENNIE!!! Cholera. Cholera jasna i psiakrew. A wczoraj mi mówi, żeby zlikwidować tę komodę i ach! będzie pani zadowolona - zniknie miejsce do rzucania. Przecież znam tę małpę, rzuci na podłogę. Podłoga w niczym jej nie przeszkadza. Zamiast tego proponuje duże lustro. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby jeden (słownie: jeden) krok dalej nie miała luster o wysokości dwóch i długości pięciu metrów. Zabiję się. Albo ją. Albo jakiegoś kota, niech no się który nawinie. Update Wracam do domu po dziewiętnastej. Cisza, ciemność. Jedyne źródło światła na wysypisku odzież

1290

Przepraszam, jakoś nie mam melodii do pisania. Komentarze czytam i odpowiadam na nie, ale to mogę przez telefon. Pewnie gdyby się notki dało wrzucać w taki sposób - wrzucałabym, choć dziubdziolenie nie jest moją mocną stroną. W kwestii, która wszystkich najbardziej interesuje. Babcia Sąsiadka odbyła zabieg oszczędzający. Całkiem nieźle się po nim czuła. Niestety badanie histopatologiczne usuniętego guza przyniosło wyrok - amputacja konieczna. Na takie dictum Babcia Sąsiadka wypisała się ze szpitala. Owszem, rolę w tej sztuce odegrało nakręcenie się na lepsze rozwiązanie, ale nie bez znaczenia pozostawał sam szpital - absolutne kuriozum. Choć może nie wiem, bo nie bywam. Może to powszechne. W każdym razie warunki były skrajnie niesprzyjające i skończyło się, jak wiadomo. Ponieważ pozostaję w stałym kontakcie z Badylem, ustalamy m.in. styl działania, który doprowadzi do szczęśliwego zakończenia, czyli wykorzystania terminu mastektomii, przydzielonego Babci Sąsiadce na miejscu. W sumi

1289

Obraz
Na otarcie łez - w promocji... KRÓWCIA!!! Love is in the air... PS Też mam krówcię, ale słabszą. Umówiłyśmy się, że dostaniecie dwie krówcie w pakiecie. Jest na co czekać. Słowo. PS2 Komentarze, dochodzące z pokoju obok. - Rooooobert... - Co? - Nie daję sobie rady z życiem!

1288

Oj, żyję, żyję. Są komplikacje. Jutro.