Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2007

Przy pracy upływa dzień

Niestety, zupełnie niezgodnie z założeniami, dzień okazał się pracowity. Co prawda dobrze się zaczynało, kierownik machnął dwie kawki, osobiście dostarczył do biurka, rozsiadł się i sprawiedliwie rozdzielił pomiędzy nas prasę codzienną. Obiecaliśmy sobie solennie, że zajęć służbowych będziemy unikali jak ognia, zatonęliśmy w interesującej dyskusji na temat mieszkania z kotami (też ma) i… na tym się skończyło. Nastąpiła bowiem eskalacja interesantów, których naspodziewanie wielu przybyło jednak do pracy i postanowiło podzielić się z nami wszystkimi problemami do siedmiu pokoleń wstecz. Po ósmej osobie doszliśmy milcząco do tego samego wniosku: nie ma to tamto, trzeba robić. I tak sobie robimy we dwoje, bo kierownictwu nie chce się przesiąść do własnego pokoju i własnego sprzętu komputerowego – pewnie mu tam smutno samemmu, biednemu misiu. Od czasu do czasu podrzucamy sobie celne uwagi, które trafiają oczywiście w próżnię, ponieważ jakoś tak jest, że nasze sinusoidy wkręcenia w zajęcia w

W domu pustki

Szef wyjechał do rodziców i jedną malutką duszą tak wiele ubyło ;o) Cisza nieprawdopodobna. Żyjemy z Potomstwem w jednym rytmie, głodniejemy o tych samych porach i o tych samych porach zasypiamy. Gary jakoś nam się nie brudzą, na obiad skoczyłyśmy dziś do naszej ulubionej wegetariańskiej knajpki. Czytamy. Czasem coś oglądamy. Nawet koty jakby przycichły. A jutro niestety – komu bozia nie dała – ten wstaje i rusza do pracy. Nie będzie zbyt kolorowo, bo to koniec miesiąca i zamknięcia trzeba porobić czy długi weekend, czy nie. Auto nadal zepsute. Uwielbiam tę atmosferę warsztatów samochodowych, gdzie panowie usiłują udowodnić paniom, że są denne, żałosne i w ogóle nie wiedzą o co chodzi. Zupełnie od rzeczy wydaje mi się, żeby mi mechnik samochodowy tłumaczył, że mam zwidy, zwłaszcza, że to nie jest w jego interesie. Finansowym. Dziwne natomiast wydają mi się te chwile ciszy, które zapadają, gdy okazuje się, że zwidów nijakich jednak nie miałam. Czeka mnie w tym tygodniu jakiś remoncik –

Miałam notkę na całą stronę

Zeżarło. Właściwie nie zeżarło, tylko kliknęłam sobie w coś segregatorem. Markując pracę. I się skasowało. A teraz to mi się zepsuł samochód i wenę szlag trafił. Buuuuuuuu……..

Wczoraj było przykre popołudnie

Bo wywiadówka niestety wypadła blado. Młoda przeżywa jakiś kryzys tożsamości – zawsze myślałam, że to się zaczyna później. Kryzysy i bunt u trzynastolatki mnie załamują, nie bardzo byłam na to przygotowana. Odmawia uczenia się, ma to gdzieś. Tzw. moralniak był wczoraj długi i bolesny. Nastapiła konfiskata sprzętu maści wszelakiej. Nastąpiła konfiskata koleżanek. I nastąpiła konfiskata zaufania. Ogólnie przykro się zrobiło, ale jako że wzniosłam się na wyżyny retoryki – mam nadzieję, że podziała. Zwyczajnie nie umiem jej wychowywać inaczej, może powinnam skroić jej tyłek, ale nie potrafię. Właściwie to jak wlać pannicy, która jest prawie taka duża, jak ja? A ja do małych nie należę. Poza tym zupełnie nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać. W związku z tym truję. I mam nadzieję, że to trucie odniesie jednak jakiś skutek. Podsumowując – nie mam dziś humoru. Waga rusza. W sumie przez dwa dni spadło mi 0,5 kg. Teraz już znacznie wolniej, ale mnie się aż tak nie spieszy i to tempo mnie saty

Status quo zachowane

Donoszę uprzejmie, że status quo zostało zachowane. Nadal pracuję w spółdzielni (czyli nadal w trzech miejscach), a mój wybór był po prostu spektakularny. To się ładnie nazywa: przez aklamację ;o) Oczywiście żadne wybory odbyć się w ten sposób nie mogą, więc stojący na straży porządku organizatorzy zebrania natychmiast doprowadzili skandujący tłum do porządku ( ;o) ) oraz dokonali formalizacji. Największy problem był z wyborem kontrkandydata (bo kandydatury musiały być przynajmniej dwie), ale ostatecznie ciężar wzięła na siebie moja koleżanka, burcząc pod nosem: - Wcale nie chcę, wcale nie chcę! Wszyscy będą mnie skreślali!!! Żeby nie było – ja sama (również biorąca udział w tych wyborach – bierny) skreśliłam siebie i w ten sposób miła koleżanka otrzymała honorowy głos 1 (słownie jeden). No i walczymy nadal. Przede mną czteroletnia kadencja, nowa-stara praca i nowe wyzwania. Mnóstwo nauki i wielka odpowiedzialność. Ale nic to – nie bądźmy minimalistami! Uczyć się trza, panie dzieju, bo

Dziś notka o faunie

Donoszę uprzejmie, że do notki natchnęła mnie druga-mama. Rzecz będzie o zwierzętach, które towarzyszą mi niemalże od urodzenia i bez których jakoś nie umiem żyć. Ponieważ jestem z miasta, co widać, słychać i czuć, a dodatkowo jestem z miasta od pokoleń, nie miałam nigdy możliwości obcowania z jakimś bardziej dla mnie oryginalnym zwierzyńcem (typu krowa). Może nawet i dobrze – już teraz miewam problemy ze zjedzeniem kotlecika, a gdybym żyła w środowisku, gdzie kotleciki mają nóżki – prawdopodobnie zostałabym walczącą wegetarianką. Wobec powyższych racji w życiu towarzyszyły mi zwierzęta miejskie, głównie koty, ale także jeden pies (choć krótko, bo potraktował nasz dom jedynie jako jadłodajnię dla bezdomnych i po uzupełnieniu zapasów zwyczajnie nas opuścił), czasami pojedyncze egzemplarze piórek, skorupek, płetw i małych futerek. O kotach pisać nie będę – wiadomo powszechnie, że mam felinofobię i przed kotami bezdomnymi uciekam zamykając oczy, zatykając uszy i śpiewając w celu uniknięci

Cholera jasna, co za dzień

Donoszę uprzejmie, że fajnie się poniedziałek zaczął – palcem sobie do nosa nie moge trafić, że o innych otworach nie wspomnę. Bardzo zły znak – wiadomo powszechnie, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Ludziom się coś chyba w główkach pomieszało, latają jak z pieprzem i mnie tez każą! Najbardziej rozbawił mnie dziś kierowniczek, który zaproponował mi szkolenie dotyczące czasu pracy. W piatek. I w sobotę. Zważając na fakt, że w przyszłym tygodniu wszyscy z działu oprócz mojej skromnej osoby są nieobecni i się długołikendują (ładny polski wynalazek), wydałam błyskawiczny sąd w sprawie tej sytuacji, określający z dokładnością co do centymetra, gdzie mnie może kierowniczek pocałować. O! Sam se w sobotę na szkolenie! Zwłaszcza, że potem ma osiem dni wolnego. A ja pójdę następnym razem. Jak dożyję. W odchudzaniu zastój jakiś bolesny nastapił. Do czwartku szło jak po sznurku, a potem się zatrzymało i stoi. Niestety. Ja wiem, wiem, że to musi trwać, ale z racji charakteru żądam natychmias

Piątek

- 4 800 kg. Z powodu utraty wagi humor poprawił mi się gwałtownie. Zepsuty został natychmiast po przybyciu do pracy. Czyli standard. Czy ktoś jest zorientowany, kto wymyślił narady służbowe? Jest ktoś? Jakby można było zlinczować tego myśliciela, to ja się zgłaszam. Ze strony koleżanki – psujki trwa milczenie. Bardzo sobie to cenię. Mam naszykowaną lodówkę, w razie, jakby zadzwoniła. Wejdę do lodówki i stamtąd będę z nią rozmawiała. Czynem przestępczym koleżanki podzieliłam sie z M., który wie, o co chodzi. 15 minut zajęło mi umieszczanie mu na miejscu gałek ocznych. - Nie wierzę, to niemożliwe! – podsumował. A jednak. Ustaliliśmy, że człowiek pod wpływem emocji robi straszne głupstwa, co jest dla nas cenną nauką na przyszłość. Na tym dyskusja się zakończyła, albowiem M. płynnie przeszedł do rozmowy z centralą i rozmowa ta zdenerwowała go 20 razy bardziej niż mnie czyn przestępczy prawiebyłejkoleżanki. Przynajmniej tak wnoszę z objawów: niekontrolowane dźwięki, trzęsące się ręce, piana

Dzień czwarty

- 3 600 kg. Więcej nnie piszę, bom okrutnie rozeźlona. Jak podejrzewałam, pomaganie koleżance źle się skończyło, zanim się na dobre rozpoczęło. Nie wiem, czy jest taka głupia, czy też jest zwyczajnie złym człowiekiem, ale zaszkodziła mi w pracy. Po prostu cudownie. O niczym innym nie marzę, jak udowadnianie, że nie jestem wielbłądem. Wiem, że to dość trudne, bo przerabiałam.

Małe epitafium

- 2 800 kg. Zaczynam się łapać na tym, że odchudzanie dominuje mi na blogu. Więc to tyle na dzisiaj. W końcu skoczyłyśmy z Potomstwem na zakupy i dzięki temu nie robi już obciachu rodzinie swoim obuwiem. Nawet nie wyszło tak drogo. Przymierzanie 20 biustonoszy po prostu ją wczoraj zabiło. Ma chyba dość na długo. Pogoda się nam spsuła, a ja mam w planie jutro wyjazd na cmentarz do Wartogłowca, do mojej nieodżałowanej Szefowej. Tęsknię za nią, za jej racjonalnym podejściem do wielu spraw, za tym bezpieczeństwem, które dawała, za kopalnią wiedzy, za poczuciem humoru, za charakterystycznym śmieszkiem i kaszlem (miała astmę i paliła jak parowóz), za jej bezpośrednim stosunkiem do ludzi, za normalnością. Bardzo mi jej brakuje, nie tylko w pracy. Dzwoniła do mnie czasem popołudniami i wieczorami, i to nigdy nie był uciążliwy obowiązek wysłuchiwania rozterek szefa. Była mi bardzo bliska. Przeżyłam mocno jej odejście – najpierw do Krakowa, gdzie ją przenieśli, bo nie mogli wyrzucić na bruk. No

Poranek dzień drugi

2 kg mniej. Proszę się nie napalać, u mnie to normalne. Woda schodzi po prostu. Ale niebywale podnosi mnie to na duchu, nie mogę powiedzieć. Z dnia na dzień ten ubytek wagi będzie się zmiejszał. Wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak to zrobić, odsyłam np. TU . Od razu mówię, że wiadomą sprawą jest, że nie chodzi o dietę, tylko o sposób żywienia w ogóle. Więc obiecałam sobie, że przejde na dietę rozłączną, o ile mi się uda – na zawsze. Zwyczajnie trafiają do mnie argumenty (o czym już pisałam) o wydzielaniu enzymów trawiennych różnych dla białek i węglowodanów. Myślę, że po pierwszym okresie katowania się małą liczbą kalorii, po prostu będę się starała nie jeść kotlecika z frytkami :o) Oprócz tego piję naturalnie dużo wody, biorę witaminki oraz wyciąg ze skrzypu polnego (żeby ładnie sikać), nie piję kawy i wbrew swoim zwyczajom wypiłam wczoraj tylko jedną herbatkę – na pocieszenie, wieczorem. A normalnie piję 1154848786354948 kubków dziennie. Lubię, no co? Mam okropne nawyki żywieniowe

Przyszedł czas diet

Donoszę uprzejmie, że w czym, jak w czym, ale w odchudzaniu to ja mam wprawę. Otóż ja się, Szacowni Czytelnicy, odchudzam całe życie. I nie przestanę!!! Nadeszła wiosna i słońce boleśnie obnażyło całą, ukrytą dotąd pod warstwami odzieży, prawdę. Stanęłam dziś na wagę i ona wybuchła, niestety. A, jak wiadomo, mamy w planie w tym roku wymarzony urlop w ciepłych krajach, gdzie człowiek będzie zmuszony pokazać to i owo. Wolałabym, żeby mężczyźni mdleli na widok moich uroczych kształtów, a nie z przerażenia. Poza wszystkim po prostu źle się czuję, w ciuchy nie wchodzę, jestem ociężała i mam już tego dość. Na szczęście moi bliscy zwykli wspierać mnie w trudnych chwilach, a Najlepszy Mężczyzna na Świecie nigdy ani słóweczkiem nie wspomina, że powinnam uszczknąć coś z tej lub tamtej strony. Pewnie dlatego jeszcze żyje. ;o) Więc dziś, Proszę Państwa, poranek – dzień pierwszy. Plany są szeroko zakrojone albowiem mam zamiar przejść na dietę rozłączną. W ogóle. Trafia bowiem do mnie argument związ

Czemu nic nie piszę

Donoszę uprzejmie (ponieważ zostałam upomniana), że nic nie piszę, bo jest niedziela. W niedzielę człowiek powinien wypoczywać. A przynajmniej udawać, że jego wymarzonym wypoczynkiem jest rozkontowywanie różnych należności, drukowanie dokumentów do ZUSu i różne takie ćmoje-boje. Piątkowe popołudnie miałam trudne. Owa koleżanka o „pomóżmi” ma problem z dublowaniem błędów. Moja przyjaciółka bardzo ładnie to ujęła mówiąc, że popełniamy te same błędy, bo już je znamy. Więc koleżanka błąd zna znakomicie, ponieważ miała męża psychopatę, który ją wykańczał. Rozwód z mężem psychopatą był niezwykle uciążliwy, bo pomijając fakt, że ciągnął się latami (a sprawa majątkowa dopiero przed nimi), to jeszcze obfitował w niezwykłe atrakcje w postaci np. dużej grupy psychologów badających delikwentów. Rzecz niezwykle przykra, zwłaszcza w wykonaniu dziecka nieletniego, które w końcu zafundowało sobie traumę na okoliczność przejść rodziców. Koleżanką w pewnym momencie zopiekował się pewien miły pan. Znaczy

Tym razem nie podebrałam

Donoszę uprzejmie, że tym razem nie podebrałam drugiej-mamie informacji, bo była bardzo jej i bardzo zamykająca. Moi Drodzy! Koniec wieńczy dzieło. Drugi-tata wraca dziś do domu. Wszyscy wracają do swoich zajęć. Dziękuję Wam wszystkim, że byliście z nami przez miesiąc. Dziękuję, że przychodziliście tu, żeby poczytać, co mam do powiedzenia o drugich-rodzicach. Mam nadzieję, że polubiliśmy się trochę i będę bardzo dumna, jeśli będziecie wracać mimo, że tematyka będzie już inna. Bardzo mnie to wszystko zmieniło. Bardzo przywiązałam się do Magdy i Marka. Bardzo będzie mi brakowało ich codziennej obecności. Dobrze, że są telefony! A więc… To by było na tyle – jak mawiał klasyk! AMOR OMNIA VINCIT!!!

Wymiana esemesowa

18.40 druga-mama: Marek zrobił kilka kroków na własnych nogach! 18.42 moje-waterloo: Oooooo!!! Pogratuluj mu ode mnie! 18.45 druga-mama: Ok. 18.47 moje-waterloo: Marek to pikuś, ale ty napisałaś SMS!!! 18.51 druga-mama: Ee tam! Już dawno się nauczyłam. Ty wiesz? On rozwiązuje sudoku! 18.51 moje-waterloo: Hahahahaha

Nie do wiary

Donoszę uprzejmie, że przyszła dziś do mnie koleżanka i strzeliła mówkę. Mówka rozpoczynała się od słów: „Muszę ci coś powiedzieć”, a kończyła się: „Błagam cię, pomóż mi”. Zabawne. Tak, od razu odpowiadam – pomogę. Mimo, że chyba nie powinnam. Mimo, że może choć raz w życiu powinnam zadbać o własny interes, zamiast babrać się w czymś, co potencjalnie może mi zaszkodzić. Pomogę, bo płacze i jest nieszczęśliwa, a ja już zapomiałam, że była kiedyś dla mnie nieprzyjemna. No chyba, że powinnam zacząć brać lecytynę? W każdym razie to niewiarygodne – może jakoś sporo ostatnio nagrzeszyłam i muszę zadośćuczynić? ;o) PS Kotu został jeszcze jeden komplet zastrzyków. Tymczasem Potomstwo pisze jutro sprawdzian po podstawówce. Trzymajcie kciuki.

Święta, święta i… ziewam sobie

Donoszę uprzejmie, że wstałam o zwykłej porze, ale organizm nie ma wcale zamiaru przystosować się do gwałtownie zmienionych warunków. Kiwam się więc przed komputerem i cierpię. Całe moje jestestwo odczuło dziś potężny protest związany z dzwonkiem budzika. O 5.35! Na co mi przyszło, biednemu misiu. Nie mogę powiedzieć – święta były pracowite i to nie tym typowo ponoć damskim zajęciem. Przesiedziałam chyba z 8 godzin przy komputerze, przestrajając się z myślenia szpitalnego na księgowe. Jestem zafascynowana swoimi postępami w tej dziedzinie, hehe. Po odbębnieniu księgowości z jednej firmy, zajęłam się problemami finansowymi drugiej i tak jakoś szło. Na szczęście od zwariowania ocalił mnie świateczny obiad u rodziców, który przyniósł nam nową świecką tradycją ;o) Nigdy o tym nie pisałam, choć od dawna mam przygotowaną notkę. Otóż wyznam w sekrecie, że ja mam specyficzną rodzinę. Mówię na nią: włoska i to chyba dość dobrze ją określa. Wczoraj byliśmy w wąskim gronie – zaledwie ośmioosobowy

Jest przerwa świąteczna

Więcej nie napiszę, bo mnie tu dopuszczono na 5 minut, a czas leci. Ale macham nóżką!!!

Wiadomość roku

Drodzy i Kochani! Donoszę uprzejmie, że mam dla was prawdziwie wartościowy prezent do przekazania od wielkanocnego zajączka. Po pierwsze primo: Pan doktor powiedział przed chwilą drugiej-mamie, że właśnie nadeszła ta chwila, kiedy może zacząć się cieszyć. Po drugie primo:… … … TADAAAAAM!!! Drugi-tata w przyszłym tygodniu zostaje wypisany do domu!!! Po trzecie primo: Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że rehabilitacja nie będzie mu potrzebna i ma zaplanowany 100% powrót do zdrowia. I to wszystko doniósł wam rozradowany do niemożliwości uśmiechlosu, podkradając podle tę przyjemność drugiej-mamie. Nie mogłam wytrzymać!!!

Skażona

Donoszę uprzejmie, że jestem skażona jakaś. Tak, u drugich się polepszyło i nie potrzebują mnie już tak bardzo. Tak, u kuzyna się polepszyło i nie potrzebują mnie już tak bardzo, choć pozostało do załatwienia parę rzeczy. Pozostało puste miejsce, tak? No to wczoraj zawierałam umowę z panią sprzataczką we wspólnocie i po zawarciu rzeczonej, ruszyłam z panią na obchód majątku, w celu definitywnego ustalenia: co, gdzie i dlaczego trzeba posprzątać. Moją uwagę skupiła w pewnej chwili wisząca z okna J., która syczała pianissimo i dawała mi różne znaki, z których wywnioskowałam, że mam wejść na górę. No to weszłam – w końcu może mieć do mnie jakąś sprawę wagi urzędowej, nie? Nie. W drzwiach stała J. jakaś taka niewyraźna i wskazująca. Palcem. Na kota. - Jaga zalała całą chałupę – oświadczyła – patrz na nią, jak się zachowuje. Patrzę. Ani chybi stan zapalny pęcherza. - Te, która godzina? – pytam wdzięcznie. - 19.35. - No to dzwoń do lecznicy, do której czynne, ale żywo! - Nie mam przy sobie a

Rozwiewam wątpliwości

Donoszę uprzejmie, że wbrew oczekiwaniom niektórych osób, druga-mama uprzedziła mój telefon i zadzwoniła do mnie już o 10.00, oznajmiając, że się wyspała. Zeznała także, że nie tylko została przegoniona przez drugiego-tatę w dniu wczorajszym, lecz, że tak powiem – ogólnie. Co za tym idzie – dzwoniła z domu, bardzo zadowolona z faktu, że może sobie pomieszkać. Drugi-tata dobrzeje z chwili na chwilę, co objawia się uszczypliwością oraz rozwiązaniami drastycznymi (patrz: przegonienie Ptasia ;o)). Lekarze odstawiają mu leki przeciwskurczowe i zaczną powoli drugiego-tatę pionizować, najpierw za pomoca sadzania na łożu boleści. Bardzo się z drugą-mamą cieszymy na myśl, jak będzie zasuwał po oddziale z pomocą śmiesznego chodzika na kółkach, przy którym wygląda się trochę, jak przy barze. Zawsze jakieś urozmaicenie. W razie czego skombinujemy mu rozrywkę w postaci kolegów z roku, z którymi będzie mógł się trochę pościgać po korytarzu za pomocą kółeczek. Drugi-tata podchodzi do naszych pomysłów

Trochę dziwne samopoczucie

Donoszę uprzejmie, że dziś, po raz pierwszy od trzech tygodni, nie rozmawiałam z drugą-mamą. Czuję się z tym dziwnie. Fakt – cały dzień pracy spędziłam na negocjacjach płacowych ze związkami zawodowymi. Jeśli ktoś uczestniczył kiedykolwiek, wie – że tam nie ma przerw. Bije się pianę bezustannie, w sali narad, na papierosie, siedząc, stojąc, jedząc. Fakt – potem musiałam odebrać samochód z warsztatu (jedyne 630 zł) i pojechać na przegląd techniczny (jedyne 170 zł). Jeśli ktoś wykonywał kiedykolwiek, wie – że czasem trzeba poświęcić sporo uwagi panu diagnoście, żeby go energia nie rozniosła. Bo oni lubią się przyczepić do każdego gówienka. Fakt – finalnie musiałam porozmawiać z przedstawicielami mojej grupy członkowskiej w spółdzielni. Jeśli ktoś działał kiedykolwiek w takich strukturach, wie – że to bywają trudne rozmowy. Bo czasem na trudne tematy. Fakt – musiałam w końcu pójść do fryzjera, ale siły miałam tylko na stwierdzenie: - Weź maszynkę i jedź na glacę. Na szczęście moja wielole

Bardzo ładne wyglądy

Donoszę uprzejmie, że dziś w szpitalu przywitało mnie całkowicie przytomne i absolutnie drugo-tatowe (drugo-tackie?) spojrzenie z poziomu. - Jak masz mi coś złośliwie przyfasolić, to teraz – zagaiłam uprzejmie. Zbył mnie uśmiechem. Nawet powiedział, że to nie przeszkadza, jak mu brzęczymy nad uchem. Za nic w świecie nie chciał wydać szczegółów męskiego spotkania z kolegami z roku. Którzy przywieźli soczki. :o) Jest wciąż najpopularniejszym pacjentem na oddziale. - Kim jest pani mąż? – zapytała drugą-mamę żona sąsiada z łóżka po lewej. - Pilarzem – odpowiedziała druga-mama. Rezolutnie i zgodnie z prawdą. - Eeeeee… – mruknęła pani żona. Niedowierzająco mruknęła ci ona! A tak poważnie, to drugi-tata wygląda bardzo fajnie. Gada bardzo do rzeczy. Nie wykonuje dziwnych czynności. Oczywiście, zgodnie z poleceniem drugiej-mamy, nie cieszymy się tak ostentacyjnie, bo pan doktor powiedział, że jeszcze się nie cieszymy, a jak pan doktor mówi, to tak pewnie jest i się nie cieszymy. No nie wiem, ja

Spotyka mnie dziś trochę miłych i zabawnych rzeczy

Dzwoni obcy numer telefonu i obcy, daleki głos mówi do mnie: - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - Cześć Tomciu – odpowiadam bez emocji. - Cholera jasna, przygotowywałem się do tego cały dzień i się nie udało! - Znam cię 31 lat. Mnie nie oszukasz, spróbuj z żoną! Dzwoni bardzo znajomy numer telefonu i znany, ciepły głos ryczy na całe gardło: - Sto lat, sto lat, niech żyje stara dupa nam!!! - A co ty taka wyrywna? – pytam. - Czekałam od 1 stycznia, aż się postarzejesz i będę mogła ci to wytkąć! Dzwoni zaznajomiony kontakt zawodowy z jedej z prac: - Usmiechu, słońca i tego ciepła, którego ma Pani tak wiele, żeby go nigdy nie zabrakło, chciałem życzyć w imieniu swoim i całej załogi z okazji 20 urodzin! - Jakie to niezwykłe – odpowiadam – wszyscy mi życzą z okazji osiemnastych, a pewnych rzeczy nie da się ukryć, prawda? - No właśnie, co będę kłamał, że ma Pani 18, jak wiem, że 20! Dzwoni Protoplasta: - Mam dla ciebie laurkę. - Super!!! W pewnym wieku człowiek zaczyna rozumieć, że to

Wiadomości z frontów

Najpierw drugi-tata. Doczekaliśmy się tzw. skurczu naczyniowego – efektu przeprowadzonej operacji. Stan drugiego-taty nieco się pogorszył. Wg lekarzy skurcz ten może potrwać do 10 dni. DO. Więc wzmóżmy wysiłki, aby drugi-tata został skurczowym rekordzistą i załatwił sprawę w dni dwa. Uprzejmie uprasza się zgromadzonych o przesyłanie pozytywnej energii i wielu dobrych myśli. Teraz Z. Nadeszły wreszcie dobre wiadomości. Odłączono go od respiratora, oddycha samodzielnie. Wciąż czekamy na wznowienie pracy nerek. Jest w miarę przytomny. Jadę do niego za chwilę. Proszę was o trochę serca dla obcego człowieka. Przy okazji drugiego-taty poświęćcie dobrą, ciepłą myśl osobie mi bliskiej. Bardzo tego potrzebuje. Dzwoni Protoplasta: - Zaproś ojca na kawę. Masz jeszcze siłę? - Dla ciebie zawsze, tatusiu. Przyjedź, kiedy zechcesz. Nie zapomnij zabrać ze sobą mamy ;o) Dziecko smarka, jak wściekłe: - Mamo, zwolnij mnie z basenu… - Jasne. Jak mi padniesz niczym kawka, oszaleję. Nikt nie chce być ofiarą

Najgorsze jest to czekanie

Ostatnia, nocna wiadomość miała dobry początek: - Zaczyna się wybudzać. Ale zaraz po tym poszło: - Obustronne poreanimacyjne zapalenie płuc. Nerki nie działają. Muszę przestać. Muszę zatkać uszy i nie myśleć o tym. Muszę się wysilić, bo mi dziecko płacze – nie wytrzymuje napięcia.