Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2014

1638

- Przeprowadzasz się? - zapytała w SMSie martuuha. - W poniedziałek - odpowiedziałam. - Znaczy zwyczajnie zapierdalasz? Ano, zwyczajnie. Od dzwona do dzwona. Patataj. Moje panie sąsiadki z obecnej lokalizacji zrozpaczone. Albo dobrze udają. Wezwałam do utworzenia komitetu i urządzenia manifestacji pożegnalnej. Zobowiązały się. Manifestacji powitalnej nie będzie, ale odbijemy sobie, witając wszystkich chlebem i solą. Gdyż zasiedlać będziemy jako pierwsi. Gdy nikt nie będzie patrzył, możemy rąbnąć coś z wyposażenia. O ile będzie co. Dostałam nowy laptop. Wzięłam do domu, żeby dokonać personalizacji, gdyż nie cierpię niespersonalizowanych komputerów. U mnie działa pamięć mięśniowa i wszystko musi być na swoim miejscu. Oraz by wysłać mail ze zgłoszeniem na szkolenie, gdyż dyrekcja (w ramach głasków) mię skierowała. Naturalnie okazało się, że wysłanie poczty jest niemożliwe. Przecież wszystko nie mogło działać! Poza tym nie mam zaimplementowanej książki adresowej. I to mnie minimaln

1637

Gdyż ponieważ wstałam dziś o 4. 45 !!! powinnam już znajdować się w niebycie. I byłabym się znajdowała, gdyby nie fakt, że w sklepach wciąż jeszcze są jakieś wina do wypicia. Musujące. Chciałam w tym miejscu zaprzeczyć, jakobym była alkoholiczką. Otóż nie. Alkoholik bowiem tym się różni, że musi. A ja lubię. Okresowo, niestety. Gdyż albowiem wszystko łatwiej przetrwać w stanie nieważkim, co zdarza mi się nader rzadko. Tak, też żałuję. Myślę, że żałuje również silna grupa, ponieważ w nieważkości jestem wesolutka. Zapomniałam powiedzieć matce, że od pierwszego nadal świadczę pracę. Karygodne. I ona teraz ma żal. Z powodu stresu pourazowego. W sumie to nie ma się co dziwić i nawet posiadłam wyrzut sumienia. Matka (jest tylko jedna) sądziła bowiem, że zasilę szeregi marginesu społecznego, jak to mam w zwyczaju. A tu, panie, figa. Nie dość, że umowę przedłużyli, podwyżkę dali, to jeszcze gustowny kabiniecik mi się trafił. Niebędący (przypadkowo) schowkiem na mopy. No nie wiem. Czy

1636

Obraz
- W TAKICH butach do pracy! Do pracccccyyyy!!! Zza pleców dobiegł mnie syk pani w wieku silnie postbalzakowskim. Zdecydowanie silnie. Tak około dwukrotnie. Z hakiem. I teraz będę musiała udać się dokądś z pielgrzymką przepraszającą*. I rodziców o wybaczenie na kolanach prosić. Oni tak się starali. Ile troski, ile uwagi, ile pasków skórzanych, zawieszonych na klamkach, choć silnie przykurzonych. Lecz wymownych. Ile moralniaków, lektur dobieranych z klucza, wzorców Prawdziwych Polaków, Co Polegli Za Ojczyznę. A "Pierwszą brygadę" to śpiewam, obudzona o drugiej nad ranem, nawet po silnie zakrapianej imprezie. "LEliśmi krew" śpiewam, bo babcia śpiewała "lEliśmy". I  nikt nie wiedział dlaczego. W końcu, ile trudu, czasu, skupienia przy wpajaniu skomplikowanego słownictwa typu: honor, odwaga, poświęcenie, godność, sprawiedliwość, uczynność. Kurtura osobista. NA NIC. - Buty, jak buty, szanowna pani - szepnęłam konfidencjonalnie, jednym płynnym ruchem obra

1635

I zrobiła się taka kłopotliwa sytuacja. Dyrektor jest dziś dla mnie od rana miły. Nie wiem, co z tym począć. Nie dość, że przyszedł (sam!) na poranne spotkanie, żeby mi powiedzieć, że chciałby się ze mną spotkać później, jeśli mam czas (sic!). Nie dość, że mi podyktował całą stronę do rozdziału - w zakresie, w którym miałam problem z uwagi na brak danych. Nie dość, że wskazał konkretną osobę, która przekaże mi materiały i nadmienił, że jeśli pojawi się jakikolwiek problem, to mam mu dać znać. To jeszcze... Uznał, że przydzielił mi na gabinet niefajne pomieszczenie i zaproponował wymianę na duże, słoneczne i ładne. Z umywalką (to nie jest wcale takie głupie - nie trzeba nigdzie latać myć kubków i łap). Czyli to, w którym mieli siedzieć moi pracownicy. Im natomiast dał pokój obok mnie - większy, przestronniejszy i rozwojowy. - Chodź - powiedział. - Pójdziemy to obejrzeć. Jakby ci nie odpowiadało, to jeszcze pomyślimy. I teraz nie wiem, czy zrobić sobie kawę, czy lecieć po wód

1634

Oczywiście, zgodnie z Waszym życzeniem, usunęłam weryfikację hasłową zamieszczanych komentarzy. Rozumiem Wasz wstręt doskonale i sama nie znoszę, więc nie dyskutowałam. I przeżywam atak botów. Czy ktoś zna powód, dlaczego dziką popularnością cieszy się post 1412? Że Bilbo?! Poza tym wypiłam pół wina i dostałam ataku. Na mięso. Ja? Na mięso?! Normalnie wyciągnęłam z lodówki (osoby o słabych nerwach proszę o odwrócenie wzroku) boczek. Nawet nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego go kupiłam! A co dopiero, że zjadłam. Szał. Zasadniczo mięso to ja rzadko. Czasem dziecko przyjdzie i chce rolady. Czasem wypłynie jakiś drób. Ale żeby świnka? Chrum, chrum? Mały, kochany, uroczy prosiaczek i ja go... ZJADAM?! Co się ze mną dzieje... Na swoje usprawiedliwienie... eeee... nic nie mam. Ani to zdrowe, ani etyczne, ani lekkostrawne, ani mi nie idzie w biodra koleżanek. Przeciwnie. Idzie mi w pulpet. Ja mam pulpet pod brodą. Choć wcale nie chcę. Ale mam. Uporczywy taki. Nie, nie będziemy rozmawiać

1633

Koniec. (Chwilowo, bo pewnie niebawem wymyślę coś innego). Nie będzie mi tu Kaczka przeżywać alternatywnych emocji (nie napisałam "się denerwować", "pienić", "wrzeć", "stresować", czy to zostało dostrzeżone?). Są bowiem ludzie, których nawet ktoś taki, jak ja, nie chce wyprowadzać z nastroju kątęplacyjnego. Szczególnie że dekątęplacja Kaczki wpływa na dekątęplację Biskwita. Bezpośrednio. Ponieważ, co było do okazania, temat damsko-mięski mi nie wychodzi, powracam do opisu wydarzeń w fabryce. Do wydarzeń w domu nie mogę powrócić, bo się na mnie krzyczy i plwa, że pierdnąć nie można, żeby łoteplotek o tym nie napisał. No cóż... jak się jest taką gwiazdą... Na szczęście Szef nie ma pojęcia, że o nim pisuję, więc możemy do syta i bez grzechu. Gdy się dowie, znów będę zasilać szeregi lumpenproletaryatu. W czym mam wszakże nieliche doświadczenie. Tymczasem korzystajmy, póki nie gruchnie. Mianowicie Szef się wydalił. Rzekłabym: o, chwilo cudowna

1632

Otagowuję: #zadługienieczytam, #nudanudanuda, #będzietruć. Pasjami uwielbiam Pratchetta. Jak mało kto potrafi on podać czytelnikowi konstrukcję pudełkową (matrioszkową). Przypisom do przypisów nie ma końca, a im dalej w las, tym śmieszniej. Też tak chcę, choć zdecydowanie za wysokie to progi. Jednak "wierny naśladowca" (wierny nie od kunsztu, ale od uporczywości w działaniu) to już wystarczający komplement. Będą więc przypisy do przypisów. Dojrzałam. Ucząc pewnych wartości na podstawie "Dzikiej kaczki" ( nomen omen ) Ibsena*, nauczyciel rozpoczyna zwykle od zadania uczniom wiekopomnego pytania. Brzmi ono: CZY ZAWSZE NALEŻY MÓWIĆ PRAWDĘ? Najczęściej uczniowie, nie przewidując podłego podstępu ze strony kogoś tak prostego w budowie, jak nauczyciel, odpowiadają zgodnie z tym, co podpowiada im wieloletnie, uczniowskie doświadczenie**: tak, zawsze należy mówić prawdę. I tu się właśnie zaczyna. Wobec powyższego serdecznie Was wszystkich przepraszam, bo zachował

1631

Obraz
Co prawda obiecywałam sobie, że dziś się tutaj nie pojawię, ale onegdaj ustawiłam informowanie mailami o nowych komentarzach. A skrzynkę mam stale otwartą. W telefonie. I nadszedł niedawno komć Torebki na ramię , która - zupełnie niechcący (biedaczka) - stanowi dla mnie ostatnimi czasy inspirację. Torebko! Moja MUZO! Toteż postanowiłam kontynuować wątek. Torebka napisała w komentarzu pod sporną notką 1627 : Choć moje słowa stały się inspiracją do tej notki, to jednak niezupełnie zgadzam się z jej treścią, zaś popieram to, co napisała Kaczka. Nie przepadam za sprośnymi żartami, a już na pewno nie w pracy i nie cierpię obleśnych facetów (do tej pory te przymiotniki nie padły, ale czemu nie nazwać spraw po imieniu). Krępuje mnie całowanie po rączkach i wędrujący wzrok. Znałam faceta, którego panie zazwyczaj omijały szerokim łukiem i takiego, który o grubości linii dyskutuje teraz z prokuratorem. To nie jest fajne ani zabawne, niewinne też nie, zwłaszcza, gdy dotyczy kobiet m

1630

W niedzielę albo w poniedziałek Prezes poinformował mnie: - W środę i czwartek jestem w Warszawie. W piątek idę z kolegami (tu zawiesił głos)... na kawę. Niczego sobie nie planuj, żebyś mogła mnie zawieźć do Katowic. I tego, hmmm, odebrać. Warszawę zapisał mi w kalendarzu, kawy nie. Co w związku z tym? Oczywiście - zapomniałam. I umówiłam się do fryzjera. Rzecz wybuchła w czwartek wieczorem po jego powrocie ze stolicy. Na szczęście przypomniało mi się, że mamy dorosłe dziecko z prawem jazdy i samochodem, więc mogę spokojnie dać się ostrzyc. Nieco się martwiłam, że - wzorem poprzednich kaw - będę zmuszona kiblować o suchym pysku do północka albo i czwartej nad ranem. Chłopcy po prostu lubią kawę, piją jej dużo i szczebioczą przy tym o najnowszych trendach w przemyśle obuwniczym do upadłego. Nie jestem temu przeciwna. Odwrotnie - uważam, że dla zdrowia psychicznego powinno się od czasu do czasu lądować w towarzystwie wyłącznie własnej płci, bo to pozwala zachować higienę. Zresztą Pr

1629

Kiedy ja wybieram się do fryzjera, to jest zawsze moralnie podejrzane. - Mogę wyjść wcześniej? - zapytał mnie wczoraj jeden z pracowników jakieś 40 minut przed czasem odlotu. - A idź! W ogóle idźcie. Co wy? Bezdomni jesteście? Jest piątek, siedzenie tutaj powinno być zakazane - odpowiedziałam. - A ty? - Ja też idę, bo mam umówionego fryzjera. I teraz to wiekopomne pytanie: - Będzie większa zmiana?! No tak... Jeśli masz włosy długości połowy zapałki, to wizyta u fryzjera MUSI być zapowiedzią zielonego irokeza. Choć kiedyś tak zrobiłam. Terapia szokowa. Właściwie to nawet dwa razy. Raz w piątek wyszłam z pracy rudą rusałką z loczkami do pasa, a w poniedziałek powróciłam ścięta na krótko, wyprostowana i z borsukiem (pamiętacie modę na borsuki?). Drugi raz: w piątek wyszłam blond menedżerem w sukience, żakiecie i szpilach, a w poniedziałek pojawiłam się brunetką w dżinsach i glanach. Mnie jest ciągle mało. Nie dość, że nie daję ludziom przysnąć, albowiem jak coś powiem, to już p

1628

Obraz
Pamiętacie Busia ? Miałam Wam wcześniej powiedzieć, ale jakoś się nie złożyło. Bo Busia już nie ma. Od niedzieli. I Matce Chrzestnej jest bardzo, bardzo smutno. I mnie też jest bardzo smutno. W dodatku z dwóch powodów: braku Busia i smutku Matki Chrzestnej. Sakar. Za miesiąc skończyłby 13 lat. Śmierć jest przereklamowana. Zwłaszcza z punktu widzenia tych, którzy zostają.

1627

Obraz
W pewnym sensie do tej notki natchnęła mnie Torebka na ramię . W pewnym sensie, bo jej komentarz był dość odległy, ale ludzkie myśli krążą dziwnymi ścieżkami. Szczególnie u kogoś z bruzdą. Dygresyjka Oisaj miał do mnie sprawę, więc zastukał na fejsie. Zapytał, wyjaśniłam, a on na to, że dziwne, że ja jakaś inna jestem. Toć tłumaczę od dawien dawna, że ja jakaś inna jestem! Czy Państwo byłoby łaskawe przyjąć to na wiarę? Po prostu... nie wiem, jak to wytłumaczyć i nazywam bruzdą, która się pojawiła w miejscu, gdzie każdy ma wypiętrzenie. Albo odwrotnie (znaczy ja mam wypiętrzenie, a ludzkość bruzdę, ale "bruzda" łatwiej wypowiedzieć niż "wypiętrzenie"). Wszystko jedno. Fakt faktem - impulsy elektryczne obiegają zupełnie inaczej. Skojarzenia mam od czapy na ten przykład. Może martuuha lepiej to wyjaśni. Drugi-tata mógłby również spróbować to wyjaśnić. Bo on też ma bruzdę (i dlatego druga-mama dostaje w naszym towarzystwie ataków duszności) albo nawet Aspergera. Mo

1626

Gdy jechałam do pracy, tknęła mnie myśl, by koniec zwieńczył dzieło. I już miałam napisać jednozdaniową notkę podsumowującą wczorajsze barwne rozważania, ale Ojciec Wwwirgiliusz to przebił. Zatem Panowie: RÓBCIE ALBO NIE GADAJCIE. Gadanie po próżnicy niepotrzebnie rozhuśtuje nam, kobietom, libido. Cha, cha.

1625

Ponieważ jesteśmy tu sobie w damskim gronie, a przynajmniej w przeważającej większości, pogadajmy o facetach. Panowie nie powinni traktować moich wynurzeń jako ataku - raczej przemyśleć i wziąć sobie do serca. Bo, wbrew pozorom, to będzie notka pełna życzliwości. Choć może nie głasków. Pozwolę sobie oczywiście na pewne generalizacje. Niemniej (i chciałabym to podkreślić z całą mocą) przedstawiam własny punkt widzenia. I proszę go uszanować. Nie mówię przecież, że w milczeniu. Każda kobieta lubi czuć się atrakcyjna. Ba! Zaryzykuję twierdzenie, że każdy człowiek lubi czuć się atrakcyjny. Pożądany, akceptowany, budzący zainteresowanie i inne miłe emocje. Jednakowoż kota można zagłaskać na śmierć. W ten sposób pozytywne wibracje da się zamienić w coś odrzucającego. Naprawdę. W fabryce otaczają mnie mężczyźni. Nie, oczywiście że nie pracuję w firmie budowlanej. Nie mówię przecież, że kobiet nie ma. Są. Nawet dużo. Ale tak się składa, że ja współpracuję głównie z facetami. Nie z wyboru p

1624

W zasadzie chciałam napisać notkę o treści: JA PIERDOLĘ i na tym zakończyć. Ale za bardzo Was szanuję, by kazać się domyślać kogo, gdzie i za co. Powiem więc tak... Kogo: wszystkich, wliczając siebie. To jest zachowanie autoerotyczne. Gdzie: gdziebądź - jestem elastyczna. Za co: ich za mówienie, siebie za słuchanie. O godzinie 13.15 popadłam w katatonię z powodu braku kofeiny w organizmie. Brak nikotyny zdążyłam zaspokoić 5 minut wcześniej. Masakra jakaś teksańska - piłą mechaniczną. Ze spotkania porannego wyrwał mnie dyrektor. Był przygotowany do rozmowy o pieniądzach, pewnie całą noc nad tym myślał. Zaczął od opierdolenia mnie na czym świat stoi, co stawia wnioskującego w niekorzystnym położeniu. Żeby była jasność - zarzuty tak absurdalne (typu: podpisałam umowę ściśle wg jego wskazówek - ŹLE), że nawet nie dyskutowałam. Bo z czym. Po chwili mojego milczenia przeszliśmy do konkretów. Dobrze nie jest, ale tragicznie też nie. Parę stów wpadło i wrócimy do rozmowy o funkcyjnym

1623

Jestem wyczerpana. Tak sobie siedzę w fotelu - Prezes wyjechał na dwa dni do Warszawy, a dziecko poszło robić prezentację - owinięta kocykiem i nie mam siły wstać, żeby przynieść sobie dzbanek z herbatką. Jednak się trochę martwię. No bo się okazało, że tych danych statystycznych to się nie da przetworzyć. Podejrzewałam od dawna, ale teraz mam pewność. Naszłam tego ekonomicznego, posiedzieliśmy sobie razem pół godziny, nawet po jednej stronie biurka, tej z widokiem na laptop. - Ja wiem, czego ty oczekujesz, ale to niemożliwe. To znaczy właściwie możliwe, w Berlinie na konferencji widziałem, jak to się robi, ale... - zawiesił się. - Nie aluj. Zrób - zachęciłam bez zbędnych ceregieli. - W zasadzie mogę zrobić. Mogę zrobić z tego doktorat. Wpadnij za dwa lata. - Musimy oddać materiał do końca czerwca. - Nie ma opcji. Naczelny przecież o tym wie. - Nie wie. - No co ty? - Powiedział mi, że mam pójść do ciebie, a ty przygotujesz wszystkie potrzebne informacje. - Żartujesz sobie?

1622

Święta cierpliwość połączona z uporem, pewną dozą samozaparcia oraz szczyptą lizusostwa zwykła mnie prowadzić ku szczęśliwym zakończeniom. Jak mawiali starożytni czy jacyś tam żytni: quidquid agis prudenter agas et respice finem. Wobec powyższego oświadczenia staram się nie zagotowywać, w czym wybitną pomocą służą mi miś i przyjaciele. Albowiem dzisiejsza trudność z kontaktem była rzeczą zwykłą i do pokonania. Za to natychmiast pojawiły się kolejne dwie - co to do porządku dziennego nie przejdziesz, a przeskoczyć się nie da. Już brałam w dłoń portfel, by udać się do pobliskiego monopolowego celem stracenia przytomności, gdy napatoczył się był kontakt z moją ulubioną koleżanką - psychologiem klinicznym, co pozwoliło mi wylać gorzkie żale. Pięciominutowa terapia z doskoku znakomicie zrobiła mi na poczucie winy. Na koniec powtórzyła swe zwykłe memento: i za nic nie przepraszasz. Tak na wszelki wypadek powtarza mi to każdorazowo. Wobec powyższych sensacji udam się do dyrekcji, przedsta

1621

A NIE MÓWIŁAM?! Oczywiście dziś środa, oczywiście środy to moje ulubione dni, oczywiście wstał lewą nogą, oczywiście wkurwiony, oczywiście nie-ma-cza-su. FAK. Od rana łażę jak za panią matką... Co za mną łazisz, nie mam czasu, ten też idzie za nami - śledzi mnie i chce gdzieś wciągnąć, patrz tylko - już ktoś siedzi pod sekretariatem, znowu czegoś ode mnie chcą, ty też ciągle czegoś ode mnie chcesz, ja się znowu wszystkim zajmuję, cholera co za dzień. Środy są topowe. Jestem fanką śród. A czas leci. Chyba ze złości pójdę i napiszę ten rozdział do książki albo przynajmniej przejrzę dane statystyczne. Czemuś mam wrażenie, że one będą w układzie rachunku zysków i strat, dzięki czemu na nic mi się nie przydadzą lub też będzie je trzeba mocno przetworzyć, więc znowy stanie nad dyrektorem, tym razem ekonomicznym, i poganianie, bo tu bez poganiania nic nie działa. Dlaczego ludzie nie są dorośli?! Jak mnie jeszcze raz zapyta, czy jeszcze nie mam dość, czy się nie rozmyśliłam i czy c

1620

Zabawne. Ostatnio moje słowa mają nieomal moc sprawczą. Wyszłam z tej pracy, bo już mi się naprawdę nie chciało. Szef wspomniał po południu, że chce bardzo ze mną rozmawiać, ale jutro. Jutro to jutro. Poszłam sobie. No, doooobra, kwadransik przed czasem. Przecież z tego się nie strzela. Oczywiście, że zadzwonił. ZAWSZE, gdy popełnię jakieś przestępstwo, to natychmiast wychodzi na jaw. - Jesteś jeszcze? - zapytał. - Nie - westchnęłam zgodnie z prawdą, bo i tak nie ma sensu kłamać. - Ale jestem w spożywczym koło fabryki, więc nie ma sprawy, wrócę. - No co ty. Słuchaj, mówiłem, żebyś napisała pismo do dyrektora, żeby cię przyjął na stałe. I nie mam go. - Napisałam. Nawet zaawizowałam się u pana sekretarki - wypuściłam jadowitą strzałę, bo mam wrażenie, że małpa zarządza jego czasem bez konsultacji. - Ale mnie nie zawołała. Pewnie nie było czasu. Niemniej jest gotowe. - Aha - mruknął, gdyż wyraźnie pojął aluzję. - Ale zapomniałaś o wysłaniu streszczenia na alternatywne sympozjum. -

1619

Och, jak to czasem przyjemnie się spotkac w grupie. Szef był ogłosił 2 maja dniem wolnym od pracy. Jak to miło i wesoło, szczególnie że Prezes szczuje mię od jakiegoś czasu. Konkretnie to od chwili, gdy się dowiedział, że ma wolne. Podle mię szczuje, podlec. To ja mu dziś pokażę. Figę. Też mam wolne. HA! Natomiast ja zepsułam na rzeczonym spotkanku humor większej grupie, przypominając, że piszemy wszakże podręcznik i 30 kwietnia mają oddać plany rozdziałów. A oni chcieli bez planów. Tedy im mówię, a róbta, co chceta, najwyżej bedzieta pisać na nowo. To im zważyło. I mają zważone. Szef za to sie ucieszył, że pamięć zewnętrzna RAM działa bez zarzutu i zawołał na głowami (a ma fizyczne możliwości): - Mam nadzieję, że słyszycie, co Asia mówi. Asia! Czyli nie pani magister, pani Joanna, a nawet nie Joanna. Taki rozradowany ostatnio. Nawiasem mówiąc wcale się nie dziwię, albowiem w ubiegłym tygodniu zrobiłam mu dobrze i nawet bez dotykania. Oralnie wręcz. Taką mam budowę, że z natury

1618

Powroty zawsze są trudne. Na tę okoliczność wlałam już w siebie trzy kawy i wypaliłam cztery papierochy. Oraz przejrzałam wirtualną gazetkę z Rossmanna. Gdyż promocja. Jeśli któraś pani pragnie sobie namalować urodę - to dobry moment. Zameldowałam się też w sekretariacie szefa na tzw. ochotnika, co zostało przez ów sekretariat odnotowane na tajnej liście. O poranku sinym zadzwonił telefon i natychmiast zaczęłam się zastanawiać, któren popił. W punkt. Głos, silnie zaspany, wniósł prośbę o tzw. kacówkę. Wyraziłam zgodę nader chętnie, ponieważ przynajmniej w przypadku jednego pracownika nie będę miała problemów z zaległym urlopem.Choć on z kolei nie ma problemu z braniem zwolnień lekarskich. Powiadam Wam, życie nie przyzwyczaiło mnie do takich osób. Na poczcie system premiowania odgryzał złotóweczki za każdy dzień L4, a co za tym idzie - ludzkość korzystała jedynie w ostateczności. Zawsze powtarzam, że kieszeń to organ leżący najbliżej mózgu. Poza tym w fabryce zadziwił mnie też pla

1617

Obraz
Święta mijają leniwie, a ja znów nie pracuję, choć powinnam. Czyli standard. Poza tym najwyraźniej byłam niegrzeczna, ponieważ zauważyłam, że ubyło mi obserwatorów. Nie wiem jeszcze ilu, bo na stronie głównej pokazuje się 16., a jak sprawdzam od administratora, to jest 17. Już myślałam, że martuuha się wyałtowała, ale przypomniało mi się, że piecze punkowe* baranki u rodziców, więc nie ma zasięgu. Czyli nie zdążyła. Zerknęłam - nadal jest. I to mnie poniekąd dziwi, gdyż byłoby naturalne zerwanie wszelkich stosunków, zważając na fakt lekkomyślnego zaproszenia mnie do siebie. Kiedyś musiało nadejść opamiętanie. Pewnie nadejdzie za 2, 3 tygodnie. Tymczasem nie pochwaliłam się Wam, że czytacie polecany blog. Też bym nie wiedziała, ale zajrzałam w statystyki, co tak ludzkość tu biega, przeciąg czyniąc. I zaskoczenie! Kruszyzna o mnie napisała ! Jak ładnie w dodatku... Wcale nie zasłużyłam. Chciałam przy okazji rozwiać Wasze przypuszczenia, jakoby ten lans był po znajomości. Owszem, Krusz

1616

Obraz
Uwielbiam patrzeć, jak kotu się śni. Ile tam się dzieje! Łapki podrygują. Czasem przednie, czasem tylne, zdarza się, że wszystkie. I nawet ogon. Wyraźny galop. A więc biegnie - ucieka lub goni. Bywa - drżą same paluszki. Ani chybi: polowanie. Skrada się, bezdźwięczny i giętki, na paluszkach, na paluszkach, coraz bliżej... Pracują wszystkie mięśnie mimiczne. Przeczytałam gdzieś, że kot nie ma mięśni mimicznych. Ten tekst pisał ktoś, kto kota na oczy nie oglądał. Kot ma pierdylion mięśni mimicznych i we śnie one pracują niczym dobrze naoliwiona maszyna. Najpierw skupienie. Brwi wyraźnie zbliżają się do siebie. Znaczy: ptaszek na celowniku. Potem dołączają wąsiska, podrygują rytmicznie z dużą częstotliwością. Bywa że z pyszczka wydobywają się śmieszne dźwięki. - A. A. A - mówi Edek do wyśnionego ptaszyska. - Nie uciekniesz mi, niecnoto. Zaraz cię dorwę. Uszy napięte, ogonek się prostuje i zastyga w bezruchu. Mięśnie wędrują pod skórą. Czai się do skoku. Wyraźnie widzę, że to już.

1615

Ruskie wyszli. Jest taka koncepcja, żeby się przeprowadzić i nie podać nikomu adresu, tym samym myląc pogonie. Prezes powątpiewa, jakoby rzecz się mogła udać. Mało tego - stawia śmiałą teorię, że grunta zielone wokół lokalizacji mogą przywabiać nieprzeliczone rzesze Hunów. No to może kupimy jakieś agresywne bydlę, by latyfundia zostały dopilnowane, i raz niechcący dopuścimy do ugryzienia kogoś w rejony, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Wszystko zeżarli i jeszcze zabrali na drogę. Emeryci. Wolno się poruszają i potrzebują do tego mnóstwa kalorii. Moja okresowo zrzędna protoplastka pochłonęła pół kaczki. Jeszcze raz usłyszę coś o diecie, to padnę malowniczym trupem w miejscu czasowego pobytu. Dobrze że choć wina nam starczyło, może i mamy skłonność do marginalizacji społecznej, ale na wino... Na wino wciąż nas stać. Z Lidla. Na etykiecie nie stoi, a pochodzenie frącuskie, ergo można produkować lansik. Poszli, w drzwiach zapowiadając, że jutro Lany Poniedziałek, co zamierzają

1614

Obraz
Przerwa. W piekarniku sernik, który musi mieć spokój. W "Chirurgach" umiera Meredith. Misterium nieomalże wielkanocne. Tymczasem urlopowany Prezes donosi, co tu się wyrabia pod moją nieobecność. Łóżka są, proszę ja Was, niepościelone. Znaczy nasze łóżko, bo zuziowe jest niepościelone z natury. Na szczęście znajduje się na antresoli, więc mogę udawać, że tego nie widzę. Przez blisko 20 lat macierzyństwa (nie wliczając ciąży), wyrobiłam sobie kilka odruchów warunkowych. Np. klapusia w mózguniu zamyka mi się na widok... eeee... yyyy... nieporządeczku w pokoiku mojej córuni. Normalnie klapa wielkości muszli klozetowej wali mi w łeb i tracę wzrok. Nie tylko z okazji świąt. Ale my nie o tym. Szanowne Gremium! Przed Państwem... TADAAAAM! Ruja i Poróbstwo! Na ten przykład - w czwartek Edward wchodzi w bliski kontakt z Karolem. Ale to mu nie wystarcza. Więc wchodzi na Karola.  Z kolei w piątek Edward usiłuje ocieplić swoje relacje z Zofią. A Karol nie odpusz

1613

Zuzanna objeżdża na szmacie całą chałupę, a ja w kuchni. Wcześniej tonem dobitnym oświadczyłam Prezesowi, czego od niego oczekuję. I nawet bez szemrania zostało wykonane. Po czym Prezes zanikł, żeby nie wchodzić pod nogi. I dobrze. Jutro się go umai w wożenie dziadków. Dora upomina się o jadłospis, więc proszę bardzo. Jednakowoż ostrzegam lojalnie, że nie robię niczego wywrotowego. Raczej Was nie natchnę. Na przystawkę patera serów. Jakichś mega śmierdziuchów nie kupuję, bo nie mam ochoty zemdleć przy stole. Mam takie drewniane kółko z IKEI z zamontowanym kręciołkiem. Na kółko sery, winogrona, trochę suchych wędlin. Muszę uważnie dobierać produkty, bo każdy z domowników nie jada czegoś innego. Najbardziej zgodne jesteśmy my z córką. No i jajka, bo "staropolskim zwyczajem trąćmy się jajem". Później francuska zupa babska (jak ją nazywamy w domu). To może być poruszające dla czytelników, nie wiem, czy już kiedyś o niej pisałam. Zupa bazuje na porach z gałką muszkatołową i

1612

Obraz
Prezent dla Dzika skręcony. Włala. Hulajnoga pod egidą Strażaka Sama rządzi. Jeszcze tylko kokarda. Bo: mamuniu, marzę, żeby ciocia Asia dała mi prezent z kokardą . Rozumiem, kokarda jest niezwykle ważna. Trudno było zdobyć stosowną, ale mam. Liczę, że będzie usatysfakcjonowany. A potem machnie rozpierduchę i będzie można kupować kolejny prezent. Co to jest za potwór.... mówię Wam. Ze wszystkich ksyw, nadanych Dziku przez okoliczną ludność zaraz po narodzinach, moja zaprogramowała mu przyszłość. Normalnie Jeźdźcy Apokalipsy w jednym. No i do tego gęba mu się nie zamyka. Klepie jak opętany ( jelonek z niesamowicie atrakcyjnej dżungli ). Zestaw porażający. Co za szczęście, że karierę zakończyłam na jednej sztuce. Ufff. Poza tym zrobiłam zakupy. A Zuzia umyła okna. Więc jest całkiem nieźle. Tak przynajmniej uważam.

1611

Zdążył! I wyprodukował hasło roku. - Sprawdziłem wykład, który dla mnie przygotowałaś. Mój Boże... Ty mądra jesteś! Wielkanoc w pełnym rozkwicie. Alleluja.

1610

Jeszcze dwie godzinki i do widzenia się z państwem. Szef w swej łaskawości postanowił wypuścić nas westernowo. Całe szczęście, bo nawet zakupów nie mam zrobionych. W lodówce pingwin, a rodzice wpadną na świąteczny obiad, to trzeba coś więcej niż risotto z warzywami. Wracając do szefa - o poranku wspomniał, niestety, że zamierza dziś jeszcze ze mną porozmawiać, lecz trzymam się myśli, że nie będzie miał czasu. Natomiast z powodu "nie warto się niczego chwytać" - napiszę prośbę o przyjęcie mnie do fabryki, gdyż ponieważ jestem zatrudniona do środy. To nie wiadomo, czy mam tu jeszcze po co przychodzić. Zwłaszcza że po majowym weekendzie mam się przeprowadzać na górę. Szkoda by było generować pot. Idę. Coś tam skrobnę.

1609

W jednym z moich ulubionych ostatnio wątków pojawi się anegdota. Do tej anegdoty chciałam się wymądrzyć, bo wszystko wydarzyło się wiele lat temu. W związku z powyższym udałam się na pięterko, odszukałam w burdlu mój podręcznik do nauki języka łacińskiego, wyrzuciłam z siebie w przestrzeń wiekopomne zdanie, że każdy inteligentny człowiek powinien mieć w domu podręcznik do nauki języka łacińskiego, po czym zrozumiałam, że ostatnio uczyłam się języka łacińskiego 20 lat temu i... mam problem. Albowiem nie potrafię dopasować sobie rzeczownika do deklinacji. Których kilka jest. Oraz nie mogę sobie przypomnieć, czy aby na pewno sine używa się z ablativem. To się zdenerwowałam. Więc nie wiem, jak wyjdzie*. Mawia się, że co powiedziane po łacinie, wydaje się mądre. (I nawet jest to powiedziane po łacinie, ale oczywiście zapomniałam**). Jednakowoż okazuje się, że nie zawsze. Miałam onegdaj koleżankę, naonczas studentkę medycyny. Podejrzewam (bo nie wiem na pewno), że pierwszymi słowami ła

1608

W związku z przykrym zajściem, w wyniku którego jedna z moich koleżanek - kierowniczek została zawieszona w pełnieniu obowiązków, rozmawiam z pracownikami, informując, kto ją zastąpił - ergo, do kogo należy się udawać w celu załatwienia spraw z zakresu. - A wiesz, dlaczego tak się stało? - pyta M. - Ogólnie - odpowiadam i przybliżam kontekst, przynajmniej w zakresie oficjalnym. - Ona się nigdy nie umiała dogadać z szefem - wzdycha M. - Oboje wiemy, że ma pewne trudności komunikacyjne i to się potem obraca przeciwko niej - stwierdzam, bo i mnie czasem włos się jeży, gdy muszę coś z tą dziewczyną załatwić. - Asiu - podsumowuje M - ja tam przez pół roku pracowałem. I wierz mi, tutaj jest niebo, a ty jesteś aniołem. Patrzajta Państwo: świąteczna atmosfera się wkradła.

1607

Setnie się ubawiłam za stodołą, ponieważ jeden z kolegów przybliżył mi swoją sytuację rodzinną. Otóż ma on starszego brata, który jest synem jego mamy z pierwszego małżeństwa. Taka studencka miłość. Po przyjściu na świat rzeczonego brata, jego ojciec wyszedł z tej radości po papierosy i odnalazł się po trzydziestu latach w sąsiednim województwie. Mamusia przeprowadziła zgrabny rozwód i po jakimś czasie była poszła za tatusia, czego owocem jest miły kolega. Minęło lat zaledwie kilka i okazało się, że nie konweniują. Wobec powyższego rozeszli się - każdy w swoim kierunku - a tatuś pozyskał nową małżonkę, z którą był powołał na ten piękny świat kolejną parę potomstwa.W tym czasie mamusi smutno było w pojedynkę, tedy zapoznała* pana i odbył się ślub numer trzy. Pan był wdowiec, z pierwszego małżeństwa posiadający dwoje pacholąt. - A teraz? - zapragnęłam wiedzieć. - Teraz mamusia jest regularna gdowa - poinformował. - Ale po kim? - drążyłam. - Wyobraź sobie: po wszystkich - oświadczy

1606

Wczoraj na dobranoc był post, bijący rekordy popularności, z czego wnioskuję, że temat butów jest nośny. U zmorki z kolei podobnie sprawa ma się ze zmywarką. No to dzisiaj niszowo. Bo się wkurzyłam. Za pośrednictwem FB natrafiłam w portalu naszemiasto.pl na artykuł, po przeczytaniu którego po raz kolejny odczułam poważną przykrość z powodu wzgardy, jaką otoczony jest mój zawód. Którego, było nie było, jestem amatorką - dla rozwiania wątpliwości podaję źródłosłów łac. amo, amare - kochać. Nie jestem nawiedzona. Nie poprawiam ludzi na każdym kroku, nie śledzę niczyich błędów, chyba że się mnie o to poprosi, w relacjach międzyludzkich, nawiązywanych w formie pisemnej, cenię sobie głównie interakcję. Ale kocham mój język ojczysty, z mojego punktu widzenia jest on czymś żywym. I boli mnie, kiedy ktoś uporczywie mnie gwałci za jego pomocą. Najbardziej, gdy jest to osoba (lub zespół - tu: gwałt zbiorowy), która z natury powinna ów język szanować na równi z odbiorcami generowanych przez si

1605

Obraz
Już wcześniej miałam, ale mi jakoś uciekło. Bo takeśmy się zaawansowali w tej wiośnie, że - odnoszę wrażenie - przestaliśmy odczuwać radość. A ja sobie szłam korytarzami kilka dni temu i przez okna patrzyłam. A tu, panie, wiosna. Przed fabryką. Wiosna jest, to się trzeba cieszyć. Ta piłka, co ją ktoś może w gałęziach dostrzeże, to nie jest piłka. Tylko latarnia. Kiedyś tu były takie ładne latarnie, więc Urząd Miasta zdecydował, że trzeba je wykopać i zamienić na inne. Mniej ładne. A o tej chyba zapomnieli, bo stała na uboczu i przykryła się drzewkiem. Cwana. No to została. Niewysoka, ale za to bardzo kulka. Tylko nie wiem czy świeci, bo jestem spełna rozumu i wieczorami w fabryce nie bywam. Aczkolwiek jeśli świeci, to daje efekt gorejącego krzewu i zapraszamy serdecznie, drogi Mojżeszu. Herclisz wilkomen. Awansowałam. Przenoszę się na trzecie. Ręka do góry, kto się spodziewał. Otóż mianowicie siedziałam całą zimę w klimatyzowanych pomieszczeniach, to na lato mnie przesadzą d