Posty

Wyświetlanie postów z 2010

Wstydliwe wyznanie

Nie mam konta na Facebooku. Ba! Nawet w życiu nie byłam na Facebooku. Mało tego – nie odczuwam potrzeby, by zaistnieć na Facebooku. Czy czas, by zacząć się niepokoić?

Przejrzałam demotywatory

Obraz
i znalazłam bardzo mądrą rzecz. Będę o tym często myśleć.

No to, że tak powiem…

Obraz
Very Merry

Dialogi na cztery rogi

Występują: Prezes prezesowa Czas akcji: godziny wieczorne Miejsce akcji: kuchnia Prezesowa miota się po kuchni celem przyrządzenia. Przy okazji na dłuższą chwilę zatrzymuje się przy zlewozmywaku, gdzie zastaje ją Prezes i spoglądając popada w zamyślenie, okraszone półuśmiechem. prezesowa: Jak rozumiem, wyrażasz zadowolenie, widząc mnie w kuchni, gdzie moje miejsce. Prezes (odsuwając prezesową subtelnie, omiata dłonią okolice blatu kuchennego, zlewozmywaka oraz płyty z pyrkającym garczkiem): Patrz! To są moje strefy erogenne. Bardzo lubię, gdy tu manipulujesz!

Na życzenie – ciąg dalszy sagi.

Obraz
Proszę bardzo. Love & peace. Zocha jest kotem Potomstwa. Tuśka jest kotem prezesowej. Karol jest kotem Prezesa. Edzio… jest kotem Karola. Bezsprzecznie.

Passa trwa

1. Jeden kot mi się zepsuł. W sensie nóżki – ma bardziej. 2. Drugi kot dostał wyrok odosobnienia na czas niewiadomy, bo chce mi zepsuć trzeciego kota. 3. Czwarty kot chciałby to wszystko jakoś ułożyć, ale nie wie jak. Dureń. 4. Zepsułam sobie samochód poprzez uporczywe dążenie do przestawienia ściany. 5. Dziecko uparło się, żeby zostać na drugi rok w tej samej klasie. Widać lubi. 6. Idę jutro do pracy na 10 godzin. 7. Jest zima. Wstrętna, zła, brzydka. Nienawidzę. 8. Nie mam kiedy iść na urlop, którego posiadam w nadmiarze. 9. Ogólnie jest do dupy. 10. Jestem gruba. Idę się napić.

Jak zepsuć Mikołajki

Należy wziąć: - Prezesa, - Potomstwo, - prezesową, - dwa prezenty. Prezesowa obligatoryjnie powinna pracować ok. 10 godzin i być bardzo zmęczona. Należy dopilnować, aby z wywieszonym jęzorem dopadła drzwi mieszkania z dwoma prezentami w garści. Następnie trzeba zacząć się kłócić oraz pokrzykiwać i obrażać się na siebie. Potem powinno się odebrać prezent Potomstwu, a samemu nawet nie zajrzeć do pudełeczka. Oczywiście należy obowiązkowo pamiętać, aby nie pamiętać o prezencie dla prezesowej. Ale oj tam! W zeszłym roku było gorzej. Uśpiliśmy kota. Po 19 latach wspólnego życia. PS Czy gorycz jest wyraźnie wyczuwalna?

Stadło nurza się w dysputach

Dyskurs pierwszy. Występują: Prezes prezesowa Miejsce akcji: salon Czas akcji: popołudnie prezesowa obficie i krytycznie komentuje poczynania Prezesa, związane z przepierką kanapy, obszczanej przez Miętkiego Edka* Prezes : Boże, daj mi cierpliwość, bo jeśli dasz mi siłę, to ją zatłukę. * Ksywa taka. Się wyjaśni przy okazji Dyskurs wtóry. Występują: Prezes prezesowa Miejsce akcji: łazienka Czas akcji: popołudnie Prezes (zgoliwszy modny zarost): Jak wyglądam? prezesowa : Pięknie. Prezes : Czyli nic się nie zmieniło? prezesowa : Zmieniło się, ale jest ładnie. Ty jesteś ładny sam w sobie. Jestem o tym głęboko przekonana od 10. lat. Prezes : 10 lat temu wyglądałem inaczej. prezesowa : Oczywiście, ale ty jesteś jak wino. Prezes : Takie za 6 zł?

Postarzałam się

Potomstwo o 7:05 ukończyło właśnie lat 16. Hip hip hurra! Przeżywam głęboko, że taka stara pudernica kręci mi się po domu. Smutek i sromota. Da się to pomniejszyć?

Nie ma to jak talent mieć

Donoszę uprzejmie, że odbył się kolejny sabat wiedźm w postaci Koła Gospodyń Miejskich. U mnie się odbył. Musiało być miło, bo członkinie opuściły mnie po drugiej. W nocy, w nocy! Prawdą jest również, że Prezes się zmył, a potem się wmył, bo podobno nie miał się gdzie podziać i ogólna bezdomność mu doskwierała. Niemniej wmył się dość dyskretnie, obdarzając wiedźmy skąpym powitaniem i zniknął. Wtajemniczeni donoszą, że z wrażenia zasnął, przykryty z głową. Tymczasem Kaja wiła się na podłodze i co uwiła, można zobaczyć T U. Jakby kto nie miał pewności, to chodzi o Karolka i Edzia. Konkretnie to trzy ostatnie, tak? A teraz ochy i achy. PS Powiedziała, że przybędzie wraz ze słonkiem. I dorobi. PS2 Kaja jest matką adopcyjną Tosi. Zaraz kole Edwarda.

Dialogi na 4 nogi

Osoby: Prezes prezesowa Czas akcji: wczoraj ok. 17.30 miejsce akcji: wnętrze samochodu osobowego marki Renault rocznik ’98 prezesowa: Tak się dzieje, bo ciebie nigdy nie ma!!! Permamentnie cię nie ma! Jesteś nieobecny!!! Prezes: A coście się szaleju wszyscy objedli??? Przychodzę do pracy, a tam pretensje, że mnie ciągle nie ma! Wracam do domu – pretensje, że mnie ciągle nie ma! Jak mnie nie ma w pracy i w domu, to gdzie ja, do diaska, jestem???!!! prezesowa (wymownie): …

Ciąg dalszy nastąpił

Ja tu w nastroju niedbałem, a Państwo pewnie czeka. Doceniam wszakże, że mię Chuda nie upomniała, choć może zapadła w sen zimowy lub też depresję jesienną i zwyczajnie się jej odechciało. No to ten zabieg chirurgiczny wezmę najsampierw na warsztat. Otóż, ku zdumieniu wszystkich Państwa, był się odbył. W dodatku miast obiecanej półgodziny trwał gdzieś coś koło ponad całą, a do tego dodać należy godzinne oczekiwanie w korytarzu pełnym różnych mniej lub bardziej uszkodzonych świadczeniobiorców. Jeden nawet przybył z ojcem (wnoszę po skroni przyprószonej siwizną oraz burzliwym okrzyku: syn tu już dwie godziny czeka!!!), który nie był widocznie uszkodzony, chyba że umysłowo. Zdenerwował bowiem, panie dziejaszku, chirurga – i to przed moim zabiegiem. A zgodnie z wygłoszonym uprzednio przez owego exposee: stan wkurwienny chirurga jest jednym z czynników, wpływających na jakość blizny. No i masz. Szczęśliwie jako deser (pozostawiona na koniec), byłam potraktowana lekko i z uśmiechem. Oprócz zn

Nowy

Obraz
Prawda, że piękny? No przecież uprzedzałam, że skończę jak Violetta Villas…

Znaki, panie, znaki

Buchacha! Zabieg przełożony na następny tydzień. Może powinnam to przemyśleć i go nie robić? Ale pan doktor miły. I ma poczucie humoru. Powracamy do wersji większej imprezy. Tego terminu nie da się ukryć!!!

Ogłoszenie parafialne

Z prawdziwą przykrością stwierdzam, że kolega lekarz medycyny o specjalizacji chirurgicznej jest mięczakiem i znikł był z poradni na samą wieść o moim przybyciu. Z prawdziwą radością stwierdzam, że mu się nie upiecze, gdyż – trwając w stuporze – przebukowałam sobie termin i stawię się tam jutro. Czy to mu się podoba, czy nie. W związku z opisanymi okolicznościami chytry i obszerny zbiór krewnych i znajomych królika na rzeczoną imprezę nie przybędzie, ponieważ nie przewidział ani małości charakteru lekarza, ani uporu pacjenta. Wszystkie zajęcia, prolongowane z daty 4 października na inną – niezwiązaną z moim w przybytku pobytem, odezwały się ze zdwojoną siłą i zbiór uległ obowiązkom służbowym, choć z żalem i pociąganiem nosem, o czym zostałam powiadomiona kilkoma połączeniami telefonicznymi. Tym samym kolega lekarz medycyny o specjalizacji chirurgicznej został się (biedaczek) na mojej całkowitej łasce, co naturalnie wykorzystam w sposób bezlitosny oraz godny podziwu i zawiści. A potem b

Powtórka z rozrywki

Donoszę uprzejmie, że mam deja vu. A właściwie będę miała jutro ok. 11.00. Zainteresowanych odsyłam do cyklu wypowiedzi odautorskich, z których pierwsza znajduje się TU . Tym razem postanowiłam zażądać zapłaty za okazywanie światu moich najlepszych stron. Tym razem może być zabawniej, bo powiadomiona została zaprzyjaźniona służba zdrowia, która natychmiast uznała, że nie przepuści takiej okazji i zamierza przybyć silną grupą. OSKŁADKUJĘ WSZYSTKICH!!! A potem pojadę za te pieniądze na miesiąc na Dominikanę. Szykujcie kółko dmuchane do wykorzystania: - po pierwsze primo w wersji poddupnej do siedzenia, - po drugie pirmo na Dominikanie – do unoszenia się na krystalicznych wodach tego, co tam jest płynne (zawsze byłam słaba z geografii, nie mylić z ortografią). Złośliwie zacieram rączki – ten chirurg jeszcze mnie nie zna. Zderzenie z rzeczywistością może otworzyć mu oczy na alternatywną rzeczywistość. HA!

Rozpoczęłam natarczywą akcję O

No bo październik za pasem, co to jest miesiącem oszczędzania. Wdarłam się na firmowe konto Prezesa i ogoliłam go do cna. Dał mi hasła, to niech ma za swoje. Teraz już za późno na mądry Polak po szkodzie. Pieniądze natychmiast zamroziłam z dala od chciwych, lepkich rąk rodziny. Z informacją o swoich poczynaniach udałam się na łono. - Kochanie, chciałam cię poinformować, że jestem gospodarna, dobrze zarabiam, świetnie gotuję i jestem piękna. Czy myśl, że jestem twoją własnością jest w tej sytuacji satysfakcjonująca? - Ta własność to takie nieostrożne określenie – zripostował Prezes – Mogę tu mieszkać, to naprawdę wiele. Rozsądny, bądź co bądź. Pracuję ponad miarę ostatnio, co jakby nie jest wstrząsającą i zaskakującą informacją. Dziś harowałam w pracy numer 1 jak opętana, następnie przemieściłam się do pracy numer 2, powróciłam do domu już o 19.27, by ogarnąć snującego się Prezesa, zaropiałego gardłowo po raz czwarty w tym sezonie Potomka oraz bandę rozpasanych futrzaków; dowiedzieć się

Dialogi na cztery rogi

Osoby: Prezes prezesowa Czas akcji: ok. 17.00 Miejsce akcji: restauracja rocznicowa Prezes z prezesową poszli sobie do dorocznej restauracji celem uczczenia. prezesowa : I tak to, kochanie, wytrzymałeś ze mną 10 lat… Prezes (fałszywie przesłodzonym tonem): Ależ to w ogóle nie było trudne! prezesowa (z rezygnacją): Widzę, że odkryliśmy hasło dzisiejszego dnia.

Niektóre tutaj to normalnie rury

No cooooo??? Żeby zaraz basenem człowiekowi grozić??? Nie do pomyślenia po prostu. Otóż rozwiewam Wasze pobożne nadzieje – nie znikłam jeszcze od tego odgrubiania. W ogóle to wcale nie jest jakieś przesadnie spektakularne. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że w międzyczasie odbyło się kolejne posiedzenie Koła Gospodyń Miejskich, w trakcie którego robimy mnóstwo pożytecznych rzeczy. Jak to Koło Gospodyń. Głównie się obżeramy i nadużywamy alkoholu. I to nie mogło pozostać obojętne dla wskazań wagi elektronicznej, posadowionej na działce mojej łazienki. Ale ogólnie nie jest źle, bo jedna Pani mi wczoraj powiedziała, że zeszczuplałam i pytała czy jakaś dieta, czy co. Czyli, że coś tam już widać, a nie tylko czuć. Luz w gaciach. Planuję kolejne załamanie, bo w niedzielę wyjeżdżam na kilka dni w delegację i będę spożywać delegacyjne posiłki oraz delegacyjny alkohol. No wódko, pozwól żyć. Polak to ma ciężko. I dziecko nie będzie na mnie krzyczało bez powodu. Może poproszę o azyl. (Tu westchnę

Notka na temat chwytliwy.

Donoszę uprzejmie, że szósty kilogram idzie sobie precz. Radość wielka. Tym większa, że chyba wreszcie znalazłam sposób odżywiania, ktory powoduje nietycie, a nawet wręcz przeciwnie i dodatkowo nie jest dietą, więc nie męczy mnie, nie wywołuje organicznego sprzeciwu oraz niezaspokojonej tęsknoty. Przyznaję się na ten tychmiast, że z głębi trzewi wydobywa mi się czasami pisk za bułką. Ja go uciszam bułką. I nawet nie mam wyrzutów sumienia. Żywię głeboką nadzieję, że nikt nie będzie nadgorliwy na tyle, by dopytywać o basen.

Dzwoni Prezes

który jak zwykle przebywa w permamentnej delegacji. - Miałem dziś zajęcia z psychologiem. - O, to fajnie. I jaką dewiację wykrył? - Dostałem polecenie, żeby do ciebie zadzwonić. - To jakaś nowa terapia. Telefon do przyjaciela. - Pani psycholog po zrobieniu testów powiedziała mi, że w wieku 40 lat będę kompletnym dewiantem. I uznała, że powinienem ci o tym powiedzieć. Oraz przekazać jej wyrazy współczucia. - Podziękuj jej ode mnie po przerwie, ale dodaj, że ja znam Wojtka*, więc nic nie będzie dla mnie zaskoczeniem. * teść

Niektórzy podejrzewają, że jestem cieniasem

więc długo z gołymi nogami nie wytrzymam. I mają rację. Silna wola okazała się odrobinę słaba i skończyła dziś rano. Donoszę uprzejmie, że mam pończochy, pełne buty, ciepłą kieckę i żakiet. Nie jestem, jak się okazało, aż taką idealistką, by polec na niwie. Zdycham z wychłodzenia. Wczoraj – przyznaję się bez bicia – wyciągnęłam w pracy kaloryferek olejowy, włączyłam i przytuliłam do tyłka. Wot żyzń kakaja… Jestem osobą ciepłolubną. Nie narzekam nigdy na upały, chyba że jest bardzo duszno, ale to inna bajka, bo kiedy jest zimno, też może być duszno, co stwarza dyskomfort. Kiedy lato chyli się ku upadkowi, to ja też się chylę i zaczynam obsesyjnie myśleć o śnie zimowym. Jak sobie zwizualizuję łyse drzewa i śnieg, to treść żołądkowa automatycznie wędruje mi do przełyku. Zaczynam mieć swędzące przeczucie, że bocian porzucił mnie w niewłaściwej szerokości geograficznej. W związku z powyższym chciałam lojalnie zakomunikować: TY PALANCIE, KTÓRY STRZELIŁEŚ Z WIATRÓWKI W TYŁEK CIĘŻKO PRACUJĄCEG

Jak to jest

że prognozy, dotyczące słonecznej pogody, sprawdzają się w 50%, a deszczowej w 100%? Postanowiłam okazać sprzeciw, płynący wprost z mego skołatanego brakiem lata serca: - rajtkom mówimy stanowcze NIE!; - pełnym butom mówimy stanowcze NIE!; - ciepłym ciuchom mówimy stanowcze NIE! Ciekawe, jak długo wytrzymam.

- I gdzie to biurko?

- zapytała prezesowa Prezesa, zatrzymującego samochód przed garażem. - W garażu. - To może poprosisz Adama, żeby ci pomógł wnieść na górę? – prezesowa przemyślnie zaproponowała jakieś rozwiązanie, żeby sprawa nie nabierała mocy urzędowej. - Nie wiem, czy damy radę. - Mój drogi… wolałabym, żeby się okazało, że dacie radę. Żeby się nie okazało, że wskutek drobnej irytacji wniesiemy tę trzydziestokilową pakę na drugie z Młodą. - Ja cię nie zniechęcam do takich rozwiązań – mruknął Prezes, ujrzawszy w tunelu światełko, które obwieszczało poranek bez noszenia paczek. - Bo my z Młodą damy radę, wiesz? - To super. Zróbcie to! - Wolałabym jednak nie podejmować takich wyzwań ze względu na ciebie. Prezes podniósł brew w kierunku prezesowej, objawiając zainteresowanie. Na swoją zgubę. - Bo wiesz… mogłoby się jeszcze kiedyś okazać, że będziesz zainteresowany jakimś aktem płciowym. Z mułą. W wersji hardcore’owej: będziesz zainteresowany brakiem aktów z mojej strony. Z obcymi panami. Ja już sprawdził

Odchudzanie, jak widać w komentarzach,

jest tematem chwytliwym. Swoją droga, moje panie, dlaczego nie darzymy się ciepłym uczuciem, tylko ciagle dopatrujemy się w sobie niedoskonałości? Na pewno są już jakieś badania psychologiczne na ten temat. Siedziałam wczoraj w samochodzie podróżując do domu, a że ostatnio odcinam kupony od bycia lady na etacie i daję się Prezesowi wozić do i z pracy, więc gapiłam się przez okno, rozmyślając o tym i owym. I nagle… BRZDĘK! Pomysłowy Dobromir. - Wiem! - Co? – średnio chętnie zainteresował się Prezes, nauczony wieloletnim doświadczeniem, że moje olśnienia bywają szkodliwe dla jego egzystencji. - Wiem jak schudnąć bez żadnego wysiłku i stresu! - Jak? – jęknął Prezes, przewidując najgorsze. - Trzeba się zhospitalizować i dać wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną na miesiąc. I gotowe!!! Nie skomentował. Dziwne.

Spasłam się

I to tragicznie łamane przez potwornie. Przeczytałam książkę Dukana o diecie proteinowej i stwierdziłam, że nie jestem w stanie tego zrobić. Mogę zrezygnować z mięsa – nie potrafię z warzyw i owoców. Przemyślałam to głęboko i doszłam do wniosku, że odrzucę węglowodany i ograniczę do minimum cukry. Do tego przynajmniej 2 litry wody dziennie i zaczynam uczęszczać na basen. Obecnie jestem na dnie rozpaczy i mam odruch wymiotny, kiedy patrzę w lustro. A do tego uważam, że świat jest urządzony niesprawiedliwie. Dla mnie.

Jedno z moich ulubionych zdjęć

Obraz
Zofia

Chowam się po kątach i chichoczę przebiegle

gdyż ponieważ przede mną całe dwa tygodnie i jeden dzień urlopu! Nie powiedziałam: „wolnego”, tak? Wiem, że będą dzwonić i mailować. Ale nie będę wstawała o 5.35. Nie będę zakładała szpilek. Nie będę wysłuchiwała jakichś debili i czytała ich wypocin. Niech żyje wolność, wolność i swoboda! Wybywam. Wobec powyższego chwilowo: wyszedłemk, zamkniętyk.

Potomstwo, jak wspomniałam, pojechało do Poronina

Dopiero co, konkretnie w piątek. Wczoraj zadzwoniło. Ma anginę… Nie chciałabym wspominać, że miało anginę 3 tygodnie temu. Najgorsze jest to, że w ich ośrodku są problemy z zasięgiem i żeby zadzwonić, musi wyjść przed budynek. Wiem tylko tyle, że była tam wczoraj lekarka i chciała jej zapisać antybiotyk, a mała miała na tyle przytomności, że przyznała się do poprzedniej choroby. Pani doktor miała z kolei na tyle przytomności, żeby zapytać o poprzedni antybiotyk. Ja miałam na tyle przytomności, żeby w tej sytuacji wpaść na pomysł zadzwonienia do przychodni i zapytania, co to było. A przychodnia miała na tyle przytomności, żeby mi tej informacji udzielić telefonicznie. Mam numer do jej koleżanki i łudzę się nadzieją, że go nie zmieniła. Wyślę dziś sms, żeby do mnie zadzwoniła, bo inaczej odgryzę sobie podeszwę z buta.

I jeszcze wierszyk mi się przypomniał

Jedna ze zwrotek (zaznaczona pogrubieniem) męczy mnie przez całe życie. Prawda, ze piękny? Janusz Minkiewicz „Lenin w Poroninie” Lokomotywa poci się, sapie, Podróżnych górski owiewa wiatr. Pociąg pod górę stromą się drapie, Przez okna widać już szczyty Tatr. „Patrz! – mówi ojciec – oto Świnica Ta w samym środku, najwyższa z gór!” Lecz Jurka bardziej jeszcze zachwyca Giewont, co właśnie wyjrzał zza chmur. „Tam pod Giewontem, jest Zakopane- Powiada ojciec- lecz chciałbym dziś Wysiąść o jeden wcześniej przystanek I resztę drogi piechotą iść”. Na małej stacji w wiosce Poronin, Gdy pociąg stanął wśród zgrzytu szyn, Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim Raźno wyskoczył na peron syn. Wyszli na drogę. Wesoło idą. Wartko, radośnie płynie im czas, Gdy podziwiają wspaniały widok: Góry i chmury, strumień i las. Ożywczy strumyk chłodził im mile, Przez kładkę przeszli na drugi brzeg. Ojciec przystanął, pomyślał chwilę Spojrzał na syna i tak mu rzekł: „Tu, po tych dróżkach, dawno już temu

Nawiązując do pewnej rocznicy sprzed pięciu dni

Obraz
zapytuję uprzejmie: KTO TO TAKI?

Poznajcie Państwo kogoś ciekawego

Obraz
Musi mieć niezwykle silną osobowość, bo nie zrobił niczego, poza łaskawym pojawieniem się, a decyzja zapadła w ułamku sekundy. Dwoma głosami (na dwóch decydentów): BIERZEMY. Teraz musimy tylko wytłumaczyć to jakoś ktosiowi. Bo on się nigdzie nie wybiera.

Nikt mnie nie przygotował

na zupełnie niespodziewane wzięcie jednego dnia urlopu w piątek, więc budząc się z pominięciem budzika o przyzwoitej porze, czułam się dziwacznie. Szczęśliwie dzień cały poświęciliśmy na pracę w stowarzyszeniu, co nie do  końca jest pracą, a w dużej mierze przyjemnością, zwłaszcza ze względu na wspólnotę interesów i doświadczeń z małżeństem eM. Najfajniejsze z całej pracy było siedzenie przy kawce na tarasie restauracji z widokiem na jezioro, czyli: nie ma to, jak dobrze się urządzić, by łączyć hobby z przyjemnością. Najmniej oszalały ze szczęścia był Prezes, któremu w pewnym momencie przypadła rola społeczna pchacza. Trasa wycieczkowa, którą „obrabialiśmy” do informatora , wiodła w fazie pierwszej przecudnie równym asfaltem, o którego istnieniu pan eM zapewniał nas, gdy ruszaliśmy w fazę drugą. Realia ukazały wyjątkowo urocze leśne widoki oraz wyjątkowo urocze leśne dróżki – znaczy ostro pod górę i kamiory. Co prawda wraz z panią eM natychmiast zaproponowałyśmy, by porzucić pana eM u

Staram się unikać wtrętów politycznych

ale od wczorajszej nocy nie opuszcza mnie literackie skojarzenie. (…) Wspólnym wysiłkiem ządu i społeceństwa pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa. Panowie! Do góry głowy i syje! A społeceństwo: Zecywiście, dobrze, ze tę zabę złapaliście. A teraz wsyscy ksyknijmy: Niech zyje!

Wielkie szczęście zapanowało w rodzinie

gdyż Potomstwo wyrekrutowało się do wybranego przez siebie liceum. Mam więc w domu licealistkę i trzy lata przerwy do następnego kosmicznego stresu, jakim będzie matura. Mam nadzieję, że do tego czasu przybędzie pańci nieco rozumku i przy maturze nie będzie już takich jazd, jakie matka miała w roku bieżącym. Oczywiście nie wiążę się z tym pragnieniem jakoś obsesyjnie, ponieważ jestem rozsądna. Oprócz miejsca w liceum, Potomstwo posiadło przecudnej urody ropne zapalenie gardła wraz z wysoką gorączką do kompletu. Jako że zawsze lubię – metodą Pollyanny – w każdej rzeczy znaleźć coś dobrego, cieszę się, że przynajmniej wiem, gdzie obecnie przebywa (zwykle nie wiem, bo ona ma prawie 16 lat, matki nastolatków zrozumieją, o czym piszę). Mianowicie w dużym pokoju, snobistycznie określanym mianem salonu. Leży tam na kanapie i głęboko przeżywa swoje nieszczęście, łamane przez: śpi, gra na PSP, ogląda telewizję, inne. Nie wiem z kolei, gdzie przebywa Prezes, gdyż – jak wiadomo – jest w permament

Mówię i mówię do Prezesa

a on mnie nie słucha, ponieważ – wygodnie się rozsiadłszy – grzebie w komputerze (jak to Prezes). Zirytowana podchodzę do niego i otwartą dłonią przejeżdżam po całej klawiaturze, generując zamieszanie. Prezes zastyga w bezruchu, wciaga głeboko powietrze i… - A co ty mi tu wykonujesz za jakieś KOPYTKO???

Dawno nie było o MM

I co se myślicie (a właściwie: co se myślisz, doro, bo tylko ty to czytasz)? Że umarł? Że odszedł? Że rzucił pracę? Że mię może przestał darzyć uwielbieniem??? HA! Nic z tych rzeczy. Otóż MM był na urlopie. Miał więc czas, by przemyśleć to i owo. Jest mądrym i chętnym chłopcem, więc przemyślał. Wyniki przemyśleń mi przedstawił, przynajmniej w pewnym sensie. I tak po kolei: - onegdaj w rozmowie grupowej się wyraziłam na okoliczność zapachów męskich, bynajmniej nie au naturel, lecz zupełnie markowych. Że właściwie to jeden jest taki, który darzę absolutnym uwielbieniem. Otóż, że daję d..y bez wazeliny. Wobec czego w trakcie trwania urlopu MM zrobił co? No co, pytam się??? Ależ to oczywiste – nabył. Czuje się z tym znakomicie. Ja – średnio. Mianowicie jakbym miała 15 lat, a wcale nie jest to szczytem mego pożądania; - w rozmowie komunikatorowej był się do mnie wyraził na „ty”. Mianowicie zapytał (cyt.): A kto jest twoim Krzysiem, Kubusiu? Dałam mu do myślenia, odpowiadając niezwykle pokrę

Ostatnio nabywałam gumki do włosów

dla mojej jakże udanej córki (to nie jest prosta operacja, bo one muszą być bezskuwkowe, te gumki, gdyż skuwkowe się zeszmacają). Kurtularnie oczekuję do kasy i co widzą moje piękne oczęta? No co widzą? Normalnie sklep gumkowy prowadzi handel laleczkami voodoo. Aż mię zatrzymało przemyślenie, czyby nie nabyć. Nie żebym obecnie posiadała jakiś imperatyw. Ale taka laleczka, leżąca w szufladzie, tuż pod ręką, gotowa do natychmiastowego wykorzystania? Kuszące.

Egzamin gimnazjalny a mądrości ludowe

Potomstwo z egzaminu gimnazjalnego z języka angielskiego otrzymało 49/50 pkt. No przecież nie nauczyła się tego w szkole. Przy okazji omawiania drażliwego tematu, jakim jest przyszłość bliższa i dalsza, usiłuję ugrać „małe conieco”. - Wynika z tego, że moja uwaga na temat pobierania nauk zgermanizowanych w świetle twojego egzaminu językowego nie wydaje się być całkiem bezsensowna – walę z grubej rury do zamkniętych drzwi. - Wybij sobie z głowy, matko, że będę uczęszczała popołudniami na więcej niż jeden język – odpowiadają drzwi. A wydawałoby się, że argument miałam nie do zbicia.

Zofia Śródtrawna wydaje się być szczęśliwa

Zwłaszcza, gdy trawa przerasta kota. Całkiem sporego, nawiasem mówiąc. Pruć w niej niczym łodołamacz. Rozchylać źdźbła nosem, krocząc na ugiętych łapach. Zapadać w spore kępy, wyciągać szyję, jak żyrafa, strzyc uszami, wytężać wzrok, aż oczy wychodzą z orbit i węszyć, węszyć, węszyć. Wciskać się w środek choinki, kichać pajęczynami, wycofywać się radykalnym rakiem i z satysfakcją spoglądać w górę, strzepując z głowy zeszłoroczne igliwie. Oraz oczywiście bezkarnie tarzać się w kurzu. A potem, gdy pojawia się obcy staruszek, niepokojąco postukujący laską, zwiewać do domu w pozie lekko przykurczonej po to, by przed własnymi drzwiami dumnie wyprostować ogon i udawać, że ta ostatnia sytuacja w ogóle nie miała miejca. I że się nie przerywało spaceru od czasu do czasu, żeby przylgnąć całym kotem do łydki tego człowieka, przy którym tylko czasami traci się czujność i zapomina, że nie będzie się spoufalało i okazywało żadnych uczuć byle komu. I wtedy mruczy się, aż drżą szklanki w kuchennej sza

Powiem krótko

Jest ciężko. Podszczypywany Prezes donosi ze stolicy: - Nie zachęcam cię. Ale i nie zniechęcam. No i znowu, pozostawiona sama sobie, toczę trudną walkę pomiędzy chęcią a rozsądkiem. Jakże nierówną. tu klikać

Prezes w permanentnej delegacji

Nie wiem, czy wspominałam, ale zaczynam podciągać się pod syndrom Penelopy. Dziś Prezes znów wyjeżdża na cały tydzień do Warszawy. Na odchodnym (odjezdnym?) rzuca mi ostatnie przemyślenia. Prezes: Chyba sprawdzę, co dają w teatrze. Jestem rzut beretem od Ateneum. prezesowa: Jasne, aż żal nie skorzystać. Prezes: Starzeję się chyba. Na te spotkania przyjeżdżają tacy młodzi chłopcy, których marzeniem jest iść do knajpy i walnąć browca. Szczytem wysublimowania jest wódka. A ja bym się napił whisky albo mojito. prezesowa: Nie twój target jakby. Prezes: Czas spojrzeć prawdzie w oczy.

Myślę, że ten blog jakoś w naturalny sposób się kończy

Nie chodzi oczywiście o to, że nie mam o czym pisać. Moje życie zmieniło się bardzo od czasu, kiedy wiedziona impulsem zaczęłam opowiadać o mojej codzienności. Nie na gorsze czy lepsze się zmieniło, ot – jest po prostu inaczej. Sięgnęłam onegdaj do archiwum, poczytałam nieco, pośmiałam się, a potem zadumałam nad tymi wszystkimi zmianami, które w moim życiu zaszły. Kiedyś odczuwałam potrzebę, żeby opowiedzieć komuś o tych różnych śmiesznostkach, które spotykam na każdym kroku. One nadal istnieją, bo nie zmieniło mi się postrzeganie, tylko jakoś nie mam potrzeby, żeby mówić o nich. Tutaj. No i dzieje się tak, że w miesiącu pojawiają się dwie notki, a to z poczucia obowiązku. Nie, to nie jest notka pożegnalna. Ja po prostu szczerze informuję, jaka jest sytuacja. Nie zamykam bloga, może nawet otworzę go w całości. Może nawet będę czasem coś pisała. Ale na pewno nie tak, jak kiedyś. To se ne vrati, pane Havranek.

Po imprezie

Świeżo po czterdziestce syna pewnej naszej wspólnej znajomej na K (nie piszę, że chodzi o Krynię, bo po co miałaby się przyznawać, że ma czterdziestoletniego syna) jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni. Organizacja przyjęcia niespodzianki zajęła nam sporo czasu i energii, ale – zaprawdę powiadam wam – było warto. Jubilat wyglądał na wielce usatysfakcjonowanego. W miarę upływu alkoholu satysfakcja rosła. Była knajpka tylko dla nas, przyjęcie pierogowe (tak! I wszystkim się podobało), prezentacja multimedialna i muzyka live. Wyjątkowo dobra muzyka, zaznaczam. A cała organizacja to opowieść na osobną notkę. W życiu się tyle nie nakłamałam, co przez ostatni miesiąc! Nawet nie podejrzewałam, że potrafię. Wyrzuty sumienia, jeśli jakieś były, zniknęły za dotknięciem czarodziejskiej różczki na widok podrygującego jubilata. Lekko rozklochmalonego – dodam. Winszuję sobie więcej takich chwil w życiu. Oby.

Rodzina Addamsów

Obraz
Poczułam się wezwana przez drugą-mamę do odpowiedzi. Z cyklu „Rodzina Addamsów” Z cyklu „Moje najlepsze zdjecia”

Waterlowe reminiscencje

Ponieważ druga-mama zamieściła już swoją notkę na temat komunii (ma pierszeństwo), więc teraz pora i na mnie. Zwłaszcza, że pracę zadaną na długi weekend już łopatą przerzuciłam. Ćmoje boje o ratowaniu w ekstremalnej sytuacji, opisane przez tę panią, dementuję. Po prostu byłam pod ręką, wielkie mi mecyje. Przejeżdżałam, to się zatrzymałam i zabrałam ocucone zwłoki Syna Nr 2 wraz z matką do domu, bo mi się miejsce w samochodzie marnowało. Zresztą w ramach rekompensaty, zostałam potem przekarmiona do rozpuku. Było naprawdę fajnie, jak to zawsze u drugich. Szum, ruch, śmiechy i grupowe potrącanki. Szczęśliwie zjechała również siostra drugiej-mamy z potomstwem sztuk 2 (słownie: dwie), z czego jedno było chłopcem bardzo grzecznym (choć chodzą plotki, że czasem bywa inaczej), drugie natomiast dziewczynką trzymiesięczną, nieustannie przechodzącą z rąk do rąk. Tak, przyznaję się, również do moich, co zostało przez drugą-mamę już obśmiane, więc wszyscy mogą sobie darować. Tak, uprzedzam, że nia

Do Kryni02 list otwarty

Kochana! Normalnie nie mam takiego zwyczaju, ale nie mogę się do Ciebie dodzwonić, żeby powiedzieć Ci to osobiście. Ciśnienie, związane z tą sprawą, nie da mi normalnie funkcjonować. Muszę, bo się uduszę. Jarosław startuje w wyborach. Naród go wezwał. A NIE MÓWIŁAM??? Wisisz mi dolara. Całuję, moje-waterloo

Una

Notka dedykowana drugiej-mamie, jako twórczyni określenia. Kilka lat temu w naszym związku zaistniała Una. Nie opowiadam o tym zbyt wiele, ponieważ nie odczuwam parcia na chwalenie się podobnymi dramatami. Una zawsze stara się być przydatna, pomocna i usłużna w zakresie potrzeb szanownego pana małżonka. Dzwoni, przyjeżdża (gdy nie ma mnie w domu), wysyła smski i maile. Tęskni i potrzebuje stałego kontaktu. Znoszę Uną z podziwu godną cierpliwością, ponieważ dostrzegam, że szanownemu panu małżonkowi jest z tym dość wygodnie, choć czasem nawet on traci cierliwość, gdy Una dzwoni już 20 minut po rozstaniu. Rano Una zawsze dba, by szanowny pan małżonek dobrze zaczął dzień. Dzwoni i pyta, czy ma ochotę na pączusia i z jakim w tym dniu ma być pączuś nadzieniem. Kupuje chlebek. Kusi świąteczną szyneczką domowej produkcji. Jest zwarta, gotowa wspierać szanownego pana małżonka, robić z nim interesy oraz uczestniczyć w jego życiu w systemie ciągłym i na bieżąco. Całkiem nawet jesteśmy z Uną zaprz

Aktywne Życie

We wtorek 6.04 br. odbył się pierwszy trening nowej drużyny Rugby na Wózkach, która powstała dzięki staraniom Stowarzyszenia Aktywne Życie i Integracyjnego Klubu Sportowego. W skład drużyny wchodzą wyłącznie z osoby porażeniem czterokończynowym (tetraplegia), niektóre z nich pokonują nawet 200 km, żeby móc wziąć udział w treningu. Do gry w Rugby na Wózkach niezbędny jest specjalistyczny sprzęt, aby zapewnić bezpieczeństwo zawodników i równe szanse rywalizacji sportowej – najważniejsze są wózki – inne dla zawodnika atakującego i dla obrońcy, poza tym piłki, rękawice, pachołki i inne drobne akcesoria. Niestety sprzęt ten jest bardzo drogi i przeciętna cena wózka to ok. 12.000 zł. Prowadzimy zbiórkę funduszy na zakup wózków i prosimy wszystkich o wpłaty środków na ten cel. Wpłat można dokonywać w następujący sposób: - bezpośrednio na rachunek Stowarzyszenia – 63 1140 2017 0000 4402 1141 4572; - systemem płatności elektronicznych lub kartą kredytową, poprzez system Dotpay (okienko do wpłat

Dla rozluźnienia

Mam w pracy kolegę (kolega kerownik), który ostatnimi czasy oszalał już kompletnie* i dokształca się jak opętany. Nie nadążam już za liczbą odbytych przez niego studiów podyplomowych, a tu jak diabeł z pudełka wyskakują dodatkowo szkolenia. Ogółnie temat nic do życia nie wnosi, oprócz powszechnej irytacji, ponieważ kolega kerownik, napompowany wiedzą, usiłuje teorię łączyć z praktyką i wdrażać różne usprawnienia, które tylko doprowadzają ludzkość do rozpaczy, bo jak wiadomo teoria i praktyka nie tylko nie leżą obok siebie na półce, ale nawet na tym samym regale, a – jak ostatnio podejrzewam – może i w dwóch zupełnie różnych magazynach, na dwóch zupełnie innych końcach województwa. Niemniej czasami udaje mu się wstrzelic z anegdotką. Anegdotka. W trakcie warsztatów, obecnym panom wezbrała w sercach jakaś żałość** i rozpoczęli wielopiętrową dyskusję na temat płci przeciwnej, której podsumowaniem było szumne hasło do wpisywania na sztandarach: KOBIETY LECĄ NA KASĘ. Gdy zaczęli przeginać,

Dialogi na 4 rogi

Ola                            (14:15) jest u ciebie MM? prezesowa                (14:15) poszedł Ola                           (14:15) :( prezesowa                (14:15) zadzwo ń na kom ó rk ę ;) Ola                            (14:15) szefowa… prezesowa                (14:16) łi? Ola                            (14:16) gdybyś mnie uprzedziła, że chcesz mi dziś wciulać, to zrobiłabym se peeling na tyłku Ola                            (14:16) :))) prezesowa                (14:16) hahahah prezesowa                (14:16) skąd wiesz, co mam na myśli mówiąc „wciulać”… Ola                            (14:17) no ja mam tylko jedno Ola                            (14:17) :) prezesowa                (14:17) musisz wypuścić swój umysł z okowów Ola                            (14:18) ahahha Ola                            (14:18) hhahahah prezesowa                (14:18) :D Ola                            (14:18) z okowów!!!! prezesowa                (14:18) z okowów wiecznego chodzenia utartymi śc

Dla mnie na zachodzie rozpiąłeś tęczę blasków promienistą

Melancholia mnie dopadła, sama nie wiem czemu. Pewnie to wina słońca, które raczej uporczywie zachodzi niż świeci. Chciałoby się wiosny przez W. Zielono się robi powoli, choć jeszcze nie w sposób satysfakcjonujący mnie w pełni. Widziałam już bardziej kwietne kwietnie. To idę pobyć refleksyjna.

Wielk kambak

I tak sobie powróciłam wczoraj do pracy. W nagrodę za dobrze wypełniane obowiązki szefostwo dołożyło mi roboty, ale za to odebrało 2 etaty. Czy ja wyglądam, jakbym była z gumy? Przyparta do muru wygłosiłam mowę do ludu chińskiego przez lufcik: 1. kiedy dostałam ten dział: - od dawien dawna były w nim 4 etaty ponad program, - stan etatowy był święty i nienaruszalny, - wszyscy pracownicy mieli wykorzystane 150 nadgodzin rocznie, - terminy ustawowe standardowo nie były dotrzymywane, - panował chaos, burdel oraz nikt nie był za nic odpowiedzialny, - nikt nie prowadził żadnych statystyk, dotyczących równomiernego obciążenia pracą oraz ogólnego rozdziału obowiązków; 2. po upływie pół roku: - odebrano mi 2 etaty, - nic już nie jest święte, - wszyscy pracownicy opuszczają budynek o 15.30, - a w międzyczasie latają i załatwiają sobie różne prywatne sprawy, - nikt nie wykorzystał nawet minuty ponad program (serio, serio, bez ściemy), - cała korespondencja odchodzi terminowo, a nawet sporo przed

Obraz

Lenię się

I już dawno z niczym nie było mi tak dobrze. Radosny nastroik. Law and pis.

Okazuje się, że jeszcze czymś można mnie zaskoczyć

Dziwacznie jakoś wczoraj do południa spłynęły do mnie tylko dwie teczki z korespondencją. Moja dzienna norma waha się w granicach 20 – 40 (sic!). Ponieważ odbywałam mnóstwo spotkanek, jakoś nie pobudziło to mojej czujności w sposób dramatyczny. Około południa jedna z moich pracownic poprosiła o pilne spotkanie w problematycznej sprawie. Po dwóch minutach drzwi się otworzyły i… staneła w nich liczna grupa z wielkim pakunkiem oraz chochocikiem. Pakunek wysunął się na czoło, a zaraz za nim T., oświadczając znad folii, że wypadałoby, abym wstała, gdyż nie będą się ze mną widzieli do świąt i zamierzają mnie obsypać pocałunkami na zapas. Zaskoczona dałam się obsypać, a następnie zapytałam, czy coś się stało z pracą. Chichocik wzmógł się w tylnych rejonach grupy, natomiast T. oświadczył, że strajkują. Ponieważ nie mam zwyczaju być łamistrajkiem, pogoniłam MM po ciastka i zarządziłam kawę. Przebiegając w międzyczasie przez sekretariat zauważyłam sterty piętrzących się MOICH teczek. Wysypało si

O tym, czego można zapomnieć

Zapomnieć można właściwie wszystkiego. Ja na przykład nałogowo zapominam, w którym miejscu na parkingu pod sklepem postawiłam samochód. Zapominam kluczy. Oddać Protoplastce jej gary, w których przyniosłam do domu tzw. łaskawą wałówkę. Raz nawet zapomniałam zabrać ze sobą do pracy laptopa. Ale żeby zapomnieć zabrać do domu własnej żony??? Przeanalizuję ten nabrzmiały fakt szczegółowo.

Dialogi na 4 nogi

prezesowa          (14:50) zasada, mój Sancho Pansa, jest następująca: nie kop pana, bo się spocisz MM                    (15:05) niech i tak będzie SINIORITO prezesowa          (15:06) czasem jestem taka dowcipna, że sama nie mogę ze sobą wytrzymać MM                   (15:13) no cóż prezesowa          (15:14) no cóż… oczekiwałam jakiegoś barwniejszego podsumowania mojego zarozumialstwa MM                    (15:21) to może wykonam FALĘ MEKSYKAŃSKĄ – to takie południowe prezesowa          (15:21) BRAWO – uwielbiam TAKIE teksty

Wykrzyknikowo

Szefowa wróciła ze zwolnienia lekarskiego po wypadku! Czuję się cudownie! Jestem radosna, jak skowroneczek i lekka , jak piórko! Nic mnie dziś nie wyprowadzi z równowagi!!! Żegnaj, dyrektorskie pełnomocnictwo! Żegnaj praco ponad siły! Żegnajcie problemy 1400. pracowników! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! Zaraz oszaleję ze szczęścia!!! Witaj mój zaległy urlopie!!! Tęskniłam.

Reality Show cz. 7 – złoto dla wytrwałych

Z racji obciążenia obowiązkami nie aktualizowałam reality show. Trochę się nazbierało, więc podzielę na odcinki i będę snuć swą opowieść jeszcze przez czas jakiś. Odcinek 7 jest zagadką. Co może zrobić obiekt w dziedzinie służbowej, aby rozbudzać uczucia prezesowej w stosunku do własnej osoby? czas na zastanowienie podpowiedź: Dział, któremu przewodzi prezesowa, zajmuje się m.in. rozpatrywaniem klientowskich reklamacji. W związku z tym prezesowa stale jest nieszczęśliwa, bo wszyscy klienci, którzy do niej trafiają, nienawidzą całego zakładu dla obłąkanych, z prezesową na czele, jako przedstawicielem. koniec czasu na zastanowienie Przychodzi prezesowa pewnego dnia do jednego z pokoi, zajmowanych przez jej pracowników, w którym notabene siedzi MM. Wkracza, od progu radośnie wita się z ludzkością. Ludzkość natychmiast rzuca się na prezesową, ponieważ jest ona, zwłaszcza ostatnio, towarem deficytowym. Prezesowa opędza się jak od przykrego owada, rozbieganym wzrokiem szukając drogi ucieczki

Dokonało się!

Szumne hasło przywitało mnie w drzwiach mieszkania J., gdzie zostałam wezwana „na jednej nodze” z powodu walenia się świata. - Bardzo się cieszę, podskakuję, gratuluję i całusków moc – podsumowałam, ponieważ znam osobiście szefa J., bardzo go lubię, szanuję i jestem mu dozgonnie wdzięczna za pewne wydarzenia z przeszłości. Wobec powyższego jego zmaterializowana wreszcie habilitacja oddziaływuje na mnie osobiście. - Ale jest problem. – J. przeszła płynnie do rzeczy – Laurka. Westchnęłam. Ciągle tak mam. Była nawet taka chwila, gdy uznałam, że mogę z tego żyć. Po pięćdziesięciu następnych przypadkach zbrzydło mi. - Długopis i kartka! – zarządziłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, ponieważ zasadniczo nie odmawiam w takich sytuacjach. A J. nie odmawiam nigdy niczego, bo ją kocham uczuciem całkowicie czystym oraz wypranym z wszelkich negatywnych emocji. Atrybuty pisarza laurek zostały dostarczone w mgnieniu oka, a z nimi kieliszek demi sec, które zresztą przysmyczyłam własnoręcznie. A potem ju

Powolutku, dostojnym krokiem,

pod pachą dzierżąc kalifornijskiego Zifandela , natomiast w garści hiszpańskie Tinto (oba czerwone oraz demi sec), przemierzam sklep w kierunku oczekującego Prezesa. - Nie wspominałaś wcześniej, że dzisiejszy wieczór zamierzasz spędzić u J. I to naprawdę do późna. – oświadcza Prezes, - Po czym wnosisz? – pytam niewinnie, a po jego westchnieniu dodaję – Na dziś jest tylko jedna. Druga po to, żeby tu zbyt prędko nie wracać. Podsumowując: mam w barku dwa wina i leżę trzeźwa w łóżku o 19.20. Oto zagadka,

Bywamy obrzydliwi

Nie zawsze bowiem żarciki w godzinach służbowych mogą być na poziomie. Osoby: O. M. prezesowa Czas akcji: 12.00 Miejsce akcji: przestrzeń telekomunikacyjna dzwoni telefon prezesowa : Zakład dla obłąkanych, prezesowa, słucham. O : Dzień dobry… Tu pracownik O. Łączę rozmowę. prezesowa : A łącz se. Ale z kim? O : Z M. M : Halo. Tu pracownik M. prezesowa : Czego, grzecznie pytam? M : Powiem krótko. (radosnym szczebiotem) Wieś Maca??? prezesowa : Dziękuję uprzemnie. Wieś Maki mi się odkładają w oponie. M : Hmmm… To inaczej. (radosnym szczebiotem) Lodzika??? prezesowa : Moja droga… Lodzika to ty będziesz oferowała, jak będziesz miała przełożonego mężczyznę. M : Gadanie. Wlezę pod biurko i ani piśniesz. To idę po lodziki dla innych! Pa, pa.

Kiedy jest mi naprawdę ciężko

otwieram szufladkę w szafce nocnej i wyciągam z niej „Kubusia Puchatka”. Śpi tam sobie spokojnie tuż obok Przyjaciela, mojego przyjaciela z dzieciństwa. Nie powiem wam, ile Przyjaciel ma lat, bo wyszłoby na jaw, że jest w wieku balzakowskim. Nie mam już więcej zabawek z dzieciństwa. Mam natomiast książki, co uważam za zupełnie niegroźną chorobę. Po prostu nie umiem pozbywać się książek i koniec. Wobec powyższego oświadczenia wnoszę, że Krynia głęboko docenia, że podarowałam jej kiedyś „Dzienniki” Marii Dąbrowskiej. I to wcale nie dlatego (docenia), że rzeczone „Dzienniki” są moją ulubioną książką. Bynajmniej. Chodzi o trud rozstania. Mój szef też najwyraźniej przeżywa trud naszego rozstania, ponieważ jak tak dalej pójdzie, będzie musiał się ze mną rozstać. Gdyż zejdę. I on najwyraźniej zaczyna to rozumieć, ponieważ zawezwał dziś moją koleżankę i poprosił, żeby mi pomogła, ponieważ albowiem się przepracowuję. Albo go przeceniam, a tylko mi się pogorszyło na wyglądzie. Wpadłam dziś do do

Najzabawniejsze zdanie, jakie ostatnio przeczytałam

„I tytanicznym wysiłkiem woli przełamawszy wrodzone opory, zabrał się do myślenia”. Andrzej Pilipiuk: Homo bimbrownikus. Jakie na czasie, mój boże…

O 21.40

w niedzielę zorientowałam się, że z nieznanych bliżej przyczyn nie spędziłam przez cały, niezwykle krótki, łikend ani jednej minutki na moim ulubionym krzesełku. Na Śląsku takie krzesełko się nazywa ryczka. Nie badam, czy chodzi o ryczenie. Otóż moja ryczka jest jedynie poniekąd ryczką, ponieważ ma pochodzenie skandynawskie i nabyłam ją w IKEi. W dodatku wcale nie jest ryczką, tylko schodkiem. A właściwie dwoma. Bardzo to praktyczne. Ja tu, panie dziejaszku, takie ulubione miejsce mam. W kuchni oczywiście, gdzie moje miejsce. Siadam sobie, czytam książki albo, czego można się spodziewać – blogi. Palę papieroski i popijam sobie, co tam mam pod ręką, czasem wino (pamiętam taką onegdysiejszą notkę własną zimową, że mnie stać na wino, no więc nadal mnie stać, ostatnio zwłaszcza mentalnie). Opieram się nieco. O kaloryfer, ma się rozumieć, gdyż lubię ciepełko. Tak się przebiegle urządziłam. I stwierdzam nagle, że żyję ostatnio dziko do tego stopnia, że cały łikend nie siedziałam na mojej ska

Reality Show cz. 6 – bunt na Bounty

Wypada doprecyzować, że osładzanie życia nazywa się Bounty Dark. Wcześniej to nie wydawało mi się istotne, ale zapatrywanie się zmieniło. Rzecz wydarzyła się w środę późnym popołudniem. dygresja Ponieważ reality ma się dobrze, musimy go jakoś nazwać, tak? O ile sobie przypominam, już tu kiedyś zamieszczałam dyskusję z komunikatora, więc niech zostanie MM. koniec dygresji MM przybył tanecznym krokiem, popatrzył ze współczuciem na moje lekko już zajeżdżające zwłoki, wyciągnął rękę i położył przede mną Bounty Dark. - A dlaczego właśnie to – powiedział – porozmawiamy jutro. Oczekuję wybujałych koncepcji. W odpowiedzi mogłam tylko westchnąć. W czwartek przetrzymał mnie do południa. A potem nawiązał. Teleinformatycznie. Niestety, chyba się co do mnie pomylił, bo nie jestem ostatnio w stanie wykrzesać z siebie ABSOLUTNIE NIC. Nawet usilnie zachęcana. Przypłynął pod koniec pracy. - Słucham propozycji – oświadczył – ostatnia szansa. - Chcesz, żebym się rozpłakała? - Podpowiadam: hasło reklamowe

Teksańskiej masakry łagodne zakończenie

Zupełnie poważnie obawiałam się, że młodego człowieka będzie trzeba przenieść w inne miejsce. Na szczęście Teksańska odbyła się po południu w piątek, więc przez weekend wszyscy mieli czas, by ochłonąć, co przyniosło efekty. W poniedziałek nie odzywał się ani słowem… do 12.00. A potem nie wytrzymał. Kiedy zamigał mi na pasku, nie będę ukrywała – lekko ścisnął mi się żołądek. Na szczęście okazało się, że kontakt uległ modyfikacji, czyli jednak to, co powiedziałam w piątek, zostało przemyślane, przetrwawione i wdrożone. Rozmowy nadal trwają, nadal są dowcipne, ale neutralne. A poza tym stara się osłodzić mi życie – ciężkie obecnie. Dosłownie osłodzić. Wczoraj – czekoladkami. Prawdopodobnie już bardzo widać, jaka jestem zmęczona. Podsumowując, powiem tylko jedno: szkoda, że nie szef. Bo jak to wszystko potrwa jeszcze trochę, to się wykończę.