2487
No, więc... koty. Koty są cudowne. Zofia umarła dziś dwa razy, przez co ledwie żyję. A było tak. Rano nikt nie został wypuszczony do ogrodu, bo Prezes pojechał do biura, a ja też musiałam. Niby na 2-3 godziny, ale jednak. Nie wypuszczamy zwierząt na zewnątrz, gdy nie ma nas w domu, co niezmiernie cieszy wszystkich kurierów. Nie wypuszczamy szczególnie w taka pogodę, żeby ktoś udaru nie dostał przypadkiem. Wiecie - niby ze schroniska, ale od razu do pięciogwiazdkowego hotelu. Przyjechałam jakoś o 10:30, pieski jak zwykle oddały mi honory wyjąc jak opętane, gdy tylko znalazłam się na drodze wewnętrznej. A już jak otwarłam drzwi... Tumult, histeria, skoki, padanie na glebę i dziki galop. Otwarłam drzwi, niech wszyscy idą. Poszli. W domu było chłodno, bo klimę odpaliłam zdalnie, więc zniechęcali się po kolei do wolności i swobody: najpierw Morganek, bo on zawsze i wszędzie z mamusią, potem koty, psy, Edka nie liczę, bo to powsinoga (w dodatku rasowa, podobno z hodowli, ale dokumentów n