No i tak…

Wyniki bez zmian. To znaczy mocznik lekko przekroczony (40 – norma 36), kreatynina też (3,0 – norma 2,4). Czyli nie jest dobrze. Ale w piątek rano kicia obudziła się rześka i pozytywnie nastawiona do świata, przeniosła się z piętra na dół i zażądała posiłku. Serce mi skoczyło, bo w czwartek wieczorem miała kompletną zapaść, nerki praktycznie się zatrzymały, spuchła, osowiała i myślałam, że to koniec. Przepłakałam prawie całą noc.
Na szczęście, jak mawia stare przysłowie: ranek jest mądrzejszy od wieczora.
Nasz wet wyniki obejrzał, zrobił też morfologię (anemia) i powiedział:
- Leczy się zwierzęta nie wyniki. Samopoczucie ważniejsze.
No to walczymy dalej. Nawadniamy podskórnie – niestety nie w systemie stałym, bo czasem puchnie nam lewa łapka i musimy robić przerwy. Zakupiliśmy karmę dla kotów z PNN (25 zł za 500 g. AAAAAA!!!) i cieszymy się, że została zaakcepowana. Karmimy po trochu przez cały dzien bez przerwy, bo niestety z jedzeniem nie jest tak łatwo, jak byśmy chcieli. Kicia uważa, że mamy poświęcać jej maksimum czasu, rzucać po jednym chrupku tak, żeby mogła go upolować. Na szczęście nawadnianie traktuje jak przykry obowiązek i stara się z niego godnie wywiązać.
Kolejne badania w piątek lub w sobotę.

Oczywiście każdy, kto tylko chce, może uważać, że przesadzam. Ale ja kocham moje zwierzęta i będę je ratowała tak długo, dopóki nie cierpią.
Uważam, że jestem Tusieńce to winna za lata całkowicie bezinteresownej miłości. Pokochała mnie bowiem całym swoim małym, kocim serduszkiem w dniu, kiedy schowałam ją za pazuchę zaraz po wyciagnięciu spod maski samochodu.
O, taką.

Komentarze