2078

Historyjka o tym, jak rodzice ryją nam psyche. Nawet gdy jesteśmy po czterdziestce.

Poszłam do dentysty. No, przepraszam, wiem, że sytuacja finansowa napięta, ale plomba mi wyleciała, w dodatku przyszyjkowa. Praca przy tym jednak trochę trwa, zwłaszcza gdy się chodzi z takimi sprawami do koleżanki. Po prostu musimy sobie wszystko obgadać. Przy tym ja dość specyficznie metabolizuję znieczulenie, więc zawsze jest dodatkowa zabawa.

Żeby się nie denerwować, wyłączyłam dźwięk w telefonie. Ząb zrobiony, ploteczki w trakcie odfajkowane, opłata uiszczona. Wyciągam telefon, a tam 6 połączeń nieodebranych. Trzy od ojca, trzy od matki. I SMS od ojca o jakże budującej treści: NATYCHMIAST POMOCY!
Ciśnienie skoczyło mi do dwustu, a tętno do tysiąca. W ułamku sekundy wyobraziłam sobie matkę w kawałkach, rozwleczoną na 200 m ulicy. Bo skoro ojciec woła pomocy, to znaczy, że matka nie żyje albo jest w stanie agonalnym.

Wierzcie, o mało się nie posikałam.

Biegnąc do samochodu drżącymi rękami wybrałam numer. Najgorsze cztery sygnały w moim życiu. Wreszcie tatuś odebrał.
- Tato, co się dzieje?! - wrzasnęłam.
- Nic - odpowiedział głosikiem spokojnym i wyluzowanym.
- To po co dzwonicie do mnie jak szaleni i wysyłacie SMSy o natychmiastową pomoc?!
- Tłok był w tramwaju.
- Z powodu tłoku mi wysyłasz?
- Nacisnęło się.

Rodzice mają aparaty dla emerytów z guzikiem emegerency. Pod nim jestem oczywiście ja. Bo kto? tacie "się zadzwoniło" i "się nacisnęło". Kiedy to odkrył, mama zaczęła do mnie dzwonić, żeby mi powiedzieć, że mam się nie denerwować, bo ojcu "się zadzwoniło" i "się nacisnęło". Ale nic się nie dzieje. Finalny komunikat był porażający.

Ludzie... oni mi zniszczyli dzieciństwo. Będąc pod opieką ojca, przywiązywaliśmy ze starszym bratem młodszego brata do haka od huśtawki (takiej montowanej w futrynie). I patrzyliśmy, jak się zabawnie szamocze. Przez ojca nie poszłam na studia prawnicze, bo mnie zamknął w pokoju i głodem wymuszał zmianę decyzji. Przy tym on się ciągle chce ze mną napić, bo podobno nie umie sam. A ja szanuję wątrobę. Gust literacki mi spaczyli, mówili do mnie siedmiozgłoskowymi słowami, na chorobliwie uczciwą wychowali, kazali szanować ojczyznę, do snu śpiewali "Pierwszą brygadę", o mało nie wdrożyli w obowiązek edukacyjny dwa lata przed terminem, śmiertelnie się obrażają, jeśli nie odzywam się przez dwa dni i ciągle się ze mną kłócą, argumentując nieśmiertelnym: nie masz o niczym pojęcia.
I jeszcze to.

Myślicie, że da się ich wymienić w ramach gwarancji?
Może chociaż ktoś przyjmuje reklamacje?!

Komentarze

  1. Uwielbiam Twoich Rodzicow:) Mozesz mi ich oddac do RZ:)

    OdpowiedzUsuń
  2. o kochana gwarancję to nawet już Ty straciłaś ! bez szans na reklamację ale za to reklamę robisz im cudną ! nie wiem dlaczego cały czas myślałam żeś jedynaczka !

    OdpowiedzUsuń
  3. Mysle, ze mozesz wynegocjowac jakies bonusy w postaci wnukow :) Moze nie od razu, moze za jakis czas...? :P
    To bylam ja, Anonimowy Gall

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdraszczam. Ciesz się że ICH masz, że możesz do nich zadzwonić i usłyszeć ICH głos. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Aniu. Ile by się nie śmiać, ile by nie kpić - są. To najważniejsze.
      Bardo ich kocham.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. On do tej pory robi takie rzeczy. Np. wczoraj podał mi kawę BEZ MLEKA. I nie miał nic na swoje usprawiedliwienie!

      Usuń
  6. No i po tym wszystkim wyrosłaś na porządną kobietę z bruzdą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. I tak go nie używa. No, chyba że po to, żeby mnie zdenerwować.

      Usuń

Prześlij komentarz