2318

Pomyślałam sobie, że zachęcę trochę tych z Was, którzy jeszcze nie kupili najnowszego Macierzyństwa bez Photoshopa. Bo wiecie... Mikołajek czeka. Ponieważ nie mam chwilowo pomysłu marketingowego, który rozwali system, postanowiłam podzielić się z Wami rozdziałem mojego autorstwa.

Pamiętajcie, że wszystkie pozostałe są lepsze niż mój.

MOJE ŻYCIE — PASMO OLŚNIEŃ

Nie będę oryginalna. Ja tu*  teksty redaguję, więc znacznie wcześniej niż czytelnicy wiem, co się pisze. W bólu ze współautorkami się łączę, bo mi bardzo łatwo. Otóż, uwaga!, całe życie byłam potwornie zakompleksiona i nienawidziłam swojego ciała. Rzec by można — rozdwojenie jaźni: z jednej strony ja, z drugiej ono, niby razem, a osobno. Obecnie opowieści o przejawach tego zjawiska, z naciskiem na ówczesne przemyślenia i emocje, „robią” imprezy. Widownia płacze ze szczęścia, gdy roztaczam przed nią wizje szarpiących mną uczuć. Chyba zajmę się tym zawodowo, zwłaszcza że stand-up ma się w naszym kraju coraz lepiej.

Żyłam więc sobie bezpiecznie, bo w grupie — czyli ja i moje kompleksy — nie przyjmując żadnych bodźców z zewnątrz. Ani ciepłych słów życzliwych osób, ani opinii terapeuty, ani w końcu realnego zainteresowania mężczyzn, które bez specjalnego wysiłku wypierałam. A wszystko pomiędzy olśnieniami.

Olśnienie pierwsze
To było jakoś w czasie matur ustnych. Wiedzeni przynależnością grupową, stawialiśmy się na wszystkie egzaminy, włączając cudze, by dodawać skazańcom otuchy. Zdawanie matury było wtedy ściśle połączone z jaraniem za węgłem oraz dokonywaniem podsumowań. W wirze debaty, komentując atrakcyjność wizualno-towarzyską różnych osób, wypaliłam do otaczających mnie kolegów z grubej rury:
— W końcu spotykaliście się ze mną tylko ze względu na Zośkę. Wlekła mnie wszędzie ze sobą, to co mieliście robić?!
Zapadła taka niezręczna cisza. Moi koledzy popatrywali po sobie dziwnie, aż jeden mruknął, wydmuchując dym:
— Zapraszaliśmy Zośkę tylko dlatego, że była z tobą.
Co ja na to, spyta ten i ów? A jakże — nie przyjęłam do wiadomości! Znakomity żarcik.

Olśnienie drugie
Na terapię poszłam. No, dobra — może w innej sprawie, ale przecież musiało zejść na mój, pożal się Boże, wygląd. Starym, sprawdzonym sposobem wypierałam wszelkie uwagi terapeuty. Aż do dnia, gdy usłyszałam pewną opowieść. Dotyczyła ona Amazonek, które mają takie same problemy z samoakceptacją, jak większość kobiet, plus, w promocji, okaleczenie ciała, czyli usunięcie jednej lub obu piersi. Jak się okazuje, potrafią nienawidzić siebie do niewyobrażalnych granic. W trakcie jednego ze spotkań zadano im pracę domową. Miały stanąć nago przed lustrem, przyjrzeć się sobie i znaleźć jedną ładną część ciała. Choćby paznokietek w małym paluszku u stopy. Cokolwiek. Z całej, dużej grupy zadanie były w stanie wykonać tylko dwie panie. Na następnym spotkaniu obie opowiedziały identyczną historię. Otóż, pokonawszy obrzydzenie, stanęły przed lustrem, spojrzały na swoje blizny, na miejsca, gdzie kiedyś były piersi, a pozostały tylko zniekształcenia, i zrozumiały, że mogłyby być cudownie piękne i doskonale... martwe. Że te blizny to ich SZANSA, BY ŻYĆ. Żeby budzić się każdego dnia, cieszyć słońcem, przytulać ukochane osoby, czuć dumę z własnych i ich sukcesów.

Wysłuchawszy opowieści, pożegnałam się, wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Tak gdzieś w połowie drogi jej głęboka mądrość dotarła do mnie z całą mocą. Coś pękło. Zaczęłam potwornie płakać, po prostu się zachłystywałam. Musiałam zatrzymać samochód, bo nie byłam w stanie prowadzić. Po powrocie do domu stanęłam nago przed lustrem i pierwszy raz w życiu zobaczyłam w nim kogoś zupełnie innego. 

Mam pełne kształty, bo moje życie jest dobre i spokojne, mogę jeść, co i kiedy chcę, nie znam lęku, ucieczki, zimna i głodu. Brzuch pozostał rozciągnięty po ciąży i znaczą go liczne rozstępy, a piersi są ciężkie i wiszące — ale na wyciągnięcie ręki mam wspaniałą, dobrą, mądrą młodą kobietę, moją córkę. Nie oddałabym ani jednego pęknięcia skóry, kicham na sterczące cycki. Nie żałuję. Moje nogi są grube i mocne, a niosą mnie wszędzie, gdzie tylko zechcę; nie narzekają i nie buntują się, choć od ćwierćwiecza katuję je bardzo wysokimi szpilkami. Zaledwie pomyślę, a one już robią, co do nich należy. Mam cudowne dłonie: silne i twarde, gdy trzeba, a delikatne, miękkie i ciepłe — w innych okolicznościach. Ręce, które chroniły kruche niemowlęta — ludzkie i zwierzęce — zapewniając im bezpieczeństwo. Te, którymi dałam w ryj wielgachnemu bykowi, co to odważył się zamachnąć na moją matkę. I przeprowadzkę umieją zrobić, i knedle ze śliwkami. Wszystko potrafią — jestem z nich dumna! Mam mnóstwo siwych włosów, skrzętnie ukrywanych pod farbą, ale każdy z nich to doświadczenie i życiowa mądrość. Puste, łatwe, płytkie życie... to nie dla mnie. Są też zmarszczki w kącikach oczu. Pewnie byłoby ich mniej, gdybym się tak ciągle nie śmiała. Ale na cholerę człowiekowi żyć, jeśli nie może się pośmiać do rozpuku! 

Olśnienie trzecie
Po domu plącze się „ja — wersja druga, poprawiona”. Może kiedyś nie było to takie widoczne, ale teraz, gdy jest dorosła, ludzie reagują zawsze tak samo:
— Jesteście identyczne! To niemożliwe!!!

Patrzę na tę moją córkę… jaka ona piękna! Te sarnie oczy, rzęsy nieprawdopodobnej długości, zdecydowanie zarysowane brwi, serduszko ust, zgrabna, idealnie proporcjonalna figura i te nogi! No, nogi to ona ma do samej ziemi. Jest doskonała.
Ale zaraz! Skoro ona taka piękna, a jesteśmy identyczne…

***

Moje ciało jest jak moje życie — piękne, choć pewnie niełatwe. Widzę w nim odbicie tych wszystkich cudownych rzeczy, które mnie spotkały i wciąż stają się moim udziałem. Tyle czasu byłam dla niego niedobra, a ono mimo wszystko oddawało mi coś zupełnie przeciwnego. Może trochę wdzięczności?! Pokochałam je więc z całego serca i mam nadzieję, że będziemy sobie razem we względnej sprawności jeszcze przez długie lata. W końcu… nie ma czegoś takiego, jak „moje ciało — osobny byt”. Jestem całością: fizyczność nierozerwalnie połączona z intelektem, wdziękiem, poczuciem humoru. Jestem doskonała. I nigdy jeszcze nie byłam taka stara. Ani taka gruba. Wreszcie — nigdy, przenigdy nie byłam taka szczęśliwa.

Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż się wydaje.

* Macierzyństwo bez lukru


Idźcie na stronę wydawnictwa i czyńcie dobro.

Komentarze

  1. Cudowne...objawienie i dla mnie też Asiu, dzięki Twoim słowom..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa powinny zmieniać człowieka w nas. Zasadniczo jestem tu wciąż bardzo prawdomówna. O niektórych sprawach nie piszę, ale gdy piszę, to nie kręcę. Pokochaj siebie, naprawdę. Życie staje się zupełnie inne.
      Byłam bardzo poważna, kiedy to pisałam.
      Płaczę zawsze, gdy to czytam.
      Bardziej już się nie da.

      Usuń
  2. Cudowne w 'latach trzydziestych i po' każdej kobiety jest to, że w końcu się uczy kochać swoje ciało. Godzi się z jego wyglądam, bo wie, że lepiej nie będzie. Że to ten moment, ostatni baston (olśnienie). Cudowna aromatyczność dojrzało-przejrzewającego owocu.
    Niesamowite, że w 'latach dwudziestych' mamy tyle kompleksów i nienawiści do własnego ciała. Jakby interpretacja stanu per psyche się spóźniła.

    Dobry, inspirujący tekst, marketing musi być z ciebie dumny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu marketingu. Ale mylisz się - kobiety, z uwagi na wychowanie i oczekiwania społeczne, potrafią nienawidzić siebie do ostatniego tchu.
      Każda przeciągnięta nawet za uszy na jasną stronę mocy, to dobro w czystej postaci.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. No, starałam się. Dla Ciebie też :)

      Usuń
    2. dziękuję !
      ja dwa lata temu dostałam pięścią w nos i od tego momentu wiem że moja fizyczność jest spoko , i nie że czekam ale wiem że to może się zmienić dlatego cieszę się że codziennie budzę się i wstaję , idę , biegnę itd...

      Usuń
    3. Ja też. I to jest akurat najlepszym, co może nas spotkać. Carpe diem.

      Usuń
  4. Fantastyczny mocny prawdziwy tekst. Dobrze pokochac swe cialo.marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość zawsze otwiera. Obyśmy to wszyscy wreszcie zrozumieli.

      Usuń
  5. Świetny tekst. Jestem Amazonką, rozumiem Cię doskonale. Wybieram się 28 czerwca o 18.00 do księgarni Matras w Warszawie. Pewnie przy okazji będzie można kupić tę książkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno. Aż żal, że się nie spotkamy. Jednak zawsze możecie mnie najechać, niczym Hunowie. Poważnie zastanawiamy się nad przerobieniem drzwi na takie, jak w saloonie. Pomnij jedynie, że poznanie m nie osobiście bywa szokujące ;)

      Usuń
    2. Myślałam, że może będziesz... Ale Idiomkę poznam!

      Usuń
    3. Na pewno poznasz też Mamę Szóstki. I Manufakturę. Pewnie Chudą.
      WARTO!

      Usuń
  6. Wzruszyłam się... Książkę napisz, kupię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I poryczałam i poczułam. Jestem na etapie kiedy kompleksy idą gdzieś małymi kroczkami na dalszy plan, bo się priorytety zmieniły gwałtownie. Czyż różnych rzeczy człowiek nie zaczyna rozumieć w cholerę za późno?
    Z przyjemnością czytam Ciebie, jak zawsze. I z dziką przyjemnością przeczytam pozostałe teksty z książki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja to jednak nieco żałuję, że prócz córki nie masz syna. Spotykałabym się z nim ze względu na Ciebie. Nawet do USC bym jakoś zawlokła....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czym prędzej :) żebyś jeszcze zdążyła nieco odchować i żeby mnie prokurator nie ścigał!

      Usuń
    2. W razie czego zwrócę się do Ciebie po referencje na stanowisko teściowej ;)

      Usuń

Prześlij komentarz