2499

Mijają właśnie dwa tygodnie od chwili, gdy Lola* zamieszkała z nami. W domu sytuacja mniej więcej powróciła do punktu wyjściowego. Oczywiście odczuwamy zmiany, ale nie są one w żaden sposób dotkliwe.

Koty praktycznie natychmiast zorientowały się, że śmierdząca góra mięsa ich nie widzi, w związku z czym olały temat. Jedynie Karol boczył się przez trzy dni, kiedy to straciłam ostatecznie cierpliwość, poszłam na zaanektowane przez niego pięterko, wzięłam go pod pachę, zniosłam na dół i powiedziałam:
- Patrz, tu leży potwór. A tam jest ojciec, który nie może bez ciebie wydajnie pracować. Idź mu pomóc, bo kasa wydaje się niezbędna.

Zofia ma do Lolki stosunek identyczny, jak do reszty psów: olewa ją po całości i jest gotowa natłuc, jeśli zajdzie taka potrzeba. Akurat wczoraj doszło do sporu między psami, więc Zofia pojawiła się bezszelestnie, pełna dobrej woli wskazania wszystkim mieszkańcom, gdzie ich miejsce, ale na szczęście udało nam się z Prezesem ogarnąć sytuację, więc wszyscy nadal żyją.

Edward wyraźnie by zadzierzgnął. Przechadza się przed nosem Loli po blacie, wolno przesuwając tylne łapki, żeby miała czas je obwąchać. Widać, że to zawoalowana propozycja z cyklu „chcesz se ciumknąć aromatyczną kocią nóżkę?”, ale Lola jeszcze nie załapała i nie ciumka. Nie wiemy, czy to efekt nieśmiałości do kotów, czy też pierwszy raz spotkało ją tego typu zaproszenie i nie bardzo ogarnia, co począć, więc na wszelki wypadek nie poczyna.

Lesiek, po niewielkim epizodzie stresowym, dotyczącym sprowadzenia do domu psa większego od niego, już na powrót obudził w sobie zew dyrektora posesji i skrzętnie pilnuje, żeby Lolka dotrzymywała mu towarzystwa w szczekaniu na sąsiada. Podejrzewam, że w jego psich wiadomościach pojawił się komunikat: „chodź, podejdź, to cię chewbaccą poszczuję”. Ogólnie stadko mu się powiększyło, więc nie narzeka, choć wczoraj próbował Lolce narzucić swoją wolę i tyle ugrał, że byliśmy blisko. Poza tym jednym przypadkiem relacje są podręcznikowe.

Hance raz się oberwało od Loli i wzięła to sobie do serca. Nic się wielkiego nie stało – ot, histeryczny wrzask i oplute futerko. Taka próba sił: gdyby Lola chciała jej coś zrobić, toby ją zabiła. Tymczasem nie złapała nawet zębami, tylko przygniotła kufą do podłogi i powiedziała brzydkie słowo. Hania już wie, że trzeba uważać i zachowuje się z należnym wielkiemu psu szacunkiem.

Natomiast Morgan… no, cóż. Okazuje się, że zamieszkał z nami ktoś, kto skupia na sobie uwagę mamusi, gdy tymczasem powinna (ta uwaga) w całości obejmować wyłącznie pieska Morganka. O zazdrosnym charakterze stalkera wiemy nie od dziś, więc uciszamy bluzgi nierozsądnie rzucane pod adresem dużej suki, ale nie przejmujemy się tym przesadnie: przegnie, to ona nim miąchnie i temat będzie załatwiony.

Sama Lola jest niewyobrażalnym pieszczochem. Snuje się za nami bez przerwy, przytula swój wielki, jak wiadro, łeb, żąda miziania, drapania, czesania i ukochów. Kiedy ją przytulam, ze szczęścia rozjeżdżają jej się nóżki. Jest leniuchem, śpiochem, niestrudzoną zwiedzaczką ogrodu, niesłychanie pojętną uczennicą, ale ma tendencje do robienia, co się jej podoba, więc po dwóch tygodniach zakończyła etap kompletnego wyluzowania i zaczynam od niej wymagać. Nie ma, że jak wołam, to ona podejdzie, a kiedy wyciągnę rękę, zachichocze i ucieknie. Wołam – ma przyjść i bez dyskusji. To ważne również dla jej bezpieczeństwa. Nie zna żadnych komend, ale popchnięta delikatnie w zadek – siada, by po chwili radośnie rozpłaszczyć się na podłodze. Dokładam więc do tego komendę, pochwałę i myślę, że szybko załapie.

Niestety kradnie. Dziś ocaliłam swoje śniadanie w ostatniej chwili, bo przecież sięga na kuchenny blat bez najmniejszego trudu. I suchego chlebka to nie, ale poszmaruj mi maszełkiem, mamusza, i szerka tesz daj. Nie przyswaja niczego prócz gotowanego mięsa z ryżem (absolutnie żadnych warzyw, jarzynki skupiają zło całego świata) oraz ludzkiego jedzenia (ciaszteczko tak), jednak ostatnio robi uprzejmość gryzakom. Nie zawsze, jednak doceniamy. Na siłę przestawiać jej nie będę i głodem też nie wezmę – prawdziwy z niej Polak: jak głodna, to zła, że hej.

Dorosłych gości akceptuje bez problemu, nie znamy jej reakcji na dzieci, bo nikt się jakoś nie kwapi, by podesłać swoje do testów. Pomyślałby kto! Jednak lubią te bachory, choć gadają zupełnie coś innego. Myślę, że z czasem jakieś dziecko się trafi i zobaczymy, ale obstawiam, że nie będzie specjalnie zainteresowana (chyba że miziaki), przynajmniej dopóki nie nastąpią wrzaski i przesadnie gwałtowne ruchy, które Lolę niepokoją ze zrozumiałych względów.

Prezes przeżył dwugodzinną obrazę na Lolkę, gdy zbezcześciła Hankę, jego ukochaną, malutką córeczkę. Obracał się tyłem, gdy trząchała go nosem, jednak uległ w końcu urokowi osobistemu połączonemu z czarem oraz moim upomnieniem, że Hania jest koszmarnie rozwydrzonym bachorem, do czego istotnie się przyczynił, i dobrze jej tak. Nie, żeby miała jakieś złe zamiary – po prostu nikt jej nigdy nie zrobił krzywdy, więc czekoladową radością i nieokiełznanym optymizmem ma zwyczaj eksplodować. Kto zna Hankę, ten wie, o czym mówię.

A ja? Cóż… jak to matka wielodzietna. Jedno w tę czy w tamtą, bez różnicy. Kocha się tak samo i tak samo dba. Choć nie przeczę – Lola jest ucieleśnieniem moich marzeń o psie, ponieważ odkąd pamiętam, żywiłam szczególne uczucie do wielkich łap i gigantycznych psich głów. Myślę, że niewielkie czipsy dość przyzwoicie wprowadziły mnie w arkana piesologii i przygotowały na spotkanie ze stworzeniem, które bezwzględnie trzeba umieć okiełznać wolą, bo jest ode mnie po prostu silniejsze, a do tego dorosłe, nieznane i nieprzewidywalne.

No, udała się nam ta dziewczyna, nie ma co gadać po próżnicy. Tymczasem na cyfrze 7 kończymy zaangażowanie adopcyjne, bo to już naprawdę dużo. (A co taka zeżre, to dajcie spokój). Przed nami miliony do pozostawienia u weterynarzy w przyszłym miesiącu i znów nadejdzie wiosna, gdy kolejnymi setkami będziemy uszczęśliwiać sprzedawców obroży przeciwkleszczowych. I tak dalej, i tym podobne. Obyśmy tylko zdrowi byli. Czego nam Państwo, w uprzejmości swojej, pożyczy. 

---

* Dla tych, którzy nie śledzą nas na Facebooku: Lola pochodzi ze schroniska we Wrześni i jest niewidoma.





Komentarze

  1. Miałam niewidomą sunię, owczarka niemieckiego. Wzrok straciła jak miała ok. 5 lat. Doskonale sobie radziła, oczy zastępowały jej łapy i nos. Nawet w góry z nami jeździła, szła za mną i stawiała łapy po moich stopach. A nasze koty przynosiły jej nawet złowione myszki. Żyła 13 lat i chyba była szczęśliwa, czego i Wam życzę. Ewa z J.G.









    OdpowiedzUsuń
  2. ależ to piękne :)) JA ostatnio gdzieś trafiłam na profil niewidomego husky :)) I to szaleństwo gdy "zobaczył" ŚNIEG!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteście wielcy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz