2500
Ktoś skomentował, że Lola pięknieje z dnia na dzień. Opowiem Wam więc, jak to jest z tymi adoptowanymi psami (i innymi zwierzętami też).
---
Kiedy znaleziono Brendę, była brudna jak nieszczęście, wielka, stara, ślepa i nie współpracowała. To o niej wiemy z relacji wolontariuszek, które oddają swój czas i serce zwierzętom ze schroniska we Wrześni. Gdy zobaczyłam ją ja, nadal była wielka, stara, ślepa, ale trochę odszczurzona i zaczynała się starać. Co zobaczyliście Wy?
Na początek – wielką głowę z kłapciatymi uszami i oczy zasnute bielmem. Oraz informację, że do nas jedzie. Zdradzę Wam tajemnicę: przez sam fakt, że ją wybraliśmy, wydała Wam się ładniejsza i godna miłości. W końcu – lepiej lub gorzej, ale zawsze jakoś – nas znacie i pewnie trochę lubicie, skoro ciągle tu jesteście. Uwierzyliście mi na słowo, że zamieszka z nami ktoś wyjątkowy. Tak traktowaliście ją od początku. I słusznie.
Jest bardzo łagodna i przyjacielska w stosunku do ludzi, choć pewnie nie bez znaczenia pozostaje tu nasza postawa i atmosfera panująca w domu. Nie usypiamy jednak czujności – Lola jest wielkim i niezwykle silnym psem, a wyprowadzonej z równowagi nie zatrzymamy, czego zapowiedź już kilka razy doświadczyliśmy. Na szczęście reaguje na nasze zachowanie w stresowych sytuacjach, jednak na bramie zawisła bardzo widoczna ostrzegawcza tabliczka. Każdy, kto wejdzie na posesję pod naszą nieświadomość, musi się liczyć z faktem, że stanie twarzą w twarz z molosem, którego reakcję trudno przewidzieć. I bardzo mi przykro – pies jest u siebie.
Lolka pilnuje obejścia, mimo że jest ślepa. To nie jest bernardyn, jak wpisano w dokumentacji – bardzo rozsądnie zresztą, propsuję, bo prawda odebrałaby jej całkowicie szansę na adopcję – ale (najprawdopodobniej) moskiewski stróżujący lub, jak to się mawia po śląsku, krojcok. Nasze małe psy biegają „u siebie” z dumnie podniesionymi ogonami; wyluzowana Lola ma swobodnie opuszczoną kitę i nienaprężone mięśnie. Jeśli wpadnie Ci do głowy odwiedzić nas bez zapowiedzi i wleziesz przez furtkę, bo wiadomo że mamy otwartą, a następnie zobaczysz wyłaniającą się skądś Lolcię z zawadiacko uniesionym, zakręconym ogonkiem, podnoszącą uszka, „przyglądającą” Ci się z zaciekawieniem i przekrzywioną główką, to… Nie, nie spierdalaj. Stój, gdzie stoisz, powoli wyjmij telefon, zadzwoń do mnie i pilnuj zwieraczy. Obiecuję, że zareagujemy natychmiast, o ile nie zrobisz nic głupiego i zdążymy. Ja wiem, że czytacie moje o niej opowieści i myślicie, że to taka puchata, milutka, futrzana kuleczka, tylko że NIE. To potężna siła kierowana instynktem, by strzec swego stada i jej ślepota nie ma nic do rzeczy. Znajdzie Cię z palcem w dupie. Pretensje do tego, kto nie dzwonił przy furtce.
Co widzę ja, gdy na nią patrzę? Ósmy cud świata. Milutką, puchatą, futrzaną kuleczkę, która NIE ŚMIERDZI (sic!), całuje mnie w ucho, stara się bez przerwy pozostawać z nami w cielesnym kontakcie, nie pluje bez potrzeby, żebrze, kradnie, domaga się atencji, daje się kłuć zastrzykami i pobierać sobie krew bez słowa skargi, znosi bez większych fochów, gdy grzebię jej w oczach, uszach czy dziurze w brzuchu, entuzjastycznie wita gości, których my entuzjastycznie witamy. Widzę najpiękniejszego psa na świecie i to całkowicie zgodne z prawdą. Jestem w niej nieuleczalnie zakochana, ale nie ogłupiała z tej miłości. Zdaję sobie sprawę, że taki pies jest niebezpieczny, bo wielki i z nieznaną przeszłością – nie mamy pojęcia, co może ją przestraszyć czy wyprowadzić z równowagi. Nie wiemy, czego doświadczyła i jak ją traktowano, czy nie skrzywdzono w jakiś sposób, nie wywołano reakcji stresowej. I dlatego po prostu na nią uważamy. Na wszystko wokół też. Bo ona działa w ułamku sekundy, z bezbłędną celnością i nie bierze jeńców. Zapytajcie Leśka.
Czy ma sens adopcja takiego psa? Po stokroć TAK. Gdy w schronisku zobaczycie starego pokurcza, bądźcie pewni, że pod brudem i rezygnacją tkwi dokładnie ten różowiutki, misiowy jednorożec, z którym pragniecie zamieszkać. Daję Wam na to uroczyste słowo honoru. Wpuśćcie go do swojego domu i serca, a nie będziecie mogli wyjść z podziwu, jak to się stało, że nikt przed Wami tej urody nie dostrzegł. Będzie piękniał każdego dnia, aż zmieni się w kogoś zupełnie innego niż przypadkowo napotkany za kratami kundel. Z nieadopcyjnym Morganem było identycznie (Hanusia była przecudnej urody, Lesiek pierwszy, więc przeżywaliśmy tyle emocji, że nie pamiętam, Karol pogryzł nas wszystkich tak, że nosimy blizny do dziś, Zofia zrujnowała nam relacje w domu, a Edek… on był słodki, ale potrafił wkurwić i ma to do dziś). Dajcie szansę takiemu zwierzakowi, za jakiś czas nie będziecie mogli sobie przypomnieć, jak to było żyć bez niego. Miłość czyni cuda. Zmienia na wieki.
Byle z głową, dobra? To się ZAWSZE przydaje.
Piękna historia i cudowny pies! :) Ja miałam kiedyś takiego starego psa (sukę) i jej uczucie naprawdę było czuć.
OdpowiedzUsuńech, toż to prawdziwy uśmiech losu tak znaleźć w internetach po niemal 20 latach... pozdrawiam ciepło i smarkastycznie ;-)
OdpowiedzUsuńA po czym wnosisz, że to Ty?
UsuńCudna historia, a na fb zastanawiałam się, skąd się wzięła Lolka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń