2507

 Tak rzadko tu zaglądam, że zapominam wrzucać nie tylko na Fb ważne notki. A ta na pewno powinna się była tutaj znaleźć. W czerwcu. Lepiej później niż wcale.

Pierwszy w życiu Dzień Ojca, w którym nie składam życzeń.

Mój tato był zdecydowanie najinteligentniejszym człowiekiem, jakiego znałam. A ponieważ przekroczyłam pięćdziesiątkę, czyli mam z górki, ta opcja raczej nie ulegnie zmianie. Trochę już za późno na szukanie nauczycieli, zwłaszcza gdy samemu jest się osobą, do której wiecznie wszyscy przyłażą z głupimi pytaniami, mimo że uporczywie ich zniechęcam nieuprzejmym zachowaniem, niemiłym charakterem i opryskliwością. Jestem gotowa nawet przestać się myć, żeby zniechęcać zapachem, jeśliby to odniosło skutek.

Miał też tato poczucie humoru oraz dystans do siebie, choć naturalnie nie zawsze. Ale dość mu przeszkadzało, gdy jakiś rozmówca rzeczonych przymiotów nie posiadał. Przy tym był popędliwy i nie przebierał w słowach. Jednak mogę śmiało założyć, że w kompaniach przeróżnych bardzo lubiono jego udział i często oń zabiegano. Uczciwy do przesady, prawy człowiek; lubił się śmiać, dobrze zjeść i wypić, choć towarzystwo książek przedkładał nad ludzkie odkąd pamiętam.

Nie chwalił mnie nigdy, a moją inteligencję docenił - niechcący zresztą - gdy już byłam po trzydziestce. Bardzo mnie to bolało i trudno się z tym żyło. Myślę, że moje poczucie bycia niewystarczającą, prześladujące mnie przez dziesiątki lat, pochodziło właśnie z tej relacji. Niestety zdarzało mu się powiedzieć szybciej niż pomyślał i te nader prędkie wyrzuty zostały ze mną na zawsze.

Musiałam się starać sprostać jego oczekiwaniom, a poprzeczka była zawieszona wyjątkowo wysoko. Najwięcej wymagał od siebie, a potem ode mnie. Nie miałam przestrzeni, by zastanowić się, czego sama chcę od życia, bo to już było zaplanowane. I nie do końca dobrze przeze mnie realizowane, choć dziś wiem już, że cieszyły go moje sukcesy. Przez wiele lat nie wiedziałam, więc nawet tych sukcesów nie dostrzegałam. Pewnie myślał, że zimny chów zachęci mnie do większego wysiłku, ale się pomylił. Już go za to nie winię. Już rozumiem, że jego ojciec traktował go tak samo, a był jedynym wzorem, jaki miał.

Czy mnie kochał? Bardzo. Myślę, że najbardziej na świecie. Powiedział mi to wiele razy, nawet w tych ostatnich chwilach. Bardzo chciał, żebym była szczęśliwa i cieszył się, gdy mówiłam, że jestem. Wraz z jego odejściem moje życie skomplikowało się, a to tylko znaczy, że pełnił w nim ważką rolę, odciążając od różnych zjawisk, które obecnie doganiają mnie na każdym kroku. I mimo że się złościł, to wszystko mi wybaczał - na swój pokręcony sposób. Nawet to, że raz wykrzyczałam mu w twarz, że jest idiotą i nigdy nie przeprosiłam.

Ajde, tatuś. Przytul wszystkie koty, które na ciebie czekały.



Komentarze

  1. Ech, mój tatko też z tych trudniejszych charakterologicznie, ale wnuki kocha bezwarunkowo, gotowy durnia z siebie robić ku uciesze małoletnich ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz