Korzystając z feryjnej nieobecności Potomstwa

zasiadam sobie przy jej biurku, które jest perfekcyjną norą. Ciepło, cicho – bo Prezes na górze zajmuje się swoimi sprawami. Z głośniczka smooth jazz, załatwiam zaległą korespondencję. Żyć, nie umierać.
Wokół mnie powoli gromadzą się ciepłe kocie ciałka, napełnione po uszy karmą Royal Canin – z jednej strony róziowego* laptopika Karolek mruczy w takt muzyki, z drugiej Edzio, w pobliżu przemykają obie kotki. Jest spokojnie, sennie, miło.

I nagle ci kretyni zaczynają bekać. A potem mój śliczny rudy koteczek jak nie ziewnie mi prosto w twarz! Co one żrą, do diaska!!!

* Tak!!! Dorobiłam sie własnego laptopika!!! Róziowego!!! Sama wybierałam (tu: duma).

Komentarze