Notka w sam raz dla MbL

O cierpliwości chciałam. I oczywiście o tym, do czego mama ma prawo. A przy okazji o tym, do czego prawo ma córka. Córka, która jest mamą. A czasem czuje się mamą własnych, mocno już starszych, rodziców.
Bo dzieci miewają problemy w szkole. Żadne to odkrycie, rzecz stara, jak świat. Sama miewałam problemy w szkole. Konkretnie w liceum. Z przedmiotów ścisłych. I nie chcę tu bynajmniej rozważać kwestii – humanista czy ścisłowiec, bo to tak naprawdę nie ma znaczenia. Jedni łapią niektóre rzeczy w lot. A inni nie.
Moja córka ma problemy w szkole. Z fizyką. I chemią. Wielkie mi odkrycie. Z uwagi na to, że matura dyszy nam w kark, wyznaczyłam cezurę czasową na samodzielne poprawienie ocen. Nie wyszło. W związku z tym zarządziłam korepetycje. Niby, że jestem bezrobotna, ale nie aż tak, żeby nie dać na masło do chlebka za ciężką pracę fizyczną, jaką jest pompowanie wiedzy do opornej głowy. Wiem, że to praca fizyczna, bo sama kiedyś udzielałam korepetycji. Tyle, że zupełnie z czegoś innego.
Zaatakowana propozycją (nienową w końcu) korków Córka – krzyczy. Ja też mogłabym krzyczeć, bo cały dzień siedzę przy komputerze i księguję. Do czego nie jestem stworzona. Tak się jakoś stało. Wybaczcie.
Ale nie. Bo czy mama ma prawo krzyczeć, kiedy w domu nastolatka oporna na wiedzę? Otóż nie. Bo ktoś musi być spokojny. Nawet, jak od wysokich tonów lasuje mu się mózg.
Dzwonię do Protoplasty, bo w końcu nikt lepiej niż on nie jest w stanie sprostać wyzwaniu znalezienia korepetytora dla opornych. On na mnie krzyczy.
Ja też mogłabym krzyczeć, bo cały dzień siedzę przy komputerze i księguję. Do czego nie jestem stworzona. Tak się jakoś stało. Wybaczcie.
Ale nie. Bo czy córka (i matka w jednym) ma prawo krzyczeć na własnego, niemłodego już w końcu, ojca choleryka? Otóż nie. A przynajmniej jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Finalnie wszyscy się na mnie wydarli z bliżej nieznanego powodu.
Oczywiście – mogę poczekać, aż zawali tę fizykę, zostanie na drugi rok, czytaj: poniesie konsekwencje. Ale czy to coś zmieni? Czy od tego zrozumie? Czy to na pewno będzie zmiana na lepsze?
A dołóżmy jeszcze do tego faceta, który chodzi. Przechodzi koło mnie szesnasty raz. Bo on się zastanawia…
A ja tylko pracuję. Oj tam, oj tam.
No to do czego ma prawo mama, której naprawdę wiele rzeczy wychodzi już bokiem? Tak sobie pytam.
i od razu odpowiadam: matka ma prawo całym swoim życiem pracować na świętość.
A jak nie ma siły i zwyczajnie się jej nie chce załapać na santo subito?
No to już jej problem.

Komentarze