1080

Sięgam pamięcią najdalej jak potrafię i widzę moją mamę z umalowanymi ustami. Kiedy się nad tym zastanawiam, uzmysławiam sobie, że w tym „najdalej” mama jest chyba moją rówieśnicą. Jak na ówczesne czasy byłam dzieckiem późnym – rodzice moich koleżanek szkolnych mieli dwadzieścia parę lat. Moi – po czterdziestce. Dziadkowie rówieśników byli niewiele starsi od moich rodziców. Bardzo im zazdrościłam tych młodych mam, wyglądających prawie jak koleżanki, tych tatów z długimi włosami, w dzwonach i śmiesznych, szerokich krawatach (potem – w śledziach).
Moi byli zupełnie inni. Mamę lokalna społeczność nazywała „kapeluszową”. Była elegancka, jak na te siermiężne czasy – nikt przecież nie wiedział, że nocami ściboliła ciuchy z tkanin dziwnego pochodzenia i prowadziła rozbuchaną kooperatywę z zaprzyjaźnioną krawcową. Z resztek, ze „spadów”, z przeróbki. Oprócz tego była piękna, co jej zostało do dziś i przez całe życie stanowiło podstawowy powód damskiego ostracyzmu, o czym nigdy nie mówiła. Ale ja przecież jestem jej córką i nie potrzebuję dosłownego wyłuszczania. I zawsze miała umalowane usta.
Innych kosmetyków, zwanych dzisiaj „kolorówką”, nie używała, a przynajmniej tego nie pamiętam. Być może w jakichś zamierzchłych czasach pluła w tusz (dla niezorientowanych: pierwszy sensowny tusz wymyśliła Helena Rubinstein, miał postać suchego czernidła z dołączoną szczoteczką, więc większość kobiet, aby tusz uzdatnić, po prostu do niego pluła), ale w życiu nie widziałam. W czeluściach szafki łazienkowej tkwiły ze dwa niebieskie cienie, ale nieeksplorowane. Regularnie robiła sobie hennę brwi i rzęs. Wszystkie te nawyki pozostały jej do dziś. Jest po siedemdziesiątce.
W porównaniu do niej tkwię po uszy w „malowidłach”. Nie, żebym nie wyszła z domu z nienamalowaną urodą, ale po prostu lepiej się wtedy czuję. Więc kto mi zabroni. Co ciekawe, szminki używam niesłychanie rzadko, prawie wcale. Ale tak się zaczęłam w pewnym momencie zastanawiać, z czego bym zrezygnowała, gdybym mogła pozostawić tylko trzy kosmetyki kolorowe. No i doszłam do wniosku, że chyba nie mogłabym się obejść bez podkładu, różu i tuszu. Resztę pod presją umiałabym oddać.
A Wy?

PS Druga-mamo: Owszem, ta ankieta nie jest dla Ciebie. Wiemy, że nie ruszasz się z domu bez perfekcyjnego makijażu i manikiuru!

Komentarze