2011
Przepraszam, przepraszam, wiem, że czekacie i pewnie sobie myślicie, że zobaczyłam dom, zapadłam na serce i tkwię w szale zakupów, ale nie. Po prostu dużo roboty.
Domy miały być dwa, ale jeden pan zadzwonił, że bardzo przeprasza i nie da rady w niedzielę, żebyśmy to przełożyli. Obecnie odraczać można jedynie na weekendy, bo jak Prezes kończy pracę, jest już ciemno. Oglądanie domów po ciemku jest bez sensu, więc przesuwamy o tydzień. Żeby nie tracić czasu, postaram się umówić oględziny więcej niż jednej hawiry.
Jeśli zaś chodzi o tę chałupę, w której byliśmy, to wyjątkowa sprawa. Nie tyle, że do mnie nie przemówiła (co jest podstawą), ale właściwie wszystko było na nie. No, może poza jedna rzeczą - właściciele stosunkowo niedawno zrobili remont i trzeba przyznać, że nawet z gustem (znaczy z moim), więc w miarę podobały mi się łazienka i kuchnia. Reszta do dupy.
Za daleko (co wiedziałam, ale gdyby tak przemówił... było dość tanio).
W fatalnym miejscu (marzę, żeby mnie stukot kół pociągów usypiał).
Idiotyczny rozkład (wszystko na pietrze - to po co parter?).
Obrzydliwy garaż - blaszak.
Paskudna działka.
Kretyńskie posadowienie (na końcu ślepej uliczki).
Droga dojazdowa do niczego (ledwo utwardzona, Państwo widzi te jesienne błota).
Dom odpadł zanim dojechałam - z trudem wytrzymałam do końca oględzin.
***
W ramach integracji, w sobotę popiliśmy się koszmarnie z moimi braciszkami. Prezes wymiękł i poszedł spać, a my urzędowaliśmy do drugiej w nocy, gdyż albowiem mieliśmy sobie sporo do wyjaśnienia. W niedzielę bolała mnie głowa, nie powiem. Śpiewów nie odnotowano, dzięki Bogu.
Lubię ich i cieszę się, że są.
Wskazówka na przyszłość: nie mieszać. Alkoholi nie mieszać, ma się rozumieć.
***
Za to w robocie dużo roboty, mało hajsu. Tak nieoryginalnie. Zasadniczo to środki mi się skończyły, a jeszcze nie dobrnęliśmy do świat. Po prostu zajebiście.
Domy miały być dwa, ale jeden pan zadzwonił, że bardzo przeprasza i nie da rady w niedzielę, żebyśmy to przełożyli. Obecnie odraczać można jedynie na weekendy, bo jak Prezes kończy pracę, jest już ciemno. Oglądanie domów po ciemku jest bez sensu, więc przesuwamy o tydzień. Żeby nie tracić czasu, postaram się umówić oględziny więcej niż jednej hawiry.
Jeśli zaś chodzi o tę chałupę, w której byliśmy, to wyjątkowa sprawa. Nie tyle, że do mnie nie przemówiła (co jest podstawą), ale właściwie wszystko było na nie. No, może poza jedna rzeczą - właściciele stosunkowo niedawno zrobili remont i trzeba przyznać, że nawet z gustem (znaczy z moim), więc w miarę podobały mi się łazienka i kuchnia. Reszta do dupy.
Za daleko (co wiedziałam, ale gdyby tak przemówił... było dość tanio).
W fatalnym miejscu (marzę, żeby mnie stukot kół pociągów usypiał).
Idiotyczny rozkład (wszystko na pietrze - to po co parter?).
Obrzydliwy garaż - blaszak.
Paskudna działka.
Kretyńskie posadowienie (na końcu ślepej uliczki).
Droga dojazdowa do niczego (ledwo utwardzona, Państwo widzi te jesienne błota).
Dom odpadł zanim dojechałam - z trudem wytrzymałam do końca oględzin.
***
W ramach integracji, w sobotę popiliśmy się koszmarnie z moimi braciszkami. Prezes wymiękł i poszedł spać, a my urzędowaliśmy do drugiej w nocy, gdyż albowiem mieliśmy sobie sporo do wyjaśnienia. W niedzielę bolała mnie głowa, nie powiem. Śpiewów nie odnotowano, dzięki Bogu.
Lubię ich i cieszę się, że są.
Wskazówka na przyszłość: nie mieszać. Alkoholi nie mieszać, ma się rozumieć.
***
Za to w robocie dużo roboty, mało hajsu. Tak nieoryginalnie. Zasadniczo to środki mi się skończyły, a jeszcze nie dobrnęliśmy do świat. Po prostu zajebiście.
lubię Twój opis domu, którego nie lubisz od pierwszego wejrzenia, wiesz ? a jeszcze bardziej lubię opis drogi do niego :D ja też - albo kocham, albo żegnam. nie ma sentymentu. zawsze się sprawdzało. a wiem co mówię, bo mieszkałam jakoś w 13 - 15 mieszkaniach (domach). najlepiej było tam, gdzie grało od pierwszego wejrzenia, chociaż na pierwszy rzut oka było straszno, gdzie od razu czułam, że z tym miejscem pasujemy do siebie i będzie nam dobrze. życzę przyjemnych odwiedzin i czekam na kolejne smakowite opisy :D ola a z tymi łazienkami i kuchniami to jest przekichane - ludzie specjalnie robią remonty przed sprzedażą, a potem możesz sobie człowieku żyły podciąć, oczy zasłonić albo i tak zrobić od początku... zwykle totalne nieporozumienie nawet jak reszta już sztymuje.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję na opisy przemawiających do mnie domów, z całym szacunkiem. Ileż można się włóczyć po badziewiastych ruderach? ;)
Usuńha ha pomyślałam sobie jeszcze, że ciekawa jestem jak Kaczka domy wybierała :D ola
OdpowiedzUsuńMożemy zawsze zapytać!
UsuńPoproś o premię świąteczną :)
OdpowiedzUsuńPrzed przedłużeniem umowy? Really?
UsuńUwielbiam Twoje poczucie humoru :)
Oj tam, oj tam.
UsuńDaliby, jak nie tobie, to komu ? Majstrowi ? :)
Porozmawiajmy o tym, o ile poprosiłeś i ile dostałeś :)
Usuńeh, mi sie srodki tydzien temu skonczyly. Tak to juz jest z tymi srodkami. Niby sa (w dniu wyplaty) - a za tydzien ich nie ma.
OdpowiedzUsuńAle jak to tak, wszystko bylo na pietrze w tym domu - to co bylo na parterze?? Tylko big, big living room?
Lepiej big, big livingroom niż samotna szafka na buty...
UsuńWłaśnie nic. I to było ZADZIWIAJĄCE.
UsuńTak sobie pomyslalam, samo zycie!
OdpowiedzUsuńStraszne są takie przemyślenia.
UsuńWspółczuję skończenia środków, ale może magia Świat sprawi, że coś spłynie jeszcze.
OdpowiedzUsuńZainspirowana przez Ciebie udałam się do sklepów (nie lubię) i nabyłam droga kupna bluzkę i spódnicę na okolicznościowe spotkania wigilijne w firmie i u klienta. I od razu mi trochę lepiej. Perspektywa, ze będę musiała się uśmiechać na dwóch imprezach w jeden dzień robiąc dobrą minę do złej gry nie wydaje się taka straszna, gdy ma się na sobie coś ładnego (i szpile ;)
Spłynie mi ewentualnie katar z nosa. A ciuszków gratuluję :)
UsuńDobrze, że ten rok nie jest przestępny. Wtedy by bylo się bez pieniędzy o jeden dzień dłużej :D
OdpowiedzUsuńOn jest przestępczy!!!
UsuńPracujemy w tej samej firmie - dużo roboty, mało hajsu...
OdpowiedzUsuńWielu Polaków w niej pracuje...
Usuń