2097

Dziś przeżyłam chwilowe załamanie. Nie mogłam się rozkleić, bo zaraz po załamaniu musiałam zrobić odbiór robót. A do tego nie można być wrakiem. Opiszę Wam pokrótce, co obecnie robię. Bo do tej pory było bardzo ogólnikowo.

Kupno domu zmienia wiele spraw w naszym życiu, co wymaga dokonania zamknięć. Rzecz jest trudna, pracochłonna, męcząca, a czas nagli. Na to nakłada się moje permanentne przemęczenie, skutkujące zaburzeniami snu. I kółko się zamyka.
O wielu sprawach tu nie piszę i pewnie nawet dziś nie oddam Wam kompletu, bo są rzeczy na niebie i ziemi, które jakoś definiują moją prywatność. Wolałabym jednak zostawić je dla siebie, więc będziecie musieli uwierzyć na słowo, że pod "i tak dalej" kryje się jeszcze wiele takich bardzo poważnych, których zlekceważyć nie mogę.

Jak wiecie, zarządzamy wspólnotą mieszkaniową.
Z własnego zaniedbania, do czego się przyznaję, muszę zakończyć masę dokumentacji. Godziny ślęczenia nad papierami, tym trudniejsze, że organizm ledwo dyszy. Przy tym zrobiliśmy dziś odbiór robót, związanych z remontem piwnic. Jeszcze malowanie klatek schodowych, koszenie trawników, zebranie z właścicielami, przekazanie zarządu. Oraz normalne, codzienne czynności: papierologia, rachunki, terminy, ZUS, urząd skarbowy, te sprawy. A mam tego dość już od dawna. Dlatego też nie planujemy wynajęcia tego mieszkania. Chcemy je sprzedać i zostawić to wszystko za sobą.

Praca.
Dużo ostatnio. Staram się robić wszystkie normalne rzeczy, a do tego prowadzę sprawy, które podobno tylko ja mogę. Filmy kręcę, nadzoruję montaże, redaguję artykuły, piszę własne, gardło sobie podrzynam kompletując dane badawcze i staram się nie odkorkować. Dziś Szef obiecał mi miesiąc urlopu. Ciekawe, ile z tego wykorzystam na pracę, tyle że z domu.

Rodzice.
Mama trzyma się nad podziw, a poza tym widzi, że podpieram się nosem, więc stara się nie obarczać mnie niczym, czym nie musi. A to o tyle podnosi poprzeczkę, że stwarza mi kolejną półkę w pamięci. Czuwam, dopytuję - żeby się gdzieś nie zagnała w tym "nierobieniu problemu".
Taty rany cięte, kłute i szarpane lepiej, choć - mimo jego nadziei - sprawność nogi nie powróci prawdopodobnie nigdy. Nadal bardzo mało chodzi, dziś przeszedł ulica ok. 300 m i zadzwonił po taksówkę. Jest jak jest. Przy okazji nogi zrobiono mu większość możliwych badań i niestety wyszedł na jaw nowotwór. To nie jest najgorsze - owszem, ma 80 lat, ale to dobry materiał, z tych, co to mało która bomba ruszy. Tylko że on nie chce się leczyć. Dziś tak się na niego wściekłam, że z okazji Dnia Ojca wrzeszczałam coś w guście: jeśli chcesz umrzeć, to bądź łaskaw załatwić tę sprawę od ręki przed moją przeprowadzką, bo nie mam czasu na pogrzeby. Co pan zrobisz? Nic nie zrobisz.
Załatwiam lekarzy, wożę na badania i w inne miejsca, wykłócam się o wszystko, robię zakupy, pilnuję terminów. I jestem wściekła, rozgoryczona, nieszczęśliwa. Nie ma na niego sposobu.

Koty.
Zośka u jednego weterynarza, Czesiek u dwóch. Tony leków, badania laboratoryjne. Na szczęście ropnie na bródce Edka w dużej części się wchłonęły, więc widmo operacji w skali mikro bez żadnego zapasu skóry i tkanki tłuszczowej jakby nieco zbladło. Karol zrzucił trochę kota, co na pewno pomaga jego rzepkom cierpiącym na schorzenie yorków.

Zuzia.
Zamknęła sesję, kończy praktyki, wyjeżdża piątego lipca na trzy miesiące do Anglii. Ubezpieczenia, przeglądy (wszystko przed czasem), koszty leczenia na NFZ i prywatne. W międzyczasie, z nudów, choruje - laryngolog na cito, płukanie zatok. pilnowanie, żeby miała pieniądze, bo ona nic nie chce - wie, że jesteśmy goli. I jeszcze uratowała życie jeżowi, co kosztowało nas siedem stów. I wciąż nie możemy kupić drugiej felgi.

Dom.
Nawet nie chcę o tym pisać. Bank doprowadził mnie dziś do białości. Plus miliony formalności, sądy, urzędy, zawieranie umów, remonty, pakowanie, zdobywanie kartonów. Nie mam już w ogóle siły, a gdzie tam do końca.

Mieszkanie.
Musimy je sprzedać i to pilnie, bo generuje koszty. Lekki lifting, ogłoszenia, wizyty kupujących - chyba zwalę to na Prezesa. Muszę mieć te pieniądze, żeby popłacić długi, nie mogę tego odłożyć. Niczego z powyższych rzeczy, rozumiecie? Niczego nie mogę odłożyć.

A oprócz tego normalne życie.
Właściwie brak życia.
Kumulacja życia.
Niebywała, niespotykana wręcz intensywność życia.
I kilka spraw z grupy "i tak dalej".

Jestem DRAMATYCZNIE przemęczona.
Nie mogę spać.
To pójdę chociaż poleżeć, c'nie? Pomarzę o ciszy i trawie. O tej trawie do koszenia, która jest po prostu dla mnie ulgą, choć może tego nie rozumiecie.

Gdy to wszystko się przewali, gdy zamknę niektóre drzwi, zajmę się swoim zdrowiem. Obiecuję.

Komentarze

  1. Trzymaj się. Może to durne pocieszenie, ale to wszystko w końcu minie i będzie dobrze. Zobaczysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle do drugiej połowy lipca. Wtedy, mam nadzieję, ujrzę już światło w tunelu.

      Usuń
  2. Trzymam za slowo z tym zdrowiem. Mialam 2 lata temu taki nawal zycia w zyciu. Umiem sobie wyobrazic. Ja wowczas mieszkanie kupowalam, wiec i upierdliwosc bankow poznalam. I takie tam inne tez znam w hurcie. I leczenio opornosc tez przerabiam, choc w innych zakresach. Wiec jak juz kilka rzeczy odpadnie i deszcz padac przestanie to masz polezec dni siedem robiac nic na tej trawce. Bo jak nie, to ci nakopam dziur w trawniku!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żebyś wiedziała! Choć dziurami nie gardzę, tylko kop przy płocie, wsadzi się potem sadzonki tui.

      Usuń
  3. To koszenie trawy Cie wybawi , zobaczysz .... Jeszcze chwilka, momencik - w sierpniu końiecznie nawóz na trawę ! A potem od kwietnia co tydzień - trawnikowy chaj... Znaczy ciąg ... Trzymaj sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci wyznać, że hasło "nawóz na trawę" pobudziło mi wyobraźnię ;)

      Usuń
    2. Z tą przyjemnością przy koszeniu trawy nie przesadzajcie, już po kilku latach jak nadejdzie maj będziecie się wściekać, że każda sobota z kosiarka- mówię to ja właścicielka domu z ogrodem od kilkudziesięciu lat.

      Usuń
    3. Zawsze mnie zastanawia, dlaczego wszyscy narzekający na koszenie nie przeprowadzają się do bloków ;)

      Usuń
  4. Kurtka na wacie, ja się tak boję tego odkładania zdrowia własnego na "potem". Może da się cóś przed tym koszeniem? :))))
    Jestem tu, śledzę sprawy i nieustająco trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem - Ty się akurat na tym zdowiu znasz jak nikt.
      A jak się czujesz, a propos?

      Usuń
    2. Tym razem nie mogę rzec "dziękuję, chujowo" , jak zwykle (przepraszam, ale jako baba z chujkiem pozwalam sobie czasem...), gdyż niewiele lepiej, ale lepiej !:)
      :*

      Usuń
    3. A to mi sprawiłaś prawdziwą radość! :)))

      Usuń
  5. Ten tego...
    Dużo tego..
    Podziwiam i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dużo, dużo. Staram się realizować każde jak najszybciej, odfajkować i mieć z głowy. niektórych odfajkować się po prostu nie da, bo są procesem.

      Usuń
  6. oj nazbierało się, niemiłosiernie dużo, kosmicznie intensywnie, olej co się da!! sama mam skłonności do perfekcji, znam ten ból!! spróbuj olać co się da!! (chociaż z powyższego przeglądu wyraźnie widać, że mało jest takich punktów do zlania:()

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam skłonności do perfekcji, zwyczajnie trzeba przez to wszystko przejść - krok po kroku - żeby móc iść dalej.

      Usuń
    2. to Ci życie uratuje:)

      Usuń
    3. Życie mnie nauczyło rozumieć, że nic nie będzie tak, jak sobie zaplanujemy ;)))

      Usuń
  7. Przytulam,mocno,mocno.Kumulacja wszystkiego bardzo trudna.
    Zdrowie Taty, cóż, podobno u osób starszych przebiega łagodniej, trzeba wszystko wiedzieć na temat możliwości leczenia, bo często specjaliści odradzają jak są inne schorzenia.
    Trzymaj się kochana!

    OdpowiedzUsuń
  8. naprawdę pomyśl, żeby sobie czymś - doraźnie - ułatwić zasypianie. taki nawał spraw + brak snu (czyli coraz większe wyczerpanie) = bardzo złe połączenie. i potem po przeprowadzce człowiek nie zajmuje się swoim zdrowiem, tylko mnóstwem chorób. znam z autopsji :(

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś zaspałam do fabryki :)
      Mam takie fazy - albo śpię po trzy godziny i to z przerwami, albo padam i cięgiem 14. Tego drugiego znacznie mniej, niestety.

      Usuń
  9. Wiaderko energii i pozytywnych myśli Ci przesyłam. Tak mi się przypomniało powiedzonko ze szkolnych czasów jeszcze przez kogoś przyniesione: "Wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija" :) Jedź, zrób sobie zdjęcie motywacyjno-energetyczne na własnej trawie i na lodówce przyczep ;) A na zdrowie własne zwróć uwagę chociaż trochę, zanim zdrowie w drastyczny sposób Cię do tego zmusi babo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę więcej czasu spędzać przy pracach ogrodowych, to się kręgosłupowi odechce fikania ;)

      Usuń
  10. Tak... Widocznie dziś taki dzień, Anonimowa przesyła Łoterloo swoją wcześniejszą energię i nadzieję, Anonimowej widać się nie przyda, gdyż właśnie doradca kredytowy pozbawił ją iskierki nadziei, cóż nie dostanie kredytu, nadal bulić będzie za wynajęcie mieszkania tyle ile spłacałaby raty kredytu... to co się będzie marnowało Łoterloo wykorzysta do swoich spraw, jak znalazł...
    Pogoda do kitu, a zapalenie zatok dziecka po trzymiesięcznym leczeniu w punkcie wyjścia...
    Jutro będzie lepiej, w końcu kiedyś musi być Anonimowa powtarza jak mantrę ale już chyba nie wierzy, jednak postara się pozbierać, choć ma ochotę ryczeć, krzyczeć i rzucać przedmiotami...
    Pozdrawiam i trzymam kciuki, byle do kawy, wina, papierosa na trawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro z powodu zdmuchnięcia ostatniej iskierki. Ściskam Cię mocno.

      Usuń
  11. Doskonale rozumiem niemożność spania - jak jestem przemęczona, to właśnie tak mam. Trzymam kciuki, dasz radę! Bo jak nie Ty, to kto?

    OdpowiedzUsuń
  12. Ściskam Cię mocno i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz