2199

Przepraszam, że się nie odzywam, mamy wiele barwnych, a nawet mrożących krew w żyłach przygód, ale wczoraj odszedł po długiej chorobie dziadek Dzika - tata mojej ukochanej przyjaciółki. No i smutno.

Poproszono mnie, żebym go pożegnała na pogrzebie, więc zbieram się w sobie. Nie chodzi wcale o to, że  nie wiem, co powiedzieć - był szalenie barwnym człowiekiem i mogłabym o nim gadać godzinami, tylko w takich sytuacjach mówić trudno, bo klucha. Chciałabym się nie rozbeczeć na forum publicznym, a pewnie mi się nie uda.

Źródła donoszą, że umarł z uśmiechem na ustach i do ostatniej chwili wariował - cały on. Bardzo go lubiłam, był świetnym kompanem do wódeczki, pełnym pozytywnej energii, dobrych, ciepłych uczuć do bliskich i to było widać. Sam bardzo ciężko chory od lat, zawsze myślał o szczęściu i bezpieczeństwie całej rodziny. Był najdłużej żyjącym w Polsce pacjentem, leczonym Glivekiem.

Zupełnie nie potrafię sobie przypomnieć czasów, kiedy był dla mnie ojcem przyjaciółki - panem Zygmuntem. Odkąd sięgam pamięcią, byliśmy na ty. I o ile nasza kobieca przyjaźń zaczęła się dopiero od drugiego wejrzenia, bo od pierwszego serdecznie się znielubiłyśmy, by po jakimś czasie wpaść na ten sam pomysł i postanowić dać tej drugiej jeszcze jedną szansę (owocnie, co mogę stwierdzić po dziesięciu latach), o tyle z panem tatą przypadliśmy sobie do gustu natychmiast. Wobec powyższego zostaliśmy Asią i Zygusiem, co trwało przez długi czas, aż do wczoraj.

Mam mnóstwo wspomnień z nim związanych, z czego pokaźną część mogę zlokalizować w kuchni. Udawaliśmy się tam na każdej imprezie i to jest moja główna linia obrony. Zaczajaliśmy się za rogiem i Zyguś strzelał swoje nieśmiertelne hasło:
- To ty patrz czy moja żona nie idzie, a ja sobie chlapnę.
Wysoki Sądzie... poproszę o łagodny wymiar kary - ja tylko stałam na czatach.

Raz posunął się wręcz do granic absurdu. Usłyszawszy, że ktoś nadchodzi, wepchnął mi w rękę swojego papierosa, a następnie głośno i dobitnie pouczył:
- Asia, ja ci mówię: rzuć to świństwo!!!
Wesoło mieliśmy.

Ostatnia nasza wspólna impreza odbyła się w grudniu. Poszliśmy z Zygusiem - jakżeby inaczej - do kuchni i paląc spoglądaliśmy przez okno na nocny pejzaż.
- Dobrze ci się mieszka? - zapytał.
- Rewelacyjnie. Może chciałbyś zobaczyć, co? Powiedz tylko kiedy, to przyjadę po was, posiedzimy przy kominku, dostaniesz łiskacza, pogadamy.
- Na wiosnę byłoby fajnie. Na tarasie byśmy posiedzieli - odpowiedział, jakby lekko nieobecny. - Ale wiesz przecież, że ja nie dożyję do wiosny.
Nie zdążył do  mnie przyjechać. Krępował się odwiedzać kogoś spoza rodziny ze względu na efekty uboczne swojej choroby.

Na przełomie roku leżał kilka dni w szpitalu. Wpadłam do niego, przyniosłam książki - żona siedziała grzecznie na krzesełku w kącie sali, a wokół leżącego jak basza Zygusia uwijały się dwie pielęgniarki.
- Ty to się umiesz urządzić - zaśmiałam się. - Od kiedy nie pracujesz, wyraźnie ci się nudzi, a tu laski się wokół uwijają i jeszcze cię głaszczą. Tylko jak się czujesz z myślą, że żona na to patrzy?
- Właśnie! - huknął. - Kochanie, idź już sobie do domu, odpocznij.
Taki był z niego dowcipniś.

Wierzę głęboko, że w zygusiowym niebie trwa właśnie niezła bibka.
Nie wypij sam wszystkiego, dobra? Bo ja się trochę spóźnię.

Komentarze

  1. Piękne słowa, dobre wspomnienia, smutek, chociaż przecież nie znałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra jesteś. Ryczę jak bóbr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie opisałaś tę przyjaźń...

    OdpowiedzUsuń
  4. Uściski do Cienie i Mamy Dzika.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie to napisałaś, pięknie mieć takie wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Potrafisz docenić człowieka i serdecznie o nim opowiedzieć!
    Wyrazy współczucia dla mamy Dzika i dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie napisałaś pożegnanie, chyba każdy z nas chciałby żeby go tak serdecznie wspominano.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dusza-człowiek, a potem tylko dusza...
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  9. siedzi na chmurce i buja nózią ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękna Postać, takich Ludzi się uwielbia, po prostu nie ma innego wyjścia...
    A ja chcę kiedyś być w tym samym niebie co Pan Zyguś.
    Wspomnienia łzę wycisnęły, a nie znałam przecież.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz