Una

Notka dedykowana drugiej-mamie, jako twórczyni określenia.

Kilka lat temu w naszym związku zaistniała Una. Nie opowiadam o tym zbyt wiele, ponieważ nie odczuwam parcia na chwalenie się podobnymi dramatami. Una zawsze stara się być przydatna, pomocna i usłużna w zakresie potrzeb szanownego pana małżonka. Dzwoni, przyjeżdża (gdy nie ma mnie w domu), wysyła smski i maile. Tęskni i potrzebuje stałego kontaktu. Znoszę Uną z podziwu godną cierpliwością, ponieważ dostrzegam, że szanownemu panu małżonkowi jest z tym dość wygodnie, choć czasem nawet on traci cierliwość, gdy Una dzwoni już 20 minut po rozstaniu.

Rano Una zawsze dba, by szanowny pan małżonek dobrze zaczął dzień. Dzwoni i pyta, czy ma ochotę na pączusia i z jakim w tym dniu ma być pączuś nadzieniem. Kupuje chlebek. Kusi świąteczną szyneczką domowej produkcji. Jest zwarta, gotowa wspierać szanownego pana małżonka, robić z nim interesy oraz uczestniczyć w jego życiu w systemie ciągłym i na bieżąco. Całkiem nawet jesteśmy z Uną zaprzyjaźnione, o ile można tak to określić w podobnej sytuacji.

Ostatnio w kuchni zadzownił telefon szanownego pana małżonka. Ów przebywał w kabineciku na pięterku, postanowiłam więc oszczędzić mu szalonego galopu po schodach. Zerknęłam na wyświetlacz – Una. No to z westchnieniem odebrałam:
- Witaj, Adasiu. Tu sekretarka Twojego szefa. Zaraz podejdzie do telefonu.

Komentarze