Dziś miałam Przygodę

Otóż nie udałam się do pracy, bo byłam z Potomstwem
umówiona do lekarza (tak, do kolejnego). Zadowolona z siebie i wyspana wbiłam się w obuwie
oraz 15483215866 warstw odzieży, by udać się w kierunku lecznicy i wtedy
okazało się, że Prezes zamknął mnie od zewnątrz. Mój klucz ostatnio
nawala, więc niniejszym zostałam uwięzioną w wieży księżniczką.

Mało mnie szlag nie
trafił.

Zadzwoniłam do Prezesa, nawrzucałam mu od ostatnich, co jednak nie rozwiązało mojego
problemu. Skok przez okno z drugiego piętra nie wchodził w grę. Koty
były bardzo zainteresowane (grupowo) moim miotaniem się po domu i
wykrzykiwaniem wyrazów obelżywych. Po 15. minutach
bezowocnych prób wydostania się przez normalne wyjście doznałam
olśnienia niczym pomysłowy Dobromir. Toż na górze posiadam
wejście/wyjście awaryjne! Pytanie tylko czy w domu są klucze… Onegdaj
Prezes mi je zabrał, bo opowiadałam wszystkim znajomym, że to są
specjalne drzwi do wpuszczania i wypuszczania kochanka w sposób bezkolizyjny – otóż Prezes wchodzi po pracy dołem, a
w tym czasie kochanek opuszcza zebranych górą tak, by panowie nie
musieli się spotykać, bo to kłopotliwe.

Spocona już nieco oraz zdyszana, naubierana i na
szpilach walę schodkami promującymi trzeźwość na górę, jak
mantrę powtarzając „oby były, oby były, oby były”. Były… Jeszcze tylko szarpanina
z kolejnymi, rzadko używanymi drzwiami i wpadam wprost do schowka,
zawalonego gratami pod sufit, próbując sforsować następne drzwi, tym
razem na korytarz. Udało się! Banda z tyłu już czeka, by się wymknąć.
Pohukując zatrzaskuję im drzwi przed nosami i galopem ruszam z
trzeciego w dół, próbując w międzyczasie zawiadomić Potomstwo telefonicznie o stanie
rzeczy.
Zdążyłyśmy.

A ktoś mógłby uznać, że mam nudne i monotonne życie.

Komentarze