1033

W piątek wieczorem pojechałam do Z., który – na swoje własne życzenie oraz na swoje osobiste nieszczęście – zamieszkuje w prywatnej kamienicy. Właściciel rzeczonej, roboczo zwany jest Gupim, co określa niejako jego byt i świadomość. I chciałabym z tego miejsca podkreślić, że Gupi nie jest bynajmniej zwany Gupim, gdyż pobiera czynsz. Zawsze ktoś pobiera czynsz. Sama pobieram czynsz. No po prostu taki byt.

Kamienica, w której Z. zamieszkuje od epoki kamienia wydłubanego, jest – mówiąc wprost – familokiem. Kto był na Śląsku, ten wie. A kto nie był, to sobie Kutza poogląda. W tym familoku Z. posiada przystojne mieszkanie w amfiladzie, dostosowane do rzeczywistości, ergo posiada łazienkę, a nawet dwie, co jest niemożliwym i niegodnym wypasem. I ktoś to powinien to ukrócić. Tak przynajmniej sądzi prezesowa. A posiadanie łazienki w familoku nie jest wcale oczywiste, gdyż kible planowano na półpiętrach.
Co prawda prezesową o dreszcz rozkoszy przyprawia konieczność przelecenia się w amfiladzie z jednego końca 100-metrowego mieszkania na drugi, ale… każdy ma, co lubi. Może to sposób na krzewienie kultury fizycznej i sportu.

Ale ja nie o tym.

Otóż przed kamienicą Gupi posiada miejsca parkingowe. Posiada, co prezesowa wie z reklamy szeptanej, bo znaku Gupi nie wykupił, gdyż nie jest rozrzutny. Wobec powyższego prezesowa nie wie. Te miejsca parkingowe rozmieszczone są debilnie z uwagi na wysublimowane zagospodarowanie przestrzeni architektonicznej kasztanowcami oraz betonowym słupem ogłoszeniowym, na którym się nie ogłasza, ale za to zajmuje tzw. wpizdu miejsca.

I teraz tak.
Prezesowa przyjeżdża Szafą. Szafa, poza słuszną szerokością, ma też 4,5 m długości. No to prezesowa potrzebuje trochę miejsca na zaparkowanie. I wcale nie wynika to z braku umiejętności. Ileż to czasu zajęło prezesowej nauczenie Prezesa wjeżdżania Szafą do garażu! Wjeżdża wreszcie, ale lusterka składa do tego, bo się boi obedrzeć. Z drugiej strony… niech lepiej składa. Inna rzecz, że co było do obdarcia, to już obdarł, ale nie bądźmy małostkowi, bo jak Prezes patrzy na prezesową, która nigdy nie składa lusterek, wjeżdżając do garażu, bo jest tak leniwa, że mogłaby stać w Sevres pod Paryżem koło wzorca metra i kilograma, to jest przepełniony nabożnym podziwem i wyraża. W tej sytuacji prezesowa staje się jednostką o wysokim współczynniku wybaczania.

I znowu poszłam w dygresje. To powróćmy do adremów.
Prezesowa przyjeżdża Szafą. Widząc miejsce koło rzeczonego słupa, wpasowuje się w nie radośnie. I nie byłoby o czym pisać gdyby nie fakt, że Gupi uważa, że to są dwa miejsca parkingowe. W dodatku jego własne, które udostępnia swoim lokatorom. W związku z powyższym czyha na prezesową celem umożliwienia jej usłyszenia Głosu Boga (Metatron), mającego zamiar skarcić ją po ojcowsku (w miarę możliwości rózeczką). Czeka, bo kto cierpliwy, się doczeka.
Gupi przydybuje prezesową, opuszczającą lokal nocą ciemną.
- A! To pani! – ożywia się na widok wychodzącej prezesowej, jakby ją widywał trzy razy w tygodniu. – Wyjeżdża pani?
- Wyjeżdżam.
- To dobrze, bo zajęła pani dwa miejsca (wysuwa się rózeczka)!
- Owszem, proszę pana. Zajęłam tyle miejsca, ile potrzebuje Szafa na zaparkowanie…
(Tu Głos Boga bierze głęboki wdech, żeby przyłoić rózeczką w sposób, pozostawiający krwawą pręgę na plecach).
- …Ale chciałam pana zapewnić, że jak tylko przesiądę się do Cinquecento, to zobowiązuję się solennie zajmować pół!
(Szach i mat).
- Cha, cha, cha… – nieoczekiwanie rozbawiony Gupi daje się wciągnąć w niecną rozgrywkę.
Korzystając z okazji prezesowa uprzejmym uśmiechem mówi „do widzenia” i znika, jak sen złoty.

Mierz siły na zamiary, bo jak się przesadnie napompujesz powietrzem, to potem w nocy, w łóżku, żonie będzie przykro.

Komentarze