1907
Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam: gdy zobaczyłam wszystkie Wasze opinie, to od razu lepiej się poczułam i postanowiłam ulec samouleczeniu.
Nie, żebym nie doceniała - wręcz przeciwnie. Zawsze mnie wzrusza taka troska obcych - było, nie było - osób. Czuję się zaopiekowana. Ale CHOLERNIE nie lubię się leczyć, do lekarzy żywię gorącą awersję. Jeżdżenie na badania, czekanie w kolejkach, słuchanie głupot, to nie dla mnie. Oby mi tylko życie palcem nie pogroziło i nie usadziło poprzez pouczenie.
Postanowiłam powrócić do sprawdzonego od lat sposobu, czyli wypierania. Będę udawała, że nie ma problemu i już. Może ewentualny problem jest podatny na sugestie i sobie pójdzie.
Chyba Wam nie opowiedziałam, jak z tym USG tarczycy było. Poszłam do kolegi, bo u mnie w przychodni można co prawda zrobić na NFZ, ale nie chce mi się tam jeździć. To zadzwoniłam do kolegi i mówię:
- Słuchaj, zrób mi USG tarczycy, co?
- Spoko, wpadnij za półtorej godziny.
To wpadłam. Akuracik był po pacjentach. Kazał mi się położyć, przerył całe pomieszczenie w poszukiwaniu wałka pod kark, polecił mi sobie wyobrazić, że mam wałek pod karkiem i ułożyć stosownie głowę, po czym zapytał, ustawiając aparat:
- A czemu właściwie chcesz mieć to USG?
No to mu wytłumaczyłam, że jestem z grupy podwyższonego ryzyka, co przyjął ze zrozumieniem, a następnie zapragnął posiąść wiedzę na temat terminu poprzedniego badania.
- Nigdy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak to "nigdy"?!
- No, nigdy. Wypierałam to.
- Dobrze ci szło - podsumował i darował sobie komentarze.
Po prostu wie, kiedy zmilczeć, co świadczy o jego inteligencji.
I w dodatku już po półtora tygodnia zrobił i opis! I nie musiałam go chłostać. Nawet werbalnie. No, może z raz. A tak się rozpędził, że mi podarował opis w dwóch egzemplarzach.
Zajrzałam do koszulki foliowej i mruknęłam z wyraźnie wyczuwalnym rozczarowaniem:
- Myślałam, że ta druga kartka to jakieś wyznanie miłości. Albo wiersz dla mnie napisałeś. W ostateczności: potwierdzenie przelewu większej kwoty na moje konto. A tu drugi egzemplarz. Po co?
- Nie wiem po co. I nawet nie wiem dlaczego - odparł.
Lekarze są nieużyci i nie znają pobudek własnych działań.
Ot co!
Nie, żebym nie doceniała - wręcz przeciwnie. Zawsze mnie wzrusza taka troska obcych - było, nie było - osób. Czuję się zaopiekowana. Ale CHOLERNIE nie lubię się leczyć, do lekarzy żywię gorącą awersję. Jeżdżenie na badania, czekanie w kolejkach, słuchanie głupot, to nie dla mnie. Oby mi tylko życie palcem nie pogroziło i nie usadziło poprzez pouczenie.
Postanowiłam powrócić do sprawdzonego od lat sposobu, czyli wypierania. Będę udawała, że nie ma problemu i już. Może ewentualny problem jest podatny na sugestie i sobie pójdzie.
Chyba Wam nie opowiedziałam, jak z tym USG tarczycy było. Poszłam do kolegi, bo u mnie w przychodni można co prawda zrobić na NFZ, ale nie chce mi się tam jeździć. To zadzwoniłam do kolegi i mówię:
- Słuchaj, zrób mi USG tarczycy, co?
- Spoko, wpadnij za półtorej godziny.
To wpadłam. Akuracik był po pacjentach. Kazał mi się położyć, przerył całe pomieszczenie w poszukiwaniu wałka pod kark, polecił mi sobie wyobrazić, że mam wałek pod karkiem i ułożyć stosownie głowę, po czym zapytał, ustawiając aparat:
- A czemu właściwie chcesz mieć to USG?
No to mu wytłumaczyłam, że jestem z grupy podwyższonego ryzyka, co przyjął ze zrozumieniem, a następnie zapragnął posiąść wiedzę na temat terminu poprzedniego badania.
- Nigdy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak to "nigdy"?!
- No, nigdy. Wypierałam to.
- Dobrze ci szło - podsumował i darował sobie komentarze.
Po prostu wie, kiedy zmilczeć, co świadczy o jego inteligencji.
I w dodatku już po półtora tygodnia zrobił i opis! I nie musiałam go chłostać. Nawet werbalnie. No, może z raz. A tak się rozpędził, że mi podarował opis w dwóch egzemplarzach.
Zajrzałam do koszulki foliowej i mruknęłam z wyraźnie wyczuwalnym rozczarowaniem:
- Myślałam, że ta druga kartka to jakieś wyznanie miłości. Albo wiersz dla mnie napisałeś. W ostateczności: potwierdzenie przelewu większej kwoty na moje konto. A tu drugi egzemplarz. Po co?
- Nie wiem po co. I nawet nie wiem dlaczego - odparł.
Lekarze są nieużyci i nie znają pobudek własnych działań.
Ot co!
Od lat stosuję ten sam środek leczniczy. Zwyczajnie mam lekarzofobię (nie wiem, czy takie coś w ogóle medycznie funkcjonuje, ale ja to mam - sama sobie postawiłam tę diagnozę;P). Co gorsza, ile razy się przełamię i jednak w stronę lekarzy popatrzę, to oni mi od razu wielką krzywdę zrobią, co uzasadnia moje trzymanie się od nich z daleka na kolejne lata;))))
OdpowiedzUsuńLekarze są złem koniecznym. Dopóki nie ma absolutnej konieczności należy ich unikać. Tak gdzieś z 300 m ;)
Usuń:) to dobry środek jest :)
OdpowiedzUsuń... i faktycznie, sprawdza się tak długo, aż życie nie przywoła Ciebie do porządku :P ... czego z całego serca życzę, bo mam egoistyczne pobudki... twoja jakakolwiek nieobecność determinuje na nieobecność, lub obecność szczątkową, wpisów... a tego sobie nie lubię odmawiać :P
P.S. a jaką czekoladę jadłaś?
Mnie dziś zatrzymała jakaś taka wedlowska z solonymi orzechami, biała... ale musi poczekać do jutra, aż ja (towar) ometkują ekspedientki :(
Nie jadłam jeszcze. Uważasz, że powinnam?
Usuńnie chodzi o powinność, a o ciekawość smaku :) interesowałaby mnie Twoja opinia
UsuńGdybym kiedyś spróbowała, nie omieszkam podzielić się opinią :)
UsuńPodobny środek leczniczy stosuję i ja. czasem coś tam sprawdzę,ale bez przesady, gdybym zaczęła się wgryzać i ządac wielu bardziej konkretnych badań z pewnością coś bym wynalazła ,ale nie zamierzam.
OdpowiedzUsuńDałam się ponieść raz zaproszeniu i zrobiłam mammografię i mnie olali, bo wyniku nie przysłali. Ja zgubiłam swistek z nr.telefonu,wiec bye,bye. Następna zrobię jak należy ,czyli w miejscowym punkcie,
Wniosek nasuwa się sam,nie ma co byc nadgorliwym.
Chorowanie jest przereklamowane.
Usuńto zacznijmy od innej strony - a kiedyś Ty - Kobieto miała urlop? bez szukania domu, redagowania kolejnego bez lukru itd? tak, żeby odpocząć? i nie zasłaniaj się, że pracujesz dopiero od lutego, a wcześniej to byłaś bezrobotna (czytaj wypoczęta jak się wielu wydaje). patrząc na to JAK pracujesz zawrotu głowy można dostać. no więc wiesz. zastanów się nas tą kwestią zamiast wypierać ;)
OdpowiedzUsuńo! pod poprzednią notką to miałam napisać. Omskło mi się. To tutaj dodam to co miało być tu - też wypierałam. Skutecznie. Przez prawie 40 lat. Ostatnio zaprzestałam aż tak konsekwentnie, od czasu kiedy coraz więcej słyszę historii w stylu - nigdy nie chodził do lekarza aż tu nagle (w wieku lat 60ciu) szybka jazda do szpitala i informacja przykro nam przerzuty są wszędzie, za 3 dni żegnamy. Nie mam ochoty na taką zabawę, zawsze wolałam wiedzieć z góry czego mogę się spodziewać. A jak byłam młodsza to się leczyłam metoda na groźbę - oświadczałam mojej chorej osobie, że jak nie wyzdrowiej np do wtorku to pójdziemy do lekarza. Skutkowało. Jak ręką odjął. Ale ostatnio się zacięło i nie zawsze działa. Czyli trzeba leczyć zakłócenia w wewnętrznej komunikacji. Może też masz właśnie to? ;)
UsuńUrlop - nawet nie protestuję. Nie pamiętam. Chyba w 2007. Ale ustaliliśmy, że w przyszłym roku jedziemy nad morze. Nawet omówiliśmy to już z Zuzią, bo my się musimy uzupełniać w opiece nad kotami. Mam koleżankę, która z kolei ma pensjonat. Skontaktuję się z nią jeszcze dziś i zaklepię sobie miejsca :D
UsuńRak - nie mam koncepcji, jak zrobić skan całego człowieka, żeby wiedzieć :)