1909
Przesz się nie mogę teraz wypowiedzieć szerzej, o co mi chodzi, boby mi zabrało liczne puenty i hopsiupy oraz przysiady z notki właściwej. Chciałabym sie odrobinę przedrzeć przez tę książkę, żeby móc nawiązać do konstrukcji albo i rozwoju akcji. A to chwilkę zajmie. Szczególnie że czyta się ciężko. Jakby tępą siekierą rąbał. To ja może uwagę ogólną.
Schodzimy na psy. Znaczy - z ofertą wydawniczą. Pamiętacie może, co to jest errata? Kiedyś czytelnika tak sie szanowało, że jeśli w druku wyszła jakaś literówka (!), to wypuszczano erratę z poprawkami. A przecież proces wydawniczy był o wiele bardziej skomplikowany niż obecnie. Z naciskiem na ręczne robótki. Gdzie to jest, pytam się? Poszło w ilość. To się zawsze rozmija z jakością.
Inna sprawa, że wśród piszących mnóstwo jest osób przesadnie uczulonych na swoją pisarską wielkość. Tylko mu przecinka nie przestaw, bo zaraz piszczy, że on ma taki styl! Gówno, nie styl. Język polski jest jeden i ma być poprawnie. Produkcja dziadowskich językowo książek powoduje obniżenie kultury języka w sposób bezpośredni. To samo zresztą tyczy się mediów. Kiedyś radiowiec to był ktoś! Dbano o substancję, na której się pracowało, a pojedyncze potknięcia obśmiewane były latami. A teraz? Gdy radio w samochodzie zaczyna gadać, to ja je wyłączam, bo nie mam siły słuchać tych wszystkich błędów, sadzonych po trzy w jednym zdaniu. Fuj.
Można uważać, że to nieistotne. Ale jeśli nie dbać o język ojczysty, to czemu o wygląd? Gdzie jest napisane, że człowiek ma być czysty i nieobszarpany lub odziany zgodnie z okazją? Kto wydał przepis, że nie wolno śmierdzieć?
Język, Moi Ulubieni Czytelnicy, pozwala nam się sprawnie komunikować. Sprowadzenie go do systemu chrząknięć wiele odbiera.
Ech... Chyba wygrzebię z półki zakurzoną Orzeszkową. Furda akcja! Jakie tam są opisy przyrody!
To mi dobrze zrobi.
Schodzimy na psy. Znaczy - z ofertą wydawniczą. Pamiętacie może, co to jest errata? Kiedyś czytelnika tak sie szanowało, że jeśli w druku wyszła jakaś literówka (!), to wypuszczano erratę z poprawkami. A przecież proces wydawniczy był o wiele bardziej skomplikowany niż obecnie. Z naciskiem na ręczne robótki. Gdzie to jest, pytam się? Poszło w ilość. To się zawsze rozmija z jakością.
Inna sprawa, że wśród piszących mnóstwo jest osób przesadnie uczulonych na swoją pisarską wielkość. Tylko mu przecinka nie przestaw, bo zaraz piszczy, że on ma taki styl! Gówno, nie styl. Język polski jest jeden i ma być poprawnie. Produkcja dziadowskich językowo książek powoduje obniżenie kultury języka w sposób bezpośredni. To samo zresztą tyczy się mediów. Kiedyś radiowiec to był ktoś! Dbano o substancję, na której się pracowało, a pojedyncze potknięcia obśmiewane były latami. A teraz? Gdy radio w samochodzie zaczyna gadać, to ja je wyłączam, bo nie mam siły słuchać tych wszystkich błędów, sadzonych po trzy w jednym zdaniu. Fuj.
Można uważać, że to nieistotne. Ale jeśli nie dbać o język ojczysty, to czemu o wygląd? Gdzie jest napisane, że człowiek ma być czysty i nieobszarpany lub odziany zgodnie z okazją? Kto wydał przepis, że nie wolno śmierdzieć?
Język, Moi Ulubieni Czytelnicy, pozwala nam się sprawnie komunikować. Sprowadzenie go do systemu chrząknięć wiele odbiera.
Ech... Chyba wygrzebię z półki zakurzoną Orzeszkową. Furda akcja! Jakie tam są opisy przyrody!
To mi dobrze zrobi.
Polecam,, Nad Niemnem" :)
OdpowiedzUsuńA moja teściowa zawsze strofowała teścia, żeby do dziecka mówił językiem literackim! :)
To otóż miałam na myśli :)
UsuńKsiążki to jedno a nauczyciele w szkołach to dopiero jest temat. Ja mam troje dzieci, na wywiadówkach spędziłam sporo czasu. Kilku wychowawców było podobno polonistami ale to jak władali ojczystym językiem woła o pomstę. Czytałam wypracowania moich dzieci ocenione przez nauczyciela na 5 albo 4 i ręce mi opadały. Za moich czasów to by była pała aż furczy.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie Zuzię, która przychodziła za szkoły i mówiła, jakie błędy robią jej poloniści. To jest dopiero żenada, kiedy uczeń słyszy...
UsuńOstatnio dziesięcioletnia dziewczynka czytała książkę wypożyczoną z biblioteki szkolnej i co chwila się oburzała z powodu słownictwa powszechnie uważanego za wulgarne. W książce dla dzieci! Jest nadzieja, że ten akurat dzieciak nie straci językowej wrażliwości, a inne, którym to nie przeszkadza?
OdpowiedzUsuńCzyli jeszcze są domy, gdzie kształci się jakąś wrażliwość językową. Pocieszające.
UsuńMnie czasem otrzepuje jak włączam TV na jakąś telewizję śniadaniową, co mnie mobilizuje do ścielenia łóżka. Kiedy słyszę mistrza kuchni, któremu "ziemniaki lądują do miski", a jest ich "20 gram", albo stylistkę informującą, że jest "wiele alternatyw" w kwestii fasonu jesiennych płaszczy, to mam ochotę wskoczyć do telewizora i ich ukrzywdzić. Już nie mówię, co mi się "załancza" kiedy słyszę "rok dwutysięczny czternasty". Kiedy zwróciłom uprzejmie uwagę koleżance w pracy, to usłyszałom, że przecież wszyscy tak mówią. No właśnie.
OdpowiedzUsuńdziwne że się nie mówiło (całkiem w sumie niedawno), rok "tysięczny osiemdziesiąty piąty";)))
UsuńTysięczny dziewięćsetny osiemdziesiąty piąty!
UsuńW książkach tej żenady nie zauważyłam (ale ja czytam głównie po angielsku i, być może, mój poziom nie pozwala mi na wyłapywanie błędów w języku obcym), ale w gazetach widzę jakieś masakry na każdym kroku (a polonistką nie jestem)... smutne:(
OdpowiedzUsuńByć może w angielskich jakoś bardziej dbają?
UsuńU mnie w pracy właśnie się "akredytujemy". W związku z tym powstały wielgaśne, opasłe tomiszcza z procedurami. TAK mnie kusi, żeby wziąć kolorowy zakreślacz i zaznaczyć wszystkie błędy...! Boże, widzisz, a nie grzmisz! I to idzie do dziesiątek (a może setek? Tak, zdecydowanie setek) osób!
OdpowiedzUsuńPpM
A nie miewasz chęci, by zastosować kary cielesne? Bo ja tak.
Usuń