1946
Co by Wam tu?
Nosem się podpieram. Szef znajduje dla mnie coraz to nowe zastosowania, a każde bardziej irytujące. Poziom trudności wzrasta, już chyba przestał się zastanawiać nad faktem, że ja jestem "z zewnątrz", czyli laik (skromna polonistka). Przyznaję, że niektóre rzeczy robię i nawet mu nie mówię, bo na 100% chciałby poprawiać (wtedy sobie przypomni, że nie jestem z branży), a ja nie mam teraz ani siły, ani czasu na dyskusję o wymianie ale na lecz.
Dziś posunęłam się do kradzieży.
Mianowicie ukradłam mu książkę z biblioteczki w gabinecie, bo mi zabrakło zgrabnego sformułowania i przypomniałam sobie, w której pozycji rzecz ładnie opisano. Ryzyko było spore, bo on jest uczuony na punkcie tych książek i, choć na pewno by mi pożyczył, zaraz chciałby wiedzieć po co, a ja nie umiem kłamać. Pewnie bym wyznała, on zapragnąłby autoryzacji, czas leci, roboty po czubki kucyków. Więc ustaliłam gryplan z sekretarką, wystawiłam czujki, zwinęłam książkę. Poziom trudności wzrósł przy odkładaniu jej na miejsce. Udało się bez strat w ludziach i sprzęcie. Artykuł opuścił mój komputer via e-mail i może się nawet o nim nie dowie. Oby.
Konsultację odbyłam z kimś innym i chwatit'.
Niech to się skończy, bo wykorkuję. Mam do poprawienia doktorat, który zalega, a u doktoranta też deadline. Oczywiście odnosi się ze zrozumieniem do zaistniałej sytuacji, lecz zaznacza, że i jego promotor ciśnie. Tymczasem po powrocie do domu nie mam już na to siły, gdyż mi się w fabryce zwoje całkowicie rozprostowują. Poprawiam z doskoku, po stronie. Rzecz jest z branży medycznej, czyli specyficzne słownictwo, wymagające dużego skupienia. Ale nie takie rzeczy my ze śfagrem po pijoku. No i nie pierwszy to mój doktorat na medycznej Alma Mater. Choć dla mnie to raczej macocha.
Nawaliłabym się, ale nie mam siły nalać.
Może Prezesa zawołam?
PS W tym pędzie zapomniałam zarejestrować, czy wciąż jestem chora, czy już przeszło.
Nosem się podpieram. Szef znajduje dla mnie coraz to nowe zastosowania, a każde bardziej irytujące. Poziom trudności wzrasta, już chyba przestał się zastanawiać nad faktem, że ja jestem "z zewnątrz", czyli laik (skromna polonistka). Przyznaję, że niektóre rzeczy robię i nawet mu nie mówię, bo na 100% chciałby poprawiać (wtedy sobie przypomni, że nie jestem z branży), a ja nie mam teraz ani siły, ani czasu na dyskusję o wymianie ale na lecz.
Dziś posunęłam się do kradzieży.
Mianowicie ukradłam mu książkę z biblioteczki w gabinecie, bo mi zabrakło zgrabnego sformułowania i przypomniałam sobie, w której pozycji rzecz ładnie opisano. Ryzyko było spore, bo on jest uczuony na punkcie tych książek i, choć na pewno by mi pożyczył, zaraz chciałby wiedzieć po co, a ja nie umiem kłamać. Pewnie bym wyznała, on zapragnąłby autoryzacji, czas leci, roboty po czubki kucyków. Więc ustaliłam gryplan z sekretarką, wystawiłam czujki, zwinęłam książkę. Poziom trudności wzrósł przy odkładaniu jej na miejsce. Udało się bez strat w ludziach i sprzęcie. Artykuł opuścił mój komputer via e-mail i może się nawet o nim nie dowie. Oby.
Konsultację odbyłam z kimś innym i chwatit'.
Niech to się skończy, bo wykorkuję. Mam do poprawienia doktorat, który zalega, a u doktoranta też deadline. Oczywiście odnosi się ze zrozumieniem do zaistniałej sytuacji, lecz zaznacza, że i jego promotor ciśnie. Tymczasem po powrocie do domu nie mam już na to siły, gdyż mi się w fabryce zwoje całkowicie rozprostowują. Poprawiam z doskoku, po stronie. Rzecz jest z branży medycznej, czyli specyficzne słownictwo, wymagające dużego skupienia. Ale nie takie rzeczy my ze śfagrem po pijoku. No i nie pierwszy to mój doktorat na medycznej Alma Mater. Choć dla mnie to raczej macocha.
Nawaliłabym się, ale nie mam siły nalać.
Może Prezesa zawołam?
PS W tym pędzie zapomniałam zarejestrować, czy wciąż jestem chora, czy już przeszło.
Amelia poleca kaszubską miodówkę. Na wszystko.
OdpowiedzUsuńAlkohol jest dobry na wszystko. Prezes przyszedł i polał mi wina :)
UsuńW chwilach desperacji pomaga mi pigwòwka. Dzisiaj walnełabym ale nie mogę tyz iż żem chora bardziej i leków więcej. Zycie jest męczące. ..
OdpowiedzUsuńOooo, mnie pigwówka też pomaga. Szczególnie ta od teścia.
UsuńKarygodne "nie mam siły nalać" jakże to tak??? szukam rozkładu jazdy "naszego pendolino" i jestem! nieproszona, ale czuję , że potrzebna!
OdpowiedzUsuńDlaczego nieproszona?! Pewnie że proszona! Bardzo proszę ;)
UsuńBardzo dziękuję za "proszenie" a nawet zaproszenie, tylko inny środek transportu muszę inny obrać, bo pendolino jeszcze nie hula, zresztą z mojego krańca Polski to on chyba nigdy nie będzie.
UsuńMożesz nawet na hulajnodze :)
UsuńTroszeczkę się waham co do hulajnogi, bo... będę mieć nierówno wyrobione łydki :-))
UsuńA kto Ci każe całą drogę majtać jedną kończyną?!
UsuńMam nadzieję, że relaksujesz się odpowiednio;) ja usypiam najmłodszego i oglądam tvn i zbieram szczękę z podłogi. kasting na synową - o tempora;) choć może za te dwadzieścia lat też będę urządzać hehe
OdpowiedzUsuńRelaksacja przebiegła niezwykle sprawnie. Padłam do wyra i więcej grzechów nie pamiętam.
UsuńA ja i owszem, wydudlałam czerwone winko i wzięło mię na szczerość wielką: cieszę się, Joasiu, że Ciebie znam.
OdpowiedzUsuńIwona
Bo mnie nie znasz osobiście. Taka martuuha to np. zna i przez to już rąbie haftem krzyżykowym na chusteczkach, biedaczka!
Usuń(A tak poważnie to... :*****).