O piątkowym poranku

Do pracy przyjeżdżam na styk, bo dyrektor musi szanować swoich pracowników. Po pierwsze sekretarkę, która wszakże jest naszym wspólnym dobrem, też musi dojechać, a niekoniecznie chce wstawać o 4.00, żeby o 7.00 otworzyć sekretariat i zrobić kawę nadgorliwym. Poza tym całą resztę, bo nie ma większej wtopy, jak stać w kolejce do podpisania listy ZA dyrektorem.
No to jestem punkt 7.30.
Zwyczajowo parkuję na wewnętrznym placu, który jest zamykany. Podjeżdżam pod bramę, migam długimi do kamery i z drugiej strony budynku przybywa strażnik, żeby mnie wpuścić. To czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Hmmmm…
Wychodzę z samochodu w deszcz, zostawiam go przed bramą, skutecznie blokując wjazd. Zamykam. Pada. Idę na drugi koniec budynku, w końcu może wszyscy mieli coś do załatwienia i został jeden, który musi trwać na posterunku. Podchodzę do okienka. W kanciapie pięciu i wyraźnie się nudzą.
- Dzień dobry.
Na mój widok wszyscy gwałtownie przestają wyglądać na zmęczonych życiem. Z uśmiechem kwituję niechęć do wpuszczenia mnie na teren zakładu dla obłąkanych, obserwuję, jak z zakłopotaniem zapuszczają żurawia w monitor i zostawiam im w prezencie kluczyki do samochodu, informując, że blokuję. Niech robią, co chcą.
Wchodzę na górę.
Z niepokojem zauważam, że sekretarka kibluje pod drzwiami i natychmiast dowiaduję się, że zagineły klucze. Zapasowych nie uświadczysz. Macham ręką tłumkowi, który faluje pod drzwiami i udaję się na trzecie, żeby dokuczyć któremuś kierownikowi.
Na trzecim okazuje się, że kierownicy przychodzą do pracy później niż ja. Kulturalnie staram się tego nie zauważyć.
Wreszcie jedne drzwi ustępują i ukarana moją wizytą zostaje jedyna porządna członkini kadry zarządzającej. Zapewne przemyśli to przez weekend.
Pijemy kawę, gwarząc niespiesznie o tematach mniej lub bardziej służbowych.
Dzwoni sekretarka. Weszła.
Dopijam kawę, dziękuję i życzę miłego dnia.
Dorywam kierowcę i posyłam go do dorobienia klucza do sekretariatu (osobistego dla mnie). Przybywa po 10 minutach z kluczem w garści. Na przyszłość podobne przypadki nie powinny mieć miejsca.
W tym czasie ilość korespondencji do podpisania przekracza moje najśmielsze oczekiwania (pracownicy najwyraźniej są od 7.00).
Piątek…

Komentarze