O weekendzie

Podjadanie z gara niedogotowanej fasoli Jaś, która ma zamiar w niedalekiej przyszłości zostać fasolką po bretońsku, to nie jest dobry pomysł. Zwłaszcza kiedy wrze.

Dwa Mikołaje przybyły w niedzielę obładowane termosem z zupą z kwaczka*, a następnie zadziwiły się uprzejmie, że dom posprzątany, a na piecu kilka dań już gotowych oraz wspomniana fasolka bulka (bul, bul). Nie wiedzą nawet najstarsi górale skąd wzięło się przypuszczenie, że się nie gotuje.
- Jestem panem dyrektorowym – złożył oświadczenie Prezes – i umiem gotować!
Skarb po prostu.
Mikołaje wręczyły gospodarzom nasuwające przypuszczenia opakowanie wraz z wierszykiem okolicznościowym:
„Dostać prezent od Mikołaja to gratka jest wielka,
nawet gdy to nie samochód, a zacna butelka”.
Wobec tego oświadczenia gospodarze bez oglądania zyskali pewność.
Potomstwo cicho zniknęło w czeluściach swojej nory, dumnie dzierżąc smakowicie wyglądającą kopertkę, a następnie rozniosło po lokalu zapach pierniczków, gdyż ma wenę świąteczną.
Z rozkoszą nurzam się w atmosferze miłości i zrozumienia.

* Od kiedy pamiętam, na to warzywo mówi się u nas kwaczek. To jest, proszę państwa, zupa z brukwi. I niech się nikt nie dziwi. Jest zwyczajnie smaczna. Przy tym nie ma żadnego znaczenia fakt, że trudno go dostać (kwaczka), bo wszyscy karmią tym krowy. Wyszkoliliśmy jednego pana na targu warzywnym w Bielsku. Już nic go nie dziwi.

Komentarze