Dorobiłam się wreszcie

szafki w łazience. Po blisko trzech latach zamieszkiwania, można to odtrąbić jako jakiś sukces. Szafka przecudnej urody, zakupiona w IKEA, którą cenimy nie tyle za dizajn, co za propozycje rozwiązań węwnątrzszafkowych. Wicie – rozumicie: wysuwane półeczki z róznymi śmiesznymi przegródkami i takie tam.
Szafka tej wielkości jest dodatkowo cudowna, ponieważ nareszcie udało mi się umieścić w łazience ręczniki, po które wcześniej trzeba byo za każdym razem latać na górę, co – biorąc pod uwagę pomysłowość w wykonaniu schodów (kiedyś zamieszczałam zdjęcia i ktoś pokusił się o komentarz – wydaje się niebezpieczne nieco. Zwłaszcza po mokremu.
Obecnie jestem zdeklarowanym odbiorcą ręczników w kolorze zielonym. Odcienie do wyboru. Niestety zieleń w wersji frotte jest wyjątkowo mało popularna, więc proszę rozpocząć polowanie. Póki co, zawiodomiono o oczekiwaniach Protoplastkę oraz Krynię – obie natychmiast przeczyściły fuzje.
Prezes szafkę skręcił po południu, korzystając z instrukcji dla debili (kto ma meble z IKEA, ten wie, o czym mówię). Okazało się, że wielokrotnie obśmiewany poziom instrukcji obrazkowych nie jest wcale czymś wydumanym, ponieważ po ustawieniu szafki w łazience Prezes zniknął w celu zamontowania drzwiczek, pozostawiając instrukcję w pokoju i kiedy zajrzałam do niego po kwardansie, to był niewyraźny i to bynajmniej nie z powodu rutinoscorbinu. Udałam się zajrzeć w obrazki i okazało się, że zawiasy go przerosyły, co zostało skorygowane. Przez moi.
Z półkami już mnie zostawił samą, słusznie wnioskując, kto tu będzie decydował o rozkładzie wnętrza. Ponieważ onegdaj staliśmy się szczęśliwymi właścicielami elektrycznej miniwkętareczki Boscha, odśpiewałam nieistnienie problemu, dokonałam szybkiego planowania, natychmiastowego wykonania i zabrałam się za przenoszenie badziewia wewnętrznego, co stało się punktem wyjścia do wyrzucenia pudełka niepotrzebnych gratów.
Następnie przeniosłam ręczniki, doszłam do wniosku – jak wyżej, popodziwiałam sobie wspólne dzieło, zarządziłam opicie kawą, a następnie z całym wdziękiem stłukłam trzy talerzyki deserowe Rosenthala z kompletu wyłacznie wyjściowego, który się suszył po gościach. Wobec powyższego uczucia związane z szafką w łazience klasyfikuję do ambiwalentnych.

PS O talerzyki nie wnoszę. Sądząc po cenach na allegro, strach pójść do sklepu firmowego. Cierpię.

Dopisek o 20.00, po przeczytaniu komentarza paćki.

Szafka:

Proponowane nóżki (wybraliśmy inne, ale zapomniałam nazwy i nie mam siły grzebać po stronie):


Półeczki, które mnie rozczulają (ten właśnie komplet nabyłam – bo są i inne):

Komentarze