Oj dana, dana

od samego rana! – podśpiewuję sobie pod nosem od 7.30.
Robota głupich lubi.
Inna rzecz, że przemierzanie kilometrów korytarzy, w dodatku biegiem i po schodach, tylko mi się przyda. Albowiem wiosna, jak co roku, obnażyła to, co światła dziennego nigdy ujrzeć nie powinno. Przysłowiowa szklanka wody zamiast zyskuje całkiem nowy wymiar.

Mam kłopoty z porankami. Ostatnio za nic w świecie nie mogę podnieść łba z poduszki, mimo sprzyjających okoliczności przyrody (jasno, słonecznie). Wobec powyższego notorycznie przyjeżdżam do pracy za późno, żeby znaleźć dogodne miejsce do zaparkowania, więc miotam się jak dziecko we mgle, popiskując cicho. Póki co, jakoś udaje mi się wybrnąć z opresji, ale obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to któregoś dnia będę w końcu musiała stanąć na płatnym i odbije mi się to czkawką. W Katowicach całe centrum objęte jest płatną strefą parkowania i kto późno wstaje, ten buli jak za zboże, bo miejsc na służbowym jest jakieś 23678531607 razy mniej niż zezwoleń na parkowanie.

Telefon o 7.31:
- Pomocy!
- A co się dzieje?
- Potrzebuję wsparcia drogowego.
- A w jakiej dziedzinie?
- Złapałam gumę na autostradzie, pomóż mi.
- Oszalałaś? W życiu nie zmieniałam koła! Nie umiem i nie zamierzam się nauczyć!
- Ale ja tu stoję!
- To stój. Zaraz zorganizujemy jakiegoś służbowego dżentelmena, który po ciebie pojedzie i wymieni ci koło.

Dżentelmen został zorganizowany. Chyba zacznę pobierać opłaty od swojej przedsiębiorczości.

Komentarze