We wczorajszej GW ukazał się artykuł

który wrzucam tu w całości, bo nie jest długi, a szkoda Waszego czasu na szukanie.

Kościół walczy z pijanymi na drogach
Małgorzata Skowrońska

Jeśli widzisz, że rodzic wypił piwo i chce wsiąść do samochodu, zabierz mu kluczyki – będą radzić katecheci na lekcjach religii. To element walki Kościoła o bezpieczeństwo na drogach. W niedzielę we wszystkich kościołach odczytywany był list polskiego duszpasterza kierowców ks. Mariana Midury. Wierni dowiedzieli się z niego, że dbanie o bezpieczeństwo na drogach i walka z pijanymi kierowcami to obowiązek każdego katolika. Ks. Midura jest autorem akcji promującej bezpieczną jazdę, prowadzonej przez Episkopat w ramach duszpasterskiego programu „Otoczmy troską życie”.

- Często zapominamy, że przykazanie „Nie zabijaj” dotyczy nie tylko morderstw czy aborcji, ale również jazdy na drogach. Ktoś, kto po piwku wsiada do samochodu, stanowi zagrożenie dla siebie i innych. Tym samym może być potencjalnym mordercą – tłumaczy duszpasterz kierowców.
Ks. Midura przygotował też lekcje o bezpieczeństwie na drogach. Katecheci na religii będą wyświetlać film „Eksperyment” ze wstępem Krzysztofa Hołowczyca. Fabuła? Młodzi ludzie pokonują autem dwa razy wyznaczoną trasę. Pierwszy raz na trzeźwo, drugi – po wypiciu takiej ilości alkoholu, którą uważają za bezpieczną. – Różnice w czasie reakcji, w ocenie zagrożenia na drodze są widoczne gołym okiem. To przemawiający do wyobraźni dowód, że żadna ilość alkoholu w przypadku kierowcy nie może być uznana za bezpieczną – mówi ks. Midura.
Duszpasterz kierowców chce też, by katecheci tłumaczyli dzieciom, nawet tym z najmłodszych klas, że zabranie kluczyków pijanym rodzicom i schowanie ich to dobry uczynek. – To kontrowersyjne działanie, ale chodzi o skuteczność. Rodzic, któremu dziecko schowa kluczyki, może poczuć wstyd, że dziecko przypomina mu o tym, jak powinien się zachowywać. I o to chodzi, bo po czymś takim tatuś czy mamusia dwa razy się zastanowią, zanim wsiądą po piwie za kierownicę – wyjaśnia.

Jak twierdzi ks. Midura, polski Kościół jest pionierem we wprowadzaniu programu dbania o bezpieczeństwo na drogach. – Nigdzie na świecie Kościół nie włącza się w takie działania. Dlatego jesienią w Watykanie mamy przedstawić nasze doświadczenia na tym polu – mówi. I dodaje, że przy sanktuarium w Zabawie pod Tarnowem powstaje jedyny w Europie ośrodek terapeutyczny, w którym pomoc otrzymają rodziny i bliscy tych, którzy zginęli w wypadkach na drogach. Częścią tej terapii ma być budowa pomnika Przejście, symbolizującego ofiary wypadków. Taki pomnik jest na Węgrzech, ale bez ośrodka terapeutycznego.

- Na ośrodek dopiero zbieramy pieniądze, ale terapię dla osób po traumie powypadkowej już prowadzimy. Takie spotkania odbywają się każdego 18. dnia miesiąca o godz. 14 – mówi ks. Zbiegniew Szostak, kustosz sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie.

W program, oprócz Kościoła, zaangażowani są: Komenda Główna Policji, psychologowie, Instytut Transportu Samochodowego w Warszawie i Stowarzyszenie Alter Ego. W sanktuarium raz w miesiącu ofiarom wypadków poświęcona jest droga krzyżowa, która gromadzi 3 tys. ludzi.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

Nie ukrywam, że po przeczytaniu artykułu szarpnęły mną mieszane uczucia (czyli standard).

W pewnym sensie działania kościoła wpisują się w moje osobiste zapatrywania na zjawisko prowadzenia samochodu po użyciu. Nie ukrywam, że jestem bardzo restrykcyjna, jeśli o to chodzi. Uważam bowiem, że człowiek wsiadający za kierownicę po alkoholu (w dowolnej ilości) jest potencjalnym mordercą z premedytacją. W swoich poglądach jestem tak „zapieczona”, że chętnie postulowałabym o zmiany w kodeksie karnym, które taki punkt widzenia by reprezentowały. Nic mnie nie przekonuje, więc nie podejmuję na ten temat dyskusji, bo staje się bezprzedmiotowa, a dodatkowo nacechowana emocjonalnie. I jestem straszną faszystką, czy to się komu podoba, czy nie.

W związku z powyższym cieszę się, że dzieje się cokolwiek. Mam tu na myśli niezaprzeczalny fakt, że to, co zmienić jest najtrudniej, to ludzka mentalność. Upór w prezentowaniu pewnego stylu myślenia (sama, jak widać, nie jestem od tego wolna), w różnych zresztą kwestiach, a także niechęć do jakichkolwiek zmian, to cechy charakterystyczne przeważającej większości polskiego społeczeństwa. Myślę, że ludzi w ogóle, ale nie mam konkretnej wiedzy na temat innych krajów, więc wolę to przemilczeć.
A więc cieszę się z jakiejkolwiek aktywności. Ale… No właśnie. Zawsze się znajdzie jakieś ale. No więc: ale nie w ten sposób. To, co wtłucze dzieciom do głowy, zgodnie z artykułem, katecheta, jest po prostu złym rozwiązaniem. Mało tego – sądzę, że jest bardzo, bardzo złym rozwiązaniem. Już widzę tych pijanych rodziców, którzy zawstydzają się, kiedy dziecko chowa przed nimi kluczyki do samochodu postulując, żeby nie prowadzili po pijaku. Reakcja będzie przypuszczalnie skrajnie inna i gówniarzowi się porządnie dostanie. A następnie wpieniony rodzic wypije jeszcze dwie kolejki „dla uspokojenia”, a następnie i tak wsiądzie do samochodu i zabije 10 osób.

I tak to po raz kolejny myślę, że kościól katolicki może i chce dobrze, a wychodzi jak zawsze. Czyli kompletnie do bani, od czapy, bez sensu, debilnie (niepotrzebne skreślić).
I znowu myślę z tęsknotą o ludziach mądrych, rozważnych, myślących perspektywicznie.
A nie pod publiczkę i dla odnotowania w pamietnikach, jak to się podjęło działania, gdy inni trwali w bezruchu.

Komentarze