2436
Bardzo lubię to, że w naszym domu, gdzie nie spojrzysz - leżą zwierzęta. Na przykład na stole. Kiedyś nie lubiłam kota na stole, a teraz lubię. Może to wynikać z faktu, że nigdy nie miałam takiego stołu. Albo... że to Zofia. Ona potrafi sprawić, że człowiek polubia (polubuje) rzeczy, których - jak mu się zdawało - nie lubił wcześniej. Przynajmniej w sytuacji, gdy jesteś kimś, kto chce żyć.
Nocą zwierzęta bywają rozrzucone po różnych kątach. Tak, oczywiście poza Zochą, która nie jest rozrzucona, ale rozmyślnie ułożona. I nie po kątach, jak jakiś pies, nie przymierzając, tylko na środku wszystkiego. I na podwyższeniu.
Kocham tę Zofię bardzo. Z wiekiem złagodniała - z jednej strony - robiąc się absolutnym przytulasem. Przynajmniej do chwili, gdy nie uzna, że zachowujesz się niezgodnie z przyjętymi przez nią regułami i nie naprowadzi cię na właściwe tory. Z drugiej strony zrobiła się bardziej zasadnicza, jasno i kategorycznie definiując wszelkie relacje.
Zofia jest Kotem z Charakterem. Potrafi być łagodna jak baranek (jeśli chce) i twarda jak stal. Zofii nikt nie podskoczy, nawet jeśli występuje w stadzie. Ona nikogo nie traktuje gorzej, nierówno: jeśli stado fika, to je ustawia bez zastanowienia, a gdy się gniewa, to niebiosa łkają i podporządkowują się bez szemrania. Choć trzeba przyznać, że gniewa się rzadko, traktując świat po matczynemu: miłośnie, choć surowo. Kocha bezwarunkowo, ale mądrze. Z przekonaniem, że nie my jesteśmy tu dla niej, ale każdy dla siebie samego. Mówię do niej czule: "Kocham cię, Zosieńko", a ona spogląda na mnie z uczuciem. I to jest uczucie pełne oddania. Oraz przestrogi, że gdy fiknę - sprowadzi mnie do miejsca, w którym powinnam się znajdować. Jak nikt inny w naszym domu jest Osobą.
Czuję się przy niej bezpiecznie.
Wszystkie zwierzęta, które z nami mieszkają, funkcjonują w domu jako dzieci. Oprócz niej. Gdyby mnie ktoś zapytał, z kim pozostawiłabym noworodka, nie zastanawiałabym się nawet chwili. Powierzyłabym Zośce, bo umie się zaopiekować. I sprowadzać na ziemię, jak nikt inny. Jest absolutnym cudem natury - a poznałam w życiu wiele zwierząt i sądzę, że to uprawnia mnie do złożenia oświadczenia.
Gdyby akurat były wybory, bez zastanowienia głosowałabym na nią. Wam też polecam. Zofia na prezydenta.
I premiera.
I cały - najlepszy w świecie - rząd.
Podziwiam ją w milczeniu. Jednoosobowo załatwi wszelkie problemy w tym kraju. Moja Zosieńka, na własnej, osobistej piersi uhodowana.
Kiedy umrze - a umrze przede mną, bo jej świństwa nie zrobię - będziecie mnie zbierać szufelką. Przez długi, długi czas.
Nocą zwierzęta bywają rozrzucone po różnych kątach. Tak, oczywiście poza Zochą, która nie jest rozrzucona, ale rozmyślnie ułożona. I nie po kątach, jak jakiś pies, nie przymierzając, tylko na środku wszystkiego. I na podwyższeniu.
Kocham tę Zofię bardzo. Z wiekiem złagodniała - z jednej strony - robiąc się absolutnym przytulasem. Przynajmniej do chwili, gdy nie uzna, że zachowujesz się niezgodnie z przyjętymi przez nią regułami i nie naprowadzi cię na właściwe tory. Z drugiej strony zrobiła się bardziej zasadnicza, jasno i kategorycznie definiując wszelkie relacje.
Zofia jest Kotem z Charakterem. Potrafi być łagodna jak baranek (jeśli chce) i twarda jak stal. Zofii nikt nie podskoczy, nawet jeśli występuje w stadzie. Ona nikogo nie traktuje gorzej, nierówno: jeśli stado fika, to je ustawia bez zastanowienia, a gdy się gniewa, to niebiosa łkają i podporządkowują się bez szemrania. Choć trzeba przyznać, że gniewa się rzadko, traktując świat po matczynemu: miłośnie, choć surowo. Kocha bezwarunkowo, ale mądrze. Z przekonaniem, że nie my jesteśmy tu dla niej, ale każdy dla siebie samego. Mówię do niej czule: "Kocham cię, Zosieńko", a ona spogląda na mnie z uczuciem. I to jest uczucie pełne oddania. Oraz przestrogi, że gdy fiknę - sprowadzi mnie do miejsca, w którym powinnam się znajdować. Jak nikt inny w naszym domu jest Osobą.
Czuję się przy niej bezpiecznie.
Wszystkie zwierzęta, które z nami mieszkają, funkcjonują w domu jako dzieci. Oprócz niej. Gdyby mnie ktoś zapytał, z kim pozostawiłabym noworodka, nie zastanawiałabym się nawet chwili. Powierzyłabym Zośce, bo umie się zaopiekować. I sprowadzać na ziemię, jak nikt inny. Jest absolutnym cudem natury - a poznałam w życiu wiele zwierząt i sądzę, że to uprawnia mnie do złożenia oświadczenia.
Gdyby akurat były wybory, bez zastanowienia głosowałabym na nią. Wam też polecam. Zofia na prezydenta.
I premiera.
I cały - najlepszy w świecie - rząd.
Podziwiam ją w milczeniu. Jednoosobowo załatwi wszelkie problemy w tym kraju. Moja Zosieńka, na własnej, osobistej piersi uhodowana.
Kiedy umrze - a umrze przede mną, bo jej świństwa nie zrobię - będziecie mnie zbierać szufelką. Przez długi, długi czas.
Pięknie napisałaś,jak zwykle zresztą. Zgadzam się z Tobą, że kot na stole to piękny widok. Mojemu Rudemu też właściwie wszystko wolno. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie umierajcie. Ani jedna ani druga.
OdpowiedzUsuńJa mam taką szylkretke,Basię...
OdpowiedzUsuńRenata
o matko jakie cudo!
OdpowiedzUsuń