2438

Jakiś czas temu wydarzyła się rzecz okropna, z którą kompletnie nie potrafimy sobie poradzić. Co gorsza - powtarza się uporczywie, ostatnio coraz częściej. Jesteśmy w kropce.
Mianowicie Hanka zrobiła się agresywna.

Ponieważ od połowy września zmieniły się ustalone z dawien dawna warunki, czyli Prezes pracujący w domu, a co za tym idzie: całodobowa piecza i zero samotności, zmienił się również rozkład sił. Gnam co prawda do chałupy co koń wyskoczył, żeby mi psy nie popękały z nadmiaru moczu, ale w związku z chorobą mamy po prostu muszę czasami załatwiać różne rzeczy. A kiedy mam to robić, jak nie po pracy? Staram się, jak mogę, manewrować dniami, gdy jest u nas Martusia, która i podłogi z kocio-psich kłaków wytrze, i utuli, i wypuści do ogrodu, ale nie zawsze się udaje. W związku z tym psy się niestety nudzą.

Tak, mają trochę bodźców oraz towarzystwo, bo jest ich przecież sześć. Większość czasu z pewnością przesypiają. Jednak to nie to samo, co kiedyś. Żal mi ich bardzo, bo do tej pory miały warunki idealne, wliczając ganianie po ogrodzie na życzenie w obojętną pogodę. Ale Prezes, po latach home office'u, odmówił dalszego plecenia łapci z łyka, zaczął się golić codziennie i opuszcza pielesze. No i pracuje do 16 (plus dojazd). Zwierzyna zostaje sama.

Każdego dnia wita mnie więc harmider, galop i ogólne szaleństwo. Wchodzę do wiatrołapu, otwieram drzwi do hallu i odwracam się tyłem* i przepuszczam psy, żeby mogły najpierw załatwić potrzeby fizjologiczne. Zamykam za nimi drzwi i witam się z kotami. Potem wpuszczam psy, witam się z nimi, dzielę chrupkiem na otarcie łez i zaczynamy standardowe tańce, czyli ja się krzątam (krzątam się!), a sześć worów na karmę trąca mnie, zaczepia lub wchodzi/wychodzi. Ponieważ to w moim życiu norma, specjalnie się nad swoim losem nie rozczulam. Problem zaczyna się, kiedy usiądę. Bo wtedy nadbiega Hanka i zaczyna być agresywna.

Mianowicie włazi na mnie i bezlitośnie żąda, żeby ją miziać pod paszką.

Ludzieeeee! Jak ja widzę tę uniesioną łapkę, sugestywne spojrzenie i nos wskazujący kierunek, to mi się hepie. Ostatnio zauważyłam, że ZAWSZE zbliża się do mnie z pokracznie odstawionymi na zewnątrz łokciami. Po prostu szanuje czas nas obu i jest przygotowana, by w ułamku sekundy unieść którąś łapę, zaraz po tym, gdy tylko przechwyci mój nieopatrzny rzut okiem w jej kierunku. Włazi mi na łeb na trzech nogach, żeby nie tracić cennych milisekund na unoszenie.
I ja ją miziam.
Ale niedługo zwariuję, bo zarejestrowałam, że zaczynam się bezwiednie ślinić na sam jej widok.

Ratunku.
Czy można amputować paszki?!



* Robie to, żeby na mnie nie skakały. Głaszczę dopiero wtedy, gdy stonują emocje.

Komentarze

  1. Haaaaania. Moja Hanusia (nie)mała! <3

    /h.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze dwa dni temu trafiłam na takie coś, wtedy myślałam, że przypadkiem, a tu proszę, jest potrzeba. Teraz wystarczy jak wytłumaczysz Hance, że to tylko poglądowy filmik, że psy też mogą i sprawa załatwiona ;) https://www.youtube.com/watch?v=VRUpVZqIITk

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz