2442

W związku z wczorajszo-dzisiejszą przygodą Zuzi, związaną z opóźnieniem lotu o sześć godzin, czego ślady znajdują się na Facebooku, moim nastawieniem do tego, a także do wielu spraw, chciałabym coś wyjaśnić.

Zuzia nie lubi latać WizzAirem, bo tam jest burdel na kółkach i czyhanie na każdy grosik, co wcale nie charakteryzuje tanich linii lotniczych. Tym razem nie miała innego wyjścia, szczególnie że prosiłam ją, aby nie rezerwowała połączeń z Wrocławiem, bo to i koszty, i mnóstwo straconego czasu na dojazdy. W końcu mamy w rozsądnej odległości dwa lotniska (Katowice i Kraków), więc jakoś to można pożenić. Przyleciała do Balic - ach, te korki na A4 w kierunku Krakowa w piątki - odleciała z Pyrzowic. Bo w końcu przecież odleciała.

Nie mamy pojęcia, dlaczego tak naprawdę jej lot opóźniono o 1/4 doby. Wszakże ci sami piloci, którzy nie mogą wystartować z Anglii czy też w Anglii wylądować z powodu opadów śniegu, od wielu lat bez problemu startują i lądują zimą w Polsce. A warto podkreślić, że takie kraje jak Rosja czy Norwegia również posiadają transport lotniczy. Ba! Samoloty latają także na Alaskę. I wszystko to w zimie. Czyli da się.
Komunikatu o przyczynie opóźnienia nie ma. Z godziny na godzinę odlot jest przekładany i nie wiadomo, na czym się skończy. Linie lotnicze, które mają przepisowy obowiązek zapewnić pasażerom lotu opóźnionego powyżej 2 godzin posiłek, rzucają w zgromadzonych małą butelką wody mineralnej oraz rogalikiem 7 days. Trochę żenujące.

Tutaj dygresja, ponieważ na fanpage'u pojawił się komentarz dotyczący opóźnienia pociągu i braku jakiejkolwiek reakcji ze strony przewoźnika.
Otóż, wyobraźcie sobie, kolej ma dokładnie te same obowiązki wobec pasażerów, co linie lotnicze, czyli posiłek, transport, hotel, zwrot pieniędzy, zapewnienie innego połączenia, bonifikata, odszkodowanie. Mało tego! Obowiązki te dotyczą kolei już po 60 minutach opóźnienia, a nie dwukrotnie takiego czasu, jak w przypadku połączeń lotniczych. Rozumiem, że usiłują się nie wywiązać, ale - litości - proszę nie mieć do mnie pretensji, że ktoś nie zna swoich praw i nawet nie próbuje ich egzekwować. Energię warto spożytkować na ochronę własnych interesów w miejsce złośliwych komentarzy, bo z tych drugich nic nie wynika.
Koniec dygresji.

Sytuacje jak ta, która przytrafiła się mojej córce, są stresujące. Bo pasażer siedzi bezczynnie i czeka nie wiadomo na co i nie wiadomo ile. Bo jest zmęczony - lotniska zwykle są nieco dalej od ośrodków miejskich niż dworce, trzeba do nich dojechać, stawić się wcześniej z uwagi na procedury, a więc czas znacznie się wydłuża. Bo nie można machnąć ręką i przejść na PKS. Bo bilety są relatywnie droższe niż inne, a płacimy właśnie za czas. Bo nie wiemy, czy wystartujemy i wylądujemy bezpiecznie: katastrof lotniczych jest procentowo o całe mnóstwo mniej niż w ruchu kołowym, ale za to są spektakularne i zwykle ze skutkiem śmiertelnym dla wszystkich zgromadzonych. Już nie wspominam o utraconych korzyściach, ponieważ w przypadku mojego dziecka to nie wystapiło.

Stres obejmuje nie tylko podróżnika, ale też jego bliskich. Chciałabym Was zapewnić, że w miłości i trosce nie ma niczego zdrożnego. Sądzę, że każdą ustabilizowaną emocjonalnie osobę dotyka okresowo niepokój o losy i bezpieczeństwo najbliższych. Jeśli nikt się o Was nigdy nie martwił i nie obchodził nikogo Wasz los, to przyjmijcie proszę moje wyrazy współczucia. Jestem głęboko przekonana, że to nie jest sytuacja ostateczna i z głębi serca życzę, abyście znaleźli kogoś, dla kogo będziecie naprawdę ważni. Bardzo trzymam za to kciuki. I piszę to całkowicie bez sarkazmu.

Czyjś stres, niepokój i lęk nie jest również niczym zabawnym. Uczucie bezradności, niemożności udzielenia pomocy i wsparcia najbliższej osobie nie jest dziwactwem, tylko naturalną reakcją na pojawiający się problem. Jeżeli mój niepokój o sytuację jedynego dziecka Cię rozśmieszył, to przemyśl, które z nas tak naprawdę ma problem.

Moja córeczka jest dorosłą osobą. Mądrą, zaradną, wyjątkowo ogarniętą. Pierwszy raz zarabiała pieniądze, kiedy miała 16 lat. Od maleńkości miała obowiązki, szyte na miarę najpierw małego, a później dużego człowieka. Od dawna utrzymuje się samodzielnie, płaci własne rachunki, zarobione pieniądze nie tylko przejada, ale też inwestuje w swój rozwój. Znam mnóstwo o wiele starszych od niej osób, które żadnej z tych rzeczy nie robią. Ufam jej. Wiem, że gdyby spotkało mnie nieszczęście, na nią mogę liczyć ZAWSZE i BEZDYSKUSYJNIE. Wyrosła na dobrego, mądrego i pięknego człowieka. Jestem z niej dumna. I za 40 lat, jeśli tego dożyję, też będę się martwiła o jej dobrostan.

Bo ją kocham. Bo jestem jej mamą.

Blog i okoliczne są dla mnie miejscem, by opowiadać Wam o moim zwykłym, nudnym życiu. Opowiadam tylko jego fragmenty, niektóre przemyślenia, czasem kanalizuję emocje. Nie myślcie, że mnie znacie, bo przeczytaliście tu coś śmiesznego. Kiedyś napisałam już post o tym, czemu bloguję, więc podsumuję to tylko raz jeszcze króciutko: robię to dla siebie. Miło mi, że jesteście, czytacie, komentujecie, piszecie do mnie, dzielicie się ze mną kawałkiem swojego życia. Ale tak naprawdę traktuję blog (i okoliczne) jako coś w rodzaju dziennika. Fajnie jest przypominać sobie różne rzeczy sprzed lat (o, przypominajko - błogosławiona funkcjo Facebooka) i tak naprawdę temu właśnie moje pisanie służy. Nie zarabiam na tym, nic z tego nie mam, nie walczę o lajki ani o oglądalność (poczytność) i zadowala mnie w pełni owa słynna, wielokrotnie omawiana niszowość.

Dlatego pamiętajcie proszę, że jesteście moimi gośćmi.

Komentarze

  1. Czasem po prostu nie wierze. Gupia i naiwna jestem, bo wciaz mimo ponad 4 dziesiatek na karku, nie wierze, ze ludzie tak potrafia. Na FB widzialam tylko post (ni ma konta, wiec nie widze komentarzy), ale poniekad wspolodczuwalam z Toba. I zaraz rano wpadlam sprawdzic czy szczesliwie poleciala. To dla mnie takie normalne.
    Ja swoja najstarsza odprowadzam tylko na pociag. I wyjezdza tylko 600 km od domu (studia swieza sprawa), a martwie sie tak samo. Bo kocham. Ot tak zwyczajnie. Mam madra, fajna corke i ja kocham. Jak ktos moze to zlosliwie komentowac?
    Swoja droga dodam, ze jak wyjezdzamy gdzies daleko (a wyjezdzamy nagminnie) to pierwsza rzecza po dobiciu do celu jest sms do moich rodzicow. No co? No to przeciez oczywiste. Martwia sie.
    Pzdr.
    AgulaW.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że nie dla wszystkich. A już komentarz o pociągu po prostu mnie rozczulił.

      Usuń
  2. Dziecko wraca właśnie z Warszawy. PKP. Ma wyłączony telefon. Także więc, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och. To na pewno tylko prądu nie dowieźli. Będzie dobrze.

      Usuń
  3. Jest dobrze, oczywiście. Ale ta mnogość scenariuszy jakie matki serce jest w stanie stworzyć w ułamku sekundy... I niech nikt mi nie mówi, że nie jestem racjonalna. Świetnie o tym wiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie to wilcy. Jesteś cudowną mamą wspaniałej córki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Ciebie za spokój przy pisaniu tych słów, bo skoro masz go tyle pisząc co napisałaś, to ile musiałaś go mieć kiedy ten lot się tak opóźniał. Na liniach się nie znam, ale może jednak ten daleki Wrocek jednak daje większy komfort psychiczny, a na czasie jak widać trudno jest zaoszczędzić... bo godziny albo na autostradzie, albo na lotnisku uciekają :(

    Ja popadam w histerię jeśli Młody wyjdzie ze znajomymi i zapomni dać znać, że zamiast około północy wróci nad ranem... nie, nie ma siedzieć w domu, broń buk liściasty, ale noc, ciemno, brzydka pogoda i kilku pomysłowych 20-latkó z samochodami do kompletu wystarcza aż nadto aby moja wyobraźnia pracowała

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz