Sprawozdanie z piątku

Na poczatek uroczyście oznajmiam, że zostałam panią magistrową, ku radości i wielkiej uldze całej rodziny. Teraz mogę powiedzieć oficjalnie, że naprawdę dość już miałam tego studiowania. Co za szczęście, że jest po wszystkim.
Oczywiście jestem tak dumna, że mało nie pęknę.
Ciągle mówimy do niego „panie magistrze”.

Poza stresem związanym z obroną, przeżyłam wczoraj koszmary, dotyczące kolejnej, wizytowanej przeze mnie imprezy. Z jednej okazji na drugą coraz mocniej się upewniam, że pan bóg stworzył mnie do pracy, a nie do blichtru. Niestety większość osób, zasiadających u sterów w tym kraju jest pusta, jak beczka piwa po hulance. Ta pustota wywołuje u mnie zwyczajny gniew.
Zawsze myślałam, że na durnotę ludzką jestem już dość mocno uodporniona, ale okazuje się, że są jednak przejawy życia społecznego, gdzie moja tolerancja lub obojętność nie sięga.
Poszło o niepełnosprawnych.
Szczegółów nie przytaczam, bo ciągle mnie trzepie.
W drodze powrotnej szef usiłował wyciagnąć ze mnie, co jest powodem zaciętego milczenia. Oczywiście mu się nie udało, bo prowadził, a poza tym w samochodzie był z nami jeszcze pewnie kretyn, przy którym nie zamierzam pewnych tematów poruszać.
Udało mu się dopiero znacznie później, po tym, jak zdaliśmy już sprawodanie naczelnemu z przybiegu imprezy (też się zdenerwował, ale z innego powodu niż ja), wszyscy się sprzątnęli, a my zostaliśmy we dwójkę przy papierosie. Jakby się nie upierał, to może byłoby mu oszczędzone. A tak – eksplodowała mi ta klucha, co ja miałam w gardle od kilku godzin i wykrzyczałam mu w twarz liczne przemyślenia własne na temat ludzkiej podłości. I żeby przestał mnie ze sobą zabierać w takie miejsca, bo ja się nie nadaję. Że mogę ponieść karę i chętnie posprzątam po godzinach całe piętro, bo na trzeźwo takich paskudztw nie trawię.
Muszę przyznać, że przyjął wszystko z godnością.
A ja postanowiłam ćwiczyć się w cierpliwości.
W najbliższym czasie jeszcze jedno ą ę z tej serii. Obym nie została zmuszona.

Komentarze