Dokonało się!

Szumne hasło przywitało mnie w drzwiach mieszkania J., gdzie zostałam wezwana „na jednej nodze” z powodu walenia się świata.
- Bardzo się cieszę, podskakuję, gratuluję i całusków moc – podsumowałam, ponieważ znam osobiście szefa J., bardzo go lubię, szanuję i jestem mu dozgonnie wdzięczna za pewne wydarzenia z przeszłości. Wobec powyższego jego zmaterializowana wreszcie habilitacja oddziaływuje na mnie osobiście.
- Ale jest problem. – J. przeszła płynnie do rzeczy – Laurka.
Westchnęłam. Ciągle tak mam. Była nawet taka chwila, gdy uznałam, że mogę z tego żyć. Po pięćdziesięciu następnych przypadkach zbrzydło mi.
- Długopis i kartka! – zarządziłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, ponieważ zasadniczo nie odmawiam w takich sytuacjach. A J. nie odmawiam nigdy niczego, bo ją kocham uczuciem całkowicie czystym oraz wypranym z wszelkich negatywnych emocji.
Atrybuty pisarza laurek zostały dostarczone w mgnieniu oka, a z nimi kieliszek demi sec, które zresztą przysmyczyłam własnoręcznie. A potem już tylko…

Ten sam garniturek biały,
ten sam wyraz twarzy śmiały,
takie samo dumne czoło,
ten sam wzrok, co toczy wkoło.

Niby nic się nie zmieniło,
ale Szefa nam przybyło.
Jakby wyższy, w barach szerszy,
więc niesiemy w darze wierszyk.

I w meandry, i w zakola,
jeśli taka Twoja wola,
płyń więc, prowadź nas – okręcie!
Nie doktorze, lecz DOCENCIE!!!

Komentarze