Okazuje się, że jeszcze czymś można mnie zaskoczyć

Dziwacznie jakoś wczoraj do południa spłynęły do mnie tylko dwie teczki z korespondencją. Moja dzienna norma waha się w granicach 20 – 40 (sic!). Ponieważ odbywałam mnóstwo spotkanek, jakoś nie pobudziło to mojej czujności w sposób dramatyczny. Około południa jedna z moich pracownic poprosiła o pilne spotkanie w problematycznej sprawie. Po dwóch minutach drzwi się otworzyły i… staneła w nich liczna grupa z wielkim pakunkiem oraz chochocikiem. Pakunek wysunął się na czoło, a zaraz za nim T., oświadczając znad folii, że wypadałoby, abym wstała, gdyż nie będą się ze mną widzieli do świąt i zamierzają mnie obsypać pocałunkami na zapas. Zaskoczona dałam się obsypać, a następnie zapytałam, czy coś się stało z pracą. Chichocik wzmógł się w tylnych rejonach grupy, natomiast T. oświadczył, że strajkują. Ponieważ nie mam zwyczaju być łamistrajkiem, pogoniłam MM po ciastka i zarządziłam kawę.

Przebiegając w międzyczasie przez sekretariat zauważyłam sterty piętrzących się MOICH teczek. Wysypało się… Moi pracownicy urządzili króciutką naradę służbową i postanowili podarować mi dodatkowy dzień wolny, załatwiając całą korespondencję we własnym zakresie i bez mojego udziału!

Ja mam słabe serce i oczy na mokrym miejscu, naprawdę.
Już dawno nikt mnie niczym tak nie ujął.
No lubią mnie, co? A tak się starałam, żeby nigdy do tego nie doszło!
Bzdura. Jestem rozklejona i rozczulona do nadal.

Komentarze