1406

Telefon odebrała mama.
- Słucham.
- Cześć.
- O! Szlag cię trafił?
- Skąd wiesz?
- Po zakończeniu emisji ojciec przyszedł do kuchni i powiedział: zaraz zadzwoni, szlag ją trafił.
- Spostrzeżenie oparte o lata doświadczeń.

Spakowawszy pinkle, ruszyłyśmy w stronę metra, bo tam byłam umówiona z Gosią, która już przebierała nogami, o czym naturalnie zawiadomiła mnie via SMS. Po drodze zdobyłyśmy z córką kilka sprawności, w tym Krytycznego Obserwatora.
Warszawa. Stolica Rzeczpospolitej Polskiej. Schody do przejścia podziemnego. Ułatwienie dla jednonogich narciarzy. (Owszem, sprawdziłyśmy, na każdych).


Była tam i przykłusowała ku nam rączo. Kto nie zna Gosi osobiście, tego informuję, że jest dokładnie taka, jak na blogu: miła, ciepła, dowcipna, wyważona i mądra. Myśląca. Ma swoje zdanie i nie boi się go bronić. Człowiek czuje się komfortowo, jakby znał ją od lat; rozmowa toczy się wartko niczym górski strumyk i nie wiedzieć kiedy pijesz ósmą kawę. No i nie chce się rozstawać, bo nagle orientujesz się, że nie poznałaś jej zdania o sześciu tysiącach niezwykle ważkich problemów, a przecież nie można kobiety zamęczyć na śmierć. W końcu wielbiciele jej blogu nie darowaliby ci tego.
Dziękuję, Gosiu. Spotkanie z Tobą było cudowne i niezwykle pouczające.

Dziecko w czasie uprawiania przez nas plot, eksplorowało Złote Tarasy. Niestety, jak sie okazuje, moja pula genetyczna dostała jej się również w zakresie nienawiści do tłumów. A ludzkość 27 grudnia, po dwóch dniach przerwy od nabywania dóbr, dostała małpiego rozumu. Zuzia szybko zrezygnowała z wątpliwej przyjemności przebywania w duchocie i ścisku, wymiksowała się z rozentuzjazmowanego tłumu i przycupnęła gdzieś w kąciku, żeby nie przeszkadzać nam w rozmowie. Przypłynęła dopiero w chwili, gdy się z Gosią żegnałyśmy. Z żalem. Przynajmniej ja.

Nie przewidziałam takiego rozwoju sytuacji i zarezerwowałam bilety dopiero na 18.20. Coś więc musiałyśmy ze sobą zrobić. O wydawaniu pieniędzy nie było mowy z przyczyn opisanych powyżej. Zjadłyśmy więc obiad (podły i bardzo drogi). W tle dostrzeżecie, dokąd się nigdy NIE UDAWAĆ.


Pokrzepiwszy ciała doszłyśmy do wniosku, że wszędzie lepiej niż w centrum handlowym. Nawet na dworcu. Zaczepiłyśmy się w Coffee Heaven, bo tam można spokojnie i wygodnie posiedzieć, wypić coś (nawet na cydr się tym razem załapałyśmy) i jeszcze mieć dostęp do internetów. Niestety, niestety. Internetów nie dowieźli. Nie dowieźli też połączenia terminali; całe szczęście, że miałysmy trochę gotówki.


Omówiłyśmy w zasadzie wszelkie teorie na temat wielkiego wybuchu i innych niepokojąco istotnych kwestii i doczekałyśmy się wreszcie na pociag. Sprawdziwszy, że pustki podobne, jak w stronę wprost przeciwną, ulokowałyśmy się w przedziale z pewną sympatyczną starszą panią. Zuzia zwinęła się w kłębek i zasnęła. Ja oglądalam filmy na cudownie uzdrowionym laptopie. I w zasadzie nie byłoby o czym gadać, gdyby nie...

Obudziła się ok. godziny przed dojazdem do celu. Odebrała mi komputer i zapadła w typowy, młodzieżowy stuporek. Pociąg zatrzymał się na stacji Dąbrowa Górnicza, o czym zostałyśmy poinformowane z głośników wraz z życzeniem miłego pobytu. Nie był miły, mimo że krótki.
Do wagonu wsiadł rosły młodzieniec o czole znamionujacym dziewictwo intelektualne. Przeszedł koło naszego przedziału, zatrzymał się, przyglądając nam badawczo, i ruszył dalej. Odetchnęłyśmy z ulgą. Niesłusznie.

Po krótkiej chwili wrócił. Wstawił do przedziału stopę, złapał za komputer i dalejże szarpać ku sobie. Zuzia zgłupiała, ale nie puściła. Ja zareagowałam intuicyjnie, jak to samica przy młodych. Nie posądzałam siebie o taką sprawność w skoku, rozważę wzięcie udziału w olimpiadzie, adrenalina zadziałała bez zarzutu. Huknęłam na gówniarza, aż szyby zadrżały i odkryłam, że matki są nieobliczalne. Wszystkie teorie na temat bronienia młodych to stuprocentowa prawda.

Zgłupiał. Puścił laptop i rzucił się w kierunku wyjścia, pomstując ordynarnie z odległości, która zapewniała mu bezpieczeństwo. Wysiadł, a po chwili pociag ruszył, by dowieźć nas do celu.
Wysiadając, wymieniłyśmy kilka uwag ze starszą panią, naszą towarzyszką. Zostawała sama w praktycznie pustym wagonie, a jechała do końca trasy, czyli do Raciborza. Pozostało mi tylko życzyć jej spokojnej i bezpiecznej reszty podróży.

W nieco zwarzonych humorach dotarłyśmy do domu. Laptop niestety nosi ślady walki, ponieważ agresor uderzył nim w ścianę przedziału. Ja też noszę ślady walki w postaci potężnego sińca na ramieniu, który nabiłam sobie nie wiadomo kiedy. A przynajmniej nie poczułam - taka moc hormonu.



Finalnie w całej warszawskiej przygodzie widzę trzy jasne punkty. Pierwszy to czas, spędzony z Zuzią. Teraz, kiedy wyrosła z młodzieńczego focha, jest przeuroczą i szalenie dowcipną młodą kobietą, z którą chce się pobyć, słuchać jej uwag, przepychać się i śmiać bez końca. Druga to spotkanie z Preclową. Bezkonkurencyjne. Trzecia - doświadczenia, które być może uda mi się wykorzystać w różnych sytuacjach.

Nic nie jest jednoznacznie złe lub dobre. Ale zawsze możemy widzieć jasne strony i cieszyć się z wiedzy, która staje się naszym udziałem. Różnej, różnistej. Jestem więc wdzięczna za to doświadczenie. Na fp MbL przybyło lajkerów. Oby również kupców antologii. Wtedy będzie można uznać, że to wszystko miało głębki sens.

Komentarze

  1. O rany, dobrze że zachowałyście zimną krew, bo już by była kiszka na całej linii :((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy to była zimna krew. Odruch raczej.
      Czy spełniłam Twoje oczekiwania w sprawach mrożących krew w żyłach? :)

      Usuń
    2. A to się bardzo cieszę :)

      Usuń
  2. Po pierwsze mówię Wam, że ten Laptop coś od Was chce. Sygnalizuje co rusz "zwróćcie na mnie uwagę. Heloł tu jestem. Może spadnę. Może mnie ukradną"
    pogadajcie z jego Manitou - na pewno ma coś ważnego do przekazania.

    Po drugie - podziwiam za odruch i odwagę. I odtąd strzygę uszami w pociągu, bo często gęsto podróżuję samotnie przysypiając a sprzęt sobie leży na półeczce i czeka...

    Po trzecie - dziękuję za niezasłużoną reklamę. Choć kawy były tylko dwie (ósmej byśmy nie dożyły bo nasze ciśnienie by eksplodowało) to fakt - czas minął zdecydowanie zbyt szybko i gdyby nie faceci tupiący w moim domu w oczekiwaniu na mój powrót to pewnie posiedziałabym z Wami do tego pociągu. Nie mniej jestem zdania, że jest to do odrobienia :)

    PS. Obie jesteście mistrzyniami zdjęć sytuacyjnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz tam niezasłużoną. Nie będziesz mi tu fikać w moim ogródeczku!
      :o)

      Usuń
  3. O! rany!
    Spotkania szczerze zazdroszczę (z Gosią, nie z oprychem);)

    OdpowiedzUsuń
  4. Do stóp Ci padam i w podłogę biję czołem!

    Aż zmroziło mnie trochę czytanie tej historii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszakże uprzedzałem! No nikt mnie już nie traktuje poważnie, to wszystko przez te telewizory...

      Usuń
  5. Ale miałyście przeżycia! Jak już doczytałam, że nie doznałyście uszczerbku na ciele czy mieniu, odetchnęłam z ulgą. Z dwóch powodów - że jest OK i że to się nie stało w Warszawie, bo wstydziłabym się za moje miasto.
    Podziwiam Zuzię za refleks, Ciebie za odwagę.

    Z ułatwienia na schodach korzystam m.in. ja, dwunoga cyklistka. Łatwiej mi wciągnąć rower po szynie niż go wtaszczyć, choć gdyby ta szyna była szersza byłoby dużo wygodniej. Mogłaby też szyna owa służyć do prowadzenia walizki na kółkach, ale takie rozwiązanie wykroczyło chyba poza wyobraźnię urzędników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A taki klasyk, jak dwie szyny, żeby ewentualnie z wózkiem dziecięcym?

      Usuń
    2. Miałyście przygodę z tym oprychem, brrrr! No ale z tymi dwiema szynami to już przestań, Asiu, kto by się przejmował wózkiem dziecięcym? Urodziła se, to niech teraz se targa po schodach, a najlepiej to niech w domu siedzi!

      Usuń
    3. A nie lepiej coś takiego, co widziałam w Rzymie bodajże? Platforma, z powierzchnią antypoślizgową, na tyle szeroka że przejedzie po niej i wózek, i walizka z kółkami i rower.

      Usuń
    4. Dorotko... przepraszam. Nawyk taki. Postaram się poprawić w nowym roku ;)

      Usuń
    5. Mitenki: Nie chodzi o schodołaz. Tam obok jest winda - nawiasem mówiąc, idiotycznie rozwiązana, bo drzwi otwierane ręcznie, na zewnatrz, ciężkie. Już widzę, jak ktoś na wózku albo matka dokonują ekwilibrystyki, utrzymując je otwarte, żeby móc wsiąść. Chodzi o te szyny - żaden wydatek, więc skoro ułatwiamy np. rowerzystom, to jakim problemem było dołożenie drugiej i pomoc matkom (niepełnosprawny i tak nie skorzysta, chyba że w ekstremalnych warunkach i z pomocą co najmniej dwóch osób - silnych)?

      Usuń
    6. Chyba musimy się wódki napić, by się porozumieć ;)

      Usuń
    7. Chyba zaskoczyłam, o co Ci chodzi, ale wódki i pacierza nigdy nie odmawiam :D

      Usuń
  6. wasze zdjecia sa fantastyczne!! Ja tez tak chce! (z wami rzecz jasna)
    Co do oprycha to bardzo sie ciesze ze skonczylo sie tylko na siniaku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przyjeżdżaj wreszcie (o-bie-ca-łaaaaaś). Strzelimy sesyjkę i upowszechnimy.

      Usuń
    2. poczekaj, niech przyjdzie cieplo do Was to i ja przyjde, w zimie zapadam w hibernacje i zadnego pozytku ze mnie nie ma :)

      Usuń
    3. Jakby Ci to powiedzieć... jest ciepło cały czas. Nie wykręcaj się!!!

      Usuń
  7. Wez se masc z heparyna - bedzie kwitl krocej ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma fazę schyłkową. Heparyną to trza od razu :)
      Poza tym nie chcę się pozbawiać przyjemności opowiadania wszystkim, że chłop mnie bije.

      Usuń
  8. Relacja lux, tak przypuszczałam ,że jeden kocioł w tej tv i ogólnie lekka kiszka.

    Za to zdjecia wasze są niezwykle urocze i jestem usatysfakcjonowana ,jesteście niezłe świruski:)))))

    Sytuacja z laptopem mocno pobudziła moją wyobraźnię,dobrze,ze tak sie skonczyło,też łebkowi skoczyłabym do gardła! No co za typek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto na zdjęciach znalazłaś potwierdzenie tego, co podejrzewałaś od dawna, czytając tekst ;o)

      Usuń

Prześlij komentarz