Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2008

O końcowym odliczaniu

Założyłam na ucho słuchawkę bezprzewodową* i zakasałam rękawy. Nie ma to tamto, rodzina musi jeść, bez względu na to czy jestem w domu, czy mnie nie ma. Ugotowałam zupę pomidorową, ogórkową i pulpety z indyka w sosie grzybowym (od lat jadamy jednodaniowe posiłki). No i naturalnie obiad na dziś – panierowane kapelusze z pieczarek, ziemniaczki i sałatkę z serkiem. Nikt mi nie powie, że mnie nie ma, a w domu zimno, cimno i głód. Później niech sobie radzą sami. A teraz się wykąpię i jadę powinszować Protoplaście, co to ma dziś święto. Błogosławiona niech będzie myśl o zakupie prezentu z wyprzedzeniem! A potem zacznę odliczać. Godzina 0 tuż, tuż. * Jak to po co? Po to, żeby pogadać z Krynią i drugą-mamą, oczywiście.

O życiu, które jest zasrane

Szef był dwa dni w 100licy, a w zeszły piątek w szale, więc nie widzieliśmy się całe pięć dni. Stęsknił się za mną ogromnie, co zaowocowało wczoraj wezwaniem o poranku (który nadal jest ciemną nocą) oraz uświadomieniem, że przez czas rozłąki doszedł do wniosku, że jestem pracownikiem roku co roku. Od razu członki mi zesztywniały, ponieważ takich rzeczy nikt człowiekowi bez powodu nie mówi. Zaparłam się w fotelu z lękiem oczekując ciągu dalszego. I doczekałam się. Dyrekcja oświadczyła, że okręt tonie i tylko ja mogę go uratować. Żebyż chodziło o zwykły nierząd – zrobiłabym to z prawdziwą radością. Ale nie, nie będzie tak łatwo! Po co mam kupczyć ciałem, na to przyjdzie czas. Najpierw się mnie awansuje, bowiem dyrektorskie tyłki większąć mają wartość niż kierownikowskie. Kupczyć się będzie, jak się okręt o dno oprze. Tymczasem, w dbałości o członki (czy ta część jest członkiem?) mam ratować resztki dobytku. I teraz to tylko ode mnie zależy, czy się pogrążymy ostatecznie. Super. Czuję się

O trybie życia

Gwałtownie poszukuję pracownika. Jego zadaniem będzie w pełnym wymiarze czasu pracy przypominać mi o tym, żebym jadła. Niestety ostatnio mi to nie wychodzi. Za to palę, jak smok, niestety. Zwłaszcza w takich dniach, jak dziś, kiedy okazuje się, że gdzieś tam wewnątrz mnie znajduje się granica odporności na debilizm niektórych osób. Nie wiem naprawdę, ile wypaliłam dzisiaj, ale krzyczałam strasznie, w całości eksploatując zasoby tzw. technicznych określeń wojskowych, jakie tylko kiedykolwiek zasłyszałam. A że mój język giętki z łatwością wyraża, co pomyśli głowa, stworzyłam przy okazji kilka niezwykle ujmujących związków frazeologicznych odkrywając, że deklinacja i koniugacja bywa przydatna w różnych sytuacjach. Źródłem mojej frustracji stał się kierownik marketingu – szczególny zresztą idiota – który odmówił współpracy nie tylko na moja prośbę, ale również na polecenie szefa. Mało tego. Wezwał wszystkich swoich pracowników i zakazał im absolutnie ze mną współpracować! Interesuje mnie f

O filmach, poczuciu humoru i – jak zwykle – o życiu

Wiem, że jestem nieco wynaturzona, ale cóż… lubię Almodovara. Nic za to nie mogę, naprawdę. Jego filmy grają na uczuciach, nawet te, które uważane są za oscylujące na granicy dobrego smaku. Kikę wczoraj obejrzałam.  Otóż są rzeczy, na które wyjątkowo jestem uczulona i reaguję na nie emocjonalnie. Zawsze. Nie znoszę dowcipów na określone tematy (np. rasizm czy damski debilizm), nigdy się nie śmieję, a znające mnie osoby po prostu na takie żarty w moim towarzystwie sobie nie pozwalają. I nigdy, przenigdy nie podejrzewałabym się o to, że popłaczę się ze śmiechu, oglądając scenę gwałtu. Wychodzi na to, że wszystko jest kwestią odpowiedniego ujęcia. Jest taki rodzaj humoru, który w moim przypadku sprawdza się bez pudła. Pasjami wprost uwielbiam Monty Pythona , przekraczającego bez żenady granice absurdu w każdej dziedzinie, ale nie trawię Jasia Fasoli czy Benny’ego Hilla . Otrząsa mnie. Nie chodzi więc o abstrakcyjność sytuacji, lecz raczej o sposób jej ukazania (tej abstrakcyjności). Czo

Moja córka

Potomstwo z powodzeniem zmienia swoje życie. Obecnie, prócz obowiązku nauki szkolnej, realizuje następujące projekty: 1. nauka jezyka angielskiego poza szkołą; 2. wynikające z punktu 1. uczestnictwo w olimpiadzie z języka angielskiego w szkole; 3. redagowanie gazetki szkolnej o wdzięcznej nazwie „Gimnazetka”; 4. wolontariat w zakresie pomocy w nauce oraz wspólnym głośnym czytaniu książek dzieciom z pobliskiej szkoły podstawowej; 5. świadczenie odpłatnych usług wspólnocie mieszkaniowej, polegające na odśnieżaniu terenu za pomocą szufli oraz soli o poranku, będącym ciemną nocą i to przed lekcjami. Zarobione w ten sposób środki zamierza przeznaczyć na zakup własnego laptopa (zajęcia ruchowe, praca fizyczna, zarobkowanie, planowanie zakupów, projektowanie wydatków); 6. gimnastyka korekcyjna (jak się mamusia wreszcie zbierze w sobie); 7. samodzielne nadzorowanie upierdliwego i wlekącego się leczenia alergii; 8. planowanie i praca nad sobą w zakresie leczenia ortodontycznego, które jest przy

Co tam z niusów

Wczorajsza narada niezwykle obfita w informacje rewolucyjne. Byłabym może przytłoczona, gdyby nie to, że jako osoba niezwykle dobrze poinformowana, wszystko już wiedziałam i widziałam dwa dni wcześniej. Więc zdążyło mi już przejść. To bardzo wygodne, mieć różne rzetelne i ekspresowe źródła informacji, ponieważ ma się czas na ochłonięcie i profesjonalne podejście do tematu. Że o braku zaskoczenia przez grzeczność nie wspomnę. Tymczasem Dzieje Się. Wczoraj o 22.00 zadzwonił telefon służbowy. Taki mam nawyk, że jak widzę służbową rozmowę o tego typu porze, to ZAWSZE odbieram, bo nikt by się nie odważył do mnie zadzwonić tak późno bez ważnego powodu. Wszyscy bowiem wiedzą, że jestem wredna, podła, okrutna i mam ogólnie paskudny charakter. Nie muszę więc ekstra nikogo uświadamiać, że są pewne rzeczy, które można załatwić w pracy. No i nie muszę sobie wyrabiać opinii, bo już ją posiadłam. No to odebrałam. Wiadomości były takie, że mi dech odebrało i miałam potem nieco problemów z zaśnięciem.

Dwie uwagi na szybko

1. Za chwilę zaczyna się całodniowa narada, więc nie ma mowy o żadnej notce, niestety. 2. Dla wnioskujących adres mailowy: moje.waterloo@gmail.com . Zapraszam serdecznie. Całusy ślę.

Poranki

Nie ma nad ranne wygospodarowanie czasu na kawę z miłą koleżanką i wspólne ponarzekanie na F (niezwykle chwytliwe tematy): 1. forsa (a właściwie brak funduszy); 2. faceci; 3. flejtuchy. Ad. 1 Wszędzie to samo. Wczoraj kolejna wizyta u alergologa (70 zł) oraz, w konsekwencji, w aptece (65 zł). Wciąż to samo schorzenie, coraz to inne leki, smarowidła, kosmetyki. Szlag człowieka trafia, a tu kantowski imperatyw kategoryczny. Dobrze, że choć używania nie trzeba pilnować. To wielki pozytyw. Ad. 2 Wszędzie to samo. Studnia bez dna. Powtarzanie jak katarynka. Lepkie blaty, bajzel w szafie i ogólne rozmemłanie. Kobiety są motorem postepu. Stale wygłaszam pewną obrazoburczą teorię, że gdyby nie my, to faceci nadal huśtaliby się na palmie na ogonach. Jedynym wynalazkiem byłoby piwo i, prawdopodobnie, specjalistyczne naczynie do picia do góry nogami. W tym zakresie tematy można by mnożyć do upadłego. Ad. 3 Obojga płci. Tu się nie rozwinę, bo osiągnęłyśmy turpizm absolutny w tej burzliwej dyskusji

Exposee do narodu przez lufcik

Szacowni Czytelnicy! Niniejszym inauguruję obchody drugich urodzin rzężącej twórczości własnej w postaci elektronicznej (kto nie wierzy, niech zerknie do pierwszej notki w archiwum). Przyjmuję gratulacje, dzieci z kwiatami naprzód, prezenty – zwłaszcza wartościowe, wzniesione toasty –  jeśli załączona jest do nich butelka z uczciwym trunkiem oraz darowizny w postaci prawych środków płatniczych. Numer konta chętnie chętnym udostępnię. A poważnie: Dziękuję wam za ten czas, który spędzamy razem. Wielki to dla mnie zaszczyt, że chcecie ze mną być, śledzić perypetie, dzielić radości i smutki, wspierać, cieszyć, towarzyszyć. Apeluję: BĄDŹCIEŻ! Większą-ć bowiem ja fanką waszą niż wy moją!

Z cyklu WYZNANIA: Czasem oglądam telewizję

I dzisiaj sobie właśnie obejrzałam. Dwa programy planowo: „Boso przez świat” Cejrowskiego i „Po mojemu” Cejrowskiego. Szczęśliwie ktoś tak to wymyślił, że Boso… leci o 10.00 na dwójce, a Po… o 10.30 na TVN Style (mam!). To ja przygotowuję niedzielne śniadanko (a najczęściej również sporą część obiadu, bo wstaję po 8.00) i staram się przed 10.00 ściagnąć Potomsto z łóżka. Ściagnąć w sensie dosłownym, bo śpi na antresoli. Jestem bowiem zwolenniczką wspólnego śniadania (czynność). Słabo nam to wychodzi w tygodniu, więc staram się być bezwzględna choć w weekendy. I ściągam to Potomstwo, naburmuszone do granic wytrzymałości materiału, odpalam TV i mamy dwa oblicza Cejrowskiego. Dygresja. Kiedys Cejrowski prowadził program „WC kwadrans” i wygłaszanymi w nim opiniami doprowadzał mnie do histerii. Przez lata Cejrowski dojrzał, ja dojrzałam, oboje odrobinę się zmieniliśmy (pewnie złagodnieliśmy) i z przyjemnością odkrywam, że wiele mamy obecnie światopoglądowych punktów wspólnych. Po dygresji

Powoli przywykam do myśli

Obraz
że w poniedziałek trzeba będzie wracać do rzeczywistości, niestety. Zaczęłam przygotowania. Kładę się wcześniej, staram się wcześniej wstawać. Dziś spędziłam ponad 4 godziny na stanowisku księgowej we wspólnocie, żeby mi się w głowie nie poprzewracało. Nuda koszmarna. Założę się, że moi pracownicy już ze trzy dni niczego nie „wypuszczają” na okoliczność mojego powrotu. Strach się bać, jak człowiek pomyśli, co zastanie w miejscu świadczenia pracy. Pomijając, że na bieżąco donoszą mi, że już są niezłe jazdy, a będzie jeszcze lepiej. Czynniki znaczy donoszą. W nowym roku czeka nas kolejna reorganizacja, w dodatku znowu bardzo poważna. Zaczynam już przywykać do tego siedzenia na bombie i myślę, że jak kiedyś mi się trafi względny spokój, to nie będę mogła pracować. Reorganizacja, jak donoszą czynniki, dotknie również mojej działki i to w sposób – jak wygląda – dość konsekwentny, bo ją zlikwiduje na tym poziomie, na którym obecnie się znajduję. Dla tych co nie zrozumieli – redukcja stanowis

No i po balonie

Obraz
Najpierw zmarnowaliśmy trochę czasu w piwnicy. I nie, żeby tam był bałagan, skąd. Ale wino gdzieś się nam schowało. Niemniej byliśmy zdeterminowani, więc wyciągnęliśmy je z dobrze zakamuflowanego kąta i bez litości przytaszczyliśmy na górę. Wyglądało, jakby stało już kilka lat. Zaatakowałam go pewną ilością ręczników papierowych i okazało się, że rzeczywiście te swoje lata ma. Konkretnie to 46. Odskrobałam liczne warstwy zabezpieczeń. Pod spodem był jeszcze wosk. Oraz drut. I sznurek. Trochę się nadłubałam. I dodłubałam do korka. Tu powstał dylemat: jak wyciagnąć korek z tak sporej szyjki? W dodatku korek, który kruszył się w palcach. Z zapartym tchem wbiłam korkociąg i… poszło! Nawet całkiem spokojnie i bez rozwałki. A to wszystko dzięki zestawowi Małego Winiarza. Amatora, ma się rozumieć. Poszły w ruch skrzętnie miesiącami zbierane butelki. Najpierw uczciwie je wyplukałam. Potem pozostawiłam do odcieknięcia. A na koniec, dla bezpieczeństwa, przepłukałam spirytusem, którego odrobina n

Urlop mija

W zastraszającym tempie w dodatku. Jesteśmy po kilku wycieczkach, ale tak się rozleniwiłam, że nie chce mi sie nawet obrobić zdjęć, żeby je tu powstawiać. Mimo to obiecuję, że się poprawię i chociaż Cieszyn wam pokażę albowiem wart-ci on tego jest. Tymczasem sporą część mojego życia spędzam na różnych przyjemnościach typu „leniuchowanie” oraz na kłótniach z jednorodną córką. Ponieważ wiele czasu spędzam w domu, mamy go dla siebie pod dostatkiem i możemy się kłócic, ile dusza zapragnie. O wszystko, nawet o rzeczy, ktorych nie podejrzewacie. Najczęściej kłócimy się o przestrzeń prywatną. Dla niewtajemniczonych: ja chcę, żeby ona posprzątała w swoim pokoju, a ona chce, żebym ja tam nie wchodziła. Ona uważa, że pokój jest jej przestrzenią prywatna, a ja – że jestem właścicielką lokalu jako całości. Punktów wspólnych brak. Tymczasem biegnąc rączym kłusem po schodach, potknęłam się o kota, nóżka mi się podwinęła i objechała ze stopnia, a potem na dodatek przywaliłam w stopień poniżej okolicą

Z cyklu: ulubione

Jestem u teściów :D - Jakby się wam zachciało – mówi teściowa o 22.00, opakowując talerz z ciastem lnianą ściereczką – to ciasto stawiam na schodkach do piwnicy. - Taaaa, jasne.  W nocy wstaną i będa jedli – kwituje z przekąsem teść. - Ale jakby się wam zachciało, to na schodach chłodno, jak w lodówce – upiera się teściowa. - Ty im raczej talerz do pokoju wstaw. Jeszcze sobie po ciemku nogi połamią!

A w Krakowie…

Obraz
Na Grodzkiej pada deszcz… oznak, że odzyskaliśmy niepodległość. Przygotowania idą pełną parą. Łącznie z wielce interesującymi (oryginalny widok). Poza tym na górze król a na dole cesarz. Mało widać? To proszę bardzo! I jeszcze te dysonanse. Jest w nich coś, co mnie porywa. Taki Wawel. Niezły zabytek. Ale i do królów docierają nowinki techniczne. Lubię Kraków z jego monumentalnością. I jesienną nostalgią. Oraz dowcipnym przymrużeniem oka. … Przeokropnie było zimno. I niezły metraż mieli ci królowie. Ale to tylko tak na marginesie.

Dialogi na cztery nogi

Występują: Prezes przesowa Czas akcji: 19.30 Miejsce akcji: samochód zaparkowany w centrum prezesowa : O, patrz! Kotek! Jaki ładny! Wołamy go? Prezes : Jasne… Zawołasz i wtedy się okaże, że on już od dawna jest spakowany i właściwie ze wszystkimi się pożegnał*!!! * Dla tych, ktorzy ew. nie załapali: prezesostwo ma niebywałą wprost zdolność przyciągania bezdomnych kotów jak magnes. Nie wiadomo – dlaczego.