O końcowym odliczaniu
Założyłam na ucho słuchawkę bezprzewodową* i zakasałam rękawy. Nie ma to tamto, rodzina musi jeść, bez względu na to czy jestem w domu, czy mnie nie ma. Ugotowałam zupę pomidorową, ogórkową i pulpety z indyka w sosie grzybowym (od lat jadamy jednodaniowe posiłki). No i naturalnie obiad na dziś – panierowane kapelusze z pieczarek, ziemniaczki i sałatkę z serkiem. Nikt mi nie powie, że mnie nie ma, a w domu zimno, cimno i głód. Później niech sobie radzą sami. A teraz się wykąpię i jadę powinszować Protoplaście, co to ma dziś święto. Błogosławiona niech będzie myśl o zakupie prezentu z wyprzedzeniem! A potem zacznę odliczać. Godzina 0 tuż, tuż. * Jak to po co? Po to, żeby pogadać z Krynią i drugą-mamą, oczywiście.