Powoli przywykam do myśli

że w poniedziałek trzeba będzie wracać do rzeczywistości, niestety. Zaczęłam przygotowania. Kładę się wcześniej, staram się wcześniej wstawać. Dziś spędziłam ponad 4 godziny na stanowisku księgowej we wspólnocie, żeby mi się w głowie nie poprzewracało. Nuda koszmarna.
Założę się, że moi pracownicy już ze trzy dni niczego nie „wypuszczają” na okoliczność mojego powrotu. Strach się bać, jak człowiek pomyśli, co zastanie w miejscu świadczenia pracy.
Pomijając, że na bieżąco donoszą mi, że już są niezłe jazdy, a będzie jeszcze lepiej. Czynniki znaczy donoszą.
W nowym roku czeka nas kolejna reorganizacja, w dodatku znowu bardzo poważna. Zaczynam już przywykać do tego siedzenia na bombie i myślę, że jak kiedyś mi się trafi względny spokój, to nie będę mogła pracować. Reorganizacja, jak donoszą czynniki, dotknie również mojej działki i to w sposób – jak wygląda – dość konsekwentny, bo ją zlikwiduje na tym poziomie, na którym obecnie się znajduję. Dla tych co nie zrozumieli – redukcja stanowiska nastąpi.
Postanowiłam o tym nie mysleć. I tak nie mam na to wpływu. Mam nadzieję, że mnie nie wywalą, tylko zaproponują mi inne miejsce. To jest uporczywa dość nadzieja, wyznaję w sekrecie.

Urlop zaowocował dwiema parami nowych butów. Co, kogoś to dziwi? Domniemywam, że już nie, w końcu obcujemy ze sobą odrobinę czasu*, nieprawdaż? No to w poniedziałek polecę do pracy w czerwonych lakierkach. A niech wią!

* 17 upłyną dwa lata, uwierzylibyście? Bo mnie doprawdy trudno.

Specjalnie na życzenie soleil… voila! (ukradłam zdjęcie z aukcji, ale ciiiii…)

Komentarze