1054

Dziecko wybrało przedmioty maturalne i złożyło deklarację. Drukowaną zaledwie trzykrotnie. Co ciekawe, nie musiałam bić jej do nieprzytomności, żeby zdecydowała się na jakieś rozszerzenie. Owszem, na jedno. Zawsze to lepsze niż nic. Obstawiłyśmy korki, dłubię jeszcze przy jednej koleżance ze studiów, bo sama w zawodzie nie pracuję i w żałosnej sprawie matury nie mam nic twórczego do powiedzenia. Mam nadzieję, że wesprze po koleżeńsku.
Oczywiście dziecko znika z domu na długie godziny i nie mam żadnych złudzeń, że w sprawach naukowych. Ostatnio głównie na próby zespołów, które będą przygrywać do kotleta na osiemnastce.
Osiemnastka, odżizas… W ogóle ten rok obfituje w sceny żywcem wycięte z kreskówki „Nemo”. Kto ma dzieci, ten uprzejmie przypomina sobie mewy, latające kupą i wrzeszczące: daj, daj, daj, daj, daj!!! Wczoraj, wykorzystując moją słabość, próbowała wziąć mnie pod siusiu.
- A wiesz, że będziesz MUSIAŁA kupić mi kieckę na studniówkę? – zapytała lekkim tonem i natychmiast dodała z łaski – Pójdę z kimś ze szkoły, żeby nie mnożyć kosztów.
Cwaniara. Że niby miałabym zapłacić za wyszynk dla jakiegoś kolesia? No takiej gorączki nie miałam od dawna.
Dziś pojawiło się kolejne pytanie roku.
- Jak zrobię prawko, będziesz mi pożyczała samochodu?
- Buchacha!!! Niech ci ojciec kupi.
- Nie ma kasy.
- To niech się ogarnie.
Akurat będę chodzić na piechotę, bo mi rozwali samochód. Moją hondziunię, pieszczotliwie zwaną Szafą? Musiałaby najpierw mnie nią przejechać.
Polecam pierwsze słowa refrenu.

Komentarze