1117

Jeszcze o kotach, skoro jestem w transie.

Większość kotów przybywała do nas w wieku szczenięcym. Choć uważam, że powinno się wdrożyć do języka wyraz "kocięcy". Wyjątek stanowił Mruczek, przygarnięty z ulicy całkiem dorosły (ale nie umiem sobie przypomnieć, ile miał lat) oraz dwuipółletni Karol, którego historia zapoczątkowała moje blogowanie.

Pan Stefan był najmniejszy i najśmieszniejszy. Miał zaledwie z 4 tygodnie i dostarczał nam licznych uciech swoim trójkątnym naówczas ogonkiem, zasypianiem w połowie drogi z pokoju do kuchni oraz zamiłowaniem do kreskówek (szczególnie do "Epoki lodowcowej").
Na zdjęciu wyprawa z siedzenia kanapy na jej boczne oparcie. Możliwa wyłącznie dzięki podłożonej poduszce.


Tusieńka miała góra 5 tygodni. Opis tego, skąd się wzięła, już na tym blogu zaistniał. Na zdjęciu poniżej dzień drugi pobytu. Tuż po przeglądzie u naszego ulubionego weterynarza (stąd ślady podawanego specyfiku przeciw robalom). Dla porównania - obok Tusiaka podkładka po kubek w rozmiarze standardowym, czyli o średnicy ciut większej niż dno. Tusiak wchodził pod szafę bez zginania łapek.


Zosia, jak się nieco później dowiedzieliśmy (nieco później, bo z uwagi na rozmiar Zofii i brak doświadczenia dyżurującego weterynarza, została oceniona na 9 miesięcy. Oraz płeć męską. Zweryfikowane w kolejnych dniach przez Tomasza - wielkiego miłośnika kotów), miała już 5 miesięcy. Oraz całkowicie wykrystalizowany charakter. Najwyraźniej od urodzenia musiała walczyć o przeżycie. Na zdjęciu w sekundę po tym, jak nieopatrznie otwarliśmy drzwi wejściowe. Mówiłam, że cwana? Natychmiast zalogowała się na mojej spódnicy. Przecież wiadomo, że jak dotknę, to już nie oddam.


Na Śląsku krążą podobno historie o naszym (szczególnie moim) podejściu adopcyjnym. Wśród kotów krążą. Dlatego przemykam się chyłkiem i udaję, że jestem ślepsza niż w rzeczywistości. Co i tak nie zawsze mi wychodzi i od czasu do czasu kocia brać uszczęśliwia mnie kolejnym podrzutkiem. Na przykład takim, o:


Dziś jest wielkim, statecznym kocurem. I żyje sobie szczęśliwie u pewnej miłej koleżanki.

Ach! Korzystając z okazji pragnę złożyć oświadczenie.
Drogie i Szanowne Koty Śląskie!
Nie bierzemy. Nie podsyłać. Nie podrzucać. Nie mamić, nie wkręcać, nie prześladować. Nie udawać, że nie wiecie.
Tak, owszem, skończę jak Violetta Villas, ale nie w budynku wielomieszkaniowym.
Ament.

Komentarze

  1. a mnie koło czterdziestki pojawiło się uczulenie na koty.wielka niesprawiedliwość.
    bezkotni są markotni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że - prócz alergii - nie przepadasz. Miło odkryć coś zupełnie innego.

      Usuń
  2. uprzejmie donoszę że Adaś już jest - a jaką ma datę urodzin 13.2.2013:)! się nie odzywałam, bo poród miałam podwójny - najpierw naturalny tj. zielone wody, oksytocyna, skurcze, stop. potem decyzja o cesarce, a na stole do cesarki parte skurcze - jak miło z ich strony że pojawiły się dopiero tam- a na koniec jednak cc bo nie chciało dziecię wyleźć po dobroci. mówię że to był poród naturalny zakończony cc. A synuś się udał - technicznie rzecz biorąc 4250x60 . Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, gratulacje, kochana! Jesteś BARDZO DZIELNA.
      A dla Adasia - szczęścia na całe życie.

      Usuń

Prześlij komentarz