Spiętrzyło się

Mało tego, że nie piszę. Niestety nawet nie czytam, więc nie tylko nie wiem, co się dzieje u mnie, ale i – co u was. Błąkam się, krążę, jest coraz później, samochodu nie przepuścili mi przez przegląd, 100 blacharzy nawet nie chce zajrzeć pod samochód, nie mówiąc już o wykonaniu naprawy. Wyżebrałam wczoraj audiencję u blacharza (w Mysłowicach – sic!), obsługującego moich znajomych. Narazie zyskałam tyle, że pojadę i ktoś w ogóle wyrazi zainteresowanie. A czy naprawi – to inny temat. Tkwię w niepewności czy opłacać OC, bo jeśli nikt się nie pochyli nad moim rączym rumakiem, to będę musiała sprzedać go na części i ubezpieczenie mi do tego niepotrzebne. Czas się kurczy w tempie zastraszającym, bo jest wyliczony zarówno na OC, jak i na naprawę. Całkowita dupa, że tak powiem.

Potomstwo wciąż nieobecne i nie uszczęśliwia mnie nadmiernie rozmowami, jakoś tak głupio się czuję. Nawet Zocha zrobiła się marudna i przyszła wczoraj się poprzytulać do naszego łóżka, co jej akurat nie zdarza się nigdy. Tęskni.

Poza tym standard, roboty w piguły, w pracy na nic nie mam czasu, a po pracy mam tak dość, że nawet nie odpalam komputera. Nawiasem mówiąc mamy nowy, ale jeszcze się nie wypowiadam na temat jakości pracy, bo nie udało mi się skorzystać. Oglądam za to (jak na mnie) sporo filmów, bo dostałam w prezencie wymarzony odtwarzacz. Nie mogę tutaj dostać się do fotobaketa, więc zamieszczam wam link do oglądania.
Tak, jest w kolorze pink, a co, nie wolno?

Komentarze